Rozdział X Cz.1 Zanim wybije północ
Rano niemal zaspałam.
Wieczorem Jay zmył się prawie tak szybko jak się pojawił a ja siedziałam jeszcze do późna próbując dowiedzieć się jak najwięcej o reszcie znajomych Hailey i Aarona. Wizyta chłopaka uświadomiła mi, że mam duże braki.
Wyskoczyłam jak oparzona z łóżka jak tylko dostrzegłam, która jest godzina. Miałam niewiele czasu i nie było szans na to, że zdążę zjeść śniadanie.
Ubrałam się w mundurek szkolny i wybiegłam na podjazd spodziewając się, że zobaczę tam już czekającą taksówkę. Po czarnym aucie nie było jednak ani śladu.
Czyżbym spóźniła się, aż tak bardzo, że kierowca nie chciał czekać?
Rzuciłam okiem na zegarek, ale on pokazywał standardową porę przyjazdu samochodu. Przysiadłam na krawężniku.
Może taksówka chwilę się spóźni.
Kątem oka zobaczyłam, że auto bliźniaków podjeżdża pod dom Marshallów, z którego po chwili wyszedł Jay. Wyglądało na to, że jego samochód wciąż nie był sprawny.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam pod numer firmy, w której moja rodzina wynajmowała taksówki.
Pani po drugiej stronie poinformowała mnie, że kurs został odwołany i że następną taksówkę przyślą za pół godziny. Nie mogłam w to uwierzyć. To musiała być pomyłka, bo ja nie odwoływałam żadnego kursu.
Ponownie dzisiejszego poranka spojrzałam na zegarek.
Nigdy nie spóźniłam się do szkoły, ale dzisiaj miało to nastąpić.
Nie było możliwości, abym znalazła się w szkole na czas, musiałabym mieć natychmiastowy transport. Samochód bliźniaków minął mój dom w momencie, gdy okno z tyłu się otworzyło i głowę z niego wystawił nie kto inny jak Jayden.
Jego twarz zdobił szeroki uśmiech.
- Zemsta jest słodka Kowalski - krzyknął a bliźniacy zarechotali i zawrócili na końcu uliczki.
To była jego sprawka. Zezłościłam się, ale nie byłam zdziwiona.
Wyglądało bowiem na to, że nasz rozejm był kruchy.
A ja mogłam to później wykorzystać.
****
Zgodnie z przewidywaniami spóźniłam się na pierwszą lekcję.
W szkole naprawdę brakowało mi Ayry, gdyż ta ignorowała mnie przez cały dzień. Potrzebowałam się komuś wyżalić, ale mimo to nie podeszłam do niej na żadnej z przerw.
Moja przyjaciółka zasługiwała na coś więcej niż chwilowe pogaduszki i musiałam się w to w pełni zaangażować.
Nie miałam na to jednak teraz czasu. Chciałam dać jej całość a nie tylko kawałki.
Dlatego musiałam czekać.
Bo dla niej było warto.
Ayra była moją najlepszą przyjaciółką od dawna i rozumiała mnie jak nikt inny. Więc aby wszystko wyjaśnić musiałam znaleźć czas.
Dużo czasu.
Pan Hudson w końcu postawił mi 6. Po tym jak przeprowadziłam prezentację przed całą grupą, która, o dziwo, zainteresowała się tym co mówię nie miał innego wyjścia.
Wykazałam się wiedzą i znajomością zagadnienia lepszą od całej klasy. Wróciłam do domu dumna z siebie.
Tata również wrócił szybciej a jego walizki stały już w przedpokoju.
Duża dla niego i mała różowa dla mamy. Oznaczało to, że mi została tylko stara, której nikt nie używał i tylko się kurzyła.
Ostatni raz byliśmy na wakacjach, gdy miałam dziesięć lat i mała walizeczka należała jeszcze do mnie.
Tata wyjeżdżał jutro z samego rana do D.C, aby porozmawiać z prokuraturą i mediami. Zazwyczaj robił to wraz z klientem, ale tym razem ojciec Aarona nie wyraził zgody na jego udział w rozmowie z prasą.
Teoretycznie Aaron kończył za kilka dni osiemnaście lat, więc mógł sam podejmować decyzję, ale gdy to Jason opłacał prawników do niego należała ostateczny głos.
Widocznie Aaron wolał zostać dłużej w mieście i poimprezować ze znajomymi.
Nie dziwiłam mu się.
Wisiało nad nim widmo długiego wyroku i w takiej sytuacji też wolałabym korzystać z życia, póki bym mogła. Rzuciłam plecak na łóżko i szybko przebrałam się z niewygodnego mundurka w dres i zajęłam się pracą.
Musiałam zebrać jak najwięcej informacji, aby z jutrzejszej imprezy wynieść jak najwięcej.
****
Rano znowu nie zabrała mnie taksówka.
Tym razem, jednak było to spowodowane przez tatę, który uparł się, że skoro jedziemy w tym samym kierunku to Gold podrzuci mnie do szkoły w drodze do stolicy.
Całą drogę siedziałam spięta starając się nie garbić. Nieczęsto spędzałam z ojcem czas, ale zawsze starałam się wypaść wtedy jak najlepiej.
Zaplotłam włosy w warkoczyki mając nadzieję, że na imprezę będę miała śliczne fale.
- Mama przyjedzie do nas do hotelu w niedzielę - poinformował mnie ojciec sztywno, nigdy nie miałam z nim dobrych relacji. Wszystko traktował jak pracę przez co w naszych rozmowach często wiało chłodem.
- Dobrze - odpowiedziałam grzecznie – mam przywieść jej coś z domu?
- Nie rozmawiałem z nią długo, możesz do niej zadzwonić po południu, skoro nie masz innych planów.
Nie poinformowałam taty o dzisiejszej imprezie.
Nie widziałam potrzeby. I tak pewnie nie pozwoliłby mi iść, gdyż myślałby, że wymiguje się od pracy.
On zawsze stawiał na solidny research i papierkową robotę.
Był genialnym adwokatem, ale nie rozumiał praktyki działania pod przykrywką.
Uważał, że to oszukiwanie klientów i było to jednym z przedmiotów sporu jaki prowadził od lat z Graysonem Marshallem.
Wysiadłam z samochodu z ulgą.
Reszta podróży przebiegła nam w niezręcznej ciszy i nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo ulżyło mi po tym jak wysiadłam, dopóki nie usłyszałam swojego wypuszczania powietrza. Stałam chwilę w zawieszeniu obserwując oddalający się samochód. W końcu, jednak odwróciłam się i ruszyłam do szkoły.
Rozmowy z ojcem były stresujące, ale teraz musiałam się skupić.
Czekał mnie długi dzień.
****
Punkt dwudziesta Jayden Marshall zapukał do moich drzwi.
Ostatni raz spojrzałam w lustro upewniając się, że nie rozmazałam sobie oczu i szybkim ruchem otworzyłam drzwi.
Jay ubrał biały T-shirt i czarne spodnie a na ramieniu zawieszoną miał jeansową kurtkę w tym samym kolorze. Włosy natomiast zmierzwione miał bardziej niż zwykle.
Przypatrywaliśmy się sobie chwilę bez słów.
Ubrałam jasną sukienkę na jedno ramię, która kończyła się nad kolanem i teraz czułam jak moją twarz zalewa czerwień, gdy Jayden mi się przyglądał.
- Cześć - wychrypiałam w końcu - dobrze wyglądasz - dodałam niezręcznie.
- Cześć, ty również - skupienie na twarzy Jaydena zostało zastąpione uśmiechem - gotowa?
Również się uśmiechnęłam, zgarnęłam torebkę i zamknęłam za sobą drzwi na klucz.
- Teraz już tak - odparłam a on posłał mi kolejny ze swoich popisowych uśmiechów i zamaszystym gestem otworzył mi drzwi jego samochodu.
- Panie przodem - pochylił się niczym lokaj a ja się roześmiałam.
- Odebrałeś samochód z naprawy - zauważyłam, gdy Jayden usiadł za kierownicą.
Nie odpowiedział i ruszyliśmy. Jay bębnił chwilę lewą ręką w kierownicę, ale po chwili odwrócił się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Właściwie to nigdy się nie zepsuł - powiedział po czym nonszalancko zakręcił kierownicą podczas skrętu. Szczęka mi opadła.
- Że co? To po co ta cała szopka - niedowierzałam.
- Chciałem spotkać Leviego. Codziennie jeździ tą samą trasą było oczywiste, że w końcu go spotkam.
- Nie o to pytam! Po co była ta szopka ze mną?! - rozumiałam po co tak naprodukował się, aby spotkać Leviego, nie rozumiałam natomiast po co przestraszył mnie wtedy na ulicy.
- Wiedziałem, że się nie zgodzisz – wzrok miał wlepiony w jezdnię - Ale gdybyś nie miała wyrzutów sumienia, nie byłabyś tak miła zabrać się ze mną - uśmiechnął się a ja przewróciłam oczami.
Marshall mnie irytował i w jego obecności robiłam to dość często.
Nie odzywałam się już do końca drogi, obserwując okolicę. W razie jakby okazało się, że Jay mnie tam zostawi lub co gorsza porzuci gdzieś w lesie wolałam zapamiętać drogę.
- Jesteśmy - mruknął Jayden, gdy dotarliśmy na miejsce.
Wyjrzałam przez okno.
Rezydencja Robertsów była ogromna i mieściła się w dużej odległości od innych domów.
Moja rodzina i rodzina Marshallów były bogate, ale to, to był zupełnie inny poziom bogactwa. Wysiadłam, nie czekając aż Jayden obejdzie samochód, aby otworzyć mi drzwi. Był gentelmanem, ale w tej chwili spieszyło mi się na zwiady. Już od bramy widać było, że impreza toczy się tylko we wschodniej stronie posiadłości. Reszta domu miała powygaszane światła i wyraźnie oddzielała się od jaśniejącej poświaty dobiegającej z imprezy.
- Będziemy musieli dostać się tam - mruknął Jayden, gdy przechodziliśmy przez imponujący ogród urządzony w stylu angielskim. Spojrzałam w kierunku, w którym wskazywał Jay. Późne róże zasadzone w całym ogrodzie kwitły jeszcze z wyjątkiem odcinka przylegającego do pokoju Hailey. Tam róże zwiędły, nie podlewane na znak, że to właśnie tam mieszkała zmarła dziewczyna.
- Myślisz, że policjantom i prokuraturze umknęło coś w jej pokoju? - zapytałam. Zazwyczaj podczas podobnych śledztw zabierano większość z prywatnych rzeczy ofiary.
- Policjanci i prokuratorzy to zazwyczaj mężczyźni po trzydziestce raczej nie potrafią myśleć jak nastoletnia dziewczyna - zauważył z błyskiem w oku a mi nagle coś przyszło do głowy.
- Ty też nie jesteś nastoletnią dziewczyną - Zatrzymałam się, na co posłał mi szeroki uśmiech.
- Widzisz, możemy sobie pomóc.
- Dlaczego myślisz, że w czymkolwiek ci pomogę - Skrzyżowałam ręce na piersi, pierwszy raz miałam przewagę i zamierzałam ją wykorzystać.
- Wprowadzę cię na imprezę, ty pogadasz z dziewczynami ja z chłopakami a później wymienimy się informacjami, rozejm skończy się jutro o północy jak się nie zgodzisz nie wejdziesz na imprezę.
Przygryzłam wargę, udając, że się zastanawiam. Informacje były mi potrzebne a propozycja Jaydena kusząca. Z resztą i tak już tu byłam nie było powodów, aby się wycofywać.
- Zgoda - Wyciągnęłam rękę, aby przypieczętować umowę, ale on zamiast ją uścisnąć, przyłożył ją do swoich wargi i delikatnie pocałował.
- W takim razie chodźmy tańczyć, kopciuszku - powiedział z zadowoleniem – zanim wybije północ.
////////////////////////////////
Cześć!
W końcu nowy rozdział!
Dajcie znać co myślicie!
Może macie już swoje teorie kto zabił Hailey?
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro