Rozdział IV Wyluzuj Kowalski
Lekcje zleciały mi bardzo szybko a każdą przerwę poświęcałam na szukanie informacji o przyjaciołach Hailey.
W międzyczasie mama wysłała mi wiadomość, że ma ważną sprawę w Vermont i najprawdopodobniej nie wróci aż do procesu.
Wysłałam jej uśmiechniętą minkę i zamknęłam konwersację.
Mimo swojego azjatyckiego pochodzenia moja mama urodziła się i wychowała w Cambridge, gdzie rozpoczęła swoją karierę jako prawnik, dlatego część jej klientów wciąż stamtąd pochodziła.
Tym razem Gold nie przyjechał po mnie, gdyż robił to tylko wtedy, gdy zabierał nas do kancelarii. Jay zabrał się z braćmi a ja, jako że nie miałam jeszcze swojego samochodu pojechałam z Ayrą.
Gdy dotarłam do domu nie zastałam ojca.
Zostawił kartkę, że wróci późno i że w zamrażarce są pierogi z owocami. Zapewne już wcześniej dowiedział się, że mama nie wróci dzisiaj do domu.
Wstawiłam pierogi i rozłożyłam się na kanapie tak jak Jay dzień wcześniej. Póki jedzenie robiło się chciałam zdobyć jak największą przewagę nad Jaydenem, który lekkomyślnie wybierał się dzisiaj na imprezę.
Jego strata mój zysk.
Odpaliłam telefon i zaczęłam przeglądać profile znajomych Hailey na Instagramie.
Już kilka minut później wiedziałam, że dziewczyna, z którą ma najwięcej zdjęć jest jej najlepszą przyjaciółką i nazywa się Polly Jackson, a chłopak, z którym obejmuje się na zdjęciu sprzed miesiąca to Rick Lopez.
Z trudem udało mi się przypomnieć, że widziałam ich w notatkach Jaya. Otworzyłam akta i odnalazłam jeszcze jedno nazwisko.
Nazwisko dziewczyny, która zeznała, że rodzeństwo się kłóciło. Ava Mccoy. Była dziewczyna Aarona, na której zeznaniach oparto nakaz przeszukania domu oskarżonego, domu, w którym odnaleziono dowody, które posłużyły do wydania nakazu aresztowania, a które zataiła prokuratura.
Westchnęłam. Póki co nie miałam żadnego solidnego tropu.
Pierogi skończyły się gotować, więc przełożyłam je na talerz. Przez przypadek pochlapałam przy tym telefon, który wciąż odblokowany był na Instagramie.
Krople wody przełączyły kafelki w telefonie i już po chwili ekran zatrzymał się na starym poście opublikowanym przez Hailey Roberts. Nastolatka była na nim ubrana w czerwoną odświętną sukienkę a sala za nią przyozdobiona była w świąteczne dekoracje. Blond włosy dziewczyny delikatnie opływały jej twarz i kończyły się trochę nad podbródkiem. Przypomniałam sobie zdjęcia Hailey, które dostarczyli nam ojcowie. Na tamtej fotografii włosy nastolatki były znacznie dłuższe, post musiał pochodzić więc sprzed około dwóch lat.
Obok Hailey stała jej rudowłosa przyjaciółka, ciemnoskóry nastolatek, którego rozpoznałam jako jej chłopaka i jej przyrodni brat Aaron. Mimo, że nie byli ze sobą spokrewnieni byli do siebie niesamowicie podobni.
Jednak to nie ludzie na zdjęciu najbardziej przykuli mój wzrok a baner za nimi. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia i przeklęłam w myślach, gdy udało mi się odczytać napis, który został na nim umieszczony.
Cholerny Jayden Marshall nie zamierzał wcale tracić czasu na imprezie.
On planował ją wykorzystać.
Z tyłu głowy brzmiały mi słowa Ayry o dzisiejszym wieczorze.
Jayden zapewne widział o wszystkim wcześniej. Bo przejrzał wczoraj wszystkie posty. A to oznaczało, że pewnie natrafił też na jakiś o imprezie.
I na ten, który teraz wyświetlał mi się na ekranie.
Byłam tak bardzo zła na siebie. Bo napis za nastolatkami głosił:
"Kiermasz charytatywny w Lincoln Academy".
****
Ayra odebrała dopiero za trzecim razem i od razu uradowana powiedziała mi, gdzie jest impreza.
Przyjaciółka powiedziała mi, że odbywa się w Arlington w domu jakiegoś gościa z ostatniej klasy i wszyscy są zaproszeni, gdyż jego rodzice wyjechali na weekend.
Domówka zaczynała się o dwudziestej a ja potrzebowałam pół godziny, aby tam dotrzeć.
Przegrzebałam szybko szafę szukając czegoś co nadawałoby się na tą okazję. Nie chodziłam na imprezy i nawet nie wiedziałam w co powinnam się ubrać.
Ostatecznie zdecydowałam się na jeansy i czarny crop top z wiązaniem na brzuchu i wyszłam z domu.
Niemal od razu pożałowałam swojej decyzji.
Zapomniałam jak mimo upałów wrześniowe wieczory potrafią być zimne i teraz zadrżałam, gdy zalała mnie fala chłodu. Nie było jednak czasu, aby się wracać. Taksówka już na mnie czekała więc szybko weszłam do auta, aby się ogrzać.
Przywitałam się z kobietą, która miała mnie zawieźć na miejsce i podałam jej adres po czym zadzwoniłam do ojca.
Gdy nie odebrał zostawiłam mu wiadomość, że jadę zdobyć informacje i wrócę późno. Nie wspominałam, że zamierzam zdobyć je na imprezie.
Nie sądziłam, że ta wiadomość by go ucieszyła.
Gdy taksówka w końcu się zatrzymała było trochę po dwudziestej. Zapłaciłam i podziękowałam kobiecie po czym ruszyłam w kierunku domu, z którego dolatywała do mnie muzyka.
Odetchnęłam i napisałam SMSa do Ayry z pytaniem, gdzie ją znajdę, jednak, gdy nie odpisała zwyczajnie weszłam do środka.
Od razu uderzyła we mnie fala duchoty i smród potu i alkoholu.
Impreza najwyraźniej zaczęła się nieco szybciej, gdyż kilku gości było już mocno wstawionych. Muzyka dudniła mi w uszach, gdy przedzierałam się przez tłum. Wyglądało na to, że każdy gość miał za sobą już co najmniej jednego drinka. Wypatrywałam przyjaciółki jednocześnie zastanawiając się co ja mam teraz zrobić. Otaczało mnie kilka znajomych twarzy, ale większości ludzi nawet nie kojarzyłam i nie byłam w stanie stwierdzić, czy są z Fairfax czy Lincoln czy może z dwóch publicznych liceów, również znajdujących się niedaleko.
Poza tym było tak głośno, że i tak zapewne z nikim nie udałoby mi się porozmawiać. Przepychałam się między ludźmi, aż w końcu dostrzegłam Ayrę.
Dziewczyna tańczyła w tłumie razem z Teddym, chłopakiem, który od dawna jej się podobał. Chciałam podejść do niej, aby się przywitać, ale drogę zatorowała mi zgrabna sylwetka Danielle, jej twarz wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie, gdy mnie zobaczyła.
Dziewczyna zeskanował mnie spojrzeniem i rzuciła jakimś, najprawdopodobniej nieprzychylnym komentarzem ja jednak nic nie usłyszałam.
Zignorowałam ją więc i przepchnęłam się obok niej, prowokując przy tym kolejny komentarz Danielle.
Go również nie dosłyszałam.
Mówiła coś o tym, że źle wyglądam.
Chyba.
Zresztą jej wszystkie komentarze na mój temat ograniczały się do krytyki mojego wyglądu. Więc byłam niemal całkowicie pewna, że mam rację.
Skierowałam się w kierunku, w którym ostatni raz widziałam Ayrę.
Bezskutecznie, gdyż przyjaciółka ponownie zniknęła mi z oczu.
Próbowałam wydostać się z tłumu, lawirując między ludźmi, ale dość szybko natrafiłam na przeszkodę w postaci ludzkiego ciała, w którą na nieszczęście uderzyłam.
Rozlewając przy tym napój, który chłopak, na którego wpadłam trzymał w ręku.
Ciecz rozlała się na moją bluzkę przez co poczułam nieprzyjemny chłód. Szlag. Niedobrze, aby moje ubrania śmierdziały alkoholem, gdy wrócę do domu. Zaczęłam pospiesznie przepraszać i ścierać z siebie napój, nie do końca świadoma tego, że osoba przede mną najpewniej mnie nie słyszy.
Podniosłam więc głowę i dostrzegłam Jaydena, który uśmiechał się do mnie ironicznie. Jego spojrzenie nie było mętne więc zakładałam, że nie sięgnął jeszcze po alkohol.
Co nie oznaczało, że ten właśnie nie znalazł się na moim topie.
- Kowalski - krzyknął mi niemal do ucha – nie spodziewałem się ciebie tutaj!
- Myślałeś, że się nie zorientuję? - odkrzyknęłam. Nie byłam niska, ale Jay i tak musiał się nachylić, aby mnie usłyszeć, co sprawiło, że staliśmy teraz naprawdę blisko siebie – Lincoln Academy, to było proste.
- Bo wyczytałaś to z moich notatek? - zapytał a jego uśmiech się poszerzył. Lekko spanikowałam. Jay wiedział, że szperałam w jego notatkach, a gdy pomyślałam o tym co się stało później na moje policzki wstąpił rumieniec. Odsunęłam się od niego, bo nagle bliskość zaczęła mnie peszyć.
- Oczywiście, że nie - prychnęłam, aby nie dać nic po sobie poznać. Może Jay tylko blefował i nic nie wiedział. Może tylko się droczył. Nic jednak nie odpowiedział, tylko się roześmiał i odszedł. Dupek. Czasami naprawdę miałam go dość.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, aby ponownie zlokalizować Ayrę, ale gdy ponowne mi się nie udało, poddałam się i ruszyłam ku drzwiom balkonowym, aby zaczerpnąć trochę powietrza.
Szklane drzwi wychodziły na taras, na którym znajdowało się kilkoro ludzi, głównie palaczy lub tych którzy wyszli, aby porozmawiać. Mimo otwartych drzwi było tu znacznie ciszej. Minęło już sporo czasu, odkąd tu przyjechałam a na dworze zrobiło się jeszcze zimniej. Odczułam to przy kolejnym podmuchu wiatru. Na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Chcesz? - usłyszałam obok siebie, dziewczyna o kolorowych włosach wyciągnęła w moim kierunku papierosa.
- Nie, dzięki - odparłam, nie paliłam, poza tym wolałam nie przyjmować nieoznakowanych używek od nieznajomych. Nigdy nie wiadomo co tak naprawdę mogło być w środku. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Nie to nie, Nysa jestem - przedstawiła się - a ty?
- Patricia - mruknęłam, nie za bardzo miałam ochotę na poznawanie nowych ludzi, zwłaszcza, że coraz mocniej odczuwałam chłód. Nagle przyszło mi coś do głowy. Nie kojarzyłam jej z Fairfax Christian co mogło oznaczać, że chodzi do tej samej szkoły co Hailey i Aaron.
- Jestem z Fairfax Christian High School - podsunęłam mając nadzieję, że Nysa powie coś od siebie
- Ja jestem z Lincoln - powiedziała między wydechami kwaśnego dymu
- Czy to ta szkoła...
- Gdzie rodzeństwo się pozabijało, aha, dokładnie ta - mruknęła dziewczyna, najwyraźniej od jakiegoś czasu było to nieodłączne pytanie większości jej konwersacji
- Czy ty - zastanowiłam się chwile nad pytaniem - znałaś ich może?
- Słuchaj, jesteś z prasy? - naskoczyła na mnie niespodziewanie Nysa
- Nie, oczywiście, że nie - zaprzeczyłam gwałtownie - jestem po prostu ciekawa, nie musisz o tym mówić, jeżeli nie chcesz - Odwrócona psychologia
- Nie no spoczko, po prostu męczą mnie już te sępy z prasy, ciągle tylko czekają na nas pod szkołą i rzucają się, gdy ktoś wychodzi, masakra, parę razy już wezwali policję nawet. Ale jeżeli chcesz znać moje zdanie, nie sądzę, aby on to zrobił - zadziałało, chciałam o coś dopytać, aby nie przestała mówić, ale nie musiałam tego robić, Nysa dopiero się rozkręcała.
- Wiesz co, mam już tego serdecznie dość, wszyscy tak się tym przejmują i to przykre, że Hailey umarła, ale ona sama nie była święta - dziewczyna mówiła coraz głośniej a kilka osób się na nas obejrzało. Zmarła dziewczyna raczej nie była tematem, o którym dyskutowało się na domówkach. Nysa jednak się tym nie przejmowała i tylko zapaliła kolejnego papierosa. Naprawdę zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem nie było w nich czegoś więcej niż nikotyna. - zawsze wsadzała nos w nieswoje sprawy, nic dziwnego, że ktoś ją załatwił
- Może to był jej chłopak - zasugerował ciemnowłosy nastolatek zachęcony odwagą Nysy – podobno zerwali kilka tygodni temu, może był zazdrosny
- To nie takie głupie - dodał ktoś inny
- Ja stawiam na dyrka, może ze sobą kręcili - zaśmiała się nastolatka z grupki obok
Coraz więcej osób, ośmielonych przeze Nysę i alkohol buzujący w ich żyłach zdobywało się na odwagę, aby wyrazić swoją opinię.
Większość głosów była przepełniona irytacją. Mieli już dość całej sytuacji, żyli w stresie od morderstwa i w końcu mogli wszystko z siebie wyrzucić.
Nie musiałam nawet nic mówić, bo ludzie samodzielnie wyrażali swoje zdanie.
Przerzucali oskarżenia z Aarona na chłopaka Hailey i jej przyjaciółki, na nauczycielach kończąc. Każdy gotów był wskazać winnego na podstawie najmniejszych poszlak.
Nikt z nich jednak tak naprawdę jej nie znał.
Niektórzy nawet nie chodzili do Lincoln Academy.
Zrozumiałam, że oni też się bali.
Bo morderca mógł być wciąż na wolności.
Chwilę przed dwudziestą trzecią opuściłam taras bogatsza o nowych podejrzanych. Wiele głosów mówiło, że Hailey mogła mieć romans z którymś z nauczycieli, była to jednak plotka, dlatego nie pokładałam w niej zbyt dużej nadziei. Trzeba było szukać informacji u źródła, na imprezie jednak nie było nikogo ze znajomych Hailey czy Aarona. Wychodząc zastanawiałam się czy zastanę jeszcze Ayrę. Chciałam się z nią chociaż przywitać, ale wcześniej nie miałam okazji. W końcu dostrzegłam jej srebrną sukienkę i zaczęłam przedzierać się przez tłum.
Dopiero gdy znalazłam się już naprawdę blisko dostrzegłam, że makijaż dziewczyny jest rozmazany a jej twarz tonie we łzach.
- Ayra! - doskoczyłam do nie w jednej chwili – co się stało - objęłam ją ramionami, aby ją pocieszyć, Ayra podniosła na mnie wzrok i zaszlochała cicho.
- Teddy, on, oo-n-n – zaczęła a ja pogłaskałam ją po plecach, moja twarz była spokojna, ale w środku się zagotowałam, jeżeli ten gnojek skrzywdził moją przyjaciółkę to pożałuje
- O-nn-n powie-dział, że nie sądził, że je-stem taka ła-twa i że je-stem głu-pia, jeże-li my-my-ślałam, że na-prawdę chce się ze mną um-ówić - pochlipywała - to-to-tto był za-kład
Przytuliłam ją do siebie. Wiedziałam jak ten chłopak był dla niej ważny a on zrobił jej coś takiego. Byłam zła. Bardzo zła.
- Przyjechałaś samochodem? - zapytałam, jeżeli tak, mogłabym odwieźć ją do domu, ona jednak pokręciła przecząco głową
Wyciągnęłam telefon, aby zadzwonić po taksówkę. Miałam nadzieję, że kierowca zgodzi się zabrać Ayrę nawet mimo tego, że była pijana. Wybrałam numer i już po chwili ktoś odebrał
- Dobry wieczór, potrzebuje taksówki dla dwóch osób - powiedziałam
- Dobry wieczór, czy wszyscy pasażerowie będą trzeźwi - zanim zdążyłam coś odpowiedzieć przyjaciółka zwymiotowała na mnie wydając przy tym niezbyt przyjemny dźwięk, który najprawdopodobniej usłyszał mój rozmówca - w takim razie proszę poszukać transportu gdzieś indziej - powiedział nie czekając na wyjaśnienia i się rozłączył
-Cholera - przeklęłam, a Ayra zaczęła jeszcze mocniej płakać i przepraszać - nic się nie stało, to nie twoja wina - pocieszyłam ją i już chciałam szukać nowego numeru, kiedy usłyszałam znajomy głos za plecami.
- Ja ją odwiozę - zaproponował Jayden. Przyjrzałam mu się z uwagą, nie wiedziałam, czy pił, jego spojrzenie było skupione a jego ruchy nie były powolne, ale i tak miałam wątpliwości.
- Jestem trzeźwy - mruknął widząc jak go analizuje – jak chcesz możesz mnie przebadać alkomatem, ale nie sądzę, że masz jakiś przy sobie - zakpił.
Prychnęłam. Może i twierdził, że jest trzeźwy, ale musiałam to sprawdzić, zanim pozwoliłabym mojej przyjaciółce wsiąść do auta.
- Pięć tip-topków po linii prostej i jaskółka przez dziesięć sekund - zarządziłam, Jay przewrócił oczami, ale wykonał polecenie. Bezbłędnie. Jak zawsze.
- No dobra - zgodziłam się w końcu - możemy jechać.
Jay spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony.
- O nie Kowalski - powiedział - ty nigdzie nie jedziesz, wybrudzisz mi samochód
Spojrzałam w dół i dopiero teraz zauważyłam, że niemal całe moje spodnie oraz stopy były wybrudzone wymiocinami Ayry.
- Przepraszam - wybełkotała moja przyjaciółka - wybacz mi nie ch-chcia-ła-ła-m te-go-go zro-bić-bić - ponownie zaniosła się płaczem, pogłaskałam ją po plecach, aby się nieco uspokoiła.
- Nic nie szkodzi, weź głęboki oddech - odparłam, mimo że teraz najprawdopodobniej znacznie trudniej będzie mi znaleźć transport. Oczywiście mogłam zadzwonić do taty. Nie sądziłam jednak, że byłby zadowolony odbierając mnie w takim stanie z imprezy.
Zwłaszcza, że nie powiedziałam mu, gdzie się wybieram.
Szybko przeanalizowałam swoje opcje. Mogłam wrócić do domu na pieszo albo mogłam błagać Jaya, aby zabrał mnie ze sobą. Do tego jednak nigdy bym się nie zniżyła. Zacisnęłam wargi w wąską linię.
- Ayra - zwróciłam się do przyjaciółki - jak tylko dotrzesz do domu masz do mnie zadzwonić, jasne? A ty - uderzyłam Jaydena palcem wskazującym w pierś dla efektu – Masz się nią zająć i nie próbuj swoich gierek. Ona jest pijana.
- Wyluzuj Kowalski - chłopak przewrócił oczami – lepiej zaopiekuj się sobą, inaczej nie wrócisz do rana do domu, no chyba, że chcesz abym cię zabrał do domu - droczył się - jak ładnie popro....
-Nie! - ucięłam mu w pół słowa, nie miałam zamiaru go błagać - poradzę sobie.
Ostatni raz spojrzałam na przyjaciółkę, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
Szybkim krokiem ruszyłam do łazienki, aby zmyć z siebie to paskudztwo. Miałam nadzieję, że Jay dotrzyma słowa i Ayra już niedługo znajdzie się w domu. Całą drogę do łazienki myślałam o Teddym. Co on sobie myślał, aby tak potraktować dziewczynę? Pchnęłam pierwsze drzwi na jakie natrafiłam mając nadzieję, że znajdę za nimi łazienkę. Niestety zamiast tego moim oczom ukazała się Danniele, która obściskiwała się z jakimś chłopakiem. Policzki mi zapłonęły i szybko zamknęłam drzwi. Wolałam tego nie widzieć. Otworzyłam kolejne drzwi, które na szczęście okazały się być łazienką. Zablokowałam je i sprawdzając czy aby nikogo nie ma w środku odkręciłam kurek z wodą. Chciałam jak najszybciej zmyć z siebie wymiociny. Cholera. Ja nawet nie pamiętałam czyj to dom. Szybko przetarłam ubranie, na którym wciąż pozostały ślady. Miałam nadzieje, że nie stałe. Moje ubranie dzisiaj wiele przeszło i najprawdopodobniej będzie potrzebowało więcej niż jednego prania. Wyszłam z łazienki i zderzyłam się z kimś niemal upadając, ale chłopak mnie przytrzymał. Chciałam podziękować, lecz gdy uniosłam wzrok od razu go odepchnęłam. Teddy. Chłopak przyciągnął mnie jednak do siebie.
- Perfekcyjna Pati - wybełkotał, był wyraźnie pijany i się do mnie przystawiał, prawą ręką zaczął jeździć mi po ramieniu - choć raz nie bądź sztywna - zarechotał.
- Przestań - powiedziałam, ale gdy to nie pomogło spróbowałam ponownie go odepchnąć.
Nagle Teddy poleciał do tyłu, gdy ktoś pociągnął go za ramię. Chłopak był zbyt pijany, aby utrzymać równowagę i wylądował na podłodze.
- Dupek - rzuciłam za nim, po czym odwróciłam się do tego, który go pociągnął i posłałam mu lodowate spojrzenie - poradziłabym sobie - warknęłam.
- Patricia, ja...
- Nie chce rozmawiać Mason - powiedziałam po czym wyszłam. Miałam już serdecznie dość tej imprezy.
Wróciłam do domu około północy. Nie było samochodu Jaya, natomiast porsche mojego ojca zaparkowane było w garażu. Miałam nadzieję, że Marshall odstawił Ayrę do domu zgodnie z obietnicą. Wolałam nie spotkać pana Brewer gdyby coś jej się stało. Ojciec mojej przyjaciółki był właścicielem ogromnej firmy ochroniarskiej i trzymał w domu kilka sztuk broni. Słynął z nadopiekuńczości w stosunku do swoich czterech synów i córki a także znany był z tego, że nie zawahałby się, gdyby jego poczynania miały sprowadzić czyjąś rodzinę na samo dno. Udowodnił to lata temu, gdy po tym jak jego żona została zamordowana przez swojego kochanka w ich domu na wsi pan Brewer wytropił rodzinę sprawcy i doprowadził do zwolnienia ich wszystkich z pracy a dzięki swoim znajomościom sprawił, że sprawca nie ma łatwego życia w więzieniu. Starając się o tym nie myśleć wzięłam prysznic i położyłam się spać. Jutro czekał mnie długi dzień. W poniedziałek miałam zdać raport z moich odkryć. Zamknęłam oczy i przy pomocy długich wdechów i wydechów spowolniłam pracę serca. To zawsze pomagało mi zasnąć. Niedługo później odpłynęłam. Nic mi się nie śniło.
////////////////////////////
Cześć!
To już czwarty rozdział i ostrzegam, że kolejne będą coraz dłuższe, więc dajcie znać, czy nie wolelibyście ich w kawałkach!
Zostawcie też po sobie ślad ----------------->
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro