Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVII To nie tak jak myślisz


Sprawdzian z chemii leżał przede mną na ławce. 

Wpatrywałam się w niego z niemą grozą, mając przy tym wrażenie, że kartka z zadaniami ze mnie drwi. 

Po raz kolejny przeczytałam polecenie, ale nic nie przyszło mi do głowy. 

W mojej głowie panowała pustka, a dziwne uczucie w sercu narastało z każdą chwilą. 

Przecież to jest proste, dlaczego nie jestem w stanie napisać chociaż jednego zdania?

Głowa mnie bolała i chciałam krzyczeć. Gwałtowne szarpnięcie w tył ku mojemu zdziwieniu nie zakończyło się upadkiem, a ja poczułam jak bezwładnie lecę w dół. 

Usiadłam nagle, odczuwając lekkie zawroty głowy. 

Pościel całkowicie spadła z hotelowego łóżka i teraz siedziałam na nim całkowicie odkryta. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności, a ja nie mogłam pozbyć się uczucia, jakbym zaraz miała się udusić. 

Upewniając się, że nie stracę przytomności zaraz po wstaniu z łóżka, zsunęłam się z niego i podeszłam do okna, by je uchylić. Na tym piętrze nie było można pozwolić sobie na nic więcej, ale przynajmniej trochę świeżego powietrza wpadło do pomieszczenia. 

Resztki koszmaru opuściły moją głowę. 

Wracając do łóżka, chwyciłam za butelkę z wodą i wlałam w siebie kilka łyków. 

Zerknęłam na telefon. Była czwarta trzydzieści. 

Zdecydowanie zbyt wczesna pora, aby wstawać. 

Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nie położyłam się spać zbyt późno. 

Właśnie wczorajszy wieczór... 

Zadudniło mi w głowie, gdy mój mózg podjął próbę wywołania jakichś wspomnień. Stłumiłam ją w zarodku. 

Głowa pękała mi, najprawdopodobniej zwiastując porannego kaca. 

I po co mi to było. 

Zakryłam twarz dłońmi i z powrotem zakopałam się w kołdrze. Tym razem pilnując, aby tak szybko nie spadła. Zamknęłam oczy, ale mimo wcześniejszego zmęczenia sen nie nadchodził. 

Obróciłam się na drugi bok, ale po kilku takich próbach poddałam się i położyłam się na plecach. Wszechobecna ciemność zmalała nieco po tym, jak mój wzrok się do niej przyzwyczaił. Teraz na szaro widziałam wszystkie elementy pokoju. 

Na fotelu leżały rozłożone kartki. 

Mogłabym wstać i się nad nimi pochylić, ale coś mi mówiło, że to nie odbije się dobrze na moim samopoczuciu rano. Próbowałam liczyć owce w trzech językach, ale gdy to nic nie dało, wstałam i pokręciłam się chwilę po pokoju, zamykając przy okazji okno, gdy zawiało chłodem. 

Wczorajszego dnia tyle się wydarzyło. 

Nie chciałam o tym myśleć, ale wspomnienia nie dawały mi spokoju. 

Strzelanina i Jay. 

To pierwsze napełniało mnie strachem nawet, teraz gdy leżałam w bezpiecznym łóżku. Sąd też wydawał mi się bezpiecznym miejscem. 

Natomiast na myśl o Jaydenie zakuło mnie w piersi. 

Czy gdy mówił, że nie może przestać myśleć o naszym pocałunku, miał na myśli mnie czy Ayrę? 

Czy oni ze sobą chodzili? 

Czy dlatego moja przyjaciółka się wyobcowała? 

Kiedy to się zaczęło? 

Wtedy po imprezie? 

Jak mogłam tego nie zauważyć? 

Najbardziej jednak bolało mnie fakt, że dałam się wykorzystać. 

Jay chciał odwrócić swoją uwagę od strzelaniny i sądu, a ja po prostu byłam pod ręką. Ale czy ja też go nie wykorzystywałam? 

To nic nie znaczyło. 

On nic dla mnie nie znaczył.

Ponownie obróciłam się na bok, szukając innego punktu zaczepienia dla moich myśli. Jutro będę zwarta i gotowa do walki. Nie poddam się tak łatwo i nie dam się znowu wykorzystać. Zapaliłam lampkę i usiadłam. 

Nie będę bezczynnie leżeć.

Zniszczę go.

Przynajmniej w sądzie.

****

Wiadomość od ojców przyszła niespodziewanie z samego rana wybudzając mnie nagłym dźwiękiem tuż obok mojego ucha. Położyłam się ponownie spać dopiero po szóstej i wyglądało na to, że nie dane mi było przespać nawet dwóch godzin.

Zegarek wskazywał ósmą piętnaście, gdy zjawiłam się pod sypialnią pana Marshalla. 

Zwarta i gotowa ubrana w białą koszulę ściętą na wysokości pępka i bordowe spodnie z wysokim stanem. Wysoko zawiązany kucyk wyrywał mi włosy, a makijaż idealnie podkreślał lekko skośne oczy i ukrywał wszelkie oznaki zmęczenia. 

Jako pierwsza zjawiłam się na miejscu i przywitałam się grzecznie z ojcami. Oboje mieli pokerowe twarze i wiedziałam, że nie zdradzą nic aż do przybycia Jaydena. Usiadłam na jednym z przygotowanych dla nas krzeseł i zacisnęłam usta w cienką linię. 

Słońce już dawno wstało, ale skryło się za chmurami. Jay jak gdyby nigdy nic wszedł do sypialni, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. 

Dobrze. 

Tylko ułatwiał mi zadanie.

-Dzwonili z sądu raptem kilka minut temu - zaczął mój ojciec – rozprawa została odroczona. Mamy się stawić w sądzie dopiero w przyszły piątek. To dobry czas, aby pomyśleć.

- Wczorajsze przedstawienie panny Jackson – ostatnie słowa pan Marshall niemal wypluł z pogardą - może wpłynąć na opinię przysięgłych. Musimy zadbać, aby wyszło to na korzyść naszego klienta.

Słuchałam z uwagą, ale coś w głębi duszy buntowało mi się w środku na myśl o tym, że będziemy musieli wykorzystać tę tragedię najprawdopodobniej, aby kogoś oczernić.

-Czy wiadomo co z Polly i Rickiem? - zapytałam, odkąd obudziłam się w nocy, zastanawiałam się nad ich stanem i tym jaki wpływ będzie miał on na sprawę.

Grayson Marshall zmrużył oczy na moje pytanie.

-Rick wydobrzeje, kula nie przeszła przez kość. Polly jest w śpiączce. Nie wiadomo, czy się wybudzi.

Polly jest w śpiączce. W mojej głowie pojawiły się wspomnienia z imprezy pożegnalnej Aarona, gdy zamieniłam z nią zaledwie kilka słów. 

Śmierć przyjaciółki mocno ją przybiła, ale nie wydawała się zdolna do morderstwa. 

Pożałowałam swoich podejrzeń z tamtego wieczoru, ale szybko zganiłam siebie w myślach. Polly nie zasłużyła na moje współczucie. 

Nie po tym jak celowała z broni do mnie i do mojego taty a także wpłynęła na stan innych ludzi przebywających wtedy w sądzie. 

Czy to psychiczny czy fizyczny. 

Mogła zabić. 

I udowodniła to zaledwie wczoraj. Ale czy na pewno? Krzyk dziewczyny, gdy broń wystrzeliła wciąż mnie prześladował. 

Nie była na to gotowa.

A jednak zdecydowała się przynieść broń na rozprawę.

Rozsądek kłócił się z intuicją. Wciąż miałam wrażenie, że Polly nie przyszła wczoraj do sądu, aby zabić. Raczej by... Przekazać wiadomość? Ale przecież miała zostać przesłuchana jeszcze tego samego dnia? Może bała się, że jej głos nie zostanie wysłuchany.

-Kowalski czy ty w ogóle słuchasz? - podniesiony głos był nie do pomylenia z żadnym innym. Nie słyszałam, aby dzisiaj się odzywał, ale wyglądało na to, że Jayden postanowił swoje pierwsze słowa skierować do mnie.

- Oczywiście - odparłam odruchowo, mimo że ominęła mnie najprawdopodobniej większa część rozmowy.

Ojciec Jaya ledwo zauważalnie przewrócił oczami, ale powtórzył swoją wypowiedź.

-Do wieczora chcemy od was nową strategię. Zapomnijcie o tym, co było i skupcie się na tym, co jest. Przyznanie się do winy Aarona wciąż nie zostało wycofane, ale mamy nowe fakty. Jeżeli słowa Polly Jackson zostaną uznane za przyznanie się do winy, nie możemy pozwolić, aby została ona powiązana z naszym klientem. Czy to jest jasne?

Potwierdziłam skinieniem głowy. Już powoli zaczynał kiełkować we mnie nowy zalążek planu. Wciąż nie ujawniliśmy naszego odkrycia z kamerami i zamierzałam je wykorzystać. Miałam wrażenie, że ojcowie cały czas pomijają ważny aspekt sprawy. 

Otóż i Aaron, i Polly oskarżyli Ricka o zabicie Hailey, a ja zamierzałam pójść tym tropem.

-Na co czekacie? - brwi Roberta Kowalskiego poszybowały do góry - do roboty, wieczorem chcemy wiedzieć, co udało wam się znaleźć lub chociaż jaki macie plan.

- Jakaś konkretna godzina?

Grayson Marshall rzucił okiem na zegarek.

-Osiemnasta trzydzieści, macie dziesięć godzin - mruknął, po czym niemal wyrzucił nas z pokoju.

Gdy drzwi się za nami zamknęły, przyspieszyłam kroku, aby uniknąć kontaktu z Jaydenem na korytarzu. 

Na próżno. 

Chłopak dogonił mnie i szarpnięciem za ramię odwrócił w swoim kierunku.

-Nie mogłeś po prostu poprosić, abym się odwróciła? - warknęłam.

- A zrobiłabyś to?

Moje zaciśnięte usta musiały starczyć mu za odpowiedź. Patrzyłam mu hardo w oczy, a żadne z nas nie zostało wychowane tak, aby odwracać wzrok.

-Czego chcesz? - zapytałam w końcu. Jego wzrok przeniósł się sugestywnie na moje usta, ale nie skomentowałam tego. Nawet, mimo że nieco zakuło mnie przez to w sercu.

- Jeżeli chodzi o wczorajszy wieczór to...

Prychnęłam i nie czekając na to, co ma do powiedzenia, wyminęłam go i ruszyłam dalej.

-Pat! - zawołał mnie, tym razem nie próbując przemocy – to nie tak jak myślisz.

Stłumiłam chęć roześmiania mu się w twarz, ale zatrzymałam się.

-Nie chcę o tym rozmawiać Jay - powiedziałam, wciąż się nie odwracając - po prostu zapomnijmy o tym i nigdy do tego nie wracajmy. Jesteśmy wrogami i od początku powinniśmy się byli tego trzymać.

Jayden nie zawołał mnie drugi raz, a ja tylko usłyszałam ciche "to nie tak jak myślisz", gdy zamknęłam za sobą drzwi do hotelowego pokoju.

Odczekałam chwilę, aby upewnić się, że Marshall musiał już dawno opuścić korytarz i wywiesiłam zawieszkę 'nie przeszkadzać' oraz zamówiłam śniadanie do pokoju. 

Trzy tosty z dżemem. Stres zawsze wzmagał we mnie głód i nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy mówili, że ze stresu nie mogą jeść. Ja natychmiast robiłam się głodna.

Zajęłam wygodną pozycję na łóżku i rozłożyłam wszystkie najważniejsze dokumenty, które udało mi się zakwalifikować do tej kategorii do tej pory, ale szybko z tego zrezygnowałam. 

Ojcowie zwrócili nam uwagę, abyśmy podeszli do tego z innej strony, więc już od samego początku musiałam zacząć patrzeć na tą sprawę, jakbym zagłębiała się w nią pierwszy raz. 

Spisałam nową listę podejrzanych, dbając o to, aby pojawił się na niej każdy, kto przewinął się w sprawie Hailey chociaż raz. 

Najprostszą drogą do uwolnienia Aarona było znalezienie prawdziwego zabójcy - oczywiście zakładając, że to nie on nim jest. 

Poprzednia lista znacznie wydłużyła się i teraz uwzględniłam na niej nawet nauczycieli zeznających w sądzie. Mimo że prawdopodobieństwo ich udziału w zbrodni było nikłe, wolałam nie wykluczać niczego. 

Nigdy nie mów nigdy, jak to mówią. 

Choć nie sądzę, aby autor tego powiedzenia miał właśnie takie sytuacje na myśli.

Gdy szukając pomysłów na nowego podejrzanego, odbiłam się od ściany, postanowiłam wrócić do nagrania. 

Większość z osób, które wypisałam, przynajmniej raz zeznawały już w sądzie lub chociaż dane mi było poznać ich wygląd w innych okolicznościach. 

Oznaczało to, że mogłam, chociaż spróbować zweryfikować kto mógł znaleźć się na nagraniu z zatrzymania.

Ponownie odpaliłam nagranie, na którym dwie tajemnicze postacie rozmawiały z policjantem. Jeżeli nie myliłam się i chłopak na nagraniu faktycznie miał kamizelkę z logiem szkoły to nawet jeżeli nie był to Aaron, postać mogła mieć coś wspólnego z Hailey.

Chociażby to, że mieszkają na jednej planecie idiotko - skarciłam siebie w myślach. To nie był żaden dowód.

Za to byłaby nim tablica rejestracyjna.

Razem z Jaydenem zatrzymaliśmy się w tym momencie, gdy przeglądaliśmy nagrania i nie sprawdziliśmy ich dalej. 

Policzki zapiekły mnie, gdy pomyślałam o tym, co wtedy się wydarzyło. Przyjrzałam się nazwą zapisów ulic i odpaliłam mapę w telefonie. 

Jeżeli teraz skręcą w Saint Bowen Road, to po jakimś czasie dojadą do domu Hailey i Aarona. 

Na tej drodze było też znacznie więcej kamer, więc istniało większe prawdopodobieństwo, że uda mi się namierzyć samochód i uchwycić jego rejestrację. 

Przełączyłam kamerę i uzgodniłam ją z czasem z poprzedniego nagrania, a następnie cofnęłam o kilka minut. 

Już po chwili spośród innych samochodów wyłonił się czarny range rover. Rejestracja wciąż była jeszcze rozmyta, ale było blisko. 

Jeszcze kawałeczek. Upewniłam się, że nie da się powiększyć ekranu. Naprawdę nie wiedziałam, jak policja używała tego na co dzień. 

Już prawie udało mi się pozyskać numer rejestracyjny, ale kierowca zmienił pas i teraz podążał za niebieskim BMW, które całkowicie go przysłaniało. 

Cholera. 

Zmieniłam kamerę i ponownie zaczęłam wypatrywać samochodu Aarona. Nie minęła minuta i znów miałam go na celowniku.

-Teraz mi nie umkniesz - powiedziałam pod nosem i zbliżyłam twarz do komputera, aby lepiej widzieć. Niemądre, ale chciałam mieć pewność, że nic nie przegapię.

Range rover ponownie wyłonił się na chwilę, ale zaraz potem schował się za pokaźną ciężarówką w musztardowym kolorze. 

Cholera, czy on specjalnie unikał kamer? Samochód Aarona znowu wyprzedził, ale kamera znajdowała się pod takim kontem, że nie chwytała rejestracji. 

Przełączyłam się na kolejną kamerę. Na tym odcinku była ostatnia, więc modliłam się, aby i tym razem nie okazała się ślepa.

Po jakimś czasie pokaźny samochód wyróżnił się na tle innych i mogłam swobodnie obserwować go od przodu. Im bliżej się znajdował tym lepiej widziałam, co się dzieje za przednią szybą. 

Pasażer range rovera wyciągnął coś prostokątnego, co zaświeciło się w wiosennym słońcu. Lusterko?

Nie.

Nagle mnie olśniło. 

Ekran wyłączonego telefonu reagował podobnie na wiązki światła. Czyżby to był ten moment, w którym zadzwoniono do ojca Aarona? 

Może to Rick i Aaron jechali wtedy samochodem. 

Sprawdziłam godzinę i przeklęłam. 

Nie zgadzała się. Nagranie pochodziło z godziny siedemnastej dwadzieścia, a według moich notatek z sądu, do pana Robertsa zatelefonowano koło dziewiętnastej. Ponownie skupiłam wzrok na nagraniu, trafiając na moment, w którym odbijający światło telefon oświetlił twarz pasażera. Złoto rudy kosmyk włosów opadał na twarz postaci w samochodzie i rozjarzył się na ułamek sekundy. 

To mi jednak wystarczyło. 

Z głośnym sapnięciem wypuściłam powietrze. 

Na fotelu pasażera w samochodzie Aarona Robertsa siedziała Polly Jackson. 

Co ona tam robiła? Co to oznaczało dla sprawy? 

Przekopałam notatki w poszukiwaniu jakichkolwiek zeznań ze strony dziewczyny, ale na nic nie natrafiłam. Pierwsze zeznania nastolatka miała złożyć dopiero wczoraj. Ale do tego nie doszło, bo weszła do sądu z bronią i wycelowała ją w Ricka Lopeza. Chwyciłam się za głowę. Nic się tu nie łączyło. Po co Polly tamtego dnia kłóciła się z Aaronem, a potem wsiadła z nim do auta? Gdzie była w tamtym czasie Hailey? I dlaczego do cholery jasnej ktoś ją zabił?

Zapomnijcie o tym, co było i skupcie się na tym, co jest.

Nagle zadźwięczały mi w głowie słowa ojca Jaydena.

Może patrzyłam na tę sprawę ze złej strony. Musiałam porzucić dawne założenia.

Co powiedziała Polly wtedy w sądzie?

To nie on, Aaron tego nie zrobił.

Głęboki smutek w jej oczach i przerażenie. Wskazywała wtedy na Ricka.

Może to wcale nie Aaron siedział za kierownicą. 

Położyłam zdjęcia Aarona i Ricka obok siebie. 

Mężczyźni nie byli do siebie podobni, ale... 

Zmrużyłam oczy. 

Ubrani w takie same mundurki, przez okna szkoły mogli dla nauczycieli wyglądać niemal identycznie. Jeżeli stali daleko to, że Rick miał skórę kilka tonów ciemniejszą od brata Hailey, również mogło nie mieć znaczenia.

Czasami wydaje nam się, że widzieliśmy coś, czego nie było. Nasz mózg po prostu przekształca sytuacje tak, abyśmy mogli ją zrozumieć.

Philips udowodnił, że nauczyciele wiedzieli, że Aaron i Hailey często wracali razem ze szkoły. Za to Marshall słusznie zauważył, że byli do tego przyzwyczajeni. 

Założyli, że to się wydarzyło tak jak zawsze. Ich mózg zapamiętał dwoje kłócących się ludzi obok range rovera, a gdy usłyszeli o morderstwie, skojarzyli ze sobą fakty. 

To wcale nie musieli być Aaron i Hailey. Co, jeżeli tym samochodem jechał ktoś zupełnie inny? Range rover to nie najpopularniejszy samochód, ale też nie wyjątkowo rzadki. Co, jeżeli w tamtym samochodzie siedzieli Rick i Polly?

To nasza wina. To była nasza wina.

Zerwałam się z łóżka.

Istniał tylko jeden sposób, aby się przekonać, czy moja teoria miała sens. Spojrzałam na zegarek. Do spotkania z ojcami zostało jeszcze wiele godzin.

Sięgnęłam po telefon i zdecydowałam się na numer z szybkiego wybierania.

-Gold? - odezwałam się, po dwóch krótkich sygnałach oczekiwania - Przyjedź proszę, muszę się udać w jedno miejsce.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro