Rozdział XV To nasza wina
Nerwowo próbowałam dotrzymać kroku ojcom.
Byli zdenerwowani i wkurzeni. Napięcie było namacalne.
Aaron nie mógł tego zrobić.
Znaczy się mógł, ale to zakrawało na głupotę.
Przyznał się i to bez obecności adwokata. Po tym, jak odrzucił wszystkie możliwe propozycje ugody, zgodził się na najwyższy wyrok.
Dożywocie.
Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze.
-Nie mógł tego zrobić bez obecności adwokata lub opiekuna prawnego prawda? - zapytał Jayden – Jest niepełnoletni.
- Był - poprawił go jego ojciec – wczoraj skończył osiemnaście lat – A w jego tonie słychać było coś, co pozwalało mi myśleć, że gdyby nie uważał tego za zbyt prostackie, właśnie w tym momencie by splunął.
- To absurdalne, co czyni go bardziej dorosłym, niż był przedwczoraj? - zauważyłam.
- Dokumenty - mruknął Jay.
Powstrzymałam parsknięcie.
-Odkręcimy to prawda? - zapytałam.
- Mamy dowody na to, że może być niewinny - poparł mnie młodszy Marshall.
- Przestańcie. Mówić. Natychmiast - warknął mój ojciec, na co natychmiast zamilkłam i wyprostowałam się nienaturalnie. Wolałam nie drażnić go jeszcze bardziej.
Wsiedliśmy wszyscy do jednego samochodu. Nie było czasu wzywać Golda.
Kilka minut później byliśmy już na komisariacie.
Ojcowie bez pukania wparowali do pokoju przesłuchań, zostawiając nas na zewnątrz. Komisariat był dość duży i składał się z trzech pięter. Na samym dole znajdował się areszt i pokoje przesłuchań.
Czułam się nieswojo, czekając na korytarzu.
Nienaturalnie.
Nie powinno mnie tu być i choć nikogo nie było w pobliżu, miałam wrażenie, że cały czas jestem obserwowana.
Rozglądałam się na wszystkie strony i liczyłam kafelki na podłodze, szukając sobie zajęcia. Chciałam stąd wyjść, ale nie wiedziałam, czy mi wolno.
Skoro ojcowie zabrali nas ze sobą, pewnie mieli dla nas przygotowane zadanie, a ja nie chciałam ich zawieść.
Poza tym zawsze istniało ryzyko, że zignorowaliby moją nieobecność i zwyczajnie przekazaliby wytyczne tylko Jaydenowi, a nie sądziłam, aby ten był skłonny się ze mną podzielić, nawet po tym, co wydarzyło się w moim pokoju hotelowym.
Właśnie.
Na samo wspomnienie naszego tańca i jego dotyku na mojej skórze zapiekły mnie policzki.
Co ja najlepszego wyrabiałam?
Spojrzałam ukradkiem na Jaya, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie zauważył moich rumieńców, ale go nie było.
Nieco zaskoczona rozejrzałam się po korytarzu. Przecież jeszcze przed chwilą tu był.
Siedział na ławce obok mnie, na przemian rozwiązując i zawiązując sznurowadła swoich butów. A teraz go nie było.
Przeszedł mnie dreszcz.
Uczucie niepokoju, które odczuwałam na początku, powiększyło się i już nie chciałam siedzieć sama na komisariacie. Wstałam, nie mogąc dłużej wytrzymać napięcia i rozprostowałam nogi. Ruszyłam do drzwi.
Może Jayden wyszedł na papierosa?
Nikt nie zatrzymał mnie, gdy pchnęłam drzwi wejściowe i już po chwili wdychałam wieczorne powietrze. Słyszałam wiatr i ciche pokapywanie deszczu.
Gdzieś w oddali samochód wjechał w kałużę. Wytężyłam wzrok w poszukiwaniu Jaya i już po chwili dostrzegłam sylwetkę w ciemności. Ruszyłam w kierunku chłopaka. Wiatr przybrał na sile i zrobiło mi się zimniej.
-Jay? - zawołałam, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Dopiero teraz dostrzegłam, że stoi po drugiej stronie ulicy.
-Jay! - zawołałam głośniej.
Samochód przeciął mi drogę i zaraz potem przebiegłam na drugą stronę. Postać jednak rozpłynęła się w powietrzu. Przeszedł mnie dreszcz i wróciłam na komisariat.
Może mnie nie usłyszał?
Może to nie był on?
Ale jeżeli to nie był on, to kto stał przed komisariatem o tak późnej porze?
****
Dotarłam pod salę przesłuchać w monecie, gdy ojcowie ją opuścili.
Jayden opierał się o ścianę obok i wyglądało na to, że w przeciwieństwie do mnie nie opuszczał komisariatu.
Jego włosy i koszula były całkowicie suche.
Chciałam zapytać go, gdzie był, ale poczułam się jak histeryczka.
Pewnie poszedł do łazienki. Spojrzałam na niego jeszcze raz, ale on nie odwzajemnił tego gestu, więc zrezygnowana obróciłam się w stronę ojców.
Wyglądali na poddenerwowanych, ale pierwszy gniew już z nich zszedł, gdyż ich szczęki i ramiona wyraźnie opuściło napięcie.
-Jakie wieści? - zapytał Jayden, ale mój ojciec pokręcił głową.
Nie tutaj.
Od razu przeszło mi przez myśl. Jay i ja nie powinniśmy nic wiedzieć o tej sprawie. Rozmawianie o niej w miejscu publicznym było lekkomyślne. Nawet jeżeli wokół praktycznie nikogo nie było.
Wsiedliśmy do auta, a ojciec Marshalla głośno sapnął, gdy oparł się o zagłówek.
-Czeka nas długa noc dzieciaki, mamy czas do jutra, aby udowodnić, że doszło do wymuszenia przyznania się do winy.
****
Niemal całą noc nie zmrużyłam oka, przeglądając dokumenty.
Nawet nie wiedziałam, od czego zacząć. Myśli kotłowały się w mojej głowie, a zmęczenie sprawiało, że przyswajałam treści jeszcze wolniej. Ojcowie dokładnie wytłumaczyli nam, co zaszło w pokoju przesłuchań.
Zastali Aarona nieco przybitego w kajdankach siedzącego tuż obok ojca.
Pan Marshall był zły.
Uważał, że Jason Roberts zmusił syna do przyznania się do winy, zanim ktoś pociągnąłby i jego do odpowiedzialności. Niedobrze. Mogło to oznaczać, że jest powiązany ze zbrodnią.
Jeszcze raz rzuciłam okiem na kartkę z bilingami Jasona.
Roberts rzadko kiedy gdzieś dzwonił.
Większość połączeń trwała od dwóch do pięciu minut.
Szybko przeleciałam wzrokiem kartkę w poszukiwaniu tych dłuższych rozmów. Czy jeżeli Jason zabiłby pasierbicę, naprawdę starałby się zrzucić wszystko na jedynego syna? Nagle coś przyszło mi do głowy.
Skoro Rick albo jak twierdził Philips – Aaron, skontaktował się czternastego maja z Jasonem za pośrednictwem telefonu Lopeza może robił to już wcześniej.
Przejrzałam dokumenty, ale nie znalazłam podobnego połączenia ani wcześniej, ani później. Oznaczało to, że pan Roberts nie miał numeru telefonu Ricka.
Istniało zatem duże prawdopodobieństwo, że to faktycznie Aaron rozmawiał wtedy przez telefon.
Niedobrze.
Wróciłam do nagrania z zatrzymania Aarona za zbyt szybką jazdę.
Z kim wtedy podróżował?
Czy zdążyłby dotrzeć do domu. Zabić siostrę i zadzwonić do ojca.
A może ten telefon nie miał żadnego związku z tym morderstwem. W moje głowie kotłowało się dużo myśli na raz. Najłatwiej byłoby zapytać Aarona wprost czy to on wtedy rozmawiał przez telefon. Ale fakt, że jego ojciec nic o tym wcześniej nie wspominał, mógł wzbudzić podejrzenia.
Czy chciał, aby Aaron przyznał się do winy?
Czy coś ukrywał?
Bzdura zaśmiałam się sama z siebie. Każdy ma jakieś tajemnice, ale nie oznaczają one zaraz, że ktoś planuje morderstwo. Odłożyłam segregator na bok.
Jutro miały odbyć się przesłuchania najbliższych przyjaciół Hailey i Aarona. Nie wiedziałam, czy ze względu na przyznanie się do winy zostaną odwołane, ale nie sądziłam, aby ojcowie wyrazili na to zgodę. Ich zeznania wciąż mogły ocieplić wizerunek Aarona i spowodować zmniejszenie wyroku.
Zapisałam kilka pytań, które moim zdaniem powinni zadać jutro pan Marshall na rozprawie i położyłam się spać.
****
Rano już wszystkie media huczały o tym, że młody Roberts przyznał się do zabicia siostry.
Informacja miała zostać tajna aż do końca procesu, ale widocznie ktoś się wzbogacił.
Good for him.
Po twarzach ojców nie byłam w stanie odczytać, jak wpłynęła na nich ta informacja.
Wszyscy wstali na wejście sądu. Jayden tym razem nie usiadł obok mnie, a ja zdałam sobie sprawę, że nie rozmawialiśmy, odkąd niemal doszło do naszego pocałunku. Nie widziałam go w hotelu, a gdy wsiedliśmy razem do samochodu, nawet się nie przywitał.
Czyżby mnie unikał?
Przed śniadaniem podrzuciłam tacie kartkę z notatkami i widziałam, że teraz uważnie ją studiuje.
Sędzina spojrzała na zegarek.
Nie mogliśmy zacząć bez prokuratora, a Philips ewidentnie się spóźniał.
W końcu wpadł przez ogromne drzwi wejściowe. Ubrany był w niebieską marynarkę, czarną koszulę i spodnie.
Na jego twarzy zastygł półuśmiech, jakby nieumiejętnie próbował ukryć rozbawienie lub ekscytację.
-Proszę wybaczyć spóźnienie Wysoki Sądzie - powiedział, nim zajął swój miejsce - wygląda na to, że nocne wydarzenia wymusiły na mnie nieco improwizacji. Panie Marshall proszę następnym razem pouczyć swojego klienta, aby podejmował tak duże kroki w godzinach pracy sądu - Tymi słowami rozbawił ławę przysięgłych, publikę a także kilku reporterów, których dzisiaj na sali było wyjątkowo dużo.
Ojciec Jaydena nie wyglądał jednak na rozbawionego. Zacisnął usta i podniósł się ze swojego miejsca.
-Wysoki sądzie w pierwszej kolejności chcielibyśmy poprosić o wyproszenie reporterów, dla dobra wizerunku naszego klienta. W drugiej natomiast chcemy natomiast złożyć wniosek o wszczęcie śledztwa. Uważamy bowiem, że doszło do wymuszenia przyznania się do winy na naszym kliencie.
Brwi sędziny uniosły się do góry.
-Czy dobrze rozumiem mecenasie Marshall, że pan Aaron Roberts, jednak nie przyznaje się do winy?
Oskarżony nastolatek nawet nie kiwnął głową. Z tej odległości widziałam, jednak jak nerwowo przesunął ręką po zapiętych na jego dłoniach kajdankach – po przyznaniu się do winy został aresztowany.
-Tak.
- Czy chce go pan panie mecenasie wezwać na świadka?
Pan Marshall spojrzał na Aarona.
Tego nie było w planach.
A przynajmniej o niczym takim nie słyszałam. Wezwanie Aarona było ryzykowne.
Pytania ze strony obrońców mogłyby podbudować jego wiarygodność, ale te zadane przez prokuraturę mogły go złamać. Jeżeli Roberts był niewinny, mógł sobie pomóc, ale jeżeli nie.... Nigdy nic nie wiadomo.
Ojciec Jaydena ponownie spojrzał na sędzinę.
-Tak Wysoki Sądzie - powiedział pewnie.
- Wracając do pana pytania, czy chce pan utajnić proces, aby zachować dobry wizerunek oskarżonego i tutaj przesłuchiwanych aż do jego rozstrzygnięcia?
- Dokładnie tak Wysoki Sądzie.
Na chwilę na sali zapanowała cisza. Nikt nie ważył się nawet oddychać zbyt głośno. W końcu Sędzia się odezwała.
-Proszę odnotować, że na życzenie obrony proces został utajniony a publiczność wyproszona. Proszę również reporterów i dziennikarzy o wstrzymanie się z publikacją treści przed ogłoszeniem wyroku i zezwalam jedynie na ogłoszenie informacji o utajnieniu procesu. Wszystkie przedsiębiorstwa są zobligowane do podpisania umowy poufności w związku z tą sprawą do najbliższego weekendu.
Sędzina popukała młoteczkiem, a ochrona wyprowadziła wszystkich z sali.
Wyszłam razem z tłumem, kontem oka łapiąc jedynie twarze oskarżyciela i Aarona.
Wyglądało na to, że ten starszy nie był do końca zadowolony. Może planował ogłosić jakąś przełomową informację, która wstrząsnęłaby opinią publiczną.
Aaron natomiast miał nieodgadniony wyraz twarzy. Jego wzrok był matowy i bez wyrazu, ale jego ręce już nie drżały. Jego ojciec również musiał opuścić salę. Może dzięki temu poczuł się swobodniej.
Zamyśliłam się, wychodząc z sali i potknęłam się o własne nogi.
Niezdara.
Skarciłam się w myślach, gdy silne, męskie dłonie zatrzymały mnie przed upadkiem.
Znowu.
Tym razem, jednak nie był to Jayden, co uratowało we mnie resztki godności. Ochroniarz w średnim wieku postawił mnie do pionu.
-Przepraszam czy ja pana skądś znam? - wypaliłam bez zastanowienia, bo choć byłam niemal pewna, że widzę go pierwszy raz na oczy, coś nie dawało mi w tym mężczyźnie spokoju.
- Nie sądzę, proszę uważać - powiedział szorstko i wrócił na swoje miejsce pod drzwiami.
/////////////////
Wybaczcie opóźnienie proszę,
W wakacje mieszają mi się dni tygodnia
Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro