Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Muzycy rozbili się jakieś pięćset metrów od rezydencji. Czekałam aż skończą śpiewać przy ognisku i pójdą spać. Było już późno, na niebie świeciły tysiące gwiazd, a ja wpatrywałam się uporczywie w skrzynię, która była powodem zarwania przeze mnie nocy. Albert nie miał zamiaru się poświęcać i spał w najlepsze, rozwalony na kopie suchej trawy, którą naniósł sobie wieczorem.

Z koła utworzonego wokół ogniska wstała dziewczyna i zaczęła śpiewać kojącym głosem piosenkę o elfach. Położyłam się spoglądając w gwiazdy i zaczęłam się zastanawiać czy elfy naprawdę istnieją. Bo dlaczego nie? Przecież są wilkołaki i gadające szczury; to czemu nie miałoby być elfów? Muszę wypytać o nie i cały magiczny świat Alberta, jak tylko jutro uporamy się z Barkley'em.

Boże, ja chyba nie mam serca... Zupełnie już mnie nie rusza, że zabiję jutro człowieka. Ach, nie człowieka. Wilkołaka. Magiczną istotę.

A pomyśleć, że jeszcze trzy tygodnie temu moim największym problemem był ślub! W ciągu tych tygodni zdążyłam zostać przeklęta, dowiedzieć się o istnieniu magii oraz nawiązać nieokreśloną relację ze szczurem! Gadającym szczurem! Boję się myśleć co stanie się jutro.

Mogę zginąć.
Uświadomiłam sobie tę nieuniknioną ewentualność.

Ech... Nie boję się śmierci. Wszystkich to czeka, a mnie przynajmniej Albert zaczął już kopać grób i nie muszę się martwić pochówkiem...

Dziewczyna skończyła swoją pieśń, a reszta towarzystwa udała się powolnym krokiem do wozu na spoczynek. Kiedy ostatnia osoba zgasiła ognisko i zniknęła w wozie wzmożyłam swoją czujność.

- Niedługo ruszasz na polowanie, Złotko - usłyszałam głos Alberta i omal nie dostałam przez niego zawału.

- Jezu! Myślałam, że nas nakryli! Nigdy więcej tak nie rób - syknęłam, choć chciałam krzyczeć, ale nie mogłam nikogo obudzić wrzaskiem opętańca dochodzącym z krzaków.

Szczur nie odezwał się już więcej, ale wyraźnie widziałam, że usilnie powstrzymuje chichot. Dość nieudolnie zresztą.

- Takie to śmieszne?

- Żebyś ty widziała wtedy swoją minę! - zachichotał głośno, tarzając się przy tym po ziemi.

- Ciszej, bo nas rzeczywiście nakryją - szepnęłam, zdenerwowanym wzrokiem taksując otoczenie w poszukiwaniu zagrożenia.

- Tylko ty mnie słyszysz. Dla postronnej osoby jesteś wariatką gadającą do szczura.

Wypuściłam powietrze z płuc oddychając z ulgą. Rzeczywiście, Albert miał rację.

- No! Myślę, że wszyscy już śpią, a ty możesz ruszać! - dodał.

Przyglądnęłam się uważnie otoczeniu i niepewnie wyszłam z ukrycia. Przemknęłam otwartą przestrzeń dzielącą mnie od najbliższego drzewa.

- Tylko wybierz coś powalającego! - usłyszałam jeszcze jak krzyczał za mną Albert. Przewróciłam oczami.

Skrzynia znajdowała się z tyłu wozu, a od niego dzieliła mnie kolejna otwarta przestrzeń. Upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu i szybko ją pokonałam. Przykucnęłam obok wozu. Strzyknęło mi prawe kolano, wydając z siebie głośny chrzest. Wstrzymałam oddech.

Przeklęte wcielenie!

Czekałam aż ktoś wyjdzie i mnie nakryje, zaciskając powieki i szczękę. Odczekałam dłuższą chwilę i kiedy nikt nie zareagował ruszyłam bezszelestnie dalej.

Podniosłam wieko skrzyni. Dzięki Albertowi nie musiałam się już martwić kłódką, której pozbył się wcześniej. Zobaczyłam trzy kupki poskładanych strojów - damskich i męskich. Wyciągnęłam pierwszą z brzegu, szarą suknię. Wydawała się zbyt duża, ale nie miałam czasu na wybrzydzanie. Zamknęłam skrzynię i szybko wróciłam do zarośli.

- A cóż to za kostium? Dla wieloryba? - zapytał Albert wpatrując się w moją zdobycz.

- Nie jest aż tak duży...

Przystawiłam suknię do ciała. Dobra. Była dużo za duża... Mogłam wybrać coś innego. Ale no cóż, już za późno.

- Chodź. Przenieśmy się dalej, bo nas... znaczy - mnie, ktoś usłyszy - ucięłam temat stroju i ruszyłam wgłąb krzaków.

- Dobra, Wielorybie. To ty jutro będziesz dziwnie wyglądać, nie ja - odparł szczur i ruszył moim śladem - Może już lepiej zostań w tym stroju wiedźmy? Albo nie, jednak lepiej ubierz się w to szare coś - będzie zabawniej!

- Dzięki. Umiesz człowieka pocieszyć - mruknęłam całkiem już zdołowana.

- Do usług! - odpowiedział Albert, wyprzedzając mnie i kłaniając się komicznie.

***
Mam wrażenie, że ten rozdział jest nudny 😐 Poza tym jest też efektem bezsennej nocy, więc przymknijcie oko na błędy 😊

Do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro