Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Dobiegłam do boksu Alberta z niemałą zadyszką. Stwierdziłam, że podaruję sobie siodło i pojadę na oklep.

Chyba do reszty zwariowałam!  Na oklep w sukni ślubnej?

W sumie cały ten mój genialny plan to jakaś jedna, wielka klapa! Rodzina mnie wyklnie, Michael wpadnie w szał i też mnie wyklnie. W ogóle cały świat mnie wyklnie!

Ugh... Co ja sobie myślałam? Prychnęłam.

No, ale jak już się w to wkopałam to muszę skończyć...

Pogłaskałam Alberta między oczami i po boku, po czym przysunęłam sobie wiadro i wdrapałam się na grzbiet zwierzęcia. Wyprowadziłam konia z boksu. Już miałam go skierować na padok, gdy nagle jakieś silne ręce oplotły mnie od tyłu w tali i ściągnęły na ziemię.

Wydałam z siebie stłumiony pisk i zaczęłam wyrywać z żelaznego uścisku rosłego mężczyzny.

O Boże! Już po mnie!

Postawił mnie na ziemi, a ja zaczęłam wierzgać nogami. Po chwili trzymało mnie już tylko jedno ramię osiłka co wykorzystałam,  oswobadzając swoje ręce. Przywaliłam mu z łokcia, a pięścią drugiej ręki walnęłam go w twarz. Zaklął siarczyście i trochę poluzował uchwyt. Wyrwałam mu się i odbiegłam kawałek. Złapał mnie, ale uczepiłam się szyi konia. Wbił palce w moje ramię i pociągnął do siebie moją rękę, wyginając ją pod nienaturalnym kątem. Syknęłam z bólu. Po chwili poczułam na palcu chłodny metal.

Obruciłam głowę do tyłu i zobaczyłam płonące gniewem tęczówki mojego męża, któremu z nosa kapały pojedyncze krople krwii.

Najgorszy scenariusz właśnie wszedł w życie!

- [1]Vera amoris opus centuries!Maledictus vos in perpetuum - mówił Michael przewiercając mnie na wylot swoimi ognistymi oczami. Kurczowo trzymałam się końskiego grzbietu, słysząc jakieś łacińskie słowa. Byłam zdezoriętowana i bałam się jak nigdy dotąd.

Coś zabłysło na moim palcu. Spojrzałam tam i zobaczyłam złoty pierścień z rubinowym oczkiem i jakimś grawerunkiem. Kamień lśnił własnym światłem, a po chwili wokół mojej dłoni zaczęła pojawiać się czerwona mgiełka. Michael natychmiast mnie puścił sycząc przy tym z bólu. Poświata pokryła moje ręce, tułów i suknię, a potem zasłoniła mi twarz.

- Co się dzieje?! - krzyknęłam, przylegając mocniej do boku Alberta.

- To przemiana, kochanie - odparł Michael.

- Przemiana?! W co? - krzyknęłam przerażona.

Nie widziałam nic poza jednolitą czerwoną mgłą wirującą wokół mnie. Głośny szum ranił moje uszy. Nagle zapiekł mnie każdy skrawek skóry, a potem poczułam się tak jakby mnie z niej obdzierano. Wrzasnęłam z bólu i zaczęłam płakać. Czułam jak Albert wierzga obok mnie, rżąc przy tym głośno. W moją skórę wbijało się tysiące niewidzialnych igieł, które wywoływały kolejne fale bólu. Potem nagle usłyszałam łamanie kości - moich kości. Wrzasnęłam.

Mgła zaczęła rzednąć aż ustąpiła wraz z ogarniającym mnie bólem.

Spojrzałam na Michaela.

- No to teraz jesteś nawet bardziej przeklęta niż ja - powiedział z kpiną w głosie i zlustrował mnie wzrokiem.

Też spojrzałam na siebie i aż wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.

O Jezu!

***
Dum dum dum
Kim jest teraz nasza Rosemary?😉

[1]"Prawdziwa miłość potrzebuje wieków. Bądź na wieczność przeklęta."

Do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro