Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Ocknęłam się cała, zdrowa i w jednym kawałku, leżąc w słońcu na ciepłym kamieniu.

Boże, jak ja tego nie cierpię!

Podniosłam się do siadu i aż otworzyłam usta ze zdumienia, patrząc na rozciągający się przede mną krajobraz. Siedziałam na szczycie wysokiego wzgórza. W dole, aż po horyzont, ciągnął się ogromny las. Między drzewami wiła się rzeka połyskująca w słońcu. Na niebie nie było nawet jednej chmurki.

Gdzie ja jestem?!

Ktoś chrząknął obok mnie, próbując zwrócić moją uwagę. Odwróciłam się w tamtą stronę.

- Gdzie jestem? - zapytałam.

- W jednym z królestw podległych Dworowi Nocy - odparł Fortis, jak zawsze - lakonicznie - Czym jesteś? - zapytał, patrząc na bliznę nad moim obojczykiem - Czarownicą ostatniego etapu wtajemniczenia?

- Odpowiem na to pytanie, jeśli ty odpowiesz na moje - spróbowałam przehandlować informację za informację.

- Dobrze. To jak? Czym jesteś?

- Co ty nagle taki gadatliwy i ciekawski? Najpierw moja kolej na pytanie. Nie ufam ci...

Posłał mi obojętne spojrzenie.

Nie dość, że milczy godzinami, to jeszcze emocje chować potrafi! Pff...

- Dlaczego tu jestem? - zadałam mu pytanie, na które po części znałam już odpowiedź. Chciałam go sprawdzić i upewnić się, że dobrze usłyszałam.

- Co dwieście lat wybieramy kobietę, która trafia do Dworu na naukę. Padło na ciebie - skłamał jak z nut nawet się nie zająknąwszy.

Słaba historyjka... Kłamać umie, ale z wyobraźnią krucho.

- Że niby jestem taka piękna i wyjątkowa? - mruknęłam, rzucając mu zirytowane spojrzenie.

- Nie kłamię - brnął dalej - Faerie widzą coś więcej niż tylko ciało. Patrzą na aurę i oczy - odzwierciedlenie ducha. Tak decydujemy o wyjątkowości danej osoby. Ty jesteś wyjątkowa - dodał, kładąc nacisk na ostatnie zdanie - Teraz odpowiedz na moje pytanie.

Nie miałam wyboru - musiałam udawać przekonaną. Chciałam zostawić swoją wiedzę w tajemnicy i mieć w ten sposób przewagę. To mogło mi się kiedyś przydać. Chyba...

Spojrzałam w bok udając, że rozważam sens jego słów.

- Jestem przeklęta przez wilkołaka. Jak pewnie zauważyłeś - nie umieram - odparłam.

Nie widziałam sensu w kłamaniu w tej sprawie. Dlatego nie wymyśliłam jakiejś historyjki ala "córka czarownika i śmiertelniczki".

Fortis milczał przez chwilę, przyswajając informację albo się nad czymś zastanawiając. Po chwili skinął głową w stronę lasu i zaczął schodzić po zboczu. Poderwałam się na nogi i szybkim krokiem ruszyłam za nim. Nie miałam zamiaru zostać samotnie na wzgórzu, które ze wszystkich stron było otoczone lasem. Magicznym lasem. Skoro na ziemi w takich miejscach grasują potwory pokroju gargulca czy ghula, to co dopiero tu - w magicznym wymiarze!

Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie mojej pierwszej śmierci i tego naiwnego postrzegania nieśmiertelności...

Jaka ja byłam głupia!

Zaburczało mi w brzuchu, a żołądek boleśnie się ścisnął. 

No proszę... Jestem stuprocentowo żywym człowiekiem.

- Jestem głodna - stwierdziłam, doganiając fae.

- Nie mamy czasu - odparł, nawet na mnie nie spoglądając.

- Chcesz mnie zagłodzić? Może nie umieram, ale to nie oznacza, że nie jem! - prychnęłam.

Nie odpowiedział kontynuując drogę w dół zbocza. Rozglądnęłam się na boki i nagle zdałam sobie sprawę, że nie ma z nami ani pozostałych fae ani też Lydii. Zależało mi głównie na czarownicy, ale obecność lub nieobecność mojego niedoszłego zabójcy i jego kuzyna nie była mi całkiem obojętna. Wolałabym wiedzieć czy mam się bardziej bać o swoje życie czy może mniej... Perspektywa potencjalnych tortur nie do końca mi się uśmiechała. Tamten fae miał jakieś głęboko zakorzenione uprzedzenie do czarownic i był niezwykle przewrażliwiony na punkcie swojego krewnego.

- Gdzie jest Lydia i pozostali faerie? - zapytałam, szukając wzrokiem wiedźmy.

- Puściłem ich przodem kilka godzin temu - odparł

Zmarszczyłam brwii w zamyśleniu.

Ostatnio regeneracja zajęła mi góra kilkanaście minut. Nie trwała kilku godzin...

- Nigdy nie regenerowałam się tak długo - mruknęłam cicho sama do siebie, ale Fortis i tak mnie usłyszał.

- To był nóż z żelazną powłoką. Utrudniał działanie magii - poinformował mnie, dalej nie uraczając nawet jednym spojrzeniem.

- Acha... - odparłam, krzyżując ręce na brzuchu. Głód coraz bardziej dawał mi się we znaki, a do tego doszedł jeszcze nacisk na pęcherz - Muszę coś zjeść - powiedziałam płaczliwym tonem, wpatrując się wyczekująco w twarz fae.

- Kobiety... - mruknął, wywracając oczami.

- Ludzie - poprawiłam go oburzona.

- Dam ci chwilę w lesie, ale dopiero później - zgodził się.

Nie byłam zadowolona ze stwierdzenia "później", bo głód dawał mi się niezwykle we znaki, a do tego musiałam siku jak jeszcze nigdy wcześniej.

- Nie wytrzymam do tego twojego później.

Fortis zignorował mnie czym tylko mnie rozjuszył. Weszliśmy do lasu i zrobiło się ciemniej i chłodniej. Rozglądając się po bokach zobaczyłam krzaki z jagodami.

Mogą być trujące, ale przecież i tak nie mogę zginąć, więc co mi szkodzi?

Odbiłam w bok wbiegając w zarośla.

Jak za dawnych lat!

Uśmiechnęłam się zadowolona i zerwałam kilka owoców. Miałam je właśnie wpakować do ust, ale powstrzymała mnie męska ręką, przytrzymując za nadgarstek.

- Życie ci niemiłe? - zapytał Fortis - To jagody halucynogenne.

Odnotowałam tę informację w pamięci. Może kiedyś będę mieć ochotę na przejażdżkę na jednorożcu albo inne spełnienie snu na jawie?

Wyrzuciłam garść zerwanych owoców i odwróciłam się w stronę fae, który puścił już moją rękę.

- Przypominam, że dalej jestem głodna - powiedziałam, nawet mu nie dziękując.

- Powiedziałem, że później - odparł, wychodząc z krzaków na trakt.

Nie poszłam za nim tylko sięgnęłam pod tunikę, zdjęłam bieliznę, kucnęłam i z westchnieniem ulgi opróżniłam pęcherz. Natychmiast wstałam i ubrałam pantalony - nie miałam zamiaru obnarzać się przed kimkolwiek. Wybiegłam z krzaków. Fortis z zaciśniętą szczęką kierował się właśnie w stronę zieleni.

- Jeżeli to wziełaś to nie wiem co ci zrobię - syknął, piorunując mnie wzrokiem.

- A takie dobre? - zażartowałam, unosząc brwi i patrząc na niego niewinnym wzrokiem - Czekaj chwilę. Zaraz wrócę - dodałam, odwracając się i kierując w stronę jagód.

- Ani się waż - warknął, łapiąc mnie i ciągnąc drogą - z dala od owoców - Już na trzeźwo jesteś wystarczająco uciążliwa.

- Daj! Mi! Jeść! - krzyknęłam, wyrywając się z jego uścisku i patrząc na niego wrogo. Znów zaburczało mi w brzuchu.

- Ciszej. Ten las ma uszy i oczy - odparł, ciągnąc mnie dalej traktem.

- Nigdzie nie idę! Nie mam już siły! Dawaj mi jeść! - wrzeszczałam, próbując się wyszarpnąć z jego uścisku.

Zakrył mi dłonią usta, przyciągając plecami do swojego torsu.

- Nie wrzeszcz. Nie mam zamiaru zginąć przez twój idiotyzm - szepnął mi na ucho. Szarpałam się jeszcze chwilę, ale nic to nie dało, więc zaprzestałam prób wyrwania się. Emocje powoli opadły i zdałam sobie sprawę z własnej głupoty - Będziesz już cicho? - zapytał. Kiwnęłam głową. Momentalnie zabrał swoją rękę i odsunął się ode mnie. Zaczął iść jeszcze szybciej, rozglądając się uważnie wokoło.

Spojrzałam na niego przepraszająco, przeklinając w myślach swoją nieposkromioną impulsywność. Na jego plecach z nikąd pojawił się nagle kołczan ze strzałami i łukiem. W kilku miejscach na jego ciele dojrzałam też pochwy z nożami. Uszy i kły Fortisa wydłużyły się. Przełknęłam głośno ślinę i również zaczęłam przyglądać się mijanym krzakom.

Nie żartował z tym zagrożeniem...

Obrócił gwałtownie głowę w lewo, po czym rzucił się na mnie. Usłyszałam świst powietrza. Padliśmy oboje na ziemię. W drogę, tuż obok nas, była wbita strzała, chwiejąca się jeszcze delikatnie. Fortis z nieludzką szybkością podniósł się, wyciągnął łuk i naciągnął strzałę na cięciwe. Ukucnął, celując w drzewo, z którego wystrzelono przed chwilą.

- Trzymaj się za mną. Nie ruszaj się - przykazał, nie odrywając wzroku od lasu.

Przesunął łuk w stronę drzewa po lewej i wypuścił strzałę. Usłyszałam czyjś jęk, a potem na ziemię spadło ciało młodego mężczyzny faerie. Fortis podszedł powoli w stronę rannego, a gdy go zobaczył - opuścił łuk.

- Avida, to ja - Fortis. Nie atakuj - krzyknął czarnowłosy, podnosząc ręce do góry, cofając się i obracając w koło.

Przyglądałam się jego poczynaniom nie rozumiejąc o co chodzi.

On zna tego fae? Kim jest Avida? O co tu chodzi?

Na drzewie z prawej coś zaszeleściło,  a po chwili na glebę zeskoczyła blondynka średniego wzrostu z ogromnym toporem w ręce. Na twarzy i ramionach czerwoną farbą miała namalowane jakieś wzory. Wytrzeszczyłam oczy na widok tego co miała na sobie. A nie było tego za wiele... Była ubrana w strzępek stanika i krótką, postrzępioną spódniczkę z metalową czaszką,  trzymającą materiał na jej biodrach. Na nogach miała skórzane ochraniacze - zapewne całe wypchane bronią.

Mój Boże! Co za brak szacunku do siebie. Jest ubrana jak prostytutka!

Skrzywiłam się z niesmakiem. Ona rzuciła mi tylko krótkie spojrzenie, po czym całą swoją uwagę poświęciła czarnowłosemu fae.

- Fortis. No proszę. Dalej jesteś chłopcem na posyłki - powiedziała, uśmiechając się drwiąco.

- A ty dalej pilnujesz granicy. Wciąż czekasz na awans? - odgryzł się Fortis.

Przez chwilę obydwoje prowadzili wojnę na spojrzenia, którą przegrała Avida, słysząc jęki postrzelonego faerie, leżącego pod drzewem. Zrobiła zaskoczona minę i podbiegła w tamtą stronę. Rzuciła topór na trawę i uklękła przy nim. Pochyliła się mrucząc coś do niego kojącym głosem. Fae kiwnął głową, a ona sięgnęła i wyrwała strzałę z uda chłopaka. Wrzasnął wyginając się w łuk z bólu. Kobieta obróciła się gromiąc wzrokiem Fortisa.

- Chodź i napraw coś zniszczył - warknęła, odsuwając się na bok. Podniosła kijek, wyczyściła go o materiał spódnicy i wsadziła rannemu między zęby.

Czarnowłosy podszedł i kucnął obok rzucającego się fae. Z jego dłoni buchnęły zielone płomienie. Przystawił ręce do rany na udzie chłopaka, który głośno krzyknął, zaciskając zęby na drewnie. Avida mocno trzymała nogi rannego, przyciskając go z całej siły do ziemi.

- Tracisz dużo krwii. Nie rzucaj się tak - pouczyła go.

- Ale to... kurwa... boli - jęknął niewyraźnie, po czym zaczął kląć gorzej niż żona szewca.

Stałam w miejscu jak wryta.

To przeze mnie... Gdybym nie krzyczała oni by nas nie zaatakowali, a ten chłopak nie byłby teraz umierający!

- Co tak stoisz - warknęła kobieta w moją stronę - Pomóż mi go przytrzymać.

Podeszłam, uklękłam i przycisnęłam fae do ziemi, przytrzymując go za barki. Dalej przeklinał, wbijając ręce w ziemię i zaciskając szczękę i powieki. Fortis w skupieniu przejeżdżał dłonią nad zasklepiającą się powoli raną. Cała lewa nogawka spodni chłopaka była przesiąknięta jego własną krwią. Z trudem utrzymywałam go w miejscu. Zżerało mnie poczucie winy, a jęki i przekleństwa padające z ust postrzelonego wcale nie pomagały zagłuszyć mojego sumienia.

- Colin, już prawie. Wytrzymaj... - szeptała Avida, patrząc uważnie na poczynania Fortisa nieufnym wzrokiem.

Fae po dłuższej chwili, która ciągnęła się dla mnie wieczność, ugasił swoje płomienie i oderwał ręce od nogi Colina. Chłopak westchnął cicho i przymknął na chwilę oczy.

- Colin. Colin! Nie zasypiaj! Braciszku... Nie odchodź! Przepraszam... - mówiła Avida potrząsając ramionami chłopca. Chłopak uchylił szerzej oczy, czego ona zdawała się nie zauważać. Z chęcią mordu w oczach rzuciła się na Fortisa, powalając go na ziemię i siadając na nim okrakiem.

- Co mu zrobiłeś skurwielu?! Ty potworze! - krzyczała, okładając mężczyznę pięściami.

- Avida... Avida, on... żyje... Uspokój się... - tłumaczył jej Fortis broniąc się przed ciosami.

W końcu zrzucił kobietę z siebie i przycisnął ją do ziemi, unieruchamiając. Splunął krwią na trawę, nie puszczając próbującej się wyrwać Avidy.

- Kłamiesz! Zabiję cię! - wrzeszczała,  usiłując się uwolnić. Bez skutku. Fortis był od niej znacznie większy i silniejszy.

- Sprawdź jego puls na szyi... yyy... - polecił, odwracając się w moją stronę. Zaciął się nie wiedząc jak się nazywam.

On nawet nie zna mojego imienia... A i tak mnie kupił! Ugh. Co za świat.

- Rosemary - podpowiedziałam.

- Sprawdź czy czujesz puls, Rosemary - powtórzył, używając tym razem mojego imienia.

Podeszłam do Colina i przystawiłam dwa palce do jego szyi. Wyczułam, jak się zdawało, normalny puls. Zobaczyłam też delikatne unoszenie się klatki piersiowej chłopaka i poczułam powiew wydychanego przez niego powietrza. Ponownie uchylił powieki i popatrzył na mnie.

- On żyje - powiedziałam, spoglądając na, wciąż niespokojną Avidę.

- Nie wierzę ci! - warknęła, posyłając mi nienawistne spojrzenie.

- Popatrz. On oddycha. Ma otwarte oczy - próbowałam ją przekonać.

- Zaczarowałaś go wiedźmo! - splunęła, mówiąc to zdanie - Jesteście w zmowie! Nie dam się nabrać!

- Jestem człowiekiem - odparłam ze spokojem mimo, że zraniła mnie swoimi oskarżeniami. Stwierdziłam, że w tych okolicznościach ma do tego prawo.

Nie zdążyła nic mi odpowiedzieć, bo  Colin, odzyskał siły, usiadł i spojrzał na zagojoną ranę. Kobieta zaniemówiła.

- Rzuciłaś na mnie urok! - krzyknęła, a chłopak odwrócił się w jej stronę, patrząc to na siostrę to na Fortisa, siedzącego na niej.

- Co się dzieje, Avi? - zapytał, zachrypniętym głosem.

- Twoja siostra oskarża mnie o uśmiercenie ciebie - odparł Fortis.

- Ale ja żyję - odparł, zdezoriętowany chłopak, ściągając brwi.

- Zwariowałam! Widzę ducha! -krzyczała Avida, wytrzeszczając oczy na widok Colina wstającego z ziemi. Podszedł w jej stronę - Zostaw mnie! Odejdź! Nie jesteś moim bratem! On nie żyje! - krzyczała, rzucając się pod Fortisem.

- Avi? - zapytał chłopak, klękając obok siostry - Co z tobą?

- Odejdź bestio! Nie zwiedziesz mnie! - syknęła, spluwając w stronę Colina.

- Jedliście grzyby albo jagody? - zapytał ni stąd ni zowąd Fortis, mocno trzymając kobietę przy ziemi.

- Taaak... Zebrałem dzisiaj grzyby - odparł chłopak, wpatrując się w przeklinającą go siostrę. W jego oczach widziałam ból - To ma znaczenie?

- Colin, czy to były grzyby z fioletową obwódką wokół kapelusza?

- Tak - odpowiedział chłopak, patrząc teraz na Fortisa.

- Zebrałeś grzyby halucynogenne. Twoja siostra ma teraz halucynacje.

***
Eee... znów jestem Polsatem, ale... no dobra - nie mam nic na swoją obronę. Po prostu lubię trzymać was w niepewności :P

Do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro