Yuki
Ciemna noc. W lesie panował mrok. Tylko księżyc lekko oświetlał drzewa. W oddali słychać było syreny.
Pomiędzy koronami drzew można było dostrzec czarną plamę. Był to cień młodej pół wilczycy. Przeskakiwała ona z gałęzi na gałąź uciekając jak najdalej od dźwięku, a raczej od grupy osób, której owy dźwięk towarzyszył.
W pewnej chwili dziewczyna dostrzegła mur znajdujący się w środku lasu. Młoda kobieta zaklnęła wiedząc, że musi wejść na teren tutejszej watahy. Stanęła na murze i spojrzała za siebie. Biel jej odsłoniętych kłów połyskiwała poprzez odbijające się światło księżyca.
(rysunek)
Przez drzewa przebijało się żółte światło. Szarowłosa musiała szybko podjąć jakąś decyzję, zanim znany jej osobnik ją złapie. Miała trzy wyjścia. Pierwsza wersja wydarzeń polegała na przebiegnięciu po murze dookoła, ale zajęłoby jej to dobrą godzinę biegu. Straciłaby siły i najprawdopodobniej zostałaby złapana. Opcja numer dwa - dać się złapać, ale to byłaby najgorsza decyzja w jej życiu. Zostaje opcja numer trzy, która ma dwa zakończenia. Przejście przez teren zajęty przez stado. Skończy się to bezpiecznym przejściem przez las lub wygnaniem, po czym nastąpi złapanie przez wroga. Musiała zaryzykować. Zeskoczyła z muru na trawę. Wyprostowała się i poprawiła kaptur. Zaczęła iść do przodu pewnym krokiem, wsłuchując się w ciszę, która panowałaby po tej stronie, gdyby nie zakłócające to syreny. W pewnej chwili odwróciła się żwawo w prawą stronę. Wokół niej rozbrzmiewał warkot. Pomimo to niebieskooka miała obojętny wyraz twarzy. Zza drzew wyłoniły się wilki. Osiem dorosłych przedstawicieli gatunku. Okrążyli dziewczynę nadal powarkując. Syreny zaczęły być coraz bardziej słyszalne, prawie wręcz nachalne.
Przed szereg wyszedł czarny psowaty z białymi łapami i ogonem oraz plamkami wokół oczu.
- Czego tu szukasz? - Odezwał się z wyczuwalną wrogością w głosie.
Osiemnastolatka zmieniła swą formę. Teraz stała przed przywódcą stada jako jeden z jego pobratyńców. Jej siwa sierść wydawała się jakby srebrna, podczas gdy księżyc oświetlał jej ciało.
- Jestem Yuki i zwracam się do was o pomoc. - Odparła, wiedząc, że te samce są od niej starsze i przywiązują uwagę do kultury i języka. - Goni mnie wróg. Potrzebuję zgody na przejście przez wasz teren.
Wilki zaczęły pomrukiwać między sobą. Po chwili przywódca warknął by reszta była cicho.
- Przykro mi. Nie mogę pozwolić na to, aby twój wróg natarł na mój teren i moją rodzinę. - Powiedział zdecydowanie.
Yuki otworzyła oczy szerzej. Nie. To tak nie mogło się skończyć. Ukłoniła się przed samcem.
- Błagam... Jest Pan moją jedyną nadzieją. - Odrzekła pomimo niechęci do okazywania innym szacunku.
Szczerze, czuła wyższość nad innymi. Nienawidziła tego, gdy musiała się kogoś słuchać, podporządkować się komuś, grać według jego zasad. Jednak wiedziała, iż sytuacja tego wymagała.
(rysunek)
Wilk z czarno-białą sierścią warknął pod nosem. Nastawił uszy słysząc zbliżający się, zwiastujący niebezpieczeństwo dźwięk.
- Podjąłem decyzję i jej nie zmienię. Wynoś się. - Powiedział ostro.
Nastolatka rozszerzyła oczy. Miała ochotę rzucić się na wodza, zabić go i przebyć drogę przez las. Jednakże nie miała szans. Osiem dorosłych samców... Z tym nie byłoby problemu, ale niedaleko było całe stado, a tuż za murem jej wróg wraz z obstawą.
Dziewczyna ostrożnie się wycofała i przybierając swą naturalną postać wspięła się na mur. Jej oczy od razu zostały oślepione przez długie, żółte światło.
- Witam, witam! - Dało się słyszeć uradowany (z nutką pogardy) głos mężczyzny.
Osiemnastolatka pędem rzuciła się do biegu. Jej czarna, długa peleryna unosiła się na wietrze poprzez dość dużą prędkość pół wilczycy.
Mężczyzna niesamowicie do niej podobny tylko omiótł ją wzrokiem stojąc w miejscu. Po chwili rzekł:
- Łapać ją. - I tłum jego sług ruszył.
Sam chłopak tylko stał, obserwował i czekał. Był niewiarygodnie pewny siebie. Cóż się dziwić? Dał sobie sam radę po śmierci rodziców, praktycznie wychował się w wojsku, a potem zasłynął w świecie jako najmłodszy (oraz jeden ze zdolniejszych) polityk, którego popiera znaczna większość. Nie na marne starał się by zdobyć to co ma. Zaufanie społeczeństwa było dla niego bardzo istotne. Miał władzę. Większą niż ludzie myśleli.
***
Po niecałych dziesięciu minutach szarowłosa była przygnieciona do ziemi przed obliczem swojej męskiej wersji. Warczała dość głośno, szarpiąc się pod ciężkim butem jednego ze sług. Miała związane nadgarstki, przez co jej ruchy były ograniczone. Chłopak, który do tej pory stał przed nią bez słowa, uśmiechnął się lekko.
- Niegrzecznie tak wychodzić w środku zabawy. - Odrzekł.
- Goń się. - Odpowiedziała mu dziewczyna, co poskutkowało mocniejszym przyciśnięciem jej ciała do ziemi.
- Matka nie nauczyła cię kultury? - Spytał wrogo, jednak po chwili się zaśmiał. - No tak... Nie nauczyła.
- Ciebie też nie do końca. - Uśmiechnęła się dumnie.
Wiedziała, że to był jego słaby punkt.
Szarowłosy otworzył szeroko oczy. Jego niebieskie tęczówki zaczęły błyszczeć ze złości. Przybierając złowrogą minę podniósł ją za pelerynę do góry.
- Nie masz prawa mówić o niej czegokolwiek. - Warknął.
Puścił ją, przez co upadła ona ciężko na grunt. Jej polik zaczął piec od nagłego uderzenia. Głowa zaczęła pulsować, a z jej nosa poleciała stróżka krwi. Pół wilczyca podparła się na łokciach i ostrożnie podniosła się do siadu.
- Strasznie tobą manipuluje, pomimo, że nie masz z nią kontaktu. - Wyszeptała po czym spojrzała mu w oczy. - Jesteś głupcem.
Niebieskooki miał już dość jej słów. Nie chciał jednak dać się ponieść emocjom, by jej nie zranić. Była mu potrzebna.
- Zapiąć jej dodatkowo kajdany na nadgarstkach i kostkach. Callen, przewieś ją przez ramię i za mną. - Odparł odwracając się do nich tyłem.
Obserwował piękny, ciemny las w ciszy. Odetchnął cicho, na krótką chwilę zapominając o władzy, sporach, sprawie z Yuki. Lekki wiaterek omiótł jego twarz. Przez moment w jego głowie odtworzyło się wspomnienie. Przy ich domu był las. Często bawił się w nim z siostrą. Jednak to było głupie. Dzieciństwo było głupie.
Potrząsnął głową wracając do szarej rzeczywistości. W tle słyszał przekleństwa i próby wyrwania się jego żeńskiej wersji.
- Mogłabyś się przymknąć? - Odparł zirytowany. - Zakłócasz tą piękną ciszę.
- Tobie nie przeszkadzało jak żeś puścił syrenę na cały las. - Zakpiła patrząc na niego z pretensją w oczach.
Spojrzał na nią obojętnie.
- Zakneblujcie ją. - Powiedział po chwili.
***
Dziewczynie zdjęto opaskę, którą założyli jej w aucie. Znajdowała się ona w dość dużym pomieszczeniu o okrągłym suficie. Pokój może nie był za duży, ale wysoki. Przez okna znajdujące się na samej górze wlatywało światło wschodzącego słońca. Szarowłosa rozejrzała się i próbowała coś powiedzieć do jednego z ochroniarzy, jednak w jej ustach nadal spoczywał knebel.
- Zaraz się rozgadasz. Keith wyszedł tylko na chwilę. - Odparł rudowłosy, uśmiechając się, po czym poklepał ją po ramieniu.
Callen był prawą ręką niebieskookiego mężczyzny. Zawsze był obok podczas ważnych spotkań, interesów, uroczystości. Był nawet okres, gdy prasa myślała, że ta dwójka jest razem. Cóż... Rudowłosemu było to trochę na rękę. Skrycie pragnął ciała swojego szefa, jednak jako jego zastępca wiedział, że jego przełożonego nie interesują związki ani czynności seksualne. Czasem jednak miał nieodpartą ochotę odegrać z nim scenę z windy z pięćdziesięciu twarzy Greya.
Skoro o windzie mowa: Nagle rozległ się jej dźwięk. Wspomniany wcześniej Keith wjechał na piętro.
- Dzięki za twoją służbę Callen. - Odezwał się będąc jeszcze dość daleko.
- Drobiazg. - Odpowiedział mu kompan z uśmiechem. - Nie jest zagrożeniem, gdy nie może użyć pazurów i kłów.
- Nie doceniasz jej. - Spojrzał na niego z lekką złością. - Zapomniałeś już? To moja siostra.
- Nie zapomniałem, spokojnie.
Pół wilk złapał siedzącą na krześle pół wilczycę za brodę i chytrze się uśmiechnął. Wyjął z jej ust szmatkę robiącą za knebel.
- Coś chciałaś powiedzieć? - Spytał.
- Gdzie żeś mnie wywiózł? - Odparła ze złością.
- Niedługo się dowiesz, a teraz pokażę ci co i jak. Spencer. - Zwrócił się do jednego z poddanych.
Czarnowłosy chłopak z grzywką zakrywającą oko podał mu jakiś stosik papierów. Spencer był niemową, więc pokazał po migowemu "Proszę". Keith odpowiedział mu także w tym języku. Szarowłosy mężczyzna był dla brązowookiego jak straszny brat, więc traktował go w miarę ulgowo, z delikatnością i dobrocią.
(rysunek)
- A więc... - Odwrócił się do swojej biologicznej siostry. - Pierwsza i najważniejsza rzecz. Zaczniesz chodzić do szkoły.
Dziewczyna rozszerzyła oczy.
- Żartujesz. Po co mi to? - Spytała, wyrażenie niezadowolona.
- Będziesz silna i fizycznie i intelektualnie. Będziesz moim asem w rękawie. Żołnierzem tak dobrym, jakby nie był istotą żyjącą, a maszyną do zabijania.
Yuki spojrzała na niego jak na idiotę. Czuła w jego głosie tę satysfakcję i radość płynącą z tego, jak blisko jest spełnienia swego chorego marzenia, a raczej marzenia ich matki, które zasiała s jego głowie, gdy miał trzy lata. Nie do uwierzenia było, że tak mądra i wpływowa istota nie widziała, że nie myśli sama. Był tak zaślepiony głupią miłością do ich matki, że sam nie wiedział czego chce. To nigdy nie były jego pragnienia. Niebieskooka pamiętała jak jeszcze przed śmiercią ich ojca Keith był zupełnie normalny. Miły, akromny, kochający łyżwiarstwo chłopak, który troszczył się o każdego. A teraz? Teraz siedziała przed nim związana, i nie mogła go poznać. W jego oczach nie widziała już tej radości i niewinności z dzieciństwa. Teraz był tylko bezmózgą marionetką ich rodzicielki.
Pół wilczyca zaśmiała się pod nosem i znów zwróciła mu uwagę jaki to on jest głupi. Po jej słowach mężczyzna schylił się by spojrzeć jej w oczy.
- Gdybym był głupi to byłbym znany? Miałbym władzę i ciebie w garści? Nie sądzę kochana. - Po czym się wyprostował i skierował się w stronę swych pomocników. - Zanieście ją do jej pokoju.
W tej chwili usłyszał potężny warkot. Już wiedział, że się przeliczył. Był zbyt pewny siebie.
Osiemnastolatka rozcięła liny, gdy jej brat był zajęty chwaleniem się i stawianiem jej po kątach. Zawsze miała w kieszeni spodni kawałek szkła. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz się przydał.
(rysunek)
Rodzeństwo stało teraz przed sobą w wilczych formach. Wymieniali się powarkiwaniem i czekali na odpowiedni moment by zacząć atak.
- Callen prawa, ja lewa, reszta przejmuje środek. Chcę ją żywą. - Odezwał się nagle starszy.
Jak powiedział tak zrobili. Zaczęli biec w jej stronę. Najszybciej obok niej znalazł się oczywiście wilk. Skoczył na nią, jednak młodsza zrobiła szybki unik.
- Nie te lata staruszku. - Zaśmiała się i pocwałowała w stronę wyjścia, wymijając i przeskakując wrogów.
Jednak przed windą stał Spencer. Szczupły, nieśmiały, niewinny piętnastolatek. Jedyna przeszkoda, której dziewczyna nigdy nie tknie. Dziecko.
Chłopak nawet nie drgnął. Wpatrywał się w wilczycę swoimi widocznie spłoszonymi, brązowymi oczami.
(rysunek)
Yuki była sparaliżowana. Nie mogła zranić chłopca, jej natura na to nie pozwalała. Jednak tuż za jej plecami było całe stado napastników.
- Zejdź mi z drogi. - Powiedziała stanowczo, lecz jej ciało całe drżało.
Czarnowłosy trzęsącymi dłońmi pokazywał po kolei znaki, które stworzyły zdanie "Nie ma mowy".
Zdezorientowana niebieskooka poczuła na sobie mocne kły starszego brata. Jęknęła cicho, czując ból na barku, po czym zatoczyła się i padła na podłogę. Tuż po tym jej męska wersja przybrała swą naturalną postać.
- Świetnie się spisałeś. - Powiedział do nastolatka, czochrając go po włosach.
Ten zaś uśmiechnął się nieśmiale. Zdawał sobie sprawę, iż jest on jego pupilem i oczkiem w głowie. Poświęcał mu tyle czasu ile tylko mógł. Naprawdę się starał. Ależ ironia losu... Prawdziwą siostrą gardzi, a obcego chłopca wychowuje jak najlepiej. Czyż ta sytuacja nie ukazuje jak bardzo wpływają na niektórych ich rodzice? Choć z drugiej strony pokazuje to też jak niemądrzy potrafimy być. Jak bardzo wzorujemy się ślepo na innych.
***
Yuki obudziła się, czując piekący ból w okolicach barku. Powoli podniosła się do siadu, sycząc pod nosem z bólu. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Ku jej zdziwieniu było w jej guście. Granatowe ściany, spire łóżko z pościelą z Marvela, parę białych szafek i biurko o tym samym kolorze, szary dywan na środku oraz okno tuż przy łóżku, przez które teraz wpadały jasne promienie słońca.
(rysunek)
W oknie widać było delikatnie zarysy pół wilczycy. Spojrzała ona na widok jaki stąd miała. Był piękny, a przynajmniej ta jego część znajdująca się za ogrodzeniem. Małe zgrórza, las niedaleko, a w oddali nadmorskie miasteczko. Krajobraz był delikatny i kojący, wręcz uspokajający. Młoda kobieta zatraciła się w tym wszystkim, na chwilę zapominając o bólu. Jednak niedługo po tym otrząsnęła się i znów rozejrzała po pokoju. Wiedziała, że jest w posiadłości Keith'a. Zamyśliła się na moment. Nie było tu kamer, jednak nie ulżyło jej przez to. Była świadoma, że jest kontrolowana. Okno było szczelne, bez możliwości otworzenia. Pod nim, na zewnątrz, było dwóch ochroniarzy, a kamery były na ogrodzeniu.
Dziewczyna wstała z trudem i poczłapała do drzwi, łapiąc się za bolące ramię. Złapała za klamkę.
- Cholera! - Odparła. - Zamknięte.
Teraz miała problem. Dość spory. Zero kontaktu ze światem, zamknięta, zmuszona do pracy dla ześwirowanego brata. Nie miała wyboru. Musiała się dostosować, a w międzyczasie coś wymyśleć.
Woowowowowow to już drugi rozdział! Ale spokojnie, to wyjątek, że kolejny rozdział jest tak szybko xD Miałam już większość napisane, dzisiaj skończyłam więc no. Lecz postaram się napisać kolejny jak najszybciej! Mam nadzieję, że miło się czyta ♡
Pozdrowionka, Alex~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro