Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lucyfer

W zaułku jednej z ulic słychać było przyspieszony oddech. Młody mężczyzna czuł jakby przebiegł maraton. W sumie... Nie dużo temu dystansowi brakowało do maratonu.
Niedaleko niego rozlegało się miałczenie. Czarnowłosy spojrzał w lewo, gdzie był rudy kot. Chłopak zmarszczył brwi.
- Zamknij się sierściuchu. - Warknął i nastawił uszy.

(rysunek)

Z daleka słyszał syreny.
- Chyba ich zgubiłem. - Powiedział cicho, po czym odetchnął z ulgą.
Po niedługiej chwili poszedł dalej w zagłębienie uliczki. Z każdym jego krokiem zakrywała go większa ciemność, jednak nie przejmował się tym. Znał te skróty lepiej niż ktokolwiek. Tutejsze szczury już wiedziały kogo unikać. Nawet gdy zaatakowały go całym klanem ten pokazał im kto tu rządzi.
Na samym końcu zaułka był mur. Bez dużego wysiłku wskoczył na śmietnik, potem na balkon jednego z mieszkań i stanął na barierce. Stał tak chwilę. Rejestrował wszystko wokół, ustalając co zrobić, by skoczyć idealnie na mur. Nagle rozpędził się biegnąc po barierce i wyskoczył. Złapał się krawędzi muru i wszedł na niego. Usiadł i obserwował miasteczko. Zasypiało ono powoli, ze względu na to, iż słońce chyliło się ku zachodowi.

(rysunek)

Oglądał miasteczko póki słońce nie zaszło. Gdy niebo stało się granatowe powoli zaczął schodzić z muru. Wiedział, że już po ciszy nocnej w "domu". Wiedział, że znów zostanie ukarany. Jednak już od dawna miał to gdzieś.
- Przeklęta Dyrektorka! - Powiedział sam do siebie, kopiąc coś co leżało na betonie. - Żeby tak zdechła.
Lucyfer nienawidził jej całym sobą. Nazywa go "tworem szatana" od zawsze. To dlatego nadała mu takie imię. Jednak nie to było najgorsze. Najbardziej okrutny akt jej zła ujawnił się, gdy chłopak miał dziesięć lat. Miał tylko jedną osobę. Jedyną na której mu zależało, a jej na nim. Kobieta oczywiście na tyle go nienawidziła, że musiała mu to odebrać.

***

Szedł okrężną drogą, przez las. Nie obchodziło go jak jest ciemno. Ważne, że noc była dość ciepła i cicha. Przechadzał się pomiędzy drzewami, jednak nagle się zatrzymał. Usłyszał warkot. Spojrzał w stronę dźwięku. Niedaleko niego były znajome mu wilki.
- Hugh? Co ty...? - Odparł ciemnoskóry.
- Cicho bądź Lucyfer. Mamy nieproszonego gościa. - Odpowiedział mu jeden z ośmiu osobników.
Ten więc zmienił swą formę. Przycupnął będąc w ciele hieny i obserwował. Dostrzegł postać w długim, czarnym płaszczu. Ledwo było widać jakiekolwiek jej zarysy.
- Ty zostajesz. - Zwrócił się do chłopaka jasnobrązowy psowaty. - Wracaj póki Yulii nie ma.

(rysunek)

Wtem postać odwróciła się w ich stronę. Pomiędzy drzewami było jednak za ciemno by dostrzegła ich dokładny wygląd. Jednakże dało się zobaczyć choć trochę jej oświetloną przez księżyc twarz. Piękne, długie, szare włosy lekko zasłaniały jej białą opaskę, która znajdowała się na lewym oku. Lucyfer przez chwilę zapomniał o całym świecie. Nigdy nie był tak zauroczony urodą płci przeciwnej, a widział i miał wiele dziewczyn w swoim życiu.
Po chwili jednak otrząsnął się z uroku pół wilczycy i ruszył w swoją stronę, dając stadu działać. Co jakiś czas odwracał się i lustrował wzrokiem sytuację. Gdy już był dość daleko, ujrzał jak szarowłosa stoi na murze. Przez moment ich wzrok się spotkał, jednakże była to bardzo krótka chwila, a jej spojrzenie nie było zbyt przyjemne. Poczuł wyraźne spięcie swych mięśni.

(rysunek)

Niedługo po tym niebieskooka zaczęła biec wzdłuż muru. Chłopak nadal w formie hieny zaczął biec w tą samą stronę.
W końcu ją zgubił. Nie widział jej, a już szczególnie nie słyszał żadnych dźwięków. Pomimo bycia pół hieną jego słuch był gorszy od ludzkiego. Było to spowodowane krzykiem dzieci, które czuły ból prawie każdego dnia znajdując się w domu dziecka w którym mieszkał.
Zawsze mógł ją wywąchać, jednak nie chciał już tracić czasu. Lance powiedział mu, że Dyrektorki nie ma, więc była szansa, że nie będzie żadnych konsekwencji ze względu na jego późny powrót. Z resztą... Z pewnością to nie był dobry moment by zajmować dziewczyną głupotami. Skoro weszła na teren obcego stada to musiała być zmotywowana.

***

Chłopak chciał wejść przez okno do swojego pokoju, jednak było ono zamknięte. Był pewny, że była to sprawka Phil'a. Rudowłosy, wredny, parszywy pupil Dyrektorki. Szczerze nim gardził i bardzo często to ukazywał. Uwielbiał widzieć jego słuszne cierpienie. Miał przez niego jeszcze więcej kłopotów.
Brązowooki musiał zaryzykować wejściem przez drzwi. Wiedział, że ta kobieta mogła w każdej chwili wrócić, a on przy okazji nie mógł nikogo obudzić. Każdy z dzieciaków walczył tutaj o wszystko. Najlepsi zostawali wynagradzani, a najgorsi karani. Gdyby ktoś się obudził pewnie od razu by na niego doniósł. Poprzez to musiał być ostrożny.
Wszedł do środka powoli i po cichu. Korytarz był ciemny, a jedyne co słyszał to tykanie zegara, który znajdował się w salonie niedaleko niego. Stanął tuż przy szafce na buty i przez dłuższą chwilę obserwował wszystko wokół. Zero zarysu ciała. Zero ruchu. Jeszcze moment stał tak w bezruchu upewniając się czy nikogo nie ma w pobliżu. Odetchnął z ulgą i schylił się by zdjąć buty. Odłożył je na wskazane miejsce i powoli skierował się w głąb korytarza. Po drodze zdjął gumkę do włosów ze swojej ręki i spiął większość swoich przydługich włosów w niedużą luźną kitkę. Gdy natrafił na rozwidlenie skręcił w prawo. Jego oczom ukazały się drewniane drzwi. Uśmiechnął się lekko pod nosem i złapał za okrągłą klamkę. Za drzwiami znajdował się jego mały, ukryty raj. Biblioteka w której przebywał zazwyczaj tylko on. Wciągnął do swoich nozdrzy przyjemny zapach książek. Podszedł do jednego z regałów i wziął jedną z nich. Kiedy miał ją już otworzyć usłyszał jak drzwi zamykają się z trzaskiem. Nie zdążył nawet zareagować, a już poczuł zaciskające się na nim łańcuchy. Kobieta miała silną moc. Metal tak się wbijał w jego ciało, że czuł jakby powoli robiły się w nim dziury. Średniego wzrostu brunetka stała przed nim ze skwaszoną miną, a jej ręce były założone na piersi.
- Wiesz która jest godzina? - Zapytała wrogo.

(rysunek)

- W... Wiem. - Odparł cicho, czując zimno metalu i towarzyszący mu ból.
Yulia zmarszczyła brwi, a łańcuchy zacisnęły się mocniej na jego ciele. Ciemnoskóry warknął, co poskutkowało dostaniem z otwartej dłoni w policzek.
- Wiesz, że na mnie się nie warczy ani nie podnosi głosu, a i tak to robisz. Istnieje też coś takiego jak cisza nocna do której się nie stosujesz, ale oszczędź resztę i bądź cicho by mogli się wyspać. I po co ci te książki? Normalnie się nie uczysz, ale w bibliotece chce ci się siedzieć? Jesteś żałosny. Wiedza jest w wierze, tworze szatana.
Kobieta cisnęła nim o podłogę, po czym opuściła łańcuchy.
- Do pokoju. Raz. Póki jestem miła. - Odparła zdenerwowana.
Chłopak podniósł się z podłogi, po czym zrobił znak krzyża, ale zamiast zrobić to otwartą dłonią pokazał to środkowym palcem. Z lekkim, pełnym pogardy uśmiechem powędrował do pokoju, udając, iż uderzenie nie zrobiło na nim wrażenia. W myślach błagał sam siebie by żadne z jego żeber nie było złamane.

***

Rano wstał obudzony bólem. Nie był on jednak taki wielki, więc skierował się na dół, by zjeść cokolwiek. Idąc po schodach minął tego niskiego rudzielca Phil'a. Spojrzał na niego jakby chciał go zabić, ale tylko to mógł zrobić. Nie chciał ryzykować złamaniem jakiejś kości. Jego ciało nie jest na tyle silne by znosiło codzienny ból, spowodowany karami brunetki. Idąc dalej przez korytarz wyrwał się ze swoich myśli, widząc biegnącą obok dwójkę dzieci.

(rysunek)

Lucyfer uśmiechnął się pod nosem i pogłaskał wiśniowowłosą po jej czuprynie. Mała spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami delikatnie ściskając w dłoniach jeden z warkoczy.
- Gdzie tak lecisz Lucy? - Spytał delikatnie, pomimo zachrypniętego głosu.
Dziewczynka uśmiechnęła się do niego i znów zerwała się do biegu.
- Złapać Charliego! Bawimy się! - Odkrzyknęła mu.
Pomachała so niego swoją drobną rączką, nadal uśmiechając się od ucha do ucha.

(rysunek)

Według chłopaka była ona rozczulająca. Dziecko aniołek. Chyba tylko raz została ukarana. Tak mu się zdawało. Pamięta ten dzień, ponieważ jego wściekłość spowodowała, że prawie rzucił się na uspokajające go dzieciaki. Jednak potem zrozumiały, że pół hiena się o nich martwi. Te do siódmego roku życia były niewinne, wystraszone, potrzebujące miłości, a tu rzadko zawitał ktoś kto chciałby któregokolwiek z nich zaadoptować. Czarnoskóry szczerze się tym nie przejmował w swoim przypadku, jednak patrząc na te dzieci czuł straszliwy żal. Żal do ludzi przez których tu trafiły. Żal do Dyrektorki, za to co im robiła. Żal do świata, że daje tym szkrabom tyle cierpienia. Nie mają rodziców, są bite, karane, nie mają dalszych rodzin lub te się nimi nie interesują. Koszmar. Siedemnastolatek nie był świętym, ale wiedział, że nie jest też diabłem. Naprawdę kochał tą zgraję i nie mógł patrzeć na to, jak powoli robią to co on. Zmieniają się. Na o wiele, wiele gorsze. Nienawidził za to świata. Nienawidził za to Boga. Nie wierzył w niego, ale jeśli by istniał to go nienawidził.

(rysunek)

***

Szedł pewnie do szkoły. Jego myśli krążyły wokół treningu, na który całkowicie nie miał dzisiaj ochoty. Był wymęczony pod względem psychicznym. Westchnął cicho pod nosem i zmusił się do uśmiechu. Gdy wszedł na teren budynku od razu poczuł na sobie wzrok innych uczniów. Pomimo bycia sierotą chłopak był dość popularny. Był w drużynie koszykówki, był mądry (jednak nie ukazywał tego za bardzo), no i co dla dziewczyn najważniejsze - był przystojny.
Na okrągło któraś z nich się do niego kleiła. Nie miał nic przeciwko temu jak na flirciarza przystało, ale dzisiaj niezbyt miał na to ochotę. Jednak nie mógł tego pokazać. Wiecie... Jak to typowy "populars".

(rysunek)

Omijając wszelakie przedstawicielki płci przeciwnej ruszył w stronę sali w której miała się odbyć jego pierwsza lekcja. Kątem oka ujrzał szare kosmyki włosów. Coś kazało mu się odwrócić w ich stronę. Dziewczyna już była odwrócona tyłem, więc chłopak podszedł do niej i złapał ją za ramię. Szarowłosa spojrzała na niego z tą samą miną, którą miała wczoraj.
- Czego? - Spytała chłodno.
- To... To ty. - Odparł siedemnastolatek z niedowierzaniem.
Niebieskooka skrzywiła się, wyraźnie zaskoczona.
- Rozumiem, że jestem na ogół dość znana i nowa w tej szkole, ale totalnie nawet cię nie kojarzę typie, więc nie ogarniam co ty ode mnie chcesz. - Odpowiedziała najwyraźniej zirytowana i poddenerwowana.

(rysunek)

- Um... Widziałem cię wczoraj... Na murze. - Powiedział w końcu.
Yuki rozszerzyła oczy. Zawarczała pod nosem i złapała czarnoskórego za kołnierz, po czym przykuła go do ściany.
- Śledziłeś mnie?! - Spytała głosem pełnym wrogości. - Gadaj!
Wokół nich zebrały się szepty świadków zdarzenia. Lucyfer tylko westchnął pod nosem i spojrzał młodej kobiecie w oczy.
- Nie śledziłem cię. - Zaczął szeptem. - Mogę ci powiedzieć co i jak tylko nie rób zamieszania.
Nastolatka jeszcze przez chwilę zaciskała palce na jego koszuli, jednak po chwili puściła materiał.
- Chodź. - Powiedziała stanowczo i pociągnęła go za rękaw.
Za nimi podążał wzrok ciekawskich uczniów, jednak nikt nie ruszył się z miejsca.
Dwójka bohaterów ruszyła korytarzem w stronę schodów. Choć... Jeden z nich był raczej ciągnięty. Jedynie co jakiś czas robił jakieś niemrawe, jakby od niechcenia kroki. Weszli po schodach na drugie piętro, po czym skierowali się do wyjścia na dach. Gdy już byli na miejscu dziewczyna zamknęła za nimi dość masywne, metalowe drzwi. Odwróciła się do niego ze złością wymalowaną na twarzy.
- Więc mów. - Zaczęła. - Co żeś tam robił wczoraj?
Założyła ręce na piersi i patrząc na chłopaka czekała na odpowiedź.

(rysunek)

Lucyfer uśmiechnął się do niej lekko zalotnie, na co szarowłosa delikatnie się skrzywiła.
- Po prostu wracałem do domu i miałem niewiarygodne szczęście, bo mogłem ujrzeć tak cudną osobę jak ty. - Odparł pewnie.
- Daruj sobie te flirty. Nie uda ci się zbić mnie z tropu. Pracujesz dla mojego głupiego brata, prawda? No tak, ktoś musi mnie tu obserwować. Musi mieć nade mną całkowitą kontolę, co? - Na koniec zaśmiała się cicho pod nosem.
Pół hienowy chłopak patrzył na nią zdziwiony, nie wiedząc o co chodzi. Szarowłosa widząc, że jego mina od dłuższego czasu dię nie zmienia, uprzytomniła sobie, że chyba się pomyliła. Potrząsnęła głową i lekko machnęła ręką.
- Nie ważne, zapomnij. O tym i o sytuacji na murze. - Dodała, a następnie odwróciła się na pięcie z zamiarem powrotu do budynku.
Dziewczyna zniknęła za drzwiami, jednak Lucyfer stał w miejscu. Myślał. O niej i o jej słowach. Zapomnieć... Tak po prostu? Nie. Nie potrafił. On się nie poddaje. Lekko uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na pokryte blaskiem słońca miasteczko.

(rysunek)

Był pewien swego. Ich drogi już się spotkały, a splątane nici nie łatwo rozplątać. Tak ktoś mu kiedyś powiedział. Zobaczymy czy miał rację...








W końcu jest trzeci rozdział! Przez przerwę świąteczną nie miałam czasu na pisanie, a w szkole miałam wanę so jest~ UwU Pozdrawiam wszystkich i do następnego~♡

~Alex Evans

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro