Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Emma & Austin

- E26B05 - Dało się słyszeć pośród czterech ścian - wstawaj.
Postać ludzka z wilczymi uszami, nosem i ogonem otworzyła oczy. Jej mlecznoniebieskie tęczówki błyszczały. Przeciągnęła się powoli cicho warcząc.
- Co tak wcześnie? - Odparła wstając z podłogi.
- Zalecenie Doktora Smith'a.
Pół wilcza postać podeszła do chłopaka.
- Co tym razem Danny? - Ziewnęła pokazując kły.
- Podstawowe badania. No i... - Skrzywił się lekko, poprawiając okulary.
- I? - Odparła pół wilczyca.
Czarnowłosy wskazał na listę którą trzymał.
- Znowu? - Dziewczynie z blond grzywką załamał się głos. - Nie chcę.
- Wiesz, że ja też nie. Dasz radę Emma.
- Uważaj co gdzie mówisz "Panie T." - Uśmiechnęła się kpiąco, patrząc na kamerę wiszącą przy suficie.
- Bardzo zabawne. - Poprawił fartuch - Poczekaj tu. Idę spytać o wolną salę.

(rysunek)

Mężczyzna odszedł wgłąb korytarza. Emma Baker zwana obiektem E26B05 oparła się o ścianę. Zaczęła myśleć o tym co zwykle. ,,Ciekawe jaka jest pogoda. Hmm... Może dzisiaj będzie pełnia? Jaki to dziś dzień...?".
Po chwili myślenia zdała sobie sprawę, że dziś piętnasty stycznia. Jej siedemnaste urodziny. Jak co roku, od razu odkryła swój nadgarstek, patrząc na bransoletkę którą nosiła. W każde urodziny przypominała sobie od kogo ją ma. Wiedziała, że to był ktoś ważny. Pamiętała jak wyglądał, ale imię zupełnie uleciało z jej głowy. Nie mogła sobie tego wybaczyć, gdyż kochała cytat widniejący na bransoletce.

(rysunek)

,,There's not crying wolves now" zawsze motywowało ją, by próbować przeżyć każdy kolejny dzień w laboratorium. Miała nadzieję, że kiedyś stąd wyjdzie, pomimo, iż spędziła tu już osiem lat.
Z rozmyśleń wyrwał ją głos jej najlepszego towarzysza podczas pobytu w tym miejscu.
- Gotowa? - Spytał.
Pół wilczyca spojrzała na niego wracając do rzeczywistości.
- T-ta... Już idę. - Uśmiechnęła się lekko.

Zaczęli iść przez korytarz w ciszy. Słychać było tylko buty Danny'ego odbijające się o podłogę zimną jak lód w tej porze roku. Emma nie posiadała obuwia, jednak sierść i poduszki na łapach chroniły ją przed zimną powierzchnią.

***


Minęła godzina nim skończono podstawowe badania. Pobieranie krwi, sprawdzenie ciśnienia, badania osłuchowe, ustalenie wzrostu, wagi. Wszystko w normie.
Dziewczyna była właśnie przygotowywana do najgorszego badania tego dnia. Polegało ono na podpięciu urządzenia elektrowstrząsowego do jej głowy. Potem podawano jej serum usypiające i za pomocą spowodowanych przez substancję wizji lekarze ustalali ile procent jest w obiekcie zwierzęcia, a ile człowieka. Za każdą "zwierzęcą" decyzję stworzenie było traktowane prądem.
Pół wilczyca strasznie tego nie lubiła. Za każdym razem po tym badaniu musiała być zamykana w komorze na dwa dni by móc ustabilizować nerwy.
- Jak się czujesz? - Spytał jej laboratoryjny przyjaciel.
- Jak zawsze. Jest stres - Spojrzała na podłogę - Ale chyba będzie dobrze.
Danny lekko się uśmiechnął co u niego było naprawdę rzadkie. Podpiął dziewczynę do kroplówki po czym wziął długopis i zapisał coś na liście.
- Wrócę za pół godziny i działamy. No i... najlepszego. - Mężczyzna poprawił okulary i nie spoglądając na towarzyszkę wyszedł z pomieszczenia.
Czarnowłosa z blond grzywką uśmiechnęła się szeroko. Jej przyjaciel rzadko okazywał uczucia przez to jak traktował go ojciec. Gdyby nie dziewczyna, Danny pewnie nie czułby nic. Pozostałby mu tylko strach przed ojcem. Emma dodawała kolorów jego życiu.

(rysunek)

***

Gdy minął określony czas czarnowłosy zaprowadził siedemnastolatkę do sali dwieście szóstej znajdującej się na drugim piętrze. Czekało tam już na nich kilku lekarzy i naukowców. Sprzęt już od piętnastu minut był gotowy do działania, ale każdy sprawdzał czy wszystko na pewno jest sprawne.
- Czy to E26B05 Doktorze T.? - Zagadnęła jedna z pracownic. - Ciekawy obiekt.
- Ponieważ mój Panno Hariett. - Odpowiedział Danny sucho.
Brunetka w okularach chwilę przyglądała się pół wilczycy. Na koniec lekko się uśmiechnęła, jednak był to uśmiech pełen pogardy.
- Siadaj na miejsce. Zaraz zaczynamy. - Powiedziała krótko, odwracając się na pięcie.
Emma wzięła głęboki wdech spoglądając na kompana. Wypuściła ciężko powietrze z ust idąc ku siedzeniu. Próbowała podejść do tego bez nerwów, ale nie potrafiła. To było jedno z najgorszych badań jakich doznała.
Oparła się o oparcie krzesła czekając aż ktoś z personelu ją przypnie. Nawet nie próbowała uciekać. Wiedziała, że to nic nie da. Wolała poddać się temu badaniu niż dostać karę w postaci bólu psychicznego i łamaniu palców lub wkładaniu rąk do rozżarzonego pieca.
Nagle w korytarzu rozległ się huk, a tuż po nim parę strzałów. E26B05 spojrzała zdziwiona w stronę drzwi. Wiedziała o tym, że budynek jest dobrze chroniony, więc nie rozumiała co się dzieje. Reszta osób znajdujących się w sali też nie ukrywała swojego zdziwienia. Jedyne co dziewczyna usłyszała przed rozwaleniem drzwi to głos Doktora Smith'a krzyczący: "Chronić obiekt durnie!", jednak niezbyt wiele to dało. Gdy po drzwiach już nie zostało śladu pojawił się dym, a w nim wysoka, szczupła sylwetka mężczyzny. Wszedł do środka trzymając w dłoni pistolet. Był to blondyn mierzący na oko dwa metry wysokości. Ubrany był jak najzwyklejszy cywil. Tak jakby nie bał się, że potem go znajdą i wsadzą do więzienia albo zabiją. Jednak najbardziej w oczy rzucały się jego uszy, ogon i nos. Jak można było się domyślić nie był on człowiekiem, a pół kotem.

(rysunek)

Wparował do środka dalej pewnym krokiem. Spojrzał gniewnie na Pannę Hariett. Kobieta była wyraźnie przestraszona.
Wzrok mężczyzny zszedł na krzesło na którym z otwartymi ustami siedziała pół wilczyca. W jednej chwili jego poważna, pełna grozy mina zmieniła się w ulgę połączoną z lekkim zdziwieniem. Szybko jednak się opamiętał i przybierając neutralny wygląd twarzy zaczął iść w stronę dziewczyny. Drogę jednak zagrodził mu czarnowłosy.
- Czego chcesz? - Spytał poważnie mężczyzna w okularach.
- Wyciągnąć ją z tego piekła. - Odpowiedział drugi. - I lepiej nie wchodź mi w drogę.

(rysunek)

Blondyn sprawnie ominął Danny'ego zbliżając się do siedemnastolatki.
- Chodź Emma. Idziemy. - Odparł.
Czarnowłosa była zdumiona całą tą sytuacją. Była szczęśliwa, że ma szansę się stąd wydostać, a jednocześnie miała co do tego obawy, szczególnie, że nie znała dwumetrowego mężczyzny.
- Ale czekaj... Skąd ty... - Próbowała coś z siebie wydusić pomimo emocji.
- Nie mamy czasu. - Podał jej rękę. - No chodź.
Dziewczyna niepewnie złapała jego dłoń dzięki czemu blondyn pomógł jej wstać.
Tuż po tym rozległy się dwa strzały. Nie były one oddane z rąk tajemniczego mężczyzny a przyjaciela pół wilczycy. Na szczęście były one niecelne. Żadne z dwójki stworzeń nie zostało ranne.
Emma po raz pierwszy mogła ujrzeć kobaltowe tęczówki swojego kompana, które wcześniej zawsze były zakryte przez jego okulary.
- Ona nigdzie nie idzie. - Oczy błyszczały mu ze złości.
- Danny... Uspokój się. - Dziewczyna zadrżała. - Dobrze wiesz jak bardzo pragnę wolności. Błagam zro-
- Chcieć nie zawsze znaczy móc. - Przerwał jej z wyrzutem.
Zielonooki pół kot postanowił wykorzystać to, iż przeciwnik jest rozproszony rozmawiając z ich wspólnym celem. Oddał jeden celny strzał w stronę osobnika, który drażnił jego nerwy. "Pan T." zatoczył się do tyłu z dość szeroko otwartymi oczami, po czym runął bezwładnie na podłogę brudząc ją krwią.

(rysunek)

Jego wilcza przyjaciółka stała w miejscu nadal pogrążając się w ciężkim szoku. Zachowanie jej przyjaciela wstrząsnęło nią dość mocno. Po chwili, czując łzy na swoich policzkach, opamiętała się i do niego podbiegła. Złapała go lekko za ramiona.
- Danny...? Danny mów do mnie. - Powiedziała nadal lekko się trzęsąc przez napływ emocji.
- Hej bestio. - Uśmiechnął się resztką sił.
- Przestań mnie denerwować nawet w obliczu śmierci idioto. - Zachichotała cicho, lekko przecierając swoje łzy.
- Słuchaj Em. Czekam na ciebie w piekle. - Wyszeptał.
W tle słychać było strzały. Najwidoczniej młody blondyn postanowił pozbyć się reszty przeciwników.
- Szatan cię stamtąd wypędzi dziwaku. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Czarnowłosy zdążył ją jeszcze poklepać po ramieniu zanim ostatnie iskry w jego oczach zgasły. Siedemnastolatka otarła całkowicie łzy ze swojej twarzy i podniosła się ostrożnie, uważając by przypadkiem nie dostać kulką. W czasie, gdy rozmawiała ona z konającym przyjacielem, jej wybawca pozbył się paru ludzi.
- Emma, musimy uciekać. - Powiedział stanowczo, ale z delikatnością w głosie.
Niebieskooka żwawo ruszyła w jego stronę, po czym udali się na korytarz. Zanim zniknęli za rogiem zlustrowali salę wzrokiem, by upewnić się, że zostały w niej tylko martwe ciała.
Mężczyzna rozejrzał się wypatrując zagrożenia. Na podłodze niedaleko nich leżały dwa ciała ochroniarzy, a przynajmniej to co z nich zostało. Jeden z nich był postrzelony w trzech miejscach. Jedna kulka utkwiła w jego brzuchu, druga w udzie, a trzecia trafiła idealnie w krtań. Drugi zaś był zupełnie zmasakrowany. Nikt oprócz zabójcy nie mógłby stwierdzić jak wyglądała ofiara za życia. Granat nie pozwolił na ujawnienie tożsamości tego mężczyzny. Emma nie była w nadzwyczajnym szoku. Widziała już pełno ciał wykończonych, zagłodzonych czy zbitych na śmierć obiektów, ale nigdy nie widziała tak zmasakrowanego ciała.

(rysunek)

- Chodź. - Ponaglił ją blondyn.
Dziewczyna szła powoli za nim z lekko podkulonym ogonem. Bała się, że nie przeżyje tej walki o wolność, jednak w głębi duszy miała nadzieję, że wszystko się uda.
Wysoki mężczyzna zatrzymał się w rogu dając pół wilczycy sygnał ręką by zrobiła to samo. Zaczął nasłuchiwać. Jego towarzyszka zrobiła to samo. Jako, iż była wilkiem to słyszała lepiej niż pół kot. Prawie od razu zareagowała.
- Kroki. - Szepnęła. - Z prawej.
Chłopak czekał w gotowości z pistoletem w ręku. Kroki były coraz bardziej słyszalne. Blondyn zmarszczył brwi, po czym mocniej zacisnął dłonie na broni. Emma pomimo wewnętrznego strachu zmarszczyła nos i lekko się pochyliła czekając na dobry moment by skoczyć na napastnika. Gdy usłyszeli, iż postać jest już bardzo blisko, Emma wyskoczyła. Młody mężczyzna nie zdążył zareagować, bo dziewczyna już odgryzła rękę kobiecie. Była to młoda "Pani Doktor", stosunkowo nowa w budynku. Dwumetrowy osobnik widząc, że blondynka żyje, wycelował w nią swoją bronią. Jednak pół wilczyca stanęła przed nią i cicho warknęła.

(rysunek)

- Zostaw. Nie ma broni. - Odparła poważnie.
Blondyn zdziwił się lekko, jednak po chwili przytaknął i wyciągnął do niej rękę nadal z poważnym wyrazem twarzy, Wilczyca na chwilę odwróciła się do młodej dziewczyny. Wyszeptała cicho "Przepraszam", po czym złapała dłoń swojego towarzysza.
Przemieszczali się po budynku już około dziesięciu minut.Nie napotkali jak na razie innych wrogów. Najwyraźniej młody mężczyzna pozbył się ich na początku na zapas. Pomimo ciał znajdujących się na zimnej podłodze Emma czuła niepokój. Znała większość osób do których należały znajdujące się tu zwłoki. Widząc ich powiększającą się ilość zaczęła zdawać sobie sprawę z możliwości chłopaka, który postanowił ją uratować, jednak w jej głowie co chwilę pojawiały się kolejne scenariusze kończące się niepowodzeniem.
Po chwili uderzyło w nią potężniejsze, przeszywające zimno. Zaczęła się trząść, będąc tylko w bluzce i getrach.
- Jesteśmy blisko wyjścia. - Odparł cicho jej wybawca, odwracając się w jej stronę. - Teraz muszę coś z tobą przegadać. Na zewnątrz jest zima. Jestem ubrany jak na wiosnę, ponieważ...
- Budynek jest w większości ocieplany. Tak, wiem. - Powiedziała dziewczyna.
- Tak... Na polanie ukryłem dla nas ciepłe ubrania i mamy załatwiony transport. Wszelkie informacje o mnie i o tym co właśnie robię uzyskasz u mnie w domu, więc na razie się wstrzymaj, dobrze? - Spytał.
Emma pokiwała głową zgadzając się na warunki chłopaka. Ten lekko wyjrzał zza rogu upewniając się czy "jest czysto". Zielonooki wiedział, że jeśli wybił personel, to nie przyjedzie żadne wsparcie. Obserwował budynek, uczył się rozmieszczenia sal, nazwisk i wiele innych rzeczy odnośnie tego miejsca przez cztery lata. Wiedział o tym laboratorium wszystko. Przemyślał każdy możliwy scenariusz by wszystko poszło po jego myśli. Nie mógł pozwolić sobie na błąd, dlatego rozglądał się co chwilę. Widać było, że mu zależy, na uwolnieniu pół wilczycy. Tylko dlaczego? To pytanie co chwilę pojawiało się w głowie siedemnastolatki. Pamiętała ona jednak o złożonej obietnicy. Pytania w bezpiecznym miejscu.
Gdy blondyn był pewny, że na korytarzu nie ma nikogo zaczęli iść w stronę głównego wyjścia. Wokół nich była głucha, wręcz przerażająca cisza o którą odbijało się echo butów młodego mężczyzny, które uderzały w podłogę podczas truchtu. Dotarli do końca korytarza i otworzyli dość masywne stalowe drzwi. Uderzyła w nich fala okropnego chłodu spowodowana surową zimą. Chłodne powietrze otuliło ich twarze, które prawie od razu się zaczerwieniły poprzez nagłą zmianę temperatury. Czarnowłosa z blond grzywką przymknęła oczy i pomimo zimna uśmiechnęła się szeroko. Pierwszy raz od ośmiu lat poczuła świeże powietrze, które dotarło do jej nozdrzy. Z jej oczu zaczęły lecieć łzy szczęścia. Poczuła, że naprawdę ma wielką szansę na uwolnienie się.
- Em? Emma! - Odezwał się głos blondyna. - Słuchasz mnie?
- Hm? Tak, tak, wybacz. - Podrapała się po karku wracając do rzeczywistości.
- Słuchaj mnie uważnie. - Spojrzał jej w oczy. - Ruszajmy dalej dość szybkim tempem, ale nisko na nogach, ok? Zawsze jest ryzyko, że ktoś jeszcze został i zaatakuje nas od tyłu. Mamy trochę utrudnioną sytuację z powodu otwartej przestrzeni, ale damy radę. Za lasem czeka nasze auto. Bądź czujna i trzymaj się blisko mnie.

(rysunek)

Chłopak rozejrzał się po polanie. Nic. Ugiął kolana i spojrzał na dziewczynę dając jej znak by zrobiła to samo, po czym zaczęli dość szybko zmierzać w stronę lasu. Dwumetrowy mężczyzna rozglądał się co chwilę, zaciskając palce na broni by mu nie wypadła. Gdyby wpadła ona w te wielkie góry śniegu mieliby problem. Znalezienie jej trochę by zajęło, a czas ich gonił. Zaś bez niej nie mieliby jak się bronić.
Cisza i brak wrogów zaczęły martwić i blondyn. Miał przeczucie. Coś zdecydowanie było nie tak. Nagle usłyszał strzał, a tuż po nim poczuł przeszywający ból na ramieniu. Po niedługim czasie krew przesiąknęła materiał jego białej koszulki. Gorąc rozlał się po jego ramieniu.
Zaklął cicho pod nosem patrząc za siebie. Zmrużył oczy przyglądając się budynkowi. Dach. Ktoś jest na dachu.
Pół wilczyca rozerwała materiał swojej koszulki na poziomie brzucha i sprawnie zawinęła ranę towarzysza.
- Na "trzy" biegniemy. - Wyszeptał pół kot obserwując poczynania napastnika. - Raz... Dwa... Trzy.
Ruszyli. Zaczęli biec przez zaspy. Wysokie wzgórza śniegu utrudniały im ucieczkę, a ramię blondyna piekło niemiłosiernie. Z jednej strony pomagało to przy tej temperaturze, chłopak aż tak nie drżał z zimna, ale ulatywało z niego coraz więcej krwi.



PS: W miejscach gdzie jest napisane: "(rysunek)" pojawią się po jakimś czasie rysunki. Na razie jednak nie mam czasu na ich zrobienie, więc bardzo proszę o zrozumienie <3
Liczę, iż książka w miarę przypadnie wam do gustu. I spokojnie. Ta książką będzie skończona xD
Do zobaczenia buby <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro