Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspomnienie naszych pierwszych wakacji

Piasek zasypuje mi bose stopy. Chodzę po nim, prawie przy brzegu, gdzie graniczy z wodą, która próbuje obmyć mi skórę, ale jeszcze trochę jej brakuje.
W to miejsce przywiodły mnie wspomnienia naszych pierwszych wakacji, czuję się w nim bezpiecznie.

A jednak woda przypomina mi o czymś innym. Pamiętam topielca, którego wyciągnęliśmy  z Syriuszem z dna jeziora, niby tak podobny, a jednak tak inny, twarz miał zmienioną. A wokół szyi ten przeklęty medalion.
Czy Syriusz wiedział o naszym związku? Tak, wiedział, nawet go polubił, kiedy Regulus przestał mu już przeszkadzać.

Musiałem się od tego uwolnić, na chwilę zapomnieć o żałobie i przywołać milsze wspomnienia. Wspomnienia naszych pierwszych wakacji. Bo te wspomnienia były bezpieczne, były nasze. Były żywe. I są żywe. Dopóki o nich pamiętam. 
Siadam na piasku, pozwalając, żeby wiatr mierzwił mi włosy i patrzę na morze. Jest zimno, nikomu oprócz mnie i kobiecie spacerującej z psem nie przyszło do głowy, żeby przyjść tu w taką pogodę. 

Pamiętam jak zajechaliśmy do hotelu. Byliśmy tam z Remusem i Syriuszem. Wynajęliśmy dwa pokoje. Ja miałem z Regulusem. A Syriusz... jemu dziwnie było z tym, że mieliśmy mieć wspólny pokój i to nie dlatego, że mu się to nie podobało samo w sobie. Dlatego, że Regulus był jego młodszym bratem i w końcu go zaczął właśnie w ten sposób traktować. 
Położył swoją walizkę z boku i usiadł na skraju łóżka. Popatrzyłem na niego przez kilka chwil, siedział lekko zgarbiony, wpatrywał się w duże okno. Przestraszyłem się, że coś było nie tak, był taki milczący. Usiadłem za nim i objąłem go delikatnie od tyłu, całując w policzek, wpatrując się w profil jego twarzy. Rozpromienił się i odwrócił głowę w moją stronę, za co dostał pocałunek w czubek nosa. Rozpromienienie ustąpiło uśmiechowi. Jak ja go uwielbiałem. Ująłem jego dłoń w swoją, uniosłem delikatnie i pocałowałem w jej wierzch. 

— Co ty się tak lepisz? — Jego głos był cichy, kojący, uwielbiałem go. Uśmiechnąłem się delikatnie.

— A ty co jesteś taki milczący? — Spojrzał wprost na mnie i pstryknął mnie w nos, po czym odsunął twarz od mojej, ale nie opuścił moich objęć. Chciałem przyciągnąć go bliżej siebie, ale się powstrzymałem. 

— Bardziej zamyślony. Nie przejmuj się tym. — Pocałował mnie krótko w usta. To uspokoiło moje myśli, które podsuwały mi, że mogłem zrobić coś nie tak, chociaż niczego takiego sobie nie przypominałem. Odgarnąłem mu przydługie kosmyki z twarzy.

— Okej. — Odpowiedziałem. Kiwnął nieznacznie głową. 

— Okej. — Powtórzył.

Spojrzałem na jego usta, chciałem je pocałować, przejechać dłonią po jego policzku, posadzić go sobie na kolanach i wiedziałem, że jemu też by się to podobało. I już byłem gotów to zrobić, już nachylałem się, żeby go pocałować, kiedy drzwi otwarły się z tylko dla Syriusza odpowiednim impetem. Miałem wrażenie, że robił to specjalnie, chociaż przecież nie mógł wiedzieć, że właśnie chciałem całować jego brata. Odsunęliśmy się od siebie z Regulusem, ale nie w panice i zakłopotaniu, jak można by pomyśleć, ale ze spokojem i delikatnością. Zwróciliśmy wzrok w stronę drzwi, czekając w milczeniu aż to Syriusz się odezwie.

— Idziemy na plażę? — Spytał, byłem pewny, że na jego ustach tlił się przepełniony satysfakcją uśmieszek. 

— Przecież dopiero przyjechaliśmy, odwal się. — Odparł Regulus, kładąc się na łóżku i wyciągając ręce za głowę. Przymknął oczy. — Później pójdziemy. — Syriusz wzruszył ramionami, kładąc dłoń na klamce. 

— Dobra, jak coś to my z Remusem idziemy. — Spojrzał na nas uważnie. — Tylko bez żadnego, wiecie... — Nie dowiedzieliśmy się, bo w tamtej chwili się podniosłem i zacząłem zamykać drzwi, zmuszając go do powolnego wycofywania się, aż w końcu zatrzasnąłem je za nim. Spojrzałem na Regulusa, który patrzył na mnie i śmiał się cicho. Skoczyłem obok niego na łóżko i zacząłem całować go po twarzy, kładąc jedną dłoń na jego klatce piersiowej, czując szybsze bicie serca. Uśmiechnąłem się. Mój kochany. On dalej śmiał się cicho, policzki miał zarumienione, wzrok kierował na mnie, choć momentami przymykał oczy. Był piękny, najpiękniejszy. Kiedy zbliżał twarz do mojej dłoni przy tym jak kładłem ją na jego policzku, kiedy unosił głowę wyżej jak głaskałem go po włosach, kiedy odwzajemniał moje pocałunki, albo się im oddawał. Uwielbiałem go w każdym calu. Położyłem się obok niego i go przytuliłem. 

— Twój brat to idiota. — Oznajmiłem. Oparł głowę o mój tors.

— Twój przyjaciel to idiota. — Odpowiedział. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.

W końcu zdecydowaliśmy, że pójdziemy na tę plażę. przebraliśmy się i wzięliśmy potrzebne rzeczy, które to mi przypadło taszczyć w plecaku, bo Regulus ocenił, że to moich rzeczy było w nim dużo więcej. Pieprzony arystokrata. 

— Okej, a wiesz, jak dotrzeć na tę plażę? — Spytałem, kiedy staliśmy przed hotelem. Rozejrzał się.

— Oczywiście, że wiem. Ja nas poprowadzę. — Oznajmił, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w odpowiednią stronę. 

Ale po dwudziestu minutach krążenia okazało się, że to wcale nie była odpowiednia strona, a na domiar złego wyglądało na to, że najzwyczajniej w świecie się zgubiliśmy. 

— Regulus, jesteś pewny, że idziemy dobrze? — Zapytałem po raz kolejny. Za każdym razem trzymał się przy swoim, że tak, że wszystko jest w porządku, ale widziałem doskonale rosnącą u niego konsternację. 

— Nie. Chyba idziemy źle. — W końcu zdecydował się pokonać swoją dumę. Rozejrzał się, wzrok miał rozbiegany. — I umieram z głodu.

Na szczęście byliśmy blisko miasta. Podeszliśmy do pierwszej lepszej budki, a on tak bardzo się cieszył, kiedy kupiłem mu głupią zapiekankę. To było urocze. Ubrudził sobie nos sosem. Starłem go chusteczką. Zapytałem go, czy nie wolałby usiąść i zjeść. Nie chciał, chciał jak najszybciej znaleźć plażę. Zapytaliśmy kilku przechodniów, nie wiedzieli jak tam dotrzeć, sami byli turystami. Nawet gość, który sprzedał nam zapiekankę nie był stamtąd, przyjechał tylko na pracę sezonową. W końcu pani, która pracowała w pobliskim sklepie potrafiła wskazać nam drogę, a okazało się, że szliśmy w zupełnie złą stronę i musieliśmy się wrócić. Nie wypomniałem tego Regulusowi, po prostu powiedziałem mu gdzie mamy iść i złapałem go za rękę. Chyba był mi za to wdzięczny.

Ostatecznie okazało się, że plaża była bardzo blisko naszego hotelu i gdybyśmy nie poszli w przeciwnym kierunku już dawno byśmy na niej byli. 
Syriusza i Remusa znaleźliśmy na uboczu, gdzie było niewielu ludzi. Remus wylegiwał się z książką, a Syriusz patrzył na morze, wsuwając frytki i co chwilę trącając stopą swojego chłopaka.

— Dotarliśmy! — Krzyknął Regulus z daleka, wycierając twarz serwetką i dobrze, bo trochę sosu z zapiekanki zostało mu jeszcze na buzi i już wiedziałem o czym Syriusz pomyślałby jako pierwsze. 

— Co tak długo? — Spytał Syriusz. Ustałem obok nich i zdjąłem plecak z ramion, po czym rzuciłem go na piach. Może nie był zbyt ciężki, ale po dłuższym czasie chodzenia jednak odczułem na ramionach jego ciężar. 

— Zgubiliśmy się. — Oznajmiłem, otwierając plecak i wyciągając koc. Regulus bez słowa odebrał go ode mnie i rozłożył tuż przy ich kocu. Spojrzał na Remusa.

— Co czytasz? — Usiadł na naszym kocu, a ja położyłem na nim plecak i usiadłem obok niego. Remus uniósł wzrok, ja i Syriusz raczej nie zwykliśmy go o to pytać, więc Regulus nawet nie wiedział jaką falę słów w nim odblokował i Remus, oprócz podania mu tytułu opowiedział jeszcze z pół fabuły. Zdążyłem się już zagadać z Syriuszem na zupełnie inny temat, ale Regulus... on wciąż słuchał, bardzo uważnie. Był cudowny. Był dobrym słuchaczem. 

— Dobra, ja idę się kąpać w morzu. — Oznajmił Syriusz i zdjął koszulkę. Najwyraźniej nie miał problemu z zamoczeniem spodenek, bo ich wcale nie ruszył. Podniósł się i spojrzał po nas, jakby dziwnym było, że nikt z nas nie poszedł w jego ślady. — Idzie ktoś ze mną? — Zapytał. Już miałem odpowiedzieć, że mogę w sumie pójść, kiedy Regulus odezwał się pierwszy.

— Ja na pewno nie. Wiesz ile ludzi się tam kąpie? Dzieci pewnie tam sikają. — Oznajmił, wkładając okulary przeciwsłoneczne i wyciągając się na kocu. — Mi tutaj dobrze. — Położył głowę na moich kolanach, więc nawet gdybym miał iść, nie miałbym serca strącić tej pięknej głowy z moich kolan. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po włosach, co dla Syriusza było już wystarczającą odpowiedzią. Chłopak spojrzał jeszcze na Remusa, który nawet nie uniósł wzroku znad książki, po czym wymamrotał coś pod nosem i samotnie poszedł w stronę morza. 

 — James, podasz mi książkę? — Poprosił Regulus. Mimo że okulary bardzo skutecznie przyciemniały i nie widziałem jego oczu to i tak byłem pewny, że miał je przymknięte. 

Książkę... no tak. Kiedy pakowałem nasze rzeczy poprosił mnie, żebym wziął dla niego książkę. Tymczasem ta sama książka, tak jak leżała na szafce nocnej, tak dalej to robiła. Zupełnie o niej zapomniałem. Ale przecież nie mogłem mu tego tak po prostu powiedzieć, przysunąłem więc do siebie plecak i zacząłem grzebać w nim, udając, że jej szukam. 

— Widzisz.... zabawna sprawa... Wygląda na to, że twoja książka bardzo polubiła się z szafką nocną w naszym hotelu. — Uśmiechnąłem się głupawo, odsuwając od siebie plecak. Remus parsknął śmiechem. 

— Regulus, będąc z Jamesem musisz pamiętać, że jak masz coś zrobić to zrób to sam. — Oznajmił. 

— Ej, wcale nie jest tak źle. Po prostu mi się zapomniało. — Protestowałem. 

— Tak, zauważyłem, następnym razem rzeczywiście zrobię to sam. — Oznajmił Regulus opryskliwym tonem, chociaż słychać było, że go wymusił. Na szczęście. Pochyliłem się i pocałowałem go w nos. — Ale tym razem ci wybaczę. — Jego głos znacznie złagodniał. Uśmiechnąłem się. 

Dopóki nie poznałem Regulusa, dopóki go nie pokochałem, nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło, że ktokolwiek mógłby być dla mnie aż tak ważny. Dopóki go nie poznałem nigdy bym nie pomyślał, że byłbym w stanie tyle dla kogoś poświęcić, dopóki go nie poznałem nigdy bym nie pomyślał, że ktokolwiek mógłby być dla mnie taką stałością. Ze komukolwiek byłbym skłonny aż tyle dać. 

Zachód słońca nad morzem był przepiękny. Niewiele osób na niego poczekało, większość umknęła jak tylko zrobiło się chłodniej, a robale zaczęły być bardziej uciążliwe. Nawet Syriusz i Remus nie dotrwali. Ale ja i Regulus siedzieliśmy obok siebie, obserwując ten widok. Złapał mnie za ręce i splótł nasze palce. 

— Przejdziemy się brzegiem morza? — Spytał. I być może ten moment byłby bardzo romantyczny, gdyby nie moja odpowiedź. 

— Mówiłeś, że dzieci tam sikają. — Westchnął i wywrócił oczami. 

— Dobra, ale jak zamoczysz trochę nogi to nic się nie stanie. 

Podniósł się, ciągnąc mnie za sobą. Zebraliśmy nasze rzeczy i przeszliśmy się brzegiem morza, tak jak chciał. I to było cudowne uczucie, trzymać go za rękę, patrząc jak słońce opada pod horyzont.
I to było cudowne uczucie, kiedy zatrzymał się i złączył nasze usta, jakby świata poza nami nie było. Woda wezbrała się i zamoczyła nas bardziej niż powinna. 

Ale też woda mi go zabrała. 

Stoję i dalej gapię się w to samo morze, przy którym tyle czasu spędziliśmy razem. Do oczu cisną mi się łzy. Nie mogę żyć bez niego, po prostu nie potrafię i mam wrażenie, że to doprowadza mnie do szaleństwa. Nie rozumiem czemu mi to zrobił.
Dał mi tyle szczęścia i po czasie przywiódł mi tyle smutku. A taka ilość smutku to za dużo jak na jedną osobę, za dużo, żeby mogła to znieść. Nie potrafię pokonać rozpaczy. 

Wchodzę jeszcze głębiej w wodę i kładę się na niej w akcie desperacji. Niech mnie zabierze tak jak zabrała i jego. Proszę bardzo. Fala wzbiera się i mnie zalewa, woda trafia do moich ust. 

I nagle uświadamiam sobie, że on wolałby, żebym żył. 
Że ja wolałbym żyć.

Ale już jest za późno, nie mogę się wynurzyć, a woda zalewa mi płuca. Nie mam odwrotu. Umieram, uświadamiając sobie ilu ludzi zostawiam. Myślę o rodzicach, o przyjaciołach. 

I nagle widzę dłoń, która daje mi nadzieję. Łapię ją i się wynurzam. Ale jakim cudem mam oddech? Tak nagle?
Widzę przed sobą Regulusa.

— Bałem się, że przyjdziesz.

Wspomnienia umarły.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro