
ᴘʀᴏʟᴏɢ
-To ona. - Powiedział mężczyzna. - Jakbym jej już nie widział, uznałbym ją za ducha.
-A może to jest duch? - spytał jego wspólnik.
-Milcz - urwał starszy z Panów i znów zaczął się wpatrywać w okno, w którym stała strasznie blada dziewczynka, była ubrana w piżamę, widać ją było dobrze w nocy, spoglądała przez okno, miała jasne, można powiedzieć, że białe włosy i białą cerę, można powiedzieć, że śnieżnobiałą. To ona, jestem tego pewien.
-Chyba jest tu tylko jedna, aż taka biała - powiedział mężczyzna - to do przewidzenia, że to ona, to ją mamy zabić - powiedział głośno, a dziewczyna w oknie rozejrzała się po ogrodzie.
-Zobaczy nas, to przez Ciebie, łatwiej będzie ją zabić, jak nie będzie o tym wiedziała. - Szepnął ten starszy.
-Ona ma jakieś supermoce. - Powiedział młodszy. - Przecież ona nie mogła mnie usłyszeć.
-W bajki wierzysz, Paul. - Szepnął. - Drzesz się i potem się dziwisz, to chyba normalne, może nie usłyszała tego co powiedziałeś, może słyszała tylko, że mówiłeś.
-To nie są bajki, jeszcze zaraz znajdziemy ją koło siebie, to nawiedzone dziecko, potem mi nie mów, że Cię nie ostrzegałem - powiedział spanikowany młodszy.
-Jutro jedziemy do Londynu, tam będzie łatwiej ją dopaść - powiedział starszy i wstał z trawy.
-Jesteś pewien, że damy radę ją zabić? - spytał ten młodszy.
-Nie dasz rady zabić DZIECKA, DZIECKA. - Krzyknął ten starszy, a dziewczynka w oknie się poruszyła.
-No i już wie, że chcesz ją zabić. - Zaczął się śmiać młodszy.
-Najpierw Cię zabiję. - wycedził przez zęby starszy. - Idziemy, bo Ci zęby powyrywam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro