Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspomnienia zapisane w gwieździe

Tego roku zima nie żałowała sobie ani śniegu, który obficie obsypywał ziemię, ani mrozu, który nie miał zamiaru oszczędzić nikogo. Wychudła postać przemykała pomiędzy domami wioski kryjąc się przed blaskiem księżyca i próbując znaleźć miejsce dla siebie. Kolorowe lampki, drobne ozdoby na oknach i dzieci zjeżdżające na sankach z górki nieopodal lasu. Kiedyś to wszystko wzbudzałoby w nim przyjemne uczucie rodzinnego ciepła, którego miał okazję doznać jako młody chłopak, kiedy przebywał w niewielkim domu razem ze swoim chłopakiem i jego rodzicami. Z chłopakiem, którego tak bardzo zawiódł, chociaż przecież nic takiego nie zrobił Z chłopakiem, którego miłość prawdopodobnie przerodziła się w odrazę, albo co gorsza obojętność. Syriusz nie wiedział, którą z tych rzeczy trudniej by było mu znieść. 

Szlajając się gdzieś bocznymi uliczkami miał nadzieję, że pozostanie niezauważony. Zobaczył ogłoszenie wywieszone na ścianie jednej z karczm, w której co noc zbierali się różni podejrzani ludzie. Było tam jego zdjęcie, z podpisem, że jest poszukiwany. Zacisnął zeschnięte wargi i jednym gwałtownym ruchem zdarł papier i rozerwał, po czym upuścił na ziemię. Skrawki momentalnie zasypał śnieg. Mężczyzna poszedł dalej. W końcu dotarł na ubocze wioski, gdzie nie było już żadnych domów. Rosło tam kilka drzew, a pomiędzy nimi stały ciężkie, potężne głazy. Syriusz usiadł pomiędzy nimi i podkurczył nogi, jakby chciał, aby i jego śnieg całkowicie zasypał. Dopiero wtedy odczuł jak okropnie zimno mu było. Jedyne, co chroniło jego ciało przed mrozem to luźne, brudne i podarte miejscami więzienne ubrania, oraz kurtka wiatrówka znaleziona gdzieś na śmietniku. Kiedy chodził nie odczuwał tak mocno jak jego kończyny powoli zmieniają się w lód. A może mu się tylko wydawało? Może w rzeczywistości zamarzł już gdzieś w jakimś rowie niedostrzeżony przez nikogo, a to co teraz przeżywał, to tak naprawdę jego dusza? Może skończył tak jak profesor Binns, który mimo, że zmarł już dawno, do dziś nie zdawał sobie z tego sprawy myśląc, że cały czas wiedzie spokojne życie?

Uniósł wzrok ku niebu licząc, że zdoła odnaleźć gwiazdę, od której wzięło się jego imię. Jednak gęste chmury zdążyły zasłonić już nawet księżyc, który jeszcze zaledwie pół godziny temu tak wyraźnie świecił. A co dopiero mowa o gwieździe, która z ziemi wydawała się taka malutka? Od zawsze uważał tę gwiazdę za coś swojego, osobistego. Nigdy nie wpadłoby mu do głowy, żeby się tym z kimś podzielić. A jednak... pojawił się Lunatyk, a Syriusz miał wrażenie, że ktoś narzucił mu na oczy różowe okulary, bo kiedy był z nim świat wydawał mu się dużo lepszy. 

Tamtego wieczoru oboje siedzieli nad jeziorem. To był dopiero pierwszy tydzień ich związku, ale nie czuli żadnych niezręczności jak to często się zdarza na samych początkach. Syriusz położył dłoń na jego delikatnej, dużo drobniejszej dłoni i uśmiechnął się lekko. Remus zarumienił się delikatnie. Na ramiona miał narzuconą czarną, skórzaną kurtkę należącą do jego chłopaka. Okrył się nią bardziej i spojrzał na ich odbicie w tafli lśniącej w blasku księżyca wody. 

- Tak właściwie, to czemu mnie tu przyprowadziłeś? - Zapytał skupiając wzrok na zniekształconej przez wodę twarzy bruneta.

- Wiesz, dziś niebo jest bezchmurne - odparł unosząc przy tym wzrok ku górze. - Gwiazdy są bardzo dobrze widoczne. Lubię na nie patrzeć w takie dni. Pewnie uznasz mnie za wariata, ale to wprawia mnie w wewnętrzny spokój. - Kiedy to mówił czuł się dziwnie. Nigdy nikomu tego nie zdradzał. To zawsze było dla niego czymś osobistym. A naprawdę rzadko dzielił się z kimś tym, co osobiste. Czuł, że obnażył przed nim tę cząstkę siebie, której nie pokazywał nikomu.

Remus nie odpowiedział, a jedynie spojrzał w górę obserwując uważnie migoczące jasno gwiazdy, które ukazywały się na ciemnogranatowym niebie. Tamta chwila im obojgu wydawała się tak nierzeczywista, odległa. Przez kilka chwil między nimi panowała przyjemna cisza zakłócana cykaniem świerszczy, brzęczeniem komarów i pluskami wody, które wywoływały różne morskie stworzenia. 
Po kilku minutach Syriusz znowu postanowił się odezwać odsłaniając przy tym kolejną rzecz, którą uważał za własną

- Wiesz, moje imię pochodzi od nazwy gwiazdy. Dlatego zawsze miałem trochę... powiedzmy, że specyficzne podejście do gwiazd. Uwielbiałem na nie patrzeć siedząc na parapecie w domu i otwierając okno na oścież. Lubiłem nawet wchodzić na drzewa, żeby móc je obserwować. Z resztą nadal to lubię i nadal czasem to robię. Chociaż rzadko. Chodzi o to, że zawsze uważałem, że skoro nazywam się imieniem tej gwiazdy, to ta gwiazda jest moja. Teraz już wiem, że nie, chociaż dalej ją za taką uważam. 

Remus najwyraźniej nie wiedział co odpowiedzieć. Przytulił się do boku Syriusza i oparł głowę o jego ramię spoglądając na niego. 

- Nie znałem cię od tej strony - uśmiechnął się lekko. - To urocze.

Syriusz zarumienił się. Nigdy nie myślał o tym jako o czymś uroczym. To po prostu było. I tyle. 

- Nigdy nikomu o tym nie mówiłem. Jesteś pierwszy. - Przejechał dłonią po policzku. - Kiedy tylko ja to wiedziałem uważałem tę gwiazdę za moją. - Spojrzał na niego. - Skoro teraz ty też to wiesz, może możemy ją uznać za naszą?

Remus uśmiechnął się i odgarnął z twarzy kosmyki jasnobrązowych włosów.

- To nasza pierwsza wspólna rzecz. 

W ten właśnie sposób Syriusz podzielił się z nim czymś, co od zawsze uważał za własne i sprawił, że stało się ich. I wcale tego nie żałował. Nigdy nie lubił się dzielić, ale właśnie w tamtej chwili miał wrażenie, że z nim mógłby dzielić wszystko.

A teraz? Kim się stał? Czarodziejem pozbawionym różdżki, bo jego własna być może w dalszym ciągu leżała w tej uliczce, w której upuścił ją tamtego dnia. 
Był kimś, kto więcej czasu spędził niewinnie w więzieniu pod łatką mordercy i zdrajcy, niż z najlepszym przyjacielem i swoją miłością. Niesłusznie oskarżony o zdradę, której nie dokonał i nigdy by tego nie zrobił nawet, gdyby stawką było jego własne życie. Był wierny jak pies, w którego tak często się zmieniał.
Był kimś, kto marzł na zimnie nie mogąc nawet ogrzać się przy ogniu. Został bezdomnym włóczęgą, chociaż nosił nazwisko tak szlachetnego i starożytnego rodu.
Był kimś, ale czuł się nikim.
Nie dlatego, że  skończył jak skończył. Czuł się nikim na myśl, że być może przez te wszystkie lata Remus go nienawidził.

Syriusz uparcie próbował bardziej okryć się kurtką licząc, że chociaż trochę go ogrzeje. Czuł się beznadziejnie. 
Powrót do rodzinnego domu był niemożliwy. Zdawał sobie sprawę, że stoi pusty, ale wokół niego mogli czaić się dementorzy, którzy tylko czekali, aż pojawi się w tamtych okolicach, aby złożyć na jego ustach pocałunek wysysając tym samym jego duszę. Na samą myśl przeszły go ciarki. 
Wypłata pieniędzy z banku też nie wchodziła w grę. Musiałby się ujawnić. A nawet jeśli jakimś cudem by mu się udało pozostać anonimowym, to co dalej? Nie mógł pokazać się w żadnym sklepie, bo było zbyt duże ryzyko, że go złapią. 
Mógłby spróbować teleportować się gdzieś daleko, ale czuł, że brakuje mu na to sił. W takim stanie pewnie rozszczepiłby się, co byłoby jeszcze gorsze od pozostania w miejscu.

W końcu zdjął z siebie kurtkę i położył obok. Zmienił się w swoją animagiczną postać. W formie psa było mu nieco cieplej. Wsunął się pod kurtkę i zwinął się w kłębek. Czuł, jak zapada się w śnieg, którego warstwa na szczęście nie była aż tak bardzo gruba. Głazy nieco osłaniały go przed powiewem zimnego powietrza. Nagle usłyszał czyjeś kroki i jakąś głośną rozmowę. Cofnął się trochę, chociaż był wystarczająco daleko, żeby pozostać niezauważonym, chyba, że przechodzący akurat zboczyliby z głównej drogi. 

- Szybciej, bo nie zdążymy - odezwał się naglący, kobiecy głos. - Która godzina?

Syriusz uniósł odrobinę głowę i ujrzał dwie osoby. Nie dostrzegł ich twarzy. Jedna z nich była cała osłonięta długą, zimową kurtką, której kaptur zakrywał większość jej oblicza. Druga miała prosty płaszcz i ciemne włosy, w których prześwitywały białe drobinki zimnego puchu. Wyglądali jakby się dokądś bardzo spieszyli. Pewnie chcieli zdążyć jeszcze przed zamknięciem sklepów.

- Spokojnie, po co się denerwujesz? - Zapytał zachrypnięty, niski głos. - Dopiero dwudziesta pierwsza, na spokojnie zdążymy. Poszlibyśmy jutro i kupili to wszystko bez żadnego pośpiechu!

- Właśnie, że byśmy nie poszli, idioto! Jutro wigilia, wszystko zamknięte.

Druga postać wymamrotała coś niezrozumiałego i oddalili się pospiesznie.

Wigilia... Tak szybko? Kiedy ostatnio sprawdzał datę zamieszczoną w Proroku Codziennym, który został rzucony na ulicę, był trzydziesty listopada. A zdawało się to tak niedawno. Minął już prawie miesiąc. Przez tę okropną tułaczkę Syriusz tak bardzo stracił poczucie czasu....

Remus zawsze kochał święta. Lubił w nich dosłownie wszystko. Za każdym razem tak bardzo się cieszył kiedy nadchodziły. James zawsze mówił, że pod tym względem Luniek już do samego końca pozostanie dzieckiem. Było w tym trochę racji. 
To zdarzyło się na siódmym roku. Chodzili ze sobą już prawie dwa  lata. Remus uparł się, żeby Syriusz przyjechał do niego na święta, a w tym wypadku nie było mowy o jakimkolwiek protestowaniu. 

- Łaaaapooooo, wstawaj! - Krzyknął Remus i wskoczył na łóżko obok Syriusza, który udawał, że śpi, żeby tylko zyskać kilka dodatkowych minut pod ciepłą pierzyną. - No Syri - powiedział Remus pretensjonalnie - dziś wyjeżdżamy na święta. - Potrząsnął lekko jego ramię. - No prooooszę, rusz się w końcu. 

Syriusz otworzył oczy i przetarł je jedną ręką. Nie przywykł, żeby ktoś budził go tak gwałtownie.

- Jeszcze tylko trochę. Pięć minut.

- Mówiłeś to dziesięć minut temu - odezwał się James, który pakował jeszcze ostatnie drobiazgi. Syriusz spojrzał na niego z wyrzutem.

- Nie pomagasz - parsknął.

Nagle ktoś zapukał do drzwi i w progu pojawiła się niska, rudowłosa dziewczyna. James odwrócił się i spojrzał na nią z uśmiechem. 

- Nie przeszkadzam? - Zapytała niepewnie rozglądając się po pomieszczeniu.

- Nie, co tam? - James automatycznie zmierzwił sobie włosy.

- Możesz mi w czymś pomóc? 

- Tak, tak, jasne. - Od razu ruszył do wyjścia. Przy drzwiach spojrzał jeszcze na przyjaciół przez ramię i wyszedł.

Syriusz, korzystając z okazji, że uwaga Lunatyka była przez kilka chwil poświęcona czemuś innemu spróbował znowu zasnąć.

- Syriusz, proszę cię, wstań wreszcie.

Spojrzał na niego. Syriusz jedynie pokręcił głową, okrył go kołdrą i przytulił do siebie.

- Ejj... - Próbował zaprotestować. Westchnął cicho. - Nie pora na to. - Mruknął.

Syriusz uniósł jedną brew. 

- Ach tak? Mówiłeś kiedyś, że na przytulanie zawsze jest pora. - Uśmiechnął się zadziornie. Jedną ze słabości Remusa był fakt, że uwielbiał się przytulać. 

- Ale... Och, i teraz wykorzystujesz to przeciwko mnie, tak? - Powiedział zrezygnowany i spojrzał mu w oczy. Syriusz pokiwał powoli głową. Remus wtulił się w niego. - Pięć minut - powiedział ostrzegawczo. - Tylko pięć minut - powtórzył i zamknął oczy.

Syriusz przyciągnął go bliżej jedną ręką głaskając go po włosach. Po chwili zaczął całować go po twarzy. 

- Przestań - zaśmiał się Remus i odsunął lekko głowę. - Przez ciebie mi też nie chce się wstawać - mruknął i oparł policzek o jego tors. 

- To nie wstawajmy - zasugerował i pocałował go w głowę. 

- Musimy. Za godzinę mamy pociąg, a przed wyjazdem chciałem jeszcze pójść na wielką salę, żeby coś zjeść. 

- To może idź już na wielką salę, a ja w tym czasie się wyszykuję i do ciebie dołączę? - Rzucił z uśmiechem.

Remus zmrużył oczy i spojrzał na niego przenikliwie.

- Nie - odparł krótko i zaczął się podnosić, ale Syriusz przytulił go mocniej i zaczął kołysać się lekko.

- Ale dlaczego?

- Bo doskonale wiem, że pójdziesz dalej spać.

- No wiesz... może przedłużyłbym trochę drzemkę, ale w końcu bym przecież wstał.

Remus westchnął i pocałował go w brodę. Zrobił maślane oczka i uśmiechnął się lekko.

- Łapciu, dobrze wiesz jak bardzo mi zależy, żeby pojechać z tobą na święta. A jeśli będziesz tak zwlekał to spóźnimy się na pociąg i nie pojedziemy. A byłoby tak miło...

- Och, no dobrze. Niech ci będzie, już wstaję. - Powiedział Syriusz odgarniając włosy z twarzy. Kiedy Remus tak nie niego patrzył nie było ratunku. Musiał się zgodzić. Wstał powoli, a Lunatyk uśmiechnął się z satysfakcją. Podał mu czyste ubrania. Syriusz ziewnął i spojrzał w stronę łóżka, do którego tak bardzo chciał wrócić. Poszedł pospiesznie do łazienki i tam doprowadził się do porządku. Wrócił do dormitorium już przebrany i ogarnięty. - Możemy iść - uśmiechnął się.

Remus narzucił na siebie bluzę i obaj ruszyli do wyjścia. Weszli na wielką salę i zaczęli rozglądać się za wolnym miejscem.  W końcu Syriusz dostrzegł Lily i Jamesa, którzy siedzieli na końcu stołu gryfonów, gdzie było niewiele osób, i całowali się. Usiadł naprzeciwko nich, a Remus zrobił to samo, tamci jednak najwyraźniej tego nie zauważyli, bo nie przerwali tego, co robili jeszcze przed chwilą. Syriusz odchrząknął na tyle głośno, żeby zwrócić ich uwagę. 

- Dzień dobry, drodzy przyjaciele, przepraszam, że przeszkadzam wam w pożeraniu siebie nawzajem w miejscu publicznym, ale myślałem, że jesteście tu, żeby zjeść śniadanie, a nie siebie. - Powiedział stukając palcami o blat. 
James i Lily natychmiast odkleili się od siebie zawstydzeni i odsunęli się trochę w przeciwne strony.

- Syriusz! - Remus szturchnął go w bok.

- No co? - Spojrzał na niego.

- Tak się nie robi - skarcił go i zaczął nakładać sobie jedzenie na talerz. Syriusz jedynie wywrócił oczami.

- Tak, mi też miło was widzieć - powiedział James poprawiając sobie włosy. 

Zaczęli jeść w dość niezręcznej ciszy. 

- Właśnie, gdzie Peter? - Zapytał po chwili Syriusz, który dopiero dostrzegł, że kogoś brakowało. 

- Wyszedł gdzieś z samego rana - oznajmił Remus. - Powiedział, że jednak nie wraca na święta do domu i, że musi coś tam załatwić. Ale nie mówił co konkretnie.

James nachylił się lekko.

- Nie wydaje wam się, że on się ostatnio trochę dziwnie zachowuje?

Syriusz pokiwał głową. Najwyraźniej nie on jedyny to zauważył. Jednak szybko urwali ten temat, bo na sali zbierało się coraz to więcej uczniów. Momentalnie dokończyli jedzenie i we czwórkę poszli do swoich dormitoriów. Remus złapał Syriusza za rękę i pociągnął na bok.

- Hm? - Spytał Syriusz odrobinę zdezorientowany. Remus nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko i pociągnął go w przeciwną stronę. - Gdzie idziemy? - Dopytywał chłopak.

- Na wieżę astronomiczną. Dziś z samego rana padał śnieg. Poza tym nadal pada. Jest naprawdę ładnie. No chodź, szybciej, mamy jeszcze trochę czasu. 

Przyspieszył kroku tak, że z początku Syriusz ledwie za nim nadążał. W końcu weszli na wieżę. Remus puścił jego dłoń i podszedł do barierek. Oparł się o nie i spojrzał przed siebie. Syriusz przytulił go od tył i skierował wzrok w dal na zaśnieżone Hogsmeade. Remus wtulił się w niego i położył dłonie na lodowatej ramie.

- Nie jest ci zimno? - Spytał Syriusz opierając głowę o jego ramię.

- Nie - spojrzał na niego i pocałował go w policzek. - To nie ja jestem tylko w koszuli - zaśmiał się. - Powinniśmy wracać, bo się przeziębisz. 

- Nic mi nie będzie. Nie psuj sobie zabawy - doskonale wiedział, że Remus uwielbiał patrzeć na spadający śnieg. 

Lunatyk zmarszczył brwi i złapał jego dłoń. Obrócił się do niego przodem.

- Nie chcę cię mieć chorego na święta. - Stwierdził i ruszył w stronę schodów ciągnąc go za sobą. Zeszli na dół i Remus się zatrzymał. Ścisnął mocniej jego dłoń i spojrzał na niego. - I zacznij bardziej o siebie dbać. Cały trzęsiesz się z zimna.

- Odrobinkę przesadzasz - uśmiechnął się lekko. Może było mu trochę zimno, ale nie aż tak bardzo. - Ale to urocze, że tak się martwisz. 

Remus wywrócił oczami. Wrócili do dormitorium i wzięli swoje rzeczy. Syriusz zaczął rozglądać się za Jamesem, zorientowawszy się, że nie ma go w dormitorium poszedł do pokoju wspólnego uważnie się rozglądając. Zobaczył Dorcas siedzącą na fotelu i piszącą coś na kawałku pergaminu. Podszedł do niej.

- Hej, widziałaś gdzieś Jamesa? - Spytał przysiadając na oparciu fotela. 

Dziewczyna uniosła jedną brew i spojrzała na niego. 

- Widziałam go kilkanaście minut temu z Lily. 

Rozejrzała się po pokoju.

- Nie mam pojęcia gdzie teraz jest.

Syriusz zmrużył oczy.

- Jasne, dzięki - powiedział przeciągając powoli każdą sylabę. Wstał i ruszył z powrotem w stronę dormitorium. - Oczywiście, nie raczył poczekać, musiał iść bez nas. - Mamrotał pod nosem. Wszedł do dormitorium i z impetem otworzył drzwi. Remus siedział na łóżku i pakował do torby czekoladę. Spojrzał na niego.

- I jak? Znalazłeś Jamesa? - Spytał spoglądając za niego i próbując dostrzec przyjaciela, jednak szybko doszedł do wniosku, że go tam nie było.

Syriusz pokręcił głową.

- Wszystko wskazuje na to, że poszedł już bez nas.

- A jeśli nie? Może musiał jeszcze coś zrobić? Chyba nie zaszkodzi jak poczekamy jeszcze chwilę? - Zaczął sprawdzać, czy ma wszystko co potrzebne.

- Wątpię. A nawet jeśli masz rację, to najwyżej pójdzie sam. - Podszedł do niego i podał mu dłoń. - Chyba nie chcesz się spóźnić?

Remus złapał jego dłoń i wstał. Narzucili na siebie kurtki i wzięli swoje rzeczy. Od razu poszli w stronę stacji. Kiedy dotarli na miejsce dostrzegli Jamesa siedzącego z Lily na ławce. Rozmawiali i śmiali się głośno. Syriusz zaczął iść w ich stronę, ale Remus go zatrzymał i pociągnął odrobinę do tyłu. 

- Dajmy im trochę czasu dla siebie - powiedział i odgarnął mu włosy z twarzy. 

Syriusz pokiwał głową i objął go jedną ręką. Zamknął oczy wsłuchując się w głosy tłumu ludzi, które łączyły się tworząc głośny szmer. W końcu do jego uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk nadjeżdżającego pociągu. Otworzył oczy i rozejrzał się. Razem z Remusem podeszli nieco bliżej, tak jak każdy chcieli wsiąść jak najszybciej, żeby jak najmniej czasu stać na zimnie. Udało im się wejść jako jednym z pierwszych. Zajęli przedział gdzieś w środku pociągu. Postawili swoje rzeczy i usiedli. Po kilku minutach znaczna większość również zdążyła już wejść. Zrobiło się naprawdę hałaśliwie. Słyszeli dźwięki głośnych rozmów, śmiechów, siłowania się z bagażem i upuszczania na ziemię jakichś drobiazgów. 
Ktoś otworzył drzwi do ich przedziału i do środka wszedł James, który usiadł naprzeciwko nich. Włosy miał rozczochrane przez wiatr, a policzki i nos zaczerwienione od zimna.

- A Lily gdzie? - Syriusz uniósł brew.

James zdjął kurtkę.

- Usiadła z Marlene i Alice. 

- A myślałem, że jesteście nierozłączni - zamrugał.

- Nie do końca. Na pewno nie tak bardzo jak wy. - Zaśmiał się. 

Policzki Remusa pokrył rumieniec. Zaczął bawić się sznurkami od swojej bluzy. 
Po kilkunastu minutach pociąg ruszył. James zaczął gadać o Lily. Robił to naprawdę często, kiedy nie było jej w pobliżu. 

- Och - jęknął Syriusz męczeńsko - gadasz o niej więcej niż jeszcze przed waszym związkiem. - Przejechał dłonią po twarzy. 

Remus oparł głowę o jego ramię.

- To urocze - mruknął.

- Właśnie! To urocze! - Bronił się James.

- Aj, wy to zawsze coś wymyśliiiicie - powiedział Syriusz ziewając.

- Syri? - Zapytał Remus odwracając głowę w jego stronę.

- Tak? 

- Zamienisz się ze mną miejscami? Chcę siedzieć obok okna. - Uśmiechnął się lekko. 

Syriusz już był gotowy to zrobić ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Złapał Remusa w pasie i posadził sobie na kolanach. Chłopak spojrzał na niego zaskoczony. 

- Chciałeś to masz. Siedzisz przy oknie - przytulił go mocno. 

Remus westchnął i wywrócił oczami.

- Niech będzie. 

Wtulił się w niego i spojrzał za okno. Śnieg cały czas padał, a pogoda była nużąca. Syriusz usiadł wygodniej i zamknął oczy chcąc zasnąć chociaż na chwilę. 

Późnym wieczorem obaj znaleźli się w domu Lunatyka, gdzie jego rodzice czekali już na nich z kolacją. 
Syriusz poznał ich w lato, kiedy odwiedził Remusa na kilka dni. Nigdy nie zapomni jak obawiał się, że go nie polubią, ale oni przyjęli go ciepło i cały czas traktowali jakby już oficjalnie był członkiem rodziny.
Zdjęli buty i kurtkę, odstawili swoje rzeczy w pokoju Remusa i usiedli przy kuchennym stole. 

- Jak tam podróż? - Spytała Pani Lupin podając im po kubku parującej herbaty.

- W porządku. Dość szybko minęła. - Odpowiedział Remus zaczynając jeść. 

Kiedy już zjedli Syriusz został obsypany pytaniami o rodzinę. Poczuł się dość nieswojo, chociaż starał się tego nie okazywać. Nie kontaktował się z nimi od roku. Miał kontakt jedynie z młodszym bratem, z którym zamienił parę słów kiedy mijali się na szkolnym korytarzu. 
Zaczął gorączkowo zastanawiać się jak bezpiecznie i zręcznie wybrnąć z tej sytuacji, kiedy nagle odezwał się Remus. 

- Mamo, tato, nie teraz. Syriusz na pewno jest zmęczony po podróży. Dajmy mu trochę odpocząć. - Wstał od stołu. - Chodź, miałem ci pokazać tę książkę, pamiętasz? - Zwrócił się do Łapy.

Syriusz przez chwilę był zdezorientowany. Remus nie miał mu pokazywać żadnej książki. Szybko jednak załapał o co chodzi i również wstał.

- A, no tak. Koniecznie. Tyle mi o niej mówiłeś. 

Ruszyli pospiesznie na górę i weszli do pokoju Remusa. Usiedli na łóżku. Przez kilka długich chwil panowała niezręczna cisza, podczas której jedynie się w siebie wpatrywali.

- Przepraszam za nich...  - Zaczął Remus. Widać  było, że czuł się lekko zażenowany, ale na jego twarzy odbijał się również cień poczucia winy. Dobrze wiedział jak bardzo Syriusz nie lubił wspominać o rodzinie.

- Nie, nie szkodzi - powiedział szybko, co i tak nie przekonało jego chłopaka. - Naprawdę. - Zapewnił. - Po prostu zostawmy ten temat, dobrze? - Poprosił. Remus w odpowiedzi pokiwał głową.

Tyle, że właśnie w tym momencie nie wiedzieli o czym innym mogli rozmawiać. Remus ułożył głowę na kolanach Syriusza i spojrzał w górę na jego twarz. Uniósł dłoń i zaczął bawić się jego włosami, na co chłopak pochylił się lekko. Po chwili zorientował się, że Remus zaplata pasemka jego włosów w warkoczyki.

- Ejeje - odchylił głowę.

- No co?

- Nie rób mi warkoczy - zaprotestował. - Wszystko, tylko nie to.

Remus odsunął dłoń i spojrzał na niego.

- Ale dlaczego?

- Bo tego nie lubię.

Pogłaskał go po włosach.

- Niech będzie - rozplątał jego włosy i przeczesał je delikatnie palcami. 

Następnego ranka Syriusz obudził się obok Remusa, który już nie spał tylko leżał obok i patrzył na niego jakby był tabliczką najlepszej czekolady. Łapa uśmiechnął się sennie.

- W końcu wstałeś - powiedział Remus i musnął ustami jego policzek. - Dziś ubieramy choinkę. - Uśmiechnął się szeroko. 

- Choinkę? A, no tak, choinkę. Jasne.  Kiedy mamy to zrobić?

W jego domu rodzinnym nikt nie zawracał sobie głowy czymś takim jak ubieranie choinki i miał robić to dopiero drugi raz w życiu. Pierwszy był rok wcześniej kiedy święta spędzał u Jamesa. 

- Jak tylko wstaniesz - powiedział Remus i podniósł się do siadu. Spojrzał za okno. - Dziś jest bardzo ładny dzień. 

Syriusz przypuszczał, że Remus wstał na długo przed nim. Był już ubrany i całkiem rozbudzony. Zbliżył się do niego i go przytulił.

- Może wyjdziemy na dwór po południu? - Zaproponował. Doskonale wiedział, że Remus tego chciał. Chłopak pokiwał głową. 

Syriusz leniwie się podniósł. Najchętniej leżałby tak jeszcze do południa, ale doskonale wiedział jak bardzo Lunatyk nie może doczekać się ubierania choinki. 

- Właśnie, zrobiłem ci śniadanie - oznajmił i wsunął mu w dłoń talerz z kanapkami. 

Syriusz wymamrotał jakieś podziękowania i zaczął jeść. Nie był głodny, ale skoro Remus zrobił to specjalnie dla niego to nie miał zamiaru odmówić. Zjadł i dość niechętnie wstał z łóżka. Wyjął czyste ciuchy i przebrał się. Remus podniósł się i poszedł do wyjścia. Położył dłoń na klamce i obejrzał się przez ramię. 

- Chodź, pójdziemy na strych po ozdoby na choinkę.

Syriusz pokiwał głową i ruszył za nim. Poszli na koniec korytarza, gdzie w górę pięły się drewniane schody. Kiedy na nie weszli zaskrzypiały cicho. Po chwili znaleźli się na niewielkim strychu. Remus podszedł do sterty zakurzonych kartonów i zaczął je powoli przeglądać. Syriusz ustał za nim nie bardzo wiedząc co robić.

- Mam! - Krzyknął nagle Remus i wysunął z samego dołu dwa spore kartony o mało nie zrzucając na siebie tych z góry, które Syriusz w porę przytrzymał. W powietrzu zaczęło latać mnóstwo drobinek kurzu. Lunatyk podał mu jeden karton, a sam wziął drugi. Oboje zeszli na dół. - Choinka jest już postawiona w salonie. 

- A twoi rodzice? Ubieramy bez nich? - Remus zawsze uwielbiał opowiadać o rodzinnych świętach, więc Syriusz był przekonany, że takie rzeczy jak ubieranie choinki robi razem z nimi.

- Są w pracy. - Uśmiechnął się, chociaż widać było, że raczej chciałby zrobić to również z nimi. - Ale to nic. Ubierzemy ją we dwójkę.

Postawili pudełka na niewielkiej ławie stojącej w salonie. Remus otworzył je i zaczął sprawdzać co jest w środku. Po chwili na jego twarzy wymalował się szeroki, promienny uśmiech i wyciągnął z kartonu czerwono białą czapkę Mikołaja. Otrzepał ją trochę i założył Syriuszowi na głowę. Chłopak poprawił ją odrobinę i otworzył drugie pudełko, w którym, jak się okazało, były łańcuchy i kolorowe lampki. Owinął się srebrnym łańcuchem. Remus spojrzał na niego i zaśmiał się.

- Widzę, że mam już dwie choinki.

Złapał za obie końcówki łańcucha, przyciągnął go do siebie i pocałował krótko stając na palcach. Syriusz utrzymał pocałunek jeszcze przez kilka minut.

- Szkoda, że nie mamy jemioły - mruknął Remus i spojrzał na niego. - Dobra, zacznijmy w końcu ubierać to drzewko.

Syriusz pokiwał głową i zaczął oglądać błyszczące bombki. Remus w tym czasie zajął się odplątywaniem świątecznych lampek. Usiadł na dywanie i usiłował pozbyć się wszystkich węzłów. Syriusz podszedł do niego i wyjął różdżkę. Rzucił zaklęcie i wszystko samo się odplątało. Lunatyk spojrzał na niego pretensjonalnie.

- No co? - Spytał Syriusz nie rozumiejąc o co mu chodzi. - Chciałem pomóc.

Remus pokręcił głową.

- Wiem, Łapciu. - Wstał i podszedł do niego. - Ale możemy chociaż dziś zostawić magię w spokoju? Chciałbym cieszyć się nakładaniem bombek na gałązki i owijaniem ich łańcuchem. Jeśli użyjemy do wszystkiego zaklęć to... to straci swój urok. Nic chcę tego. 

Syriusz poprawił mu włosy.

- Niech będzie. - Schował różdżkę i pocałował go w czoło.

Zaczęli wspólnie ubierać choinkę. Remus nucił pod nosem jakieś świąteczne piosenki. 

- A może zamiast łańcuchów damy tu nasze szaliki w barwach Gryffindoru? - Zaczął zastanawiać się na głos Syriusz, ale Remusowi najwyraźniej bardzo spodobał się ten pomysł. Uśmiechnął się szeroko, pokiwał głową i bez słowa pobiegł na górę. Kilka chwil później Syriusz usłyszał szybkie, głośne kroki na schodach. - Tylko uważaj, żeby się nie...! - Krzyknął do niego ale wtedy usłyszał głośny dźwięk ciała uderzającego o masywne, drewniane schody. - ...Przewrócić - dokończył i szybko pobiegł do niego mając nadzieję, że nic sobie nie złamał.

Całe szczęście wszystko wskazywało na to, że niepotrzebnie się obawiał. Remus siedział na schodach i spokojnie otrzepywał szaliki z kurzu. 

- Wszystko w porządku? - Dopytał Syriusz pomagając mu wstać.

Remus pokiwał głową.

- Tak, po prostu przypadkowo pominąłem jeden schodek. - Rozmasował lewe ramię. - Nic mi nie jest. 

Syriusz przyjrzał mu się uważnie ale nic nie wskazywało na to, żeby kłamał. Wrócili do salonu i dokończyli ubieranie choinki w bombki. Łapa zabrał się za wieszanie szalików ale Remus go powstrzymał.

- Zaczekaj. - Spojrzał na niego. - Mogę ja to zrobić? Proszę. - Uśmiechnął się uroczo i nie czekając na pozwolenie wziął od niego szaliki i owinął wokół drzewka. Następnie wspólnie zawiesili lampki. Remus podłączył je do prądu i kolorowe światełka zaczęły migać na czerwono, zielono, różowo, niebiesko i żółto naprzemiennie. 

Lunatyk podszedł do kartonu i wyjął z jego dna złotą, mieniącą się od ozdobnego brokatu gwiazdkę.  Podszedł do choinki i zmierzył ją próbując oszacować, czy jeśli ustanie na palcach to dosięgnie do czubka. Syriusz od razu zauważył, że nie. Podszedł do niego od tyłu, złapał go w talii i uniósł do góry. Remus na początku cicho pisnął zaskoczony tym nagłym gestem, ale po chwili uśmiechnął się i nałożył ozdobę na sam czubek. 

- Okej, możesz mnie już postawić. - Spojrzał na Syriusza, który w dalszym ciągu trzymał go mocno. Chłopak postawił go delikatnie na ziemi. Zasunęli zasłony, aby jedynym źródłem światła w pokoju były kolorowe lampki. Oddalili się nieco. Cała choinka prezentowała się naprawdę pięknie. Remus wyjął z pudełka czerwone łańcuchy, które zostały i przy pomocy zaklęć powiesił je na ścianie.

- Myślałem, że nie używamy zaklęć - stwierdził Syriusz. 

- Inaczej nie dałbym rady tego przyczepić. - Wywrócił oczami i złapał jego dłoń. - Zrobimy pierniczki?

Syriusz zawahał się.

- Nie jestem najlepszy w wypiekach. 

- No chodź, fajnie będzie, zobaczysz. 

Pociągnął go do kuchni i zaczął wyciągać składniki. Postawił je na blacie kuchennego stołu i zaczął grzebać w szufladzie, z której po chwili wyciągnął fartuszek przyozdobiony świątecznymi wzorami. Nałożył go Syriuszowi i uśmiechnął się. Chłopak spojrzał na niego.

- Czy to konieczne? - Spytał unosząc brwi.

- Nie, ale gdybyś wiedział jak uroczo w tym wyglądasz.... - Uśmiechnął się rozczulony. 

Syriusz uśmiechnął się zawadiacko.

- Podobam ci się w takiej wersji? 

Nachylił się lekko w jego stronę. Remus korzystając z okazji dał mu pstryczka w nos.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Syriusz oczywiście podobał mu się w niemal każdej wersji, ale postanowił mu trochę posłodzić, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy tego zdejmować. Cofnął się o krok i sięgnął do najniższej półki, na której leżał aparat i zanim Syriusz zdołał się zorientować zrobił mu kilka zdjęć. 

- Ej - zaprotestował. Remus się roześmiał. 

- Nie narzekaj, bardzo dobrze wyszedłeś. 

Syriusz wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. 

Resztę popołudnia spędzili na robieniu pierniczków. Remus cały czas instruował Syriusza co ma robić, a Syriusz starał się zrobić to wszystko jak najdokładniej. Kiedy już skończyli kuchnia była cała obsypana mąką, a na ziemi były porozrzucane kawałeczki surowego ciasta. łapa objął wzrokiem cały ten bałagan.

- Skarbie? - Zapytał rozglądając się po kuchni.

- Tak?

- Może jednak pokusimy się na użycie kilku zaklęć?

- Tak, zdecydowanie. 

Kilkoma zaklęciami doprowadzili kuchnię do porządku.

- Powinienem gdzieś mieć... - wymamrotał Remus i zaczął grzebać w szufladzie. W końcu wyjął kolorowe pisaki lukrowe do ozdabiania wypieków. 

Poczekali aż ciasteczka trochę wystygną i zaczęli je ozdabiać. Remus robił to powoli i starannie podśpiewując sobie pod nosem. Zerknął na to, co zrobił Syriusz i uniósł brwi. Miał wrażenie, że jego chłopak narysował na tych ciastkach jakieś dziwne bazgroły. Łapa uśmiechnął się do niego niezdarnie widząc jego minę. Nie miał talentu do takich rzeczy. 

Po wszystkim położyli ciastka na dużym ozdobnym talerzu i poszli się przebrać, bo ich ubrania były całe przyprószone mąką. 
Usiedli na kanapie w salonie. Remus oparł głowę o ramię Syriusza. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, ale nie był pewny, czy mówić to na głos. 

- O czym tak myślisz, Luniaczku? - Zapytał Syriusz i poprawił mu włosy.

Remus nie odpowiedział od razu. Syriusz spojrzał na jego twarz, która pod wpływem kolorowych światełek co chwilę zmieniała kolor.

- Przejdziemy się? - Zapytał Remus. - Chciałbym ci coś pokazać.

Uśmiechnął się i wstał powoli. Podał mu dłoń. Syriusz złapał ją i podniósł się. Ubrali się ciepło i wyszli. Uliczki niewielkiego miasteczka były ciemne, być może dlatego, że Remus mieszkał w miejscu oddalonym od  centrum. Wokół było dziwnie cicho, słychać było jedynie dźwięki przyrody.
Syriusz objął chłopaka jedną ręką w talii i pocałował go w skroń. Nie miał pojęcia gdzie Remus chce iść, ale nie pytał. Doskonale wiedział, że skoro nie powiedział mu na początku, to teraz również tego nie zrobi. 
Po kilku minutach chodzenia po pustych, cichych i zaśnieżonych uliczkach znaleźli się na rynku, który, ku zdziwieniu Syriusza, tętnił życiem. Na budynkach sklepu i ratuszu były porozwieszane kolorowe łańcuchy i mieniące się na kolorowo lampki. Na środku stała ogromna, żywa, pięknie ozdobiona choinka, obok której była scena, gdzie kilka osób śpiewało świąteczne piosenki. Wokół było pełno straganów ze słodyczami, ręcznie robionymi figurkami, a nawet zabawkami. Gdzieś z boku kilkoro dzieci lepiło bałwana i obrzucało się śnieżkami. 

- Podoba ci się? - Zapytał cicho i niepewnie Remus. Przez to, że Syriusz tyle czasu się nie odzywał obawiał się, że to nie był najlepszy pomysł. 

Syriusz spojrzał na niego i uśmiechnął się.

- Tu jest naprawdę pięknie - przyciągnął go do siebie. 

To były pierwsze święta, podczas których tak bardzo zdołał odczuć tę atmosferę. Zaczęli chodzić powoli i bez celu, wsłuchując się w muzykę przeplataną ze śmiechem dzieci i rozmowami dorosłych. Nagle melodia ze skocznej zmieniła się w spokojną. Syriusz zatrzymał się i wyciągnął dłoń w stronę Remusa.

- Zatańczymy? - Posłał mu czarujący uśmiech.

Remus zawahał się i rozejrzał. Nikt inny nie tańczył. Ale w końcu postanowił się nie przejmować.

- Oczywiście, panie Black - zaśmiał się i przyjął jego dłoń.

Zaczęli tańczyć, chociaż to bardziej przypominało powolne kołysanie się w rytm muzyki. Widzieli tylko siebie i świat mógłby się walić, a oni by nie przestali. I mimo, że oboje mieli magię na co dzień, to tamta chwila była najbardziej magiczną chwilą w ich życiach.

Od tamtych wydarzeń minęło już szesnaście lat, a Syriuszowi nadal robiło się tak ciepło w sercu na to wspomnienie.  Przez chwilę nawet zdołał zapomnieć o mrozie. Wstał i zaczął rozprostowywać zmarznięte kończyny. Tak bardzo za nim tęsknił, a nawet nie wiedział, czy on o nim czasem myślał. A może już zapomniał o swoim ukochanym sprzed lat? Co jeśli założył rodzinę z kimś innym, a jedyne uczucie, którym go darzy jest nienawiść, którą wznawia za każdym razem kiedy tylko przypomni sobie o kimś, kto został oskarżony o tak okropną zdradę? 
Na samą myśl chciało mu się płakać. Nigdy nie zapomni tamtego momentu. Momentu, w którym go aresztowano, w dodatku na oczach Remusa. Wokół było pełno krwi, Peter znikł. A on sam śmiał się jak szaleniec. I wtedy zupełnie znikąd, nieopodal pojawił się Lunatyk. Spojrzał w jego oczy, w których widniał żal i przerażenie. Zapadła cisza.

- Remusie... - Podszedł do niego, a chłopak w tym samym momencie się cofnął.  Nagle dwie pary silnych rąk złapały go od tyłu w żelaznym uścisku. Poczuł jak na rękach zaciskają mu się zimne kajdany, a za sobą usłyszał niski, nieprzyjemny głos.

- Jest pan oskarżony o zamordowanie trzynastu osób, w tym dwunastu mugoli, zdradzenie miejsca pobytu Lily i Jamesa Potterów, co poskutkowało ich śmiercią, oraz działania jako śmierciożerca.

Remus patrzył na niego widocznie przestraszony, oczy miał zaczerwienione od płaczu, widać było jak bardzo bił się z myślami. Jak jednocześnie chciał oswobodzić ukochanego z więzów i się oddalić. Ale nie zrobił nic. Stał jedynie w miejscu jak bardzo realistyczna rzeźba. 
Syriusz próbował wyszarpać się z uścisku i podejść do Remusa.

- To nie ja... ja tego nie zrobiłem - wypierał się, a jego głos słabł z każdym wypowiedzianym słowem.

Nie zależało mu na tym, żeby wiedzieli to aurorzy. Nie zależało mu na tym, żeby wiedzieli ludzie zebrani wokół. Tylko, żeby on wiedział. Zależało mu, tak bardzo zależało mu, żeby Remus wiedział o jego niewinności. 
I na moment. Na jeden krótki moment udało mu się wyszarpać. Spojrzał Remusowi prosto w oczy. I wtedy został zabrany. Tamtej nocy stracił dosłownie wszystko. Przyjaciół, ukochanego, a nawet samego siebie. Bez żadnej rozprawy, bez możliwości złożenia wyjaśnień został wrzucony do brudnej, więziennej celi jak najgorszy zbrodniarz i zostawiony na łaskę dementorów. 
A siedząc tam zastanawiał się jedynie, czy Remus zna prawdę.

Potrząsnął głową próbując odrzucić od siebie te myśli, chociaż to i tak cały czas krzątało się gdzieś w jego podświadomości. W końcu wstał i poszedł w stronę Hogwartu. Ryzykował naprawdę wiele, ale gdyby udało mu się tam dostać, porozmawiać z Harrym, wyjaśnić mu wszystko, powiedzieć prawdę, może udałoby mu się jeszcze naprawić swoje życie chociaż w małym stopniu. Nie wierzył, że mogłoby mu się udać, ale musiał, po prostu musiał spróbować.

Podszedł pod bramę Hogwartu próbując znaleźć w niej jakąś dziurę, przez którą mógłby się przecisnąć. Ziemia była zbyt twarda, żeby się przekopać. Nagle usłyszał czyjeś ciężkie kroki. Szybko schował się w cieniu obserwując i nasłuchując. Jedno ze skrzydeł bramy uchyliło się i przeszedł przez nie gajowy Hagrid, który pogwizdywał sobie pod nosem. Syriusz skorzystał z okazji i po cichu przemknął na teren szkoły. Ukrył się gdzieś z boku starając się zorientować, czy na nikogo nie natrafi. Wyczuwał oczywiście przytłaczającą obecność dementorów, ale wiedział, że w formie psa nic mu nie zrobią. Kiedy był już pewny, że nikogo nie ma w pobliży podszedł pod same drzwi zamku. Nie bardzo wiedział co dalej. Łaził się w tę i we w tę. W końcu zwinął się w kłębek i postanowił zasnąć chociaż na chwilę. Dotarł już na granicę snu i rzeczywistości, kiedy nagle z tego stanu wyrwał go dźwięk otwieranych powoli drzwi. Spojrzał czujnie w tamtą stronę. Jego oczom ukazał się dorosły mężczyzna ubrany w stary, połatany w wielu miejscach płaszcz. Spojrzał na niebo, na gwiazdy. Syriusz od razu go poznał, chociaż nie mógł zaprzeczyć, że bardzo się zmienił. Pomimo stosunkowo młodego wieku jego włosy siwiały, a liczne zmarszczki dodawały mu lat. 
Łapa zdziwił się, że go tu spotkał. Został nauczycielem? Syriusz wiedział, że to kiedyś było jego drobnym marzeniem, chociaż wydawało mu się, że to tylko takie cele postawione sobie w młodości. A jednak był tu. Tak wiele chciał mu w tamtej chwili powiedzieć. Tak wiele wyjaśnić i zadać tak mnóstwo pytań.

- Dlaczego zawsze, kiedy patrzę na niebo, na gwiazdy, muszę sobie o tobie przypominać? - Mrukną Remus zmęczonym głosem.

Syriusz podniósł się. W tamtym momencie był pewny, że mówił o nim. Nie mógł już dłużej wytrzymać tej tęsknoty, a słowa mężczyzny tylko dolały oliwy do ognia. Bez namysłu podbiegł do niego. Usiadł przed nim i musnął łapą jego kolano. Remus wzdrygnął się lekko zaskoczony i spojrzał w dół. Aż ciężko było uwierzyć, że przez czyjąś twarz w jednym momencie mogłoby przebiec tyle różnych, sprzecznych emocji. Żal, smutek, tęsknota, niedowierzanie, nadzieja i wiele innych, których Syriusz nawet nie potrafił nazwać. 

- S-Syriusz? - Jego głos łamał się i drżał od nadmiaru emocji. Wydawało się, że z trudem wymówił to jedno słowo.

Syriusz zaryzykował. Zmienił się w człowieka. Po chwili pojawił się przed nim cały czas będąc na czworakach. Odczuł wstyd, że pokazał mu się w takim stanie, bo zdawał sobie sprawę jak okropnie wyglądał. Uniósł głowę.

- Dobry wieczór, skarbie.

--

6081 słów.

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy to przeczytali i mam nadzieję, że wam się podobało ❤

Wiem, że podpisałam to jako one shot i w pierwotnym zamyśle tak miało być ale jeśli wam się spodoba to jestem skłonna napisać drugą część.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro