ROZDZIAŁ 034
Naprawdę zaczynam zazdrościć noriańczykom zimowego klimatu. Poprawiłam oplatający głowę warkocz, kiedy poczułam, że nieznacznie przysłania on brwi. Ciepło fenomenalnie przyspiesza proces rozkładu zwłok, więc mają tu znacznie więcej czasu na badania albo działania... Zmrużyłam oczy. Dziura o kształcie krzywego prostokąta wciąż nie mogła pomieścić w sobie ciała Vieny, toteż pochówek dziewczyny w osadzie Goorenth był dość odległą przyszłością. Poruszyłam skostniałymi palcami. Gdybyśmy od początku zamieszkali planetę o stosunkowo niskiej temperaturze, nie doświadczyłabym żadnych problemów ani komplikacji podczas morderstw... Tyle że długotrwały rozkład umożliwiłby wrogom dokładne przebadanie ciał. Może jednak szybkie ich zanikanie jest jakimś pozytywem. Przeniosłam wzrok na wojowników.
Jeszcze szybciej zbłądził on ku białowłosej demonicy. Pięć herkatów. Cztery do wydobycia, jeden do zapieczętowania. Cztery przy mnie, jeden u Kassana i Pearl.
Stłumiłam westchnienie. Prawdę powiedziawszy, nie był to podział sił, który przewidywałam przed podróżą na planety. Karl, sprowokowany irracjonalnym zachowaniem mieszkańców Vorrivy, miał do siebie Y'ravę zniechęcić... Miał pozostać w świątyni, abym uniknęła zdemaskowania. I po części odniosłam sukces. Nie chciała go zabierać. Nie czuła przy nim choćby krzty bezpieczeństwa, toteż znacznie częściej lgnęła do Razera. A jednak gdzieś popełniłam błąd, skoro zawitał na Norian razem z nami.
Wsunęłam dłoń do kieszeni peleryny. Zacisnęłam ją na odłamku szkła.
Ponowna śmierć Vieny też wszystko pogorszyła, choć skłamałabym mówiąc, że nie zamierzałam jakkolwiek się do niej przyczynić. Nearlos była przeszkodą. Rentar również... Ale przecież niektóre przeszkody rozstawiłabym na niekorzyść Y'ravy, gdybym zadziałała odpowiednio wcześnie. Wystarczyło pomyśleć. Nie działać pochopnie. Bo tu kluczem do sukcesu nie była dłużej tężyzna fizyczna, lecz spryt, którego pierwotnej podczas licznych wojen ewidentnie zabrakło. Zniszczyły ją uczucia. Przesadna pewność siebie. Lekceważenie kruchego przeciwnika. I brak empatii.
Wysunęłam ukradkiem szkło. Spojrzałam na własne odbicie.
Uniosło ono kąciki ust, choć rzeczywista twarz pozostała niezmienna.
– Przeniesiemy tu ciało Vieny, kiedy Dieath zniknie całkowicie. – Knykcie Goorenth zbielały na ciemnym drzewcu kosy. – Macie szczęście, że po tylu dniach zaczął jakkolwiek słabnąć, bo miałam niemałą ochotę potopić was w morzu za wszystkie kłamstwa.
– A co z naszymi bagażami? – zagaiłam pośpiesznie. – Potrzebuję leków, maści, przyrządów medycznych... – I przede wszystkim narkotyków. Bez areosycyliutopisu moje ciało klasyfikowało się do silniejszego od ludzkiego, acz wciąż nieporównywalnego do boskiego wbrew jego nabytej boskości. Wystarczył więc moment nieuwagi, by nieufny Karl zaczął żywić jakieś podejrzenia; żeby inteligentny Nite doszedł do pewnych wniosków; aby niepozorny Razer poznał każde pozyskane przeze mnie zdolności. Wystarczył zwykły moment nieuwagi... – Przecież czymś takim was nie skrzywdzimy. Proszę cię tylko o zwykłe leki albo bandaże... Zginiemy tu bez wsparcia medycznego. Y'rav nadal wymaga opieki po walce z Dieathem... Uratowała Norian, tyle chyba możesz dla niej zrobić.
– Poradzę sobie, Iva. – Demonica wyszczerzyła zęby w uśmiechu, przenosząc ciężar ciała na prawą stronę. Oparta o ramię Razera, ewidentnie odczuwała ulgę; wątpiłam by podobnych myśli był wojownik, który po opuszczeniu osady Karthien, przyjął na siebie cios rozjuszonej pierwotnej. Oczywiście podczas podróży ani razu nie poprosił mnie o pomoc... Wcale też nie musiał, gdyż sama doskonale wszystko odczytywałam oraz analizowałam. Ale chęciami do badań ułatwiłby mi zadanie. Byłoby miło. – I... Goorenth, chciałabym porozmawiać z tobą na osobności. Masz coś przeciwko temu?
– Ależ skądże. Również mam do ciebie parę pytań, Y'rav. – Po raz ostatni zlustrowała wzrokiem przyszły grób przyjaciółki. – Arnethion, możesz dać Evie nasze bandaże i maści... Ale pod żadnym pozorem nie zwracaj więźniom ekwipunków.
– Ivie – poprawiłam ją. – Ivie Ysenth.
– Iva Ysenth – powtórzyła niedbale z twarzą zwróconą ku niebu.
Iva Ysenth... lub Fourina Latevie, Hetakke Forvester, Peave Hordesh...
W przeciągu kilkudziesięciu tysiącleci zyskałam wiele tożsamości...
Lecz ma prawdziwa od zawsze brzmiała Eraile. Eraile Featherish.
KOREKTA 12.07.2024r.
KONIEC PIERWSZEJ CZĘŚCI
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro