ROZDZIAŁ 003
Czterdzieści trzy minuty, dwadzieścia osiem sekund.
Z jermonami należało rozstać się jeszcze w Lesie Zagubionych Dusz, dlatego dotarcie do Świątyni Serca zajęło nam ponad czterdzieści minut. Czterdzieści minut spędzonych w kompletnej ciszy, wskutek minionych wydarzeń; czterdzieści minut przepełnionych grozą oraz wszechogarniającym mnie lękiem. Niemniej za łut szczęścia można było uznać fakt, że podczas ich trwania nie napotkaliśmy już żadnych przeszkód w postaci przerażonych araiczyków tudzież złowieszczych zjawisk spowijających okolice.
Poprawiłam chustkę przysłaniającą oczy. Zgiełk, komendy wydawane donośnym głosem, rytmiczne kroki - choć zapewne nieadekwatnie do rzeczywistości - wspierały umysł w uzyskaniu przybliżonej lokalizacji bramy wjazdowej, największego tłumu oraz placu treningowego żołnierzy. Meila ścisnęła moją dłoń.
– Jesteśmy przy świątyni – ogłosiła łagodnym tonem. – Ale najbezpieczniej będzie zdjąć chustkę dopiero w bibliotece. Po drodze postaraj się nikogo nie atakować.
Nie zamierzam. Zbrukaną krwią koszulę skryłam pod peleryną, jednakowoż po raz piąty tego dnia, utonęłam w oceanie poczucia winy. Zraniłam go. Zraniłam Karla. Doszły mnie o tym słuchy, gdy daleko za nami pozostawiliśmy Vorrivę, a ręka mężczyzny jęła domagać się należytego opatrzenia przesiąkniętym krwią mundurem. Naturalnie przez długi czas wojownik nie zwrócił na to uwagi - słusznie podejrzewałam, iż celowo przez wzgląd na moją obecność. A to tylko pogorszyło samopoczucie do końca wędrówki. Powinnam była przemyśleć plan działania... Nie powinnam była działać pochopnie...
***
Huk zamykanych drzwi obwieścił nasze przybycie do biblioteki. Kroki stawiane po nim uchodzić zaczęły za odpowiedź na przerwanie ciszy. Pobrzmiewały wraz z echem gdzieś po lewej stronie, lecz w ostatecznym rozrachunku całkowicie zanikły. Zobaczyłam sylwetkę. Zarys biblioteki. A zatem chustka, ciasno przylegająca do oczu, na niewiele zdała się po przekroczeniu progu. Światło przepływało swobodnie przez cienki materiał, niwecząc początkowe próby uchronienia umysłu od wpływu nowych wspomnień.
I czyniło to nader boleśnie, gdy zezwolono na zdjęcie materiału.
Łzy przyozdobiły policzki, a plamy... Czarne plamy przysłoniły widoczność. Wbrew temu stojąca przede mną kobieta nieugięcie widniała gdzieś w zagubionych myślach.
– Es faraos vini farada, vini endes. Miło mi gościć Boginię Życia i Śmierci w naszej świątyni. – Melodyjny głos docierał do mnie znikąd. Bynajmniej nie na długo. Niska sylwetka ukłoniła się, zanim dłonie splotła na brzuchu. – Nazywam się Iva Ysenth. Pełnię w tym miejscu funkcję kapłana oraz medyka. Wspomogę także stwórczynię w dotarciu na pierwszą planetę, zaraz po przeprowadzonych w moim towarzystwie badaniach.
Poprawiła opadający na czoło warkocz, choć ten niezmiennie pozostawał w dotychczasowej pozycji. Ogromny oraz ciasno upleciony, zdobił głowę kapłanki niczym brązowy, majestatyczny wianek udekorowany po bokach prawie jednakimi, acz nieco luźniejszymi splotami sięgającymi ramion. Dopóki nie odezwał się Razer, pozostawałam w bezruchu. Nieświadomie, o czym świadczyły lekko rozchylone usta.
– Y'ra. To jest Y'ra. Musisz zrezygnować z formalnych tytułów.
– Y'ra? – powtórzyła niepewnie. A nawet niepoprawnie.
Pierwszy araiski znak bowiem, niedawno przez Razera skrócony oraz zniekształcony, wydawał się teraz utrudniać wszystkim powtórzenie pełnego imienia, którego brzmienie po stokroć łatwiejsze byłoby z symbolem 𐌙. I choć pamiętałam sposób jego odczytywania - ot zwykłe ie nigdy nie odmieniane - to stare tłumaczenie pozostawało skryte za mgłą niepamięci. Natenczas zapis ów znaczył jedynie ta.
– Chciała mieć własne imię, więc jakieś szybko wymyśliłem. No... Skoro zdecydowała się na jego użycie, to najwidoczniej przypadło jej do gustu.
– Jest tymczasowe – sprostowałam. – I myślę, że względnie ułatwi nam komunikację. Nie czuję się komfortowo z wyniosłymi zwrotami.
Iva posłała Meili wymowne spojrzenie, które wojowniczka kulturalnie zignorowała na rzecz obejmującego znaczną część sufitu okna. A wielorakie barwy, rzucane przez połyskujące szkła prosto na perłowe regały, nie przykuły jej uwagi w równym stopniu, co pozłacane zdobienia ościeżnic bądź rzeźby narządu wewnętrznego: serca. Niemniej Ysenth przytaknęła. Sięgnąwszy po stertę papierów leżących na stole – marmurowym, acz srebrnym, szklanym oraz pozłacanym pośrodku - docisnęła je do piersi.
– Wobec tego, Y'ra... Jak się czujesz? Wybudzenie się zajęło ci cały rok, więc mam nadzieję, że w przeciągu tych paru miesięcy krew zregenerowała ciało całkowicie.
Całkowicie? Tego nie byłam pewna. Szkarłat sączył się z ran jeszcze na długo po tym, jak odzyskałam świadomość, lecz zdaniem O'vinis coraz rzadsze zmiany bandaży wskazywały na dobiegający końca proces leczenia. Wypływająca posoka, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, także zwiastowała kres regeneracji, choć nie dawała gwarancji na szybkie pozbycie się śladów, blizn, pamiątek po jakże tragicznej w skutkach bitwie.
– Czuję się... fatalnie.
Nie widziałam sensu w okłamywaniu Ivy. Przecież ta, jako medyk, przypuszczalnie sama w ostateczności wysnułaby wniosek względem mojego stanu zdrowia.
– Jest to zrozumiałe po tych – zamilkła, jakby w poszukiwaniu odpowiedniego słowa – doświadczeniach. Jeśli będziesz potrzebowała środków przeciwbólowych, natychmiast mi o tym powiedz. – Papiery dzierżone w dłoni na nowo przejrzała. I raz jeszcze. Za drugim ruszyła ku mnie, lecz ze wzrokiem stale utkwionym w zapiskach. – Weź te dokumenty. Zawierają niezbędne lokalizacje i informacje, więc wam się przydadzą.
Nie wystawiłam dłoni od razu, a owo wahanie, choć powiązane było z drobnostką, rozrastało się w głowie do niewyobrażalnych rozmiarów. Wstrzymałam oddech.
Przejrzałam treść dokumentu.
I 71」37︾04.3︼‡ 118」52︾54.9︼⸘ 19.01.0001.16:01Nrn1D
II 82」53︾21.4︼‡ 44」59︾23.5︼⸘ 09.06.29999.12:00Srv1D
III 34」19︾37.0︼‡ 24」28︾44.2︼⸘ 18.02.0001.09:12Lty?
IV ??」??︾??.?︼‡ ??」??︾??.?︼⸘ 12.03.29999.11:05Ers1D
To jest...
Zinterpretować ów zapis próbowałam na wiele sposobów. Każdy w rezultacie musiał być błędny, bo o żadne informacje nie czułam się wzbogacona. Cyfry, znaki araiskie... wspomniana przez Ivę lokalizacja zapewne miała z tym wiele wspólnego.
– To są zwykłe współrzędne. – Razer wskazał palcem lewą część notatek. Zachichotał, wskutek czego jeszcze przed dalszym wyjaśnieniem pojęłam, jak wiele radości sprawiało wojownikowi nauczanie mnie. Współrzędne. Araiskie współrzędne. Jak mogłam nie pojąć tak prostego zapisu... – Spójrz na pierwszy przykład. Przed dziewiętnastką masz przybliżoną lokalizację cząstki twojej duszy. Tu znajdują się stopnie – zastukał palcem o numer siedemdziesiąt jeden – kolejno minuty, sekundy oraz północ... na końcu wschód. Obok niego zapisano datę i godzinę. Dzięki nim wiesz, kiedy poszukiwany fragment znajdował się w tym punkcie, a to pomoże ci ustalić aktualne położenie elementu. Lata do momentu twojego przebudzenia liczyliśmy normalnie... Dwadzieścia dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć. Ale po porażce postanowiliśmy nadać temu charakter nowej ery, stąd te trzy zera oraz jedna jedynka: pierwszy rok po twoim przebudzeniu. Natomiast Nrn jest skrótowym zapisem Norianu, jeden D zaś ilością dusz obecnych na wskazanej planecie.
Nawiązałam kontakt wzrokowy, choć tylko na krótką chwilę. Nie kontynuował.
Obserwował. Wzruszywszy ramionami, uniósł kąciki ust.
– To...
– Podstawowa wiedza każdego żołnierza – wyjaśnił. – Podczas wojny taki sposób porozumiewania się na odległość jest dość popularny, lecz często modyfikowany celem uniknięcia szybkiego rozszyfrowania przez wrogie wojska.
– Ale jak je zdobyliście? Te współrzędne... Byliście na innych planetach?
– My nie mieliśmy ku temu okazji – malachitowe oczy kapłanki rozbłysły w blasku górującego nad nami słońca. Zmieszane z licznymi barwami poczęły wnet uchodzić za obdarowane magią, boskością, niespotykanym odcieniem przez samą nieujarzmioną naturę – wszak podróże między nimi były możliwe jedynie poprzez ciebie. I to prawdopodobnie nie uległo zmianie po roku, przy czym kwestia współrzędnych jest ściśle powiązana z tym samym tematem. Twoją mocą. – Krew. Krew była kluczem do pozyskania lokalizacji elementów. Jakże mogło to być możliwe przy tak znaczącej odległości? Iva odpowiedziała, gdyż wyraz mojej twarzy prawdopodobnie zdradzał zbyt wiele: – Posoka samoistnie reagowała na ułożenie ciał niebieskich, a w szczególności tych najbliżej położonych Arai danego dnia. Założyliśmy, że szuka połączenia i poprzez obserwację zebraliśmy najistotniejsze dane.
Poprawiła róże doczepione w okolice dekoltu, bo szmaragdowy materiał sukni uchodził za odporny na wszelakie zagniecenia; śladu po chociażby nieznacznych wymięciach także nie potrafiłam odnaleźć. Gładka, zwiewna, prosta... Posiadała wycięcie po prawej stronie z jednoczesnym widokiem na owinięty wokół uda pasek oraz zdobiony razem z pochewką sztylet. Kapłanka wyglądała po prostu... majestatycznie.
– Więc to ja będę zmuszona przenieść nas dalej? – Już w krtani czułam żwawo bijące serce. – Nie wiem, jak mam tego dokonać! Nie umiem nawet korzystać z krwi!
– Pomożemy ci. Drogę do wyboru mamy jedną, ale wyniki badań potwierdzą, czy najkorzystniejszą... Bo niweluje ona znaczną część skutków ubocznych.
Do tej pory nie wiedziałam, jak bliska byłam zwymiotowania na podłogę. Bardzo bliska? Krytycznie bliska? Sądziłam, że niekoniecznie, skoro dane mi było ustać na nogach, pomimo wydarzeń minionych parunastu dni. A tymczasem wystarczyła tylko wzmianka o skutkach ubocznych przeniesienia; wystarczyła wzmianka o badaniach, by uleciała ze mnie energia... I niemalże przy tym cała zawartość żołądka.
– Czyli nie mamy pewności, że wylądujemy na planecie w całości? – zapytałam.
– To jest akurat... bardziej optymistyczny scenariusz. Wybacz mi szczerość.
Byłam wówczas pewna jednego: nigdy więcej nie pozwolę myślom krążyć wokół potencjalnych zakończeń wyprawy. Bo co mogłoby mieć wtedy miejsce? Odcięcie kończyn? Śmierć w agonii? Jeżeli ponownie przyszłoby mi spędzić rok w otchłani lub na terenach jej podobnych, to wolałam podać w wątpliwość sens natychmiastowego lecenia w kosmos. Może jednak skutki wstrzymania podróży nie byłyby aż tak tragiczne, a mnie ostatecznie ocaliłyby przed drugą wegetacją w krwiożerczej pustce...
– A oczy? Muszę mieć je zawiązane na tak odległych terenach?
– Chustka będzie zbędna.
– Patrzenie na coś, co jest mi bliskie, może doprowadzić do utworzenia się nowych wspomnień – przypomniałam, zresztą niepotrzebnie.
– I to nie uległo zmianie. Kreują się one jednak dopiero w momencie, gdy masz styczność z czymś już wcześniej widzianym. Po wojnie nie mogłaś wybudzić się przez zaledwie rok, lecz mimo to planety uległy drastycznym zmianom. Nie daj się zwieść niewielkiemu odstępowi czasowemu, tym bardziej, że różny jest on na tamtych światach.
Rzuciłam okiem na szkarłatne, dwuskrzydłowe drzwi; na tej samej barwy dywan z wyszytym narządem wewnętrznym. I choć wszystko w bibliotece naraz poczęło pulsować - wybijać jednaki, bliski mi rytm - to serce w klatce piersiowej spośród owych dźwięków wyróżniało się koniec końców najbardziej. Rozrywało mnie na strzępy. Ucichło tylko raz. Na krótki moment. I na ten krótki moment pomieszczenie obumarło.
– Zatem świątynia została przebudowana – dopowiedziałam, bardziej sama sobie. Wbrew niedawnym ostrzeżeniom czy zakazom, resztki pamięci pozostawały nienaruszone.
– Zmieniliśmy wystrój łaźni, jadalni, laboratorium, placu treningowego, uzdrowiska oraz biblioteki, dlatego te miejsca są do twojej dyspozycji.
Pokiwałam głową. Kartkę złożyłam na cztery części. Zanim jednak odsunęłam dłoń od kieszeni, w której to dokument zdecydowałam się schować, sprawdziłam – a nawet kilkukrotnie - czy aby na pewno wysunięcie go stamtąd nie będzie wbrew pozorom najprostsze. Współrzędne duszy... Niedopracowany plan przeniesienia nas do innych światów. Brak zagrożenia ze strony wspomnień na terenach chwilowo mi obcych. Przerażające wieści o zachodzących tam zmianach.
Nie brzmiało to szczególnie zachęcająco.
– O czymś jeszcze powinnam wiedzieć?
– Obawiam się, że cała reszta zależna będzie od wyników badań i testów. – Iva zmięła nieznacznie kwiat w dłoni. – Na tę chwilę niewiele mogę zdradzić... bo niewiele wiem. Albo niewiele wiemy. Nie mamy pojęcia jak przyłączyć cię do duszy, jak długo potrwa ów proces, jak prezentują się konsekwencje niepoprawnie wykonanego złączenia... Możemy jedynie wesprzeć cię w dotarciu do pierwszego świata, ale później zdana będziesz wyłącznie na siebie oraz swoich towarzyszy.
– Towarzyszy? Nikt inny nam nie pomoże? Żołnierze albo kapłani...
Przecież to musiała być pułapka, skoro odmawiali uczestnictwa w procesie przenoszenia... A co za tym idzie w wydarzeniach mających miejsce dopiero po nim.
– Stworzeni przez ciebie wojownicy są stokroć silniejsi od araiczyków, więc nawet gdyby przyszło wam zmierzyć się z zatrważającym przeciwnikiem, wygralibyście. Dodatkowa armia wiązałaby się z odpowiedzialnością, odpowiedzialność zaś ze stresem... I stres ten niewątpliwie wytworzyłby w tobie nowe słabości.
– Co z podróżą na pozostałe planety? – Pytanie zadane przez Karla wytrąciło mnie z równowagi. – Rozumiem, że znajdziecie sposób na nieszkodliwe, pierwsze przejście, ale co potem? Jak zamierzacie przywrócić nas na Arai albo chociaż wysłać na tereny, gdzie znajdują się pozostałe fragmenty?
Cisza dała mi do zrozumienia, że na to pytanie kapłanka również nie znała odpowiedzi. I skłamałabym mówiąc, iż poprzez to nie wpłynęła na moje samopoczucie, bo wpłynęła - dość dosadnie - a brak większej ilości wskazówek tudzież gwarancji na powodzenie misji, wcale nie pomagał. Karl zarechotał, ułożywszy się wygodnie w fotelu.
– Każecie nam lecieć na inną planetę, nie gwarantując bezpiecznej podróży oraz możliwości powrotu. Wybacz, Iva, ale nabyte przez was w ciągu roku informacje są prawdę powiedziawszy bezużyteczne. Nie świadczy to o was najlepiej.
– Podjęli działania, dzięki którym rozpoczniemy poszukiwania – warknęła Meila. – Już samo dotarcie na... nie wiem... na Norian i odnalezienie jednego odłamka duszy wspomoże nas w opracowaniu drogi do drugiego. Resztą będziemy martwić się później.
– Później? – Karl ułożył ręce na podłokietniku, nim uniósł wysoko brew. – To znaczy kiedy? Zaraz po tym, jak utkniemy na Norianie i okaże się, że opuszczenie go nie jest możliwe, czy może po tym, jak umrzemy w męczarniach przez niedopracowany plan działania kapłanów? Nie przekonuje mnie to, O'vinis.
– Nie musisz z nami nigdzie wyruszać – odburknęłam. Całą sobą poczułam gorzki smak słów; trucizny podanej mu przypadkowo, jednako świadomie. Kiedy pozioma zmarszczka przecięła czoło mężczyzny, odwróciłam wzrok, by nie oglądać dłużej efektów rozprzestrzeniającego się jadu. – Możesz zostać tutaj... I zbadać problem dźwięków, skoro jesteś niechętny do opuszczenia Arai.
– Dźwięków?
Iście nieostrożne było to posunięcie... Problem odgłosów jeziora od ponad godziny nosił miano tabu, którego poruszenie groziło utratą języka albo kończyny w scenariuszu względnie optymistycznym. Na domiar złego, ogień pod wpływem impulsu wznieciłam ja, choć obawy przed jakimkolwiek atakiem ze strony Karla wcale nie minęły. Znalazłam się zatem na celowniku wojownika... Iście nieostrożnie postąpiłam.
– W Vorrivie spotkaliśmy dziewczynkę – Nite zacisnął dłoń na pasku z bronią, ale wzroku nie oderwał od wyraźnie skupionej Ivy – twierdziła, że o konkretnej porze mieszkańcy wioski słyszą dźwięki. I że ich źródło skryte jest w okolicach Kite.
– Bali się wezwać pomoc w obawie przed utratą życia lub domu – dodała Meila ze skrzyżowanymi na piersi rękami – jednak nie ma w tym nic dziwnego, ot ludzka troska o dobytek czy rodziny. Czy tej sprawie także zechcielibyście się przyjrzeć?
– My... owszem, ale... – wydukała, przygryzając czubek kciuka. Nic jednak nie wskazywało na to, by gest ów zatrzymywał rozbiegane spojrzenie; wzburzone fale myśli, nieprzerwanie tworzące nowe – wobec tego ktoś będzie musiał pozostać tu z nami.
Wszystkim nagle podłoga wydała się zaskakująco interesującym obiektem.
Usłyszałam westchnienie. Ciche prychnięcie. A Iva spojrzała na mnie współczująco.
– Ja...
– Uzgodnicie to między sobą – przerwała mi niepewnie. – Teraz chodźmy do sali, przebierzesz się i rozpoczniemy badania. Postaraj się nimi nie przejmować, strach może mieć decydujący wpływ na wynik końcowy.
– Będzie bolało? – Prymitywne pytanie opuściło moje usta.
– Cóż, to zależeć będzie od ciebie. Wszak test przeprowadzisz nieomalże sama.
KOREKTA 02.03.2024r.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro