Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PROLOG

Gdy bogini przystanęła na wzgórzu Aruanu, powietrze przeciął trzask łamanego kręgosłupa. Nie zaistniała jednak żadna sytuacja mogąca do tego doprowadzić. Kobieta bowiem nieprzerwanie ściskała w dłoniach ociekające krwią łańcuchy, a widoczny kilkadziesiąt metrów dalej mężczyzna nadal żył. Przynajmniej na to wskazywały nabierane raz za razem wdechy oraz ledwie zauważalne drżenia jego rąk. 

Postawiła pierwszy krok. Drugi. Trzeci. 

Można by odnieść wrażenie, że analizował każdy ruch wszechmocnej, pomimo pozycji leżącej. Każdy szmer. Każdy wdech. Każde uderzenie serca. Obrócony tyłem nasłuchiwał, zapewne wdzięczny losowi za wszechogarniającą ich natenczas ciszę. 

Czwarty. Piąty. Szósty. 

Krew otaczała nadgarstki nieśmiertelnej. Skupienie wypełniało umysł. 

Siódmy. Ósmy. Dziewiąty. 

Trawę zbrukał szkarłat. Opuszki palców rozcięła o sztylet wiszący przy biodrze. 

Dziesiąty. Jedenasty. Dwunasty. 

Szkarłat wsiąknął w araiską glebę. Źdźbła pochłonęły barwy śmierci. 

Trzynasty. Czternasty. Piętnasty. 

Zatrzymała się. Wówczas zaledwie dwa metry dzieliły boskie ciała. 

A nagły podmuch wiatru wzniósł ponad armię donośny jęk przeciwnika. Poniósł drażniący chrobot po malowniczych szczytach górskich, choć te śmiertelnik ledwie mógł objąć wzrokiem. Pozłacana trawa zafalowała na pierwszym wzgórzu. Kiedy ciepły wiatr dotarł do drugiego, bogini wstrzymała oddech, by nawet on nie zagłuszył powtarzanych gdzieś w głębi duszy słów. Zabij. Nie uciekaj. Chciała. Nie zamierzała. I bynajmniej nie przez wyczekujące rozkazów armie. Nowonarodzony bóg bliski był odebrania jej tego, co własną krwią pozyskała. Był próbą wymazania istnienia stwórczyni - trzecią, gdyż dwie uprzednie brutalnie stłumiła. Strużki krwi, jakoby nici skryte pośród złota Aruanu, sunąć poczęły ku nieśmiertelnemu. Słońce opromieniło posokę. A ta przystanęła. 

Bo wszechmocna wreszcie odczuła coś przez wiele wieków jej obcego. 

Strach.

Niepewność.

Zagrożenie.

Bezowocne były próby zachowania spokoju. Coś wyróżniało go spośród pozostałych bóstw, a ona, pomimo usilnych starań, nie potrafiła pojąć co. Pewność siebie? Opanowanie? Wydało się to irracjonalne, niemniej nie negowała sygnałów przesyłanych przez intuicję. Zacisnęła dłonie w pięści. Wówczas on wykonał ruch – zdaniem nieśmiertelnej istoty, dość prowokujący. Obrócił twarz; poszarpaną, pociętą, szpeconą fragmentami skóry oderwanymi od sinego ciała. I nawiązał kontakt wzrokowy. 

Uciekaj. Zabij. Zabij. Uciekaj. 

Spojrzała w przekrwione oczy, zanim poczuła ostre szarpnięcie za tylny obojczyk zbroi. I wiedziała już, że niewystarczająco szybko zareagowała na atak skutkujący uderzeniem nią o skały. Ból - ognisty, promieniujący ku żebrom - nagle jął wsiąkać w kręgosłup z drażniącym mrowieniem. Cenne powietrze, niby na rozkaz samego wszechświata, znienacka opuściło niepracujące na ów krótki moment płuca. A wzrok drwiąco ukazał bogini obraz rozmazany, skryty za gęstą mgłą. Niewyraźne stały się krzyki wyczekujących za nią wojowników... Podobnie jak krzyki żołnierzy, jeszcze do niedawna łaknących następnego zwycięstwa w starciu wszechmogących. Lecz wyłapanie spośród zgiełku tych paru słów nie stanowiło już dla stwórczyni żadnego wyzwania. 

– Niech nieśmiertelni umierają, niech doznają człowieczeństwa. 

Zacisnęła mocno zęby. Nie zaatakował od frontu. Za cel obrał sobie niechronione plecy. Tyle że jak dotąd nie straciła go z oczu, a mimo to znalazła się w niebezpieczeństwie. Krew na rozkaz kobiety płynęła dalej. Mijała źdźbła trawy, niczym rozlany po świecie atrament; mijała schowane wśród nich kwiaty. I przystanęła. Znów. 

– Niczym się od nich nie różnisz... a jednak jest w tobie coś wyjątkowego – wycedziła przez ściśnięte gardło. – Kto pomaga wam narodzić się na tych ziemiach? 

Na te słowa zaniósł się śmiechem. Gardłowym, chrapliwym, niskim. 

Nie umrę. Jestem boginią, życiem samym w sobie, pierwotną śmiercią. 

– Możesz poszukiwać odpowiedzi, lecz niezależnie od niej ty zostaniesz zapieczętowana, a ja... Ja utworzę światy na nowo, stając się ich jedynym bogiem. 

[...]

W dzierżonym przez niego odłamku szkła dostrzegła coś, czego dostrzec nie powinna była. Postawiła następny krok. Kolejny. I jeszcze jeden. 

[...]

Głowa z hukiem uderzyła o ziemię skąpaną we krwi. Czerwień pochłonęła długie pasma bieli; kosmyki włosów, jakoby zasłona, skryły przed światem wciąż otwarte oczy. 


KOREKTA 12.02.2024r.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro