Rozdział 3 {306 słów}
*P.O.V Czechosłowacja*
Nie wierzę...
-Czego chcesz?-zapytałem oschle
-Tak się wita starych przyjaciół?~
-Nie jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nie byliśmy -warknąłem
-Jaka szkoda -udawał zawiedzenie moją odpowiedzią
-Mów czego chcesz...-rzekłem-nie dzwonił byś bez powodu- dodałem
-Masz rację- za dobrze go znam, by wiedzieć, że jak dzwoni to coś jest nie tak- mam dla ciebie zadanie- o nie...
-Jakie?-kto pyta, ten nie błądzi...
-Przyjdź do mojego bunkru, wiesz którego, tam ci wszystko wyjaśnię ~-rozłączył się
Odłożyłem telefon i ruszyłem do pokoju się przebrać. Gdy skończyłem wykonywać tą czynność, chwyciłem pistolet oraz nóż myśliwski. Pozorny zawsze ubezpieczony.
Zaglądnąłem jeszcze do dzieci, by sprawdzić czy śpią. Może i są dorośli, ale dla mnie to nadal dzieci. To dla nich się poświęcam.
Zszedłem na dół, ubrałem buty i wziąłem klucz do drzwi. Wyszedłem,zakluczając za sobą drzwi, ruszyłem w w drogę.
Czeka mnie długa droga oraz spora dawka cierpliwości.
*P.O.V Polska*
Siedziałem na balkonie popijając herbatę o smaku pierogów. Całkiem dobra, smakuje mi.
Jest już grubo po północy, a ja nadal nie śpię. Tylko patrzę w gwieździste niebo i popijam herbatę. Dziś nie ma chmur przez co, księżyc ślicznie wszystko oświetla.
Nagle w blasku księżyca ujrzałem Czechosłowację. Co ona tu robi? O tej porze? Wstałem i wybiegłem na spotkanie z kobietą. Zatrzymałem się kawałek, gdy dostrzegłem przy jej pasie broń. Idzie na polowanie? Jednak zdziwił mnie jej ubiór. Miała na sobie czarną kamizelkę oraz czarne spodnie. Włosy związane w kok. Coś mi tu nie pasuje...
Ruszyłem za nią. Kobieta co jakiś czas się rozglądała, a ja się chowałem, jak tylko mogłem. Nie posądzą mnie za szpiegostwo, prawda?
Po dość długiej wędrówce przez lasy, łąki dotarliśmy do wielkiego klonu. Miał gruby korzeń i był bardzo wysoki. Wychyliłem się trochę za drzew by przyjrzeć się bliżej. Dostrzegłem Czechosłowację, która puka w ziemię. Nagle ziemia się otworzyła, kobieta weszła do środka. Coś mówiło mi bym zawracał. Już chciałem to zrobić gdy poczułem mocne uderzenie,...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro