Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

W ciągu kilku lat, od chwili gdy widział Bang Yongguka po raz ostatni, Junhong był w Gangneung pięć razy. Pierwszy raz pojechał tam w czerwcu tego samego roku i mimo że piasek wydawał się bielszy, a morze zalewało się na horyzoncie z niebem, pozostałe cztery podróże wolał odbyć w zimie, kiedy na świecie było szaro i zimno, wiedząc, że o tej porze łatwiej mu będzie przywołać wspomnienia.

Tamtego ranka, gdy Yongguk wyjechał, Choi błądził po domu, nie będąc w stanie usiedzieć w jednym miejscu. Tylko w ten sposób mógł próbować zdystansować się od swoich uczuć. Późnym popołudniem, kiedy zmierzch zaczął malować niebo w różne odcienie czerwieni i oranżu, wyszedł na dwór i wpatrywał się te barwy, próbując odnaleźć samolot, na którego pokładzie znajdował się Yongguk. Szanse ma to, że go zobaczy, były znikome, a jednak stał na zimnie, kostniejąc coraz bardziej, im później się robiło. Zauważył pośród chmur smugę pozostawioną przez odrzutowiec, ale logika podpowiadała mu, że zostawił ją któryś z samolotów stacjonujących w bazie marynarki wojennej. Gdy wrócił do domu, miał tak zgrabiałe ręce, że włożył je pod strumień ciepłej wody, czując, jak go pieką. Mimo że zdawał sobie sprawę, że Yongguk wyjechał, tak jak przedtem nakrył do kolacji na dwie osoby.

Chwilami miał nadzieję, że Bang jednak nie wyjedzie, że wróci. Jedząc kolację, wyobrażał sobie, jak wchodzi przez frontowe drzwi i rzuca swoje worki próżniowe, wyjaśniając, że nie mógł wyjechać, nie spędziwszy z nim jeszcze jednej nocy. Powie, że wyjadą jutro albo pojutrze i będą się kierować autostradą na północ, aż w końcu skręca w boczną drogę do jego domu.

Tak się jednak nie stało. Drzwi frontowe się nie otworzyły, telefon nie zadzwonił. I choć Junhong pragnął, by został, wiedział, że słusznie nakłaniał go, żeby wyjechał. Jeszcze jeden dzień przecież nie ułatwiłby wyjazdu. Jeszcze jedna wspólna noc oznaczałaby tylko tyle, że znowu musieliby się żegnać, a było to niewymownie trudne za pierwszym razem. Nie potrafił sobie wyobrazić, że po raz drugi będzie musiał wypowiedzieć te słowa ani też że będzie musiał przeżyć kolejny dzień taki jak ten, który się właśnie kończył.

Nazajutrz rano Junhong zaczął sprzątać w gospodzie, metodyczne koncentrując się na zwykłych czynnościach. Pozmywał naczynia i powkładać je na miejsce do szafek, gdy wyschły. Odkurzył dywaniki, pościerał kurze, następnie zaczął pucować pokój Jongupa i robił to dopóty, dopóty nie zaczął wyglądać tak jak w chwili jego przyjazdu.

Potem zaniósł swoją walizkę na górę i otworzył drzwi do niebieskiego pokroju.

Nie był w nim od rana poprzedniego dnia, od chwili wyjazdu Yongguka. Popołudniowe słońce rzucało refleksy na ścianę. Bang pościelił łóżko, zanim zszedł na dół, ale chyba jednak zdawał sobie sprawę, że nie musi specjalnie się starać. Narzuta była lekko wybrzuszona tam, gdzie koc się zmarszczył, prześcieradło zwisało w kilku miejscach, prawie dotykając podłogi. W łazience jeden ręcznik był przewieszony przez pręt zasłony, dwa inne leżały zwinięte razem obok umywalki.

Stał bez ruchu, chłonąc ten widok, w końcu postanowił walizkę na podłodze. W tym samym momencie zauważył leżący na komodzie list, który napisał do niego Yongguk. Wziął go do ręki i powoli usiadł na brzegu łóżka. W ciszy pokoju, w którym się kochali, przeczytał to, co napisał do niego wczoraj rano.

Gdy skończył czytać, opuścił list na kolana i siedział nieruchomo, wyobrażając sobie Yongguka piszącego te słowa. Potem złożył starannie kartkę i włożył ją do walizki razem z muszlą. Kiedy po kilku godzinach przyjechał Jongup, Junhong stał oparty o balustradę na werandzie z tyłu domu, wpatrując się znowu w niebo.

Moon był jak zwykle sobą - wylewny, szczęśliwy, że widzi Junhonga, szczęśliwy, że wrócił do domu. Opowiadał o ślubie, o starym hotelu, w którym się zatrzymał. Choi słuchał opowieści przyjaciela, nie przerywając mu, a po kolacji powiedział, że ma ochotę przespacerować się po plaży. Na szczęście Jongup nie skorzystał z propozycji, by przejść się razem z nim. Gdy wrócił do gospody, Moon rozpakowywał bagaże w swoim pokoju. Junhong zaparzył sobie herbatę i usiadł z parującą filiżanką przy kominku. Kołysząc się w fotelu, usłyszał, że przyjaciel wchodzi do kuchni.

- Gdzie jesteś? - zawołał Jongup.

- Tutaj - odchrząknął Choi.

Chwilę później Moon stanął w progu.

- Czyżbym słyszał gwizd czajnika?

- Właśnie nalałem sobie filiżankę.

- Od kiedy pijesz herbatę?

Junhong roześmiał się krótko, pominął jednak milczeniem pytanie Jongupa.

Przyjaciel usadowił się na fotelu obok niego. Za oknami wschodził księżyc, w jego jasnej poświecie piasek świecił mocno jak starodawne rondle i patelnie.

- Jesteś dzisiaj jakiś milczący - powodział Moon.

- Przepraszam. - Junhong wzruszył ramionami. - To po prostu zmęczenie. Chyba trochę stęskniłem się za swoim domem.

- Na pewno. Ja liczyłem kilometry, od chwili gdy tylko wyjechałem, ale na szczęście nie było przynajmniej dużego ruchu na drodze. Wiesz, jest już po sezonie.

Choi skinął głową.

- Czy Bang Yongguk był zadowolony z pobytu? Mam nadzieję, że huragan nie pokrzyżował mu planów.

Na dźwięk jego imienia Junhongowi ścisnęło się serce, zrobił jednak wszystko, by zachować spokój.

- Nie sądzę, żeby w ogóle przejął się sztormem - odparł.

- Opowiedz mi o nim. Przez telefon odniosłem wrażenie, że jest raczej sztywny.

- Nie, ani trochę. Jest... miły.

- Czułeś się nieswojo, przebywając tu z nim sam?

- Nie. Przyzwyczaiłem się.

Jongup czekał na dalszy komentarz Junhonga, on jednak nie powiedział już nic.

- No cóż... to dobrze - drążył dalej. - I nie miałeś problemów z zabezpieczeniem domu przed huraganem?

- Nie.

- To wspaniale. Jestem ci ogromnie wdzięczny, że mnie zastąpiłeś. Wiem, że miałeś nadzieję na spokojny weekend, ale chyba los zrządził inaczej, prawda?

- Chyba tak.

Być może ton głosu sprawił, że Jongup rzucił mu szybkie spojrzenie. Na twarzy przyjaciela odmalowało się wyraźnie zaciekawienie. Junhong dopił herbatę, czując nagle, że potrzebuje prywatności.

- Strasznie mi przykro, Jongup, że ci to robię - powiedział, starając się, żeby jego głos brzmiał naturalne - ale chyba pójdę się już położyć. Jestem zmęczony, a czeka mnie jutro długa jazda samochodem. Cieszę się, że dobrze się bawiłeś na weselu.

Moon uniósł lekko brwi, zaskoczony niespodziewanym zakończeniem wieczoru.

-- Och... cóż, trudno. Wobec tego dobranoc.

Junhong czuł na sobie niepewny wzrok przyjaciela, nawet gdy szedł na górę po schodach. Wszedł do niebieskiego pokoju, zrzucił ubranie i wślizgnął się do łóżka, nagi i samotny. Na poduszce i pościeli pozostał zapach Yongguka. Przesuwając w zamyśleniu palcami po swoim brzuchu, ukrył się w tym zapachu, walcząc z sennością, aż wreszcie się poddał. Gdy wstał nazajutrz rano, zaparzył kawę i wybrał się na ostatni spacer po plaży.

W ciągu półgodzinnej przechadzki spotkał dwie pary. Front atmosferyczny przygnał cieplejsze powietrze i Junhong wiedział, że piękna pogoda skusi jeszcze więcej osób mających ochotę na spacer brzegiem morza.

O tej porze Yongguk powinien już dotrzeć na miejsce i Choi zastanawiał się, jak tam jest. Był ciekawy, czy rozmawiał już ze swoim synem i jak się potoczyło ich spotkanie, a przede wszystkim, czy podobnie jak on przeżywa w myślach miniony weekend.

Gdy wrócił, w kuchni nie było nikogo. Obok ekspresu do kawy stała otwarta cukiernica i pusta filiżanka. Z góry ,dochodziły stłumione odgłosy czyjejś krzątaniny. Junhong poszedł, kierując się tym dźwiękiem, a gdy znalazł się na piętrze, zobaczył, że drzwi do niebieskiego pokoju są otwarte, a Jongup, zgięty wpół, utyka ostatni róg świeżego prześcieradła. Stara pościeli, która kiedyś spowijała Junhonga i Yongguka, leżała zwinięta na podłodze.

Wpatrywał się w tę pościel, wiedząc, że jego zdenerwowanie jest absurdalne, nagle jednak dotarło do niego z całą ostrością, że minie co najmniej rok, zanim znowu poczuje Bang Yongguka. Wciągnął nerwowo powietrze, próbując stłumić szloch.

Jongup odwrócił się, zaskoczony, na ten dźwięk, otwierając szeroko oczy.

- Dobrze się czujesz, Junhong? - spytał.

Choi nie zdołał jednak wydobyć z siebie głosu. Zasłonił twarz dłońmi, uświadomiwszy sobie, że od tej chwili będzie skreślał dni w kalendarzu, aż do powrotu Yongguka.

◈◈◈

Kochanii, udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku wam już życzę!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro