Rozdział 25
W swoim pokoju Junhong nie śpieszył się. Gdy wrócili do domu, postanowił pójść za radą Jongupa i zaczął napełniać jacuzzi. Nawet gdy zakręcił kran i wszedł do wanny, słyszał szum wody w rurach i widział, że Yongguk bierze długi prysznic na górze. Było coś zmysłowego w tej świadomości i Junhong poddał się uczuciu, które go ogarnęło.
Dwa dni temu nie umiały sobie nawet wyobrazić tego, co się mu przydarzyło, a tym bardziej nie podejrzewał siebie, że stać go na takie uczucia wobec kogokolwiek, nie mówiąc już o dopiero co poznanym mężczyźnie. Życie nie pozwalało mu na tego rodzaju historie, w każdym razie ostatnio. Łatwo było zwalić winę na siostrę albo wmawiać sobie, że obowiązki nie pozwalają mu na żadne przyjemności, ale była to tylko częściowo prawda. Wiązało się to również z tym, jaką osobą się stał w następstwie rozstania.
Tak, czuł się zdradzony i był wściekły na Hoseoka. Każdy powinien to zrozumieć. Lecz fakt, że Jung zostawił go dla kogoś innego, pociągał za sobą pewne skutki i żeby nie wiem jak starał się ich nie rozpamiętywać, czasami nie mógł nic na to poradzić.
Jak miał zareagować na ten rodzaj całkowitego odrzucenia? Łatwo było innym mówić, że nie ma to nic wspólnego z nim, że Hoseok przeżywa jakiś kryzys życiowy, ale oddziaływało to fatalnie na osobę, za jaką się uważał. Godziło to zwłaszcza w jego poczucie seksowności. Trudno myśleć o zmysłowych rozkoszach, gdy facet nie czuje się atrakcyjny dla swojego ukochanego.
I jak sobie z tym radził? Poświęcał życie siostrze, ojcu, domowi, pracy, rachunkom. Świadomie czy podświadomie przestał robić takie rzeczy, które dawały mu możliwość pomyślenia o sobie. Skończyły się odprężające rozmowy przez telefon z przyjaciółmi, spacery czy kąpiele. Wszystko, co robił, miało konkretny cel, i choć wierzył, że w ten sposób prowadzi zdyscyplinowane życie, teraz zrozumiał, że to był błąd.
W każdym razie wcale mu to nie pomogło. Był stale czymś zajęty, od chwili gdy wstał z łóżka aż do późnego wieczora, kiedy kładł się spać, a ponieważ sam ograbił siebie z jakiejkolwiek możliwość nagrody, nie było na co czekać. Cały dzień miał wypełniony różnymi uciążliwymi obowiązkami, które wykończyłyby każdego. Uzmysłowił sobie nagle, że wyrzekając się drobnych przyjemności, które czynią życie interesującym, zrobił wszystko, żeby zapomnieć, kim jest naprawdę.
Przypuszczał, że Yongguk już to o nim wie. I w pewnym sensie dzięki chwilom spędzonym z nim sam zdał sobie sprawę z wielu rzeczy, które go dotyczyły.
Ten weekend jednak nie tylko pozwolił mu uświadomić sobie błędy popełnione w przeszłości. Wiązał się również w jego przyszłością, z tym, jakie życie będzie odtąd pędził. Jego przeszłość została poza nim, nie mógł już nic zrobić, ale chciał przeżyć reszty życia, czując się tak, jak czuł się przez ostatnie lata.
Leżał w wannie jeszcze przez kilka minut, na tyle długo, że zniknęły bąbelki piany i woda zaczęła stygnąć. Wytarł się i - wiedząc, że Jongup nie miałby nic przeciwko tego - sięgnął po balsam stojący na półeczce. Wtarł go najpierw w nogi i brzuch, następnie klatkę piersiową i ramiona, ciesząc się, że jego skóra w widoczny sposób ożywa.
Owinąwszy się ręcznikiem, podszedł do swojej walizki. Siłą przyzwyczajenia sięgnął po wytarte dżinsy i zwykłą koszulkę, ale po wyjęciu obu tych rzeczy, odłożył je na bok. Skoro myślę poważnie o zmianie stylu życia, doszedł do wniosku, mogę równie dobrze zacząć od tej chwili.
Nie przywiózł ze sobą wiele rzeczy, z pewnością nic wytwornego, ale miał czarne spodnie i białą, lekko prześwitującą koszulę, którą dostał od siostry na gwiazdkę. Zabrał je ze sobą, spowodowany niejasną nadzieją, że może wybierze się gdzieś któregoś wieczoru, i choć teraz nie wybiera się nigdzie, pomyślał, że to również doskonała okazja, żeby je włożyć.
Wysuszył włosy i przeczesał je szczotką. Potem przyszła kolej na twarz - krem nawilżający, szybko i dokładnie wtarł w swoją skórę.
Gdy był już gotowy, zaczął poprawiać koszulę, aż wreszcie, zadowolony z efektu, uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze. Już bardzo dawno nie wyglądał tak dobrze.
Wyszedł w końcu z sypialni. Przechodząc przez kuchnię, poczuł aromat kawy. Właśnie kawę pił zwykle w takim dniu jak ten, zwłaszcza wczesnym popołudniem, zamiast jednak nalać sobie filiżankę, wyjął butelkę wina, która została w lodówce, następnie wziął korkociąg i dwa kieliszki. Czuł się jak światowy mężczyzna, miał wrażenie, że nareszcie stał się na powrót panem swojego życia.
Niosąc wszystko do salonu, zauważył, że Yongguk napalił w kominku, co w jakiś sposób zmieniło pokój. Można by pomyśleć, że przewidział zmianę jego nastroju. Na twarz Yongguka padał odblask płomieni i choć wszedł cichutko wyczuł jego obecność. Odwrócił się, żeby coś powiedzieć, ale gdy zobaczył Junhonga, z jego ust nie wydobyły się żadne słowa. Siedział bez ruchu, wpatrując się w niego.
— Masz już dość? — zapytał w końcu.
Yongguk pokręcił przecząco głową, nie spuszczając z niego wzroku.
— Nie... ani trochę. Wyglądasz... pięknie.
Junhong uśmiechnął się nieśmiało.
— Dziękuję — odpowiedział cicho, niemal szeptem, głosem znanym mu z dalekiej przeszłości.
Przypatrywali się sobie dalej, aż w końcu Junhong uniósł lekko butelkę.
— Napijesz się trochę wina? — spytał. — Wiem, że zaparzyłeś kawę, ale pomyślałem, że przy tej pogodzie wino może nam poprawić humor.
Yongguk odchrząknął.
— Miałeś świetny pomysł. Czy chcesz, żebym to ja otworzył butelkę?
— Lepiej zrób to, jeśli nie lubisz wina z pływającymi okruchami korka. Nigdy nie miałem smykałki do takich spraw.
Gdy Yongguk wstał z fotela, podał mu korkociąg. Odkorkował butelkę kilkoma zręcznymi ruchami, Junhong zaś podsunął mu trzymane w obu rękach kieliszki. Nalał, odstawił butelkę na stolik i wziął od niego swoje wino. Gdy siadali, Junhong zauważył, że fotele stoją bliżej sobie niż wczoraj wieczorem.
Upił łyk wina, po czym opuścił dłoń z kieliszkiem, zadowolony zarówno ze swojego wyglądu, jak i samopoczucia, ze smaku i aromatu wina, z samego pokoju. Migotliwy odblask płonących szczypek drewna sprawił, że cienie tańczyły wokół nich. Strumienie deszczu uderzały w okna.
— Tu jest wspaniale — powiedział młodszy. — Cieszę się, że rozpaliłeś ogień w kominku.
— Ciągle jeszcze byłem przemarznięty po tym lodowatym prysznicu na dworze — zauważył. — Chyba z każdym rokiem potrzebuję więcej czasu na rozgrzanie się.
— Mimo takiego wysiłku fizycznego? Poza tym myślałem, że zajmujesz się odwracaniem niszczącego działania czasu.
Yongguk roześmiał się cicho.
— Chciałbym.
— Wygląda na to, że dobrze sobie radzisz.
— Nie widujesz mnie rano.
- Ale przecież rano uprawiasz jogging.
— Mam na myśli te chwilę, zanim jeszcze zacznę biegać. Kiedy zwlekam się z łóżka, ledwo się ruszam. Kuśtykam jak staruszek. Całe to bieganie przez tyle lat musiało dać się we znaki.
Gdy kołysali się rytmicznie w fotelach, Yongguk widział, jak w oczach Junhonga odbijają się błyski płomieni.
— Miałeś dziś wiadomość od siostry? — spytał, starając się nie gapić na niego zbyt natarczywie.
Skinął twierdząco głową.
— Dzwoniła rano, kiedy ciebie nie było. Wybiera się na narty ze znajomymi, lecz chciała przedtem pogadać. Nie mogła się doczekać, szykuje się na tę wycieczkę już od miesiąca.
— Czyli wnioskuję, że będzie się dobrze bawić.
— Bez wątpienia.
Yongguk podniósł kieliszek do ust, upijając kila łyków.
— Na jak długo wyjeżdżasz zagranice? — spytał nagle Junhong.
— Nie jestem jeszcze pewny. — Okręcił kieliszek w palcach, zanim spojrzał na niego. — Ale przypuszczam, że co najmniej rok. Tak przynajmniej umówiłem się z dyrektorem szpitala, w którym mam pracować.
— A co będziesz robił, gdy wrócisz?
Yongguk wzruszył ramionami.
— Kto wie. Myślę, że mogę udać się gdziekolwiek. Nie zostawiłem raczej w Seulu nic, do czego chciałbym wrócić. Szczerze mówiąc, nie myślałem w ogóle o tym, co będę robił po powrocie. Może podejmę się pilnowania małych pensjonatów podczas nieobecności ich właścicieli.
Choi roześmiał się.
— Przypuszczam, że prędko by ci się to znudziło.
— Ale byłbym dobry w sytuacjach, gdy grozi sztorm.
— To prawda, musiałbyś jednak nauczyć się gotować.
— Słuszna uwaga. — Bang rzucił mu spojrzenie. Twarz miał częściowo pogrążoną w cieniu. — Może wobec tego przeprowadzę się do twojej rezydencji i wezmę tam parę lekcji.
Na te słowa Junhong poczuł, jak krew napływa mu gwałtownie do twarzy. Pokręcił głową i odwrócił się gwałtownie.
— Nie mów takich rzeczy.
— Jakich?
— Które nic nie znaczą.
— Dlaczego uważasz, że nie mówię serio?
Junhong unikał jego wzroku, nic nie powiedział i w ciszy, która zalegała w pokoju, Yongguk widział, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada przy każdym oddechu. Zauważył, że po twarzy Junhonga przemknął cień obawy, nie wiedział jednak, czy pragnie, żeby przyjechał, i obawia się, że nie przyjedzie, czy też wręcz przeciwnie - nie chce, żeby przyjechał, i obawia się, że przyjedzie. Wyciągnął rękę i położył ją na ramieniu młodszego. Gdy się znów odezwał, jego ton był tak łagodny, jak gdyby próbował pocieszyć małe dziecko.
— Przepraszam, jeśli wprawiłem cię w zakłopotanie, ale ten weekend...jest czymś, czego nigdy nie znałem, nie podejrzewałem nawet, że może istnieć. To jak marzenie senne. Ty jesteś spełnieniem moich marzeń.
Ciepło płynące z jego dłoni zdawało się przenikać ciało Junhonga aż do kości.
— Ja też wspaniale spędziłem czas — powiedział.
— Lecz nie czujesz tego samego.
Junhong podniósł głowę i spojrzał na niego.
— Yongguk... ja...
— Nie. Nie musisz nic mówić...
Nie pozwolił mu dokończyć.
— Owszem, muszę. Chcesz odpowiedzi, a ja chciałbym ci jej udzielić, dobrze? — Umilkł na chwilę, zbierając myśli. — Kiedy rozstaliśmy się z Hoseokiem, było to coś więcej niż tylko kres związku. Był to koniec wszystkiego, na co miałem nadzieję w przyszłości. Umarła też osoba, którą byłem. Sądziłem, że chcę powadzić dalej normalne życie, i próbowałem, ale świat nie wydawał się już zainteresowany tym, kim jestem. Ogólnie mówiąc, mężczyźni nie zwracali na mnie uwagi i chyba otoczyłem się skorupą. Dzięki temu weekendowi uświadomiłem to sobie i ciągle staram się z tym pogodzić.
— Nie jestem pewien, co chcesz mi przez to powiedzieć.
— Nie mówię, że odpowiedź brzmi "nie". Chciałbym cię znowu spotkać. Jesteś przystojny i inteligentny, a ostanie dwa dni znaczyły dla mnie więcej, niż prawdopodobnie potrafisz sobie wyobrazić. Ale przeprowadzka do mnie? Rok to bardzo długo i nie wiadomo, kim każde z nas wtedy będzie. Zobacz, jak bardzo zmieniłeś się w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Czy możesz z ręką na sercu obiecać, że za rok będziesz czuł to samo co dzisiaj?
— Tak — odpowiedział. — Mogę.
— Skąd ta pewność?
Na dworze szalał huragan, napierając z dzikim wyciem na dom. Deszcz tarabanił w dach i okna. Stary budynek trzeszczał pod nieustającym naporem sztormu.
Yongguk odstawił kieliszek na stolik. Wpatrywał się w Junhonga z absolutnym przekonaniem, że nigdy w życiu nie widział piękniejszej osoby.
— Bo wiem — odpowiedział powoli — że jesteś jedynym powodem, dla którego w ogóle bym tu wrócił.
— Yongguk... nie...
Junhong zamknął oczy i przez chwilę Bang myślał, że go utraci. Ta świadomość przeraziła go straszliwie, nie wyobrażał sobie nigdy przedtem, że można bać się tak bardzo, i poczuł, że ustępują ostatnie resztki jego oporów. Spojrzał w sufit, potem na podłogę, w końcu utkwił na powrót wzrok w Junhongu. Wstał z fotela i podszedł bliżej. Ujął go pod brodę, a następnie odwrócił jego twarz ku sobie, przepełniony miłością do niego całego.
— Junhong... — wyszeptał, a gdy wreszcie odważył się spojrzeć mu w oczy, zobaczył, że są rozświetlone uczuciem.
Nie wypowiedział tych słów, ale Choi w nagłym przypływie intuicji wyobraził sobie, że je słyszy, i to mu wystarczyło. Ponieważ właśnie wtedy, więziony jego uporczywym spojrzeniem, zrozumiał, że on też go kocha.
Przez długą chwilę żadne z nich nie bardzo wiedziało, jak się zachować, w końcu Yongguk wyciągnął rękę. Z westchnieniem, Junhong podał mu swoją, odchylając się na oparcie fotela, gdy zaczął wodzić delikatnie palcem po jego skórze.
Uśmiechnął się, czekając na jego reakcję, lecz Choi wyraźnie wolał nie zmieniać pozycji. Nie potrafił wyczytać wiele z wyrazu jego twarzy, ale wydawało mu się, że widzi na niej wszystko to, co czuł sam - nadzieję i obawę, zmieszanie i aprobatę, namiętność i rezerwę. Pomyślał jednak, że Junhong może potrzebować trochę luzu. Puścił jego rękę i podszedł do kominka.
— Dołożę drewna, dobrze? — powiedział. — Ogień zaczyna wygasać.
Młodszy skinął głową, obserwując go spod na wpół przymkniętych powiek; gdy kucnął przed kominkiem, dżinsy napięły się na jego wysportowanych pośladkach. To nie mogło się zdarzyć, pomyślał. Na miłość boską, ma dwadzieścia pięć lat, nie jest już niewinnym nastolatkiem. Jest wystarczająco dojrzały, żeby wiedzieć, że coś takiego nie może się zdarzyć naprawdę. Wszystkiemu jest winien ten sztorm, wino, fakt, że są w domu sami. Mówił sobie, że składa sięna to wiele rzeczy, ale nie jest to miłość.
A jednak, gdy przygląda się Yonggukowi, który dokłada drewno do kominka i patrzy spokojnie w ogień, wiedział z całą pewnością, że właśnie tak. Niepozostawiające żadnych wątpliwości spojrzenie, drżenie w głosie, gdy wypowiadał szeptem jego imię... wiedział, że uczucia Banga są prawdziwe. Podobnie jak Junhonga.
Cóż to jednak oznaczało dla nich? Cudownie jest wiedzieć, że Yongguk go kocha, lecz nie tylko to wchodziło tutaj w grę. Jego spojrzenie mówiło również o pożądaniu i to go przeraziło nawet bardziej od miłości. Zawsze uważał, że miłość fizyczna jest czymś więcej niż tylko przyjemnym aktem, w którym bierze udział dwoje ludzi. Obejmuje wszystko, co powinno łączyć ową parę - zaufanie i oddanie, nadzieję i marzenia, obietnicę, że przetrwają niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość. Nigdy nie rozumiał trwających jedną noc przygód ani też ludzi, którzy co dwa miesiące wędrują z jednego łóżka do drugiego. To sprowadzało ten akt do czegoś niemal bez znaczenia, równie zdawkowego jak pocałunek na dobranoc na schodach domu. Jeśli nawet się kochają, wiedział, że wszystko zmieniłoby się, gdyby poddał się uczuciom. Przekroczyłby granicę, którą nakreślił w swojej głowie, i nie byłoby już powrotu. Gdyby dopuścił do zbliżenia z Yonggukiem, oznaczałoby to związek na resztę życia, a on nie był pewny, czy jest na to gotowy. Nie był też pewny, czy wie, co robić. Hoseok był jedynym mężczyzną, z którym kiedykolwiek się kochał. Miłość fizyczna jest subtelnym tańcem wzajemnych ustępstw, a myśl, że mógłby go rozczarować, wystarczyła, żeby powstrzymać go przez zrobieniem kolejnego kroku. A jednak nie mógł się powstrzymać. Już nie. Zwłaszcza gdy Yongguk patrzył na niego w taki sposób i gdy sam czuł się tak w jego obecności.
Zaschło mu w gardle, nogi miał miękkie jak z waty, kiedy wstawał z fotela. Bang siedział w kucki przed kominkiem. Przysunąwszy się bliżej, Junhong położył dłonie na miękkim odcinku między szyją a ramionami. Mięśnie napięły mu się natychmiast, ale rozluźniły się, gdy odetchnął głęboko. Odwrócił głowę, unosząc na niego wzrok, i właśnie w tej chwili Choi poddał się całkowicie.
Wszystko wydawało mu się właściwe, dobre. I Yongguk był odpowiednim mężczyzną. Stojąc za nim, wiedział, że pozwoli sobie na to, by znaleźć się w miejscu, do którego pchało go przeznaczenie.
Na dworze wzmagał się łoskot gromów. Wichura i ulewny deszcz szturmowały wspólnie ściany budynku. W salonie zrobiło się cieplej, gdy płomienie w palenisku strzeliły wyżej. Yongguk wstał i odwrócił się twarzą do Junhonga. Patrząc na niego czule, ujął jego dłoń. Młodszy spodziewał się, że go pocałuje, on jednak uniósł tylko jego dłoń i przytulił do policzka, zamykając oczy, jak gdyby chciał na zawsze zapamiętać jego dotyk.
Pocałował go w rękę, zanim ją puścił. Potem otworzył oczy i przechyliwszy głowę, przysunął się bliżej, aż poczuł ciepło jego ciała. Przez chwilę muskał leciutko wargami policzek Junhonga, aż wreszcie ich usta się spotkały.
Choi przywarł do niego całym ciałem, Bang zaś otoczył go ramionami. Czuł, jak jego klatka piersiowa napiera na klatkę drugiego, czuł lekki zapach perfum starszego, gdy pocałował go po raz drugi.
Yongguk przesunął dłońmi po jego ramionach, po plecach, i Junhong rozchylił wargi, smakując dotyk jego wilgotnego języka. Obsypywał pocałunkami jego szyję, policzki, a gdy dotknął jego brzucha, przeszył go elektryzujący dreszcz. Potem dłoń Yongguka powędrowała ku jego kroczu, co sprawiło, że młodszy wstrzymał oddech. Pocałowali się jeszcze raz i jeszcze raz, a cały otaczających ich świat roztapiał się, stawał się odległy i nierealny.
W tym momencie zakończył się dla obojga pewien etap życia i gdy tak tulili się coraz mocniej, nie tylko obejmowali się wzajemnie, lecz trzymali na dystans wszystkie bolesne wspomnienia.
Yongguk zanurzył twarz w szyi Junhonga, on zaś oparł głowę na jego ramieniu. Potem, gdy wreszcie odsunęli się od siebie, Choi wziął go za rękę. Cofnął się o krok i popychając go lekko, zaczął prowadzić do sypialni na górze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro