Rozdział 13
Kilka minut później Yongguk odstawił pustą filiżankę na tacę i odniósł wszystko do kuchni.
Gdy tam wszedł, Junhong wciąż jeszcze rozmawiał przez telefon. Stał tyłem do niego, opierając się o bufet. Lewą nogę miał założoną na prawą, krążył palcem po blacie. Wywnioskował z jego tonu, że kończy rozmowę i postawił tacę na bufecie.
— Tak, znalazłem list od ciebie... aha... tak, już się zameldował...
Umilkł na dłuższą chwilę, słuchając swojego rozmówcy, a gdy odezwał się znowu, wyraźnie zaniżył głos.
— Tak, mówią o tym cały czas w wiadomościach... Słyszałem, że ma być silny... Och, dobrze... Pod domem?... Tak, chyba potrafię to zrobić... Ale jak bardzo może być gwałtowny?... Nie ma za co... Do widzenia...
Odwrócił się; Yongguk wkładał właśnie filiżankę do zlewozmywaka.
— Nie musiałeś tego tutaj przynosić — powiedział.
— Wiem, ale i tak szedłem do kuchni. Chciałem się dowiedzieć, co będę na kolację.
— Zgłodniałeś?
Yongguk odkręcił kran.
— Troszeczkę. Ale mogę poczekać, jeśli ty wolałbyś zjeść później.
— Nie, ja też mam ochotę coś przekąsić. — Widząc, że Bang najwyraźniej bierze się do zmywania, dodał: — Zaraz, zaraz, pozwól, że ja to zrobię. Jesteś gościem.
Yongguk odsunął się na bok, dopuszczając Junhonga do zlewu. Mówił do niego, myjąc jednocześnie filiżanki i dzbanek.
— Dzisiaj masz do wyboru kurczaka, kimchi lub makaron w sosie śmietanowym. Mogę przyrządzić, co zechcesz, ale pamiętaj o tym, że prawdopodobnie jutro zjesz to, czego nie wybierzesz dzisiaj. Niestety nie mogę ci zagwarantować, że któryś ze sklepów będzie otwarty podczas tego weekendu.
—Wszystko brzmi zachęcająco. Ty wybierz.
— Kurczak? Jest już rozmrożony.
— Świetnie.
— Myślałem też o ziemniakach i zielonym groszkiu.
— Doskonale.
Junhong wytarł ręce papierowym ręcznikiem i sięgnął po fartuszek przewieszony przez uchwyt piekarnika. Obwiązując się nim w pasie, mówił dalej:
— A co powiedziałbyś na surówkę?
— Jeśli masz sałatę, to chętnie. Ale jeśli nie masz, to też nie ma sprawy.
Junhong uśmiechnął się.
— O rany, naprawdę nie żartowałeś, twierdząc, że absolutnie nie jesteś wybredny.
— Postępuję zgodnie z dewizą: dopóki sam nie muszę gotować, zjadam właściwie wszystko.
— Nie lubisz gotować?
— Nigdy naprawdę nie musiałem. Jihyun — moja eksmałżonka — zawsze wypróbowywała nowe przepisy. A odkąd odeszła, w zasadzie co wieczór jadłem poza domem.
— No cóż, tylko nie próbuj wymagać ode mnie, żebym dorównywał restauracyjnym normom. Potrafię gotować, ale daleko mi do umiejętności szefa kuchni. Moją siostrę z reguły bardziej interesuje ilość niż oryginalność.
— Bez wątpienia wszystko będzie smaczne. Ale będzie mi bardzo miło, jeśli pozwolisz mi pomóc.
Spojrzał na niego, zaskoczony ofertą.
— Jeśli masz ochotę. Jeżeli wolałbyś odpocząć na górze lub poczytać, dam ci znać, gdy kolacja będzie gotowa.
Yongguk pokręcił głową.
— Nie wziąłem ze sobą niczego do czytania, a gdybym się teraz położył, nie udałoby mi się zmrużyć oka w nocy.
Junhong zawahał się, rozważając jego propozycje, po czym w końcu wskazał mu stół stojący ma drugim końcu kuchni.
– Wobec tego... dziękuję. Możesz zacząć od obierania ziemniaków. Są w spiżarni, o tam, na drugiej półce, obok ryżu.
Yongguk skierował się do spiżarni. Otwierając lodówkę, żeby wyjąć kurczaka, Junhong obserwował mężczyznę kątem oka i myślał, że świadomość, iż pomaga mu w kuchni, jest miła i zarazem nie co krępująca.
— Masz tam coś do picia? - zawołał zza jego pleców Yongguk. — To znaczy w lodówce?
Choi odsunął na bok kilka przedmiotów, żeby zerknąć na najniższą półkę. Za słojem z marynatami stały trzy butelki.
— Lubisz wino?
— To zależy jakie.
Junhong położył kurczaka na bufecie, po czym wyjął z lodówki jedną z butelek.
— Pinot grigio. Może być?
— Nigdy go nie piłem. Moje ulubione wino to Grous. A ty piłeś je kiedykolwiek?
— Nigdy.
Yongguk przeszedł przez kuchnię, niosąc ziemniaki. Położył je na stole i wziął do ręki butelkę. Przez dłuższą chwilę przyglądał się etykiecie, po czym podniósł wzrok na Junhonga.
— Zapowiada się całkiem nieźle. Tu jest napisane, że ma delikatny posmak jabłek i pomarańczy, jak wiec może być złe? Wiesz, gdzie mogę znaleźć korkociąg?
— Zdaje się, że widziałem jakiś w jednej z szuflad. Momencik, zaraz sprawdzę.
Junhong otworzył szufladę pod przyborami kuchennymi, potem następną, bez powodzenia jednak. Wreszcie znalazł korkociąg, a gdy podawał go Yonggukowi, jego palce dotknęły w przelocie jego palce. Bang odkorkował butelkę kilkoma zręcznymi ruchami. Pod szafką obok kuchenki wisiały kieliszki skierował się do nich. Zdjął jeden i popatrzył pytająco na Junhonga.
— Czy mogę ci nalać?
— Czemu nie? — odpowiedział, czując wciąż lekkie mrowienie, wywołane jego dotykiem. Powąchał wino i upił łyk. Choi uczynił to samo.
— No i jak ci smakuje? — spytał.
–Dobre.
— Ja też tak uważam. — Okręcił kieliszek w palcach. — Szczerze mówiąc, jest lepsze, niż się spodziewałem. Muszę zapamiętać nazwę.
Junhonga ogarnęło nagle pragnienie ucieczki. Cofnął się o krok.
— Pozwól, że zacznę szykować kurczaka.
— Rozumiem, że to sygnał, żebym ja też zabrał się do pracy.
Znalazł brytfannę w szufladzie pod piekarnikiem, Yongguk zaś odstawił kieliszek i podszedł do zlewu. Odkręcił kran, namydlił ręce i zaczął je porządnie szorować. Junhong zauważył, że myje kolejno wierzch i wnętrze dłoni, a następnie każdy palec z osobna. Włączył piekarnik, ustawił temperaturę, która była potrzebna i usłyszał, jak gaz zapala się z pstryknięciem.
— Czy znajdzie się tu obieraczka do ziemniaków? — spytał Yongguk.
— Nie udało mi się znaleść przedtem, więc będziesz chyba musiał zadowolić się nożykiem do obierania. Może być?
Bang roześmiał się cicho.
— Przypuszczam, że sobię poradzę. Jestem chirurgiem — wyjaśnił.
Gdy wypowiedział te słowa, wszystko dopasowało się nagle jak elementy układanki: badawcze spojrzenie, sposób, w jaki mył ręce. Zastanawiał się, czemu wcześniej nie przyszło mu to do głowy. Yongguk zbliżył się do niego i sięgnąwszy po ziemniaki, zaczął je oczyszczać.
— A więc mieszkałeś i pracowałeś w Seulu? — spytał.
— Tak. Sprzedałem gabinet w ubiegłym miesiącu.
— Zwolniłeś się z pracy?
— W pewnym sensie.
Junhong uśmiechną się udając, że rozumie.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Choi nacierał kurczaka rozmaitymi przyprawami, a Yongguk zaczął obierać ziemniaki. Jego dłonie poruszały się sprawnie.
— Pewnie Jongup niepokoi się z powodu sztormu — zauważył.
Junhong rzuca mu zdziwione spojrzenie.
— Jak się domyśliłeś?
— Po prostu ze sposobu, w jaki rozmawiałeś przez telefon. Czasami długo milczałeś, więc wywnioskowałem, że mówi ci, w jaki sposób powinieneś zabezpieczyć dom.
— Jesteś niezwykle spostrzegawczy.
— Czy spodziewają się, że huragan będzie bardzo gwałtowny? Chciałem ci powiedzieć, że chętnie ci pomogę, jeśli będzie trzeba.
— Uważaj — bo jeszcze potraktuję serio tę deklaracjię. To mój były chłopak umiał obchodzić się z młotkiem, a nie ja. A szczerze mówiąc, on też nie był w tym wcale za dobry.
— Zawsze uważałem, że to przereklamowana umiejętność. — Odłożył pierwszy ziemniak na deskę do krojenia i sięgnął po drugi. — Jeśli nie masz nic przeciwko temu, że cię spytam, od jak dawna jesteś singlem?
Nie był pewny, czy ma ochotę o tym rozmawiać, lecz ku swojemu zdziwieniu jednak odpowiedział:
— Od trzech lat. A ty kiedy się rozwiodłeś?
— Kilka miesięcy temu. Ostatnia rozprawa odbyła się w październiku zeszłego roku. Ale żona odeszła rok wcześniej.
— To ona odeszła?
Yongguk skinął twierdząco głową.
— Tak, lecz była to raczej moja wina niż jej. Bywałem rzadkim gościem w domu i po prostu miała tego dość. Na jej miejscu prawdopodobnie zachowałbym się tak samo.
Junhong przetwarza w myślach jego odpowiedź, dochodząc do wniosku, że mężczyzna stojący obok niego w niczym nie przypomina tego, którego właśnie opisał.
— Jakie zabiegi chirurgiczne robiłeś?
Gdy mu wyjaśnił, podniósł głowę, spoglądając na niego. Yongguk mówił dalej, jak gdyby przewidział jego pytania.
— Zdecydowałem się na to, ponieważ cieszyło mnie, gdy rezultaty mojej pracy były natychmiast widoczne, a świadomość, że pomagam ludziom, sprawiała mi ogromną satysfakcję. Na początku zajmowałem się głównie zabiegami odtwórczyni po wypadkach lub wadami wrodzonymi, historiami tego typu. Ale w ostatnich latach to się zmieniło. Ludzie teraz często chodzą poddać się operacją plastycznym. W ciągu minionych sześciu miesięcy zrobiłem więcej nosów, niż mogłem sobie wyobrazić.
– A co ja powinienem sobie zrobić? – spytał Junhong żartobliwie.
Yongguk pokręcił głową.
– Absolutnie nic.
— A tak poważnie?
— Mówię poważnie. Nie zmieniłbym ani jednej rzeczy.
— Naprawdę?
Podniósł dwa palce w geście przysięgi.
— Słowo harcerza.
— Byłeś kiedyś harcerzem?
— Nie.
Junhong roześmiał się, ale mimo to poczuł, że się czerwieni.
— No cóż, dziękuję.
— proszę bardzo.
Gdy kurczak był już przyprawiony, Choi włożył go do piekarnika, ustawił minutki, po czym umył ręce. Yongguk opłukał ziemniaki i zostawił je koło zlewu.
— Co teraz?
— W lodówce są pomidory i ogórki na surówkę.
Gdy przechodził obok Junhonga, żeby wyjąć z lodówki warzywa, w powietrzu rozszedł się znowu zapach jego wody kolońskiej; utrzymywał się jeszcze przez długą chwilę.
— Opowiedz mi o swoim dzieciństwie — poprosił Bang.
Junhong nie bardzo wiedział, od czego zacząć, ale już po kilku minutach gawędził o sprawach dobrze znanych i przyjemnych. Opowiadał o matce i ojcu, napomknął o psie, którego ojciec kupił mu, gdy miał dwanaście lat, wspominał czasy, który spędzili razem, opiekując się nim, i jak nauczyło go to odpowiedzialności niż cokolwiek innego, co robił do tej pory. Opisał też pełno innych sytuacji ze swojego życia.
Słuchając jego opowieści, Yongguk wymieszał surówkę, posypując ją z wierzchu grzankami, zapobiegliwie kupionymi wcześniej przez Junhonga, i zadając co chwila pytania, żeby dać swojemu rozmówcy do zrozumienia, że interesuje go to, o czym opowiada. Uśmiechnął się z rozbawieniem, spostrzegłszy ożywienie na jego twarzy, gdy mówił o swoim ojcu i siostrze.
Zapadł zmierzch i w kuchni zaczęły kłaść się cienie. Junhong nakrył do stołu, a Yongguk dolał im obojgu trochę wina do kieliszków. Gdy kolacja była gotowa, usadowili się wygodnie przy stole.
Podczas kolacji mówił głównie Yongguk. Opowiadał również o swoim dzieciństwie, o ciężkiej próbie, jaką były dla niego studia medyczne. O swoich byłych miłościach napominęli tylko mimochodem. Ich rozmowa przeważnie muskała powierzchownie problemy i na razie żadne z nich nie było gotowe, żeby się w nie wgłębić.
Kiedy kończyli kolację, wiatr prawie się uspokoił, a chmury zastygły w bezruchu przed burzą. Yongguk wkładał naczynia do zlewozmywaka, podczas gdy Junhong chował resztki jedzenia do lodówki. Butelka po winie była pusta, zbliżał się przypływ, a daleko na horyzoncie widać bylo pierwsze zwiastuny błyskawic, rozświetlające niebo jak gdyby ktoś robił zdjęcia, żeby zapamiętać tę noc na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro