Rozdział 24
Przemoczeni i zziębnięci, udali się do swoich pokojów. Yongguk zrzucił ubranie i odkręcił kran. Czekał, aż zza zasłony zaczęła wydobywać się para i dopiero wtedy wskoczył pod prysznic. Minęło dobre kilka minut, zanim poczuł, że jego ciało zaczyna się rozgrzewać. Mimo że stał pod prysznicem dużo dużej niż zwykle i ubierał się powoli, Junhonga nie było jeszcze na dole, gdy tam wrócił.
Przy zasłoniętych szczelnie oknach w domu panował mrok i Yongguk zapalił światło w salonie, zanim przeszedł do kuchni, żeby nalać sobie filiżankę kawy. Deszcz bębnił wściekłe w panele przeciwsztormowe i ten dźwięk rozchodził się wibrującym echem po całym domu. Grzmiało bez przerwy, huk dochodził jednocześnie z bliska i z daleka, przypominało to dudnienie pociągów na ruchliwej stacji. Yongguk wrócił z kawą do salonu. Chociaż paliła się lampa, ciemne okna stwarzały złudzenie, że zapadł już wieczór.
Bang podszedł do kominka.
Otworzył szyber i dołożył do paleniska trzy polana, układając je tak, żeby uzyskać dobry przepływ powietrza, następnie dorzucił trochę podpałki. Rozejrzał się za zapałkami i znalazł je wreszcie w drewnianej skrzyneczce na gzymsie kominka. Gdy zapalił pierwszą, w powietrzu rozeszła się woń siarki.
Podpałka była sucha i zajęła się szybko. Niebawem usłyszał dźwięk przypominający trzask miętego papieru; zaczęły zajmować się również polana. Po kilku minutach dębowe szczapy rozpaliły się na dobre, wydzielając ciepło, i Yongguk przysunął fotel bliżej kominka.
Jest przyjemnie, pomyślał, wstając z bujaka, ale czegoś jeszcze brakuje. Przeszedł przez pokój i zgasił światło.
Uśmiechnął się do siebie. Tak jest lepiej. O niebo lepiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro