Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Junhong odbył krótką podróż w głąb miasta i wjechał na niewielki żwirowany parking przed wielobranżowym sklepem. Odetchnął z ulgą, widząc, że sklep jest otwarty. Na parkingu były jeszcze trzy byle jak zaparkowane samochody. Przed budynkiem stało dwóch starszych mężczyzn w baseballowych czapeczkach. Palili papierosy i popijali kawę. Przyglądając się Junhongowi wysiadającemu z auta, przerwali rozmowę. Gdy mijał ich szybko, wchodząc do sklepu, skinęli mu głowami na powitanie.

Wyciągając rękę, żeby otworzyć drzwi, dostrzegł swoje odbicie w błyszczącej jak lustro powierzchni. Zastyga na chwilę w bezruchu, próbując spojrzeć na siebie oczyma innego człowieka.

Kiedy ostatnio - zastanawiał się - ktoś uznał go za pociągającego? Albo miał ochotę go pocałować, choć dopiero się poznali? Gdyby zadano mu to pytanie przed przyjazdem do Gangneung, odpowiedziałby bez chwili wahania, że nic takiego się nie przytrafiło od dnia, w którym Hoseok wyprowadził się z domu. Ale nie byłaby to w stu procentach prawda. W każdym razie nie można porównywać obu sytuacji. Jung był jego chłopakiem, a nie obcym człowiekiem.

Oczywiście, gdyby Hoseok nie odszedł, pewnie żyłby z tą wiedzą i nigdy by się nad tym nie zastanawiał. Teraz jednak wydało mu się to możliwe. Przeszło kilkanaście lat minęło mu bez zainteresowania atrakcyjnego mężczyzny i niezależnie od tego jak bardzo starał się przekonać sam siebie, że odsunął się od Yongguka, kierując się po prostu zdrowym rozsądkiem, nie mógł przestać myśleć, że wpłynął na to również fakt, iż przez te lata wyszedł z wprawy.

Bezsprzecznie Bang go pociągał. Nie tylko dlatego, że był przystojny i interesujący, a nawet czarujący na swój spokojny sposób. Ani też dlatego, że sprawił, iż poczuł się godny pożądania. Nie, najbardziej ujęła go jego autentyczna gotowość zmiany - chęć bycia lepszym człowiekiem, niż był dotąd. Znał przedtem w życiu ludzi podobnych do niego - lekarze, prawnicy często są nałogowymi pracoholikami - ale tym razem spotkał kogoś, kto nie tylko postanowi, że zmieni zasady, którymi zawsze się kierował, lecz uczynił to w taki sposób, o jakim inni ludzie baliby się nawet pomyśleć.

Doszedł do wniosku, że jest w tym coś szlachetnego. Chciał usunąć słabe punkty, które w sobie widział, pragnął zawiązać kontakt ze swoim przebywajacym w odległym kraju synem, przyjechał tutaj, ponieważ obcy człowiek, który żądał od niego zadośćuczynienia, przysłał mu list z prośbą o spotkanie.

Kto zrobiłby coś takiego? Ile potrzeba siły psychicznej, żeby zdobyć się na to? Albo odwagi? Junhong pomyślał, że on z pewnością nie ma jej na tyle. Ani też żadna ze znajomych mu osób. I chociaż próbował wyprzeć się tego, cieszyło go, że ktoś taki jak on uważał go za atrakcyjnego.

Zastanawiając się nad tym wszystkim, Junhong chwycił dwie ostatnie torebki lodu oraz podręczną lodówkę ze styropianu i podszedł z zakupami do kasy. Zapłaciwszy, wyszedł ze sklepu i skierował się do samochodu. Jeden ze starszych mężczyzn siedział wciąż na werandzie, a gdy skinął mu głową na pożegnanie, zrobił dziwną minę jak ktoś, kto tego samego dnia był obecny na ślubie i na pogrzebie.

◈◈◈ 

Podczas jego krótkiej nieobecności niebo pociemniało. Kiedy wysiadał z samochodu, aż się zachwiał pod silnym uderzeniem wiatru. Nacierając na dom, zaczął gwizdać niemal upiorne, niczym widmowy flet, grający tylko na jednej nucie. Chmury kłębiły się i ścierały, przesuwając się całymi ławicami nad głową. Powierzchnia morza była upstrzona aż po widokrąg białymi grzywaczami, fale przelewały się znacznie poza wskaźnik maksymalnego przypływu z poprzedniego dnia.

Wyjmując lód z samochodu, Junhong dostrzega Yongguka wynurzającego się zza bramy.

— Zacząłeś beze mnie? — młodszy zawołał.

— Nie, właśnie nie. Sprawdzałem, czy uda mi się znaleźć wszystkie potrzebne rzeczy. — Wskazał na zakupy. — Pomóc co to zanieść?

Choi pokręcił przecząco głową.

— Dam sobie radę, nie ma tu nic ciężkiego. — Kiwnął głową w stronę drzwi. — Ale czas zacząć zabezpieczać dom. Czy nie masz nic przeciwko temu, że pójdę do twojego pokoju i opuszczę żaluzje?

— Śmiało możesz iść.

Junhong wszedł do kuchni i postawił styropianowy pojemnik obok lodówki, przeciął nożem woreczki z lodem i wsypał do niego ich zawartość. Wyjął trochę sera, owoce, które zostały po śniadaniu, oraz kurczaka z wczorajszej kolacji, upchnął je razem z lodem, myśląc, że nie jest to może najwspanialszy posiłek, ale całkiem wystarczający z braku czego innego. Potem, stwierdziwszy, że jest jeszcze trochę miejsca, położył na wierzchu butelkę wina, czując zakazany dreszcz emocji na myśl o tym, że będzie je później pił z Yonggukiem.

Odpędzając to uczucie, przez następne kilka minut sprawdzał, czy wszystkie okna są zamknięte i spuścił żaluzje. Zaczął od parapetu, a następnie przeszedł do pustych pokojów gościnnych, a na końcu do pokoju, w którym spał Bang.

Gdy tam zajrzał, otworzywszy drzwi, zwrócił uwagę, że Yongguk pościelił łóżko. Jego worki podróżne leżały starannie złożone obok komody. Ubrania, które miał na sobie rano, znajdowały się już na swoim miejscu, mokasyny stały równiutko obok siebie na podłodze pod ścianą, czubkami do zewnątrz. Pomyślał, że jego siostra mogłaby się czegoś od niego nauczyć na temat zalet utrzymania porządku w pokoju.

W łazience zamknął małe okno. Przy okazji wypatrzył mydelniczkę i ręcznik, leżące obok maszynki do golenia przy umywalce. Był tam również flakonik z wodą kolońską. Mimo woli wyobraził sobie  Yongguka stającego nad umywalką dzisiejszego ranka. W tym samym momencie instynkt podpowiedział mu, że pragnął wtedy mieć go koło siebie.

Pokręcił głową, czując się dziwnie, jak gdyby był nastolatką myszkującą w sypialni rodziców, i podszedł do okna przy łóżku Yongguka. Gdy się do niego zbliżał, zobaczył, że Bang niesie z werandy jeden z bujanych foteli, żeby schować go w piwnicy.

Poruszał się jak człowiek młodszy o dziesięć lat. Hoseok różnił się bardzo od niego. Przez kilka lat przybyło mu sporo centymetrów w pasie z powodu nadużywania koktajli i lekki tłuszczyk trząsł mu się, gdy zajmował się czymkolwiek, co wymagało większego wysiłku fizycznego.

Yongguk był inny. Wiedział, że Bang absolutnie w niczym nie przypomina Hoseoka, i nagle, właśnie wtedy, w jego pokoju, Junhonga po raz pierwszy ogarnęło nieuchwytne uczucie niespokojnego oczekiwania, przybliżone do tego, co może czuć hazardzista, gdy ma nadzieję na szczęśliwy rzut kostką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro