Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

W kilka minut później Junhong słuchał uważnie Yongguka zdającego mu relacje z tego, co się stało. Znajdowali się jak zwykle w kuchni, Bang stał oparty o bufet, ze skrzyżowanymi ramionami, zapatrzony w okno. Jego twarz miała nieobecny, obojętny wraz. Sprawiał wrażenie znacznie bardziej zmęczonego niż wczesnym rankiem. Gdy skończył swoją opowieść, Junhong popatrzył na niego ze współczuciem i troską.

— przynajmniej próbowałeś — powiedział.

— I na niewiele się to zdało, prawda?

— Może on nie wiedział o liście ojca?

Yongguk pokręcił głową.

— Nie o to chodzi. Myślę o celu mojej podróży. Chciałem się przekonać, czy uda mi się choć częściowo coś naprawić albo przynajmniej jakoś wyjaśnić, ale nie będę miał nawet tej szansy.

— To nie twoja wina.

— To dlaczego tak się czuję?

W ciszy, która zapadła po jego słowach, Junhong słyszał cichy terkot grzejnika.

— Ponieważ cię to obchodzi. Ponieważ się zmieniłeś.

— Nic się nie zmianiło. Oni wciąż uważają, że ją zabiłem — rzekł z westchnieniem. — Potrafisz sobie wyobrazić, jakie to uczucie... świadomość, że ktoś tak o tobie myśli?

— Nie — przyznał — nie potrafię. Nigdy nie musiałem przez coś takiego przechodzić.

Pokiwał ze znużeniem głową.

Junhong przyglądał się Yonggukowi uważnie, czekając, by zmienił się wyraz jego twarzy, a gdy się tak nie stało, sam zdziwiony swoją reakcją, podszedł do niego bliżej i wziął go za rękę. Sztywna w pierwszej chwili dłoń mężczyzny rozluźniała się i Junhong poczuł, jak jego palce splatają się z palcami Yongguka.

— Choć trudno się z tym pogodzić, a także bez względu na to, co kto powie — powiedział ostrożnie — musisz zrozumieć, że prawdopodobnie nie zmieniłbyś nastawienia syna, nawet gdyby udało ci się dzisiaj rano porozmawiać z jego ojcem. On cierpi i łatwiej mu oskarżać kogoś takiego jak ty, niż zaakceptować fakt, że czas jego matki dobiegł końca. I niezależnie od tego co myślisz o dzisiejszym spotkaniu, idąc tam, zrobiłeś coś bardzo ważnego.

— Co takiego?

— Wysłuchałeś tego, co miał ci do powiedzenia syn. Mimo że jest w błędzie, dałeś mu szansę na wyrażenie uczuć. Pozwoliłeś, żeby zrzucił ciężar, a ostatecznie prawdopodobnie o to przez cały czas chodziło ojcu. Ponieważ wie, że proces sądowy do niczego nie doprowadził, chciał, żebyś usłyszał osobiście, co on o tym myśli. Żebyś się dowiedział, co przeżywają oni.

Yongguk roześmiał się ponuro.

— Dzięki temu czuję się o niebo lepiej.

Junhong ścisnął jego dłoń.

— A czego oczekiwałeś? Że wysłucha tego, co masz do powiedzenia, i zaakceptują wszystko po kilku minutach? Po tym jak zaangażowali adwokata i ciągnęli proces, chociaż wiedzieli, że nie mają szansy na wygranie sprawy? Po tym jak usłyszeli opinię innych lekarzy? Chcieli, żebyś przyjechał i usłyszał, jak sprawa wygląda z ich strony. Nie ma innego wyjaśnienia — Yongguk nic nie odpowiedział, w głębi jednak zdawał sobie sprawę, że Junhong ma rację. Czemu więc nie dostrzegł tego wcześniej? — Rozumiem, że nie było ci łatwo tego słuchać — mówił dalej — i wiem, że to oni się mylą i niesłusznie zarzucają na ciebie za to, co się stało. Ale dzisiaj dałeś im coś ważnego, a na dodatek jest to coś, czego nie musiałeś robić. Możesz być z tego dumny.

— Nic z tego, co się zdarzyło, nie zaskoczyło cię? Mam rację?

— Prawdę mówiąc, nie zaskoczyło.

— Wiedziałeś o tym dzisiaj rano? Kiedy po raz pierwszy opowiedziałem ci o rodzinie Shin?

— Nie byłem pewny, ale przyszło mi na myśl, że tak właśnie może potoczyć się to spotkanie.

Jego twarz rozświetlił krótki uśmiech.

— Jesteś niesamowity, wiesz?

— To ma być komplement, czy wręcz przeciwnie?

Yongguk uścisnął jego dłoń, myśląc, że przyjemnie jest czuć płynące z niej ciepło. Wydawało się to takie naturalne, niemal jakby trzymał go w ten sposób od lat.

— Ogromny komplement — powiedział.

Odwrócił się do niego przodem, uśmiechając się łagodnie, i Junhong uświadomił sobie z zaskoczeniem, że Yongguk myśli o tym, żeby go pocałować. Chociaż w głębi serca dam tego pragnął, rozsądek przypomniał mu nagle, że jest właśnie piątek, poznali się wczoraj, a Bang wkrótce wyjeżdża. On zresztą również. Poza tym tak naprawdę nie jest sobą. Prawdziwy Junhong jest kimś zupełnie innym - zatroskanym bratem, synem albo bibliotekarzem porządkującym książki. Podczas tego weekend stał się nową osobą, kimś, kogo sam ledwie poznawał. Żył jak gdyby w sennym marzeniu i choć te sny były przyjemnie, wiedział, że są wyłącznie snami i niczym więcej.

Cofnął się o krok, puszczając jego dłoń. Przez mgnienie oka dostrzegł błysk rozczarowania w oczach mężczyzny, natychmiast jednak odwrócił wzrok.

Uśmiechnął się do niego, dokładając starań, żeby jego głos brzmiał spokojnie.

— Czy twoja propozycja w zabezpieczeniu domu przed sztormem jest wciąż aktualna? To znaczy, zanim zepsuje się pogoda?

— Jasne — potwierdził Yongguk. — Zaczekaj tylko chwilę, pójdę na górę włożyć jakieś robocze ubranie.

— Masz trochę czasu. I tak muszę najpierw pojechać do sklepu. Zapomniałem kupić lód i podręczną styropianową lodówkę, na wypadek gdyby zabrakło prądu i trzeba było jakoś przechować żywność.

— Dobrze.

Umilkły, spoglądając na niego, po czym spytał:

— Dobrze się czujesz?

— Dam sobię radę.

Junhong odczekał chwilę, jak gdyby chcąc się upewnić, że Yongguk mówi prawdę, po czym odwrócił się. Tak, pomyślał, postąpił słusznie. Miał rację, wycofując się i opuszczajc jego rękę. A jednak gdy już wyszedł za drzwi, nie potrafił oprzeć się uczuciu, że właśnie stracił szansę na znalezienia odrobiny szczęścia, za którym tęsknił od tak dawna.

◈◈◈

Jak tam samopoczucie po comebacku bap, kochani? ;))))))))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro