Rozdział 15
Po powrocie do domu weszli oboje do kuchni i zdjęli kurtki. Junhong powiesił swoją na wieszaku przy drzwiach, razem z szalikiem. Yongguk umieścił swoją obok.
Choi stulił dłonie i podniósł do ust, ogrzewając je oddechem. Zauważył, że Yongguk spojrzał na zegarek, następnie powiódł wzrokiem po pomieszczeniu, jak gdyby się zastanawiał, czy ich wspólny wieczór dobiegł już końca.
— Co powiedziałbyś na coś gorącego do picia? — zaproponował śpiesznie. — Mogę zaparzyć świeży dzbanek kawy bezkofeinowej.
— A masz może herbatę? — spytał.
— Chyba gdzieś tu widziałem. Zaraz sprawdzę.
Przeszedł przez kuchnię, otworzył szafkę obok zlewozmywaka, po czym odsunął na bok różne artykuły, zadowolony, że nadarzyła się okazja, żeby spędzili razem trochę więcej czasu. Znalazł na drugiej półce pudełko, Yongguk pokiwał głową z uśmiechem. Okrążył go, by wziąć czajnik. Nalewając wodę, miał świadomość, jak blisko siebie stoją. Kiedy naczynie zaczęło gwizdać, napełnił dwie filiżanki i poszli do salonu.
Zajęli swoje dawne miejsca w bujanych fotelach. Wygląd pokoju zmienił się, gdy słońce zaszło. W ciemności zrobiło się w nim przytulniej, zaciszniej.
Przez kolejną godzinę rozmawiali o tym i owym, popijając herbatę. Była to swobodna rozmowa przypadkowych znajomych. Jednakże w miarę upływu czasu, gdy wieczór się kończył, Junhong zdał sobie sprawę, że zwierza się Yonggukowi z problemów z ojcem i obaw przed przyszłością.
Yongguk wysłuchiwał kiedyś często podobnych historii. Jako lekarz stykał się z takimi sytuacjami. Ale zawsze do tej pory były to dla niego jedynie historie. Jego rodzice zmarli, a rodzice jego byłej żony żyli i mieli się dobrze. Z miny Junhonga jednak mógł wyczytać problem tak trudny, że powinien cieszyć się, iż jego nie spotkało nic podobnego i nie musi stawić temu czoła.
— Może udałoby mi się pomóc w jakikolwiek sposób? — zaproponował. — Znam mnóstwo specjalistów, którzy mogliby przejrzeć kartę jego choroby i zorientować się, czy nie da się czegoś dla niego zrobić.
— Dziękuję ci bardzo za dobre chęci, ale ja już próbowałem wszystkiego.Ostatni wylew naprawdę go pokonał. Jeśli nawet jest coś, co mogłoby odrobinę pomóc, nie widzę najmniejszej szansy na to, żeby mógł funkcjonować bez całodobowej opieki.
— Co zrobisz?
— Nie mam pojęcia. Mogę tylko mieć nadzieję, że Hoseok zmieni zdanie i pomoże finansowo w zapewnieniu właściwej opieki mojemu tacie. Stać go i powinien to zrobić. Był czas, że łączyła ich duża zażyłość. Jeśli jednak się na to nie zdobędzie, zacznę pracować na etacie, żeby starczyło mi na pokrycie kosztów.
— Czy nie możesz liczyć na żadną pomoc ze strony państwa?
Już wypowiadając te słowa, wiedział, jaka padnie odpowiedź.
— Niewykluczone, że ojciec spełnia niezbędne warunki, żeby otrzymać taką pomoc, ale na miejsce w dobrych placówkach tego typu trzeba czekać bardzo długo, poza tym dojazd do większość z nich zajmowałby kilka godzin, nie mógłbym więc odwiedzać go regularnie. A nie zrobię mu tego, żeby umieścić go w jakimś nienajlepszym domu opieki.
Junhong umilkł, myśląc o przeszłości, to znów wracając do teraźniejszość.
— Gdy ojciec odchodził na emeryturę — powiedział w końcu — urządzono dla niego w fabryce małe przyjęcie pożegnalne. Pamiętam, że przypuszczałem, iż będzie mu brakowało codziennego chodzenia do pracy. Gdy jednak spytałem go o to, zapewnił mnie, że nie będzie ani trochę tęsknił za pracą, że teraz, kiedy jest już wolny, ma wielkie plany. — Twarz Junhonga złagodniała. — Co oznaczało, że zaplanował, iż będzie robił to, na co ma ochotę, a nie to, co musi. Spędził czas ze mną, z moją siostrą, ze swoimi książkami lub z przyjaciółmi. Zasłużył na kilka spokojnych lat po tym wszystkim, co przeżył, a potem... — Umilkł, spoglądając Yonggukowi w oczy. — Polubiłybyś go, gdybyś go poznał. Nawet teraz.
— Jestem tego pewien. Ale czy on polubiłby mnie?
Uśmiechnął się.
— Mój tata lubi wszystkich. Zanim dostał kolejnych wylewów, nic nie sprawiło mu większej przyjemności od wysłuchiwania ludzi, żeby dowiedzieć się, o co im wszystkim chodzi. Był bezgranicznie cierpliwy i dlatego ludzie zawsze otwierali się przed nim. Nawet obcy. Mówili mu rzeczy, których nie powiedzieliby nikomu innemu, wiedzieli, że mogą mieć do niego absolutnie zaufanie. — Junhong zawahał się. — A wiesz, co zapamiętałem najlepiej? — Yongguk uniósł lekko brwi. — Coś, co mi zawsze powtarzał od czasów, gdy byłem małym chłopcem. Nieważne, czy zrobiłem coś dobrze, czy źle, nieważne, czy byłem szczęśliwy, czy też smutny, mój tata zawsze obejmował mnie i mówił: „Jestem z ciebie dumny". — Przez chwilę Junhong milczał. — Nie wiem, co tkwi w tych słowach, ale zawsze dodawały mi otuchy. Z pewnością słyszałem je milionkrotnie, ale za każdym razem, gdy ojciec je wypowiadał, pozostawiało we mnie uczucie, że będzie mnie kochał bez względu na wszystko. To zabawne, bo gdy już dorosłem, żartowałem z nim sobie na ten temat. Lecz nawet wtedy, gdy już szykowałem się do wyjścia, powtarzał to i tak, a mnie zawsze robiło się miękko na sercu.
Yongguk uśmiechnął się ciepło.
— Twój ojciec naprawdę musi być niezwykłym człowiekiem.
— Bo jest — potwierdził Junhong, poprawiając się w fotelu. — I dlatego zrobię wszystko, żeby nie musiał opuścić tej placówki. To dla niego najlepsze miejsce pod słońcem. Po pierwsze znajduje się blisko domu, a poza tym ojciec ma tam nie tylko wyjątkową opiekę, lecz traktują go jak człowieka, a nie wyłącznie pacjenta. Zasługuje na takie miejsce i przynajmniej tyle mogę dla niego zrobić.
— Ma wielkie szczęście, że trafił mu się taki syn jak ty, który troszczy się o niego.
— Ja też mam szczęście. — Gdy wpatrzył się w przeciwległą ścianę, jego wzrok wyraźnie się zamglił. Pokręcił głową, uprzytamniając sobie nagle, że mówi. — Ale słuchasz bez przerwy moich opowieści. Przepraszam.
— Nie masz powodu przepraszać. Cieszę się, że mi o tym opowiedziałeś.
Pochylił się z uśmiechem lekko do przodu.
—Czego ci najbardziej brakuje po rozwodzie?
— Myślałem, że zmieniamy temat.
— Teraz twoja kolej.
— Ach, czyli bawimy się w kółko zwierzeń?
Junhong wzruszył ramionami.
— Coś w tym rodzaju. Ja się już wygadałem, teraz twoja kolej.
Yongguk udał, że ciężko wzdycha i utkwił wzrok w suficie.
— Dobra, a więc czego mi brakuje? — Założył dłonie. — Chyba pewności, że ktoś czeka na mnie, gdy wracam do domu z pracy. Zwykle wracałem późno i czasami moja była żona kładła się wcześniej spać. Jednakże świadomość, że ona tam jest, wydawała się naturalna i kojąca, traktowałem to jako coś normalnego, niezmiennego. A tobie czegoś brakuje?
Junhong odstawił filiżankę z resztką herbaty na stolik między nimi.
— Zwykłych rzeczy. Kogoś, z kim mógłbym rozmawiać, jeść wspólne posiłki, krótkich porannych pocałunków, zanim jeszcze każde z nas umyło zęby.
Junhong pokręcił głową.
— Czy mężczyźni myślą o takich sprawach? Czy tylko ja jestem jakimś dziwakiem?
— Ci przyzwoici z pewnością myślą. Jak zresztą o wszystkich innych.
— Mówiąc między nami, moglibyśmy to znaleźć, prawda?
— Co? Klucz do szczęśliwej przyszłości? Nie sądzę, żeby coś takiego w ogóle istniało.
— Chyba masz rację.
Usłyszeli dobiegające z przedpokoju bicie ściennego zegara. Gdy nastała cisza, Yongguk potarł kark, zesztywniały z powodu długiego siedzenia za kierownicą samochodu.
— Chyba się już połżę. Niedługo będzie jutro.
— Wiem — zgodził się. — Myślałem właśnie o tym samym.
Nie wstali jednak od razu. Siedzieli jeszcze przez kilka minut w milczeniu, podobnie jak podczas spaceru po plaży. Od czasu do czasu Yongguk spoglądał w stronę Junhonga, odwracał jednak spojrzenie, zanim zdążył go na tym przyłapać.
— Zaniosę naczynia do kuchni. Idę tamtędy do sypialni.
Podał mu filiżankę z uśmiechem na ustach.
— Miło spędziłem czas dzisiaj wieczorem.
— Ja też.
W chwilę później Junhong odprowadził go wzrokiem, gdy wchodził na schody, po czym odwrócił się i zaczął zamykać dom.
Kiedy już znalazł się w swoim pokoju, rozebrał się i otworzył walizkę, szukając piżamy. Podnosząc wzrok, uchwycił swoje odbicie w lustrze. Całkiem nieźle, ale, szczerze mówiąc, mogłoby być lepiej. Pomyślał, że Yongguk zachował się bardzo miło, mówiąc mu, że nie potrzebna mu żadna operacja kosmetyczna. Trochę już czasu upłynęło, gdy ktoś sprawił, że poczuł się znowu przystojny i atrakcyjny.
Włożył piżamę i wślizgnął się do łóżka. Jongup trzymał na stojaku stertę czasopism i Junhong przeglądał artykuły przez kilka minut, zanim zgasił światło. Leżąc w ciemności, nie potrafił przestać myśleć o wieczorze, który właśnie minął. Odtwarzał bez końca w pamięci ich rozmowy. Widział, jak kąciki ust wykrzywiają mu się do góry w uśmiech, ilekroć powiedział coś, co wydawało mu się zabawne. Przez całą godzinę kręcił się i przewracał, nie mogąc zmrużyć oka, coraz bardziej podenerwowany i absolutnie nie świadomy faktu, że w pokoju na górze Bang Yongguk zachowuje się dokładnie tak samo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro