Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

  Kilka minut później Yongguk odstawił pustą filiżankę na tacę i odniósł wszystko do kuchni.

Gdy tam wszedł, Junhong wciąż jeszcze rozmawiał przez telefon. Stał tyłem do niego, opierając się o bufet. Lewą nogę miał założoną na prawą, krążył palcem po blacie. Wywnioskował z jego tonu, że kończy rozmowę i postawił tacę na bufecie.

— Tak, znalazłem list od ciebie...  aha...  tak, już się zameldował...

Umilkł na dłuższą chwilę, słuchając swojego rozmówcy, a gdy odezwał się znowu, wyraźnie zaniżył głos.

— Tak, mówią o tym cały czas w wiadomościach... Słyszałem, że ma być silny... Och, dobrze... Pod domem?...  Tak, chyba potrafię to zrobić... Ale jak bardzo może być gwałtowny?... Nie ma za co... Do widzenia...

Odwrócił się; Yongguk wkładał właśnie filiżankę do zlewozmywaka.

— Nie musiałeś tego tutaj przynosić — powiedział.

— Wiem, ale i tak szedłem do kuchni. Chciałem się dowiedzieć, co będę na kolację.

— Zgłodniałeś?

Yongguk odkręcił kran.

— Troszeczkę. Ale mogę poczekać, jeśli ty wolałbyś zjeść później.

— Nie, ja też mam ochotę coś przekąsić. — Widząc, że Bang najwyraźniej bierze się do zmywania, dodał: — Zaraz, zaraz, pozwól, że ja to zrobię. Jesteś gościem.

Yongguk odsunął się na bok, dopuszczając Junhonga do zlewu. Mówił do niego, myjąc jednocześnie filiżanki i dzbanek.

— Dzisiaj masz do wyboru kurczaka, kimchi lub makaron w sosie śmietanowym. Mogę przyrządzić, co zechcesz, ale pamiętaj o tym, że prawdopodobnie jutro zjesz to, czego nie wybierzesz dzisiaj. Niestety nie mogę ci zagwarantować, że któryś ze sklepów będzie otwarty podczas tego weekendu.

—Wszystko brzmi zachęcająco. Ty wybierz.

— Kurczak? Jest już rozmrożony.

— Świetnie.

— Myślałem też o ziemniakach i zielonym groszkiu.

— Doskonale.

Junhong wytarł ręce papierowym ręcznikiem i sięgnął po fartuszek przewieszony przez uchwyt piekarnika. Obwiązując się nim w pasie, mówił dalej:

— A co powiedziałbyś na surówkę?

— Jeśli masz sałatę, to chętnie. Ale jeśli nie masz, to też nie ma sprawy.

Junhong uśmiechnął się.

— O rany, naprawdę nie żartowałeś, twierdząc, że absolutnie nie jesteś wybredny.

— Postępuję zgodnie z dewizą: dopóki sam nie muszę gotować, zjadam właściwie wszystko.

— Nie lubisz gotować?

— Nigdy naprawdę nie musiałem. Jihyun — moja eksmałżonka — zawsze wypróbowywała nowe przepisy. A odkąd odeszła, w zasadzie co wieczór jadłem poza domem.

— No cóż, tylko nie próbuj wymagać ode mnie, żebym dorównywał restauracyjnym normom. Potrafię gotować, ale daleko mi do umiejętności szefa kuchni. Moją siostrę z reguły bardziej interesuje ilość niż oryginalność.

— Bez wątpienia wszystko będzie smaczne. Ale będzie mi bardzo miło, jeśli pozwolisz mi pomóc.

Spojrzał na niego, zaskoczony ofertą.

— Jeśli masz ochotę. Jeżeli wolałbyś odpocząć na górze lub poczytać, dam ci znać, gdy kolacja będzie gotowa.

Yongguk pokręcił głową.

— Nie wziąłem ze sobą niczego do czytania, a gdybym się teraz położył, nie udałoby mi się zmrużyć oka w nocy.

Junhong zawahał się, rozważając jego propozycje, po czym w końcu wskazał mu stół stojący ma drugim końcu kuchni.

– Wobec tego... dziękuję. Możesz zacząć od obierania ziemniaków. Są w spiżarni, o tam, na drugiej półce, obok ryżu.

Yongguk skierował się do spiżarni. Otwierając lodówkę, żeby wyjąć kurczaka, Junhong obserwował mężczyznę kątem oka i myślał, że świadomość, iż pomaga mu w kuchni, jest miła i zarazem nie co krępująca.

— Masz tam coś do picia? - zawołał zza jego pleców Yongguk. — To znaczy w lodówce?

Choi odsunął na bok kilka przedmiotów, żeby zerknąć na najniższą półkę. Za słojem z marynatami stały trzy butelki.

— Lubisz wino?

— To zależy jakie.

Junhong położył kurczaka na bufecie, po czym wyjął z lodówki jedną z butelek.

— Pinot grigio. Może być?

— Nigdy go nie piłem. Moje ulubione wino to Grous. A ty piłeś je kiedykolwiek?

— Nigdy.

Yongguk przeszedł przez kuchnię, niosąc ziemniaki. Położył je na stole i wziął do ręki butelkę. Przez dłuższą chwilę przyglądał się etykiecie, po czym podniósł wzrok na Junhonga.

— Zapowiada się całkiem nieźle. Tu jest napisane, że ma delikatny posmak jabłek i pomarańczy, jak wiec może być złe? Wiesz, gdzie mogę znaleźć korkociąg?

— Zdaje się, że widziałem jakiś w jednej z szuflad. Momencik, zaraz sprawdzę.

Junhong otworzył szufladę pod przyborami kuchennymi, potem następną, bez powodzenia jednak. Wreszcie znalazł korkociąg, a gdy podawał go Yonggukowi, jego palce dotknęły w przelocie jego palce. Bang odkorkował butelkę kilkoma zręcznymi ruchami. Pod szafką obok kuchenki wisiały kieliszki skierował się do nich. Zdjął jeden i popatrzył pytająco na Junhonga.

— Czy mogę ci nalać?

— Czemu nie? — odpowiedział, czując wciąż lekkie mrowienie, wywołane jego dotykiem. Powąchał wino i upił łyk. Choi uczynił to samo.

— No i jak ci smakuje? — spytał.

–Dobre.

— Ja też tak uważam. — Okręcił kieliszek w palcach. — Szczerze mówiąc, jest lepsze, niż się spodziewałem. Muszę zapamiętać nazwę.

Junhonga ogarnęło nagle pragnienie ucieczki. Cofnął się o krok.

— Pozwól, że zacznę szykować kurczaka.

— Rozumiem, że to sygnał, żebym ja też zabrał się do pracy.

Znalazł brytfannę w szufladzie pod piekarnikiem, Yongguk zaś odstawił kieliszek i podszedł do zlewu. Odkręcił kran, namydlił ręce i zaczął je porządnie szorować. Junhong zauważył, że myje kolejno wierzch i wnętrze dłoni, a następnie każdy palec z osobna. Włączył piekarnik, ustawił temperaturę, która była potrzebna i usłyszał, jak gaz zapala się z pstryknięciem.

— Czy znajdzie się tu obieraczka do ziemniaków? — spytał Yongguk.

— Nie udało mi się znaleść przedtem, więc będziesz chyba musiał zadowolić się nożykiem do obierania. Może być?

Bang roześmiał się cicho.

— Przypuszczam, że sobię poradzę. Jestem chirurgiem — wyjaśnił.

Gdy wypowiedział te słowa, wszystko dopasowało się nagle jak elementy układanki: badawcze spojrzenie, sposób, w jaki mył ręce. Zastanawiał się, czemu wcześniej nie przyszło mu to do głowy. Yongguk zbliżył się do niego i sięgnąwszy po ziemniaki, zaczął je oczyszczać.

— A więc mieszkałeś i pracowałeś w Seulu? — spytał.

— Tak. Sprzedałem gabinet w ubiegłym miesiącu.

— Zwolniłeś się z pracy?

— W pewnym sensie.

Junhong uśmiechną się udając, że rozumie.

Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Choi nacierał kurczaka rozmaitymi przyprawami, a Yongguk zaczął obierać ziemniaki. Jego dłonie poruszały się sprawnie.

— Pewnie Jongup niepokoi się z powodu sztormu — zauważył.

Junhong rzuca mu zdziwione spojrzenie.

— Jak się domyśliłeś?

— Po prostu ze sposobu, w jaki rozmawiałeś przez telefon. Czasami długo milczałeś, więc wywnioskowałem, że mówi ci, w jaki sposób powinieneś zabezpieczyć dom.

— Jesteś niezwykle spostrzegawczy.

— Czy spodziewają się, że huragan będzie bardzo gwałtowny? Chciałem ci powiedzieć, że chętnie ci pomogę, jeśli będzie trzeba.

— Uważaj — bo jeszcze potraktuję serio tę deklaracjię. To mój były chłopak umiał obchodzić się z młotkiem, a nie ja. A szczerze mówiąc, on też nie był w tym wcale za dobry.

— Zawsze uważałem, że to przereklamowana umiejętność. — Odłożył pierwszy ziemniak na deskę do krojenia i sięgnął po drugi. — Jeśli nie masz nic przeciwko temu, że cię spytam, od jak dawna jesteś singlem?

Nie był pewny, czy ma ochotę o tym rozmawiać, lecz ku swojemu zdziwieniu jednak odpowiedział:

— Od trzech lat. A ty kiedy się rozwiodłeś?

— Kilka miesięcy temu. Ostatnia rozprawa odbyła się w październiku zeszłego roku. Ale żona odeszła rok wcześniej.

— To ona odeszła?

Yongguk skinął twierdząco głową.

— Tak, lecz była to raczej moja wina niż jej. Bywałem rzadkim gościem w domu i po prostu miała tego dość. Na jej miejscu prawdopodobnie zachowałbym się tak samo.

Junhong przetwarza w myślach jego odpowiedź, dochodząc do wniosku, że mężczyzna stojący obok niego w niczym nie przypomina tego, którego właśnie opisał.

— Jakie zabiegi chirurgiczne robiłeś?

Gdy mu wyjaśnił, podniósł głowę, spoglądając na niego. Yongguk mówił dalej, jak gdyby przewidział jego pytania.

— Zdecydowałem się na to, ponieważ cieszyło mnie, gdy rezultaty mojej pracy były natychmiast widoczne, a świadomość, że pomagam ludziom, sprawiała mi ogromną satysfakcję. Na początku zajmowałem się głównie zabiegami odtwórczyni po wypadkach lub wadami wrodzonymi, historiami tego typu. Ale w ostatnich latach to się zmieniło. Ludzie teraz często chodzą poddać się operacją plastycznym. W ciągu minionych sześciu miesięcy zrobiłem więcej nosów, niż mogłem sobie wyobrazić.

– A co ja powinienem sobie zrobić? – spytał Junhong żartobliwie.

Yongguk pokręcił głową.

– Absolutnie nic.

— A tak poważnie?

— Mówię poważnie. Nie zmieniłbym ani jednej rzeczy.

— Naprawdę?

Podniósł dwa palce w geście przysięgi.

— Słowo harcerza.

— Byłeś kiedyś harcerzem?

— Nie.

Junhong roześmiał się, ale mimo to poczuł, że się czerwieni.

— No cóż, dziękuję.

— proszę bardzo.

Gdy kurczak był już przyprawiony, Choi włożył go do piekarnika, ustawił minutki, po czym umył ręce. Yongguk opłukał ziemniaki i zostawił je koło zlewu.

— Co teraz?

— W lodówce są pomidory i ogórki na surówkę.

Gdy przechodził obok Junhonga, żeby wyjąć z lodówki warzywa, w powietrzu rozszedł się znowu zapach jego wody kolońskiej; utrzymywał się jeszcze przez długą chwilę.

— Opowiedz mi o swoim dzieciństwie — poprosił Bang.

Junhong nie bardzo wiedział, od czego zacząć, ale już po kilku minutach gawędził o sprawach dobrze znanych i przyjemnych. Opowiadał o matce i ojcu, napomknął o psie, którego ojciec kupił mu, gdy miał dwanaście lat, wspominał czasy, który spędzili razem, opiekując się nim, i jak nauczyło go to odpowiedzialności niż cokolwiek innego, co robił do tej pory. Opisał też pełno innych sytuacji ze swojego życia.

Słuchając jego opowieści, Yongguk wymieszał surówkę, posypując ją z wierzchu grzankami, zapobiegliwie kupionymi wcześniej przez Junhonga, i zadając co chwila pytania, żeby dać swojemu rozmówcy do zrozumienia, że interesuje go to, o czym opowiada. Uśmiechnął się z rozbawieniem, spostrzegłszy ożywienie na jego twarzy, gdy mówił o swoim ojcu i siostrze.

Zapadł zmierzch i w kuchni zaczęły kłaść się cienie. Junhong nakrył do stołu, a Yongguk dolał im obojgu trochę wina do kieliszków. Gdy kolacja była gotowa, usadowili się wygodnie przy stole.

Podczas kolacji mówił głównie Yongguk. Opowiadał również o swoim dzieciństwie, o ciężkiej próbie, jaką były dla niego studia medyczne. O swoich byłych miłościach napominęli tylko mimochodem. Ich rozmowa przeważnie muskała powierzchownie problemy i na razie żadne z nich nie było gotowe, żeby się w nie wgłębić.

Kiedy kończyli kolację, wiatr prawie się uspokoił, a chmury zastygły w bezruchu przed burzą. Yongguk wkładał naczynia do zlewozmywaka, podczas gdy Junhong chował resztki jedzenia do lodówki. Butelka po winie była pusta, zbliżał się przypływ, a daleko na horyzoncie widać bylo pierwsze zwiastuny błyskawic, rozświetlające niebo jak gdyby ktoś robił zdjęcia, żeby zapamiętać tę noc na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro