Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4


  Raika przyglądała się badawczo nieznajomej, trzymając broń blisko jej szyi. Dziewczyna miała wypieki na twarzy, a usta kompletnie sine od zimna. Płowe włosy posklejane były od potu, a jedynym co na sobie miała to sukienka, która sprawiała wrażenie jeszcze brudniejszej, niż poprzednio. Do tego ubranie wyglądało na stosunkowo cienkie, zupełnie nieodpowiednie do panującej teraz na dworze temperatury. Drżała, choć Raika nie potrafiła stwierdzić, czy jest to wina zimna, czy strachu.

  Dziewczyna oddychała głęboko i wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami. Po chwili powoli podniosła swoje drżące dłonie w geście poddania. Raika podeszła wtedy bliżej, nadal utrzymując szablę wycelowaną w jej gardło. Szybko, lecz dokładnie sprawdziła dłonią, czy pod jej sukienką nie została ukryta broń. Wyglądało jednak na to, że nieznajoma była nieuzbrojona.

— Nie przypuszczałam, że się jeszcze spotkamy. A już na pewno nie przypuszczałam, że spotkamy się w nocy w środku puszczy — powiedziała, dociskając lekko ostrze szabli do szyi dziewczyny, która syknęła, kiedy skóra została delikatnie przecięta.

— Uwierz mi, ja też nie...

  Obie zamilkły na kilka minut. Przyglądały się sobie nawzajem z nieufnością. Na gardle niższej dziewczyny widniała zasychająca już strużka krwi.

— To, co tu robisz? — Raika przerwała panujące między nimi milczenie.

Wargi jasnowłosej dziewczyny ścisnęły się ze sobą, tworząc cienką linię.

— Mogłabym cię zapytać o to samo.

  Odpowiedź spotkała się z ponownym dociśnięciem szabli do szyi, co wywołało bolesne sapnięcie z jej ust.

— Uważaj. To nie ja mam ostrze przyciśnięte do ciała... — syknęła ostrzegawczo Raika.

  Dziewczyna zmarszczyła brwi. Uniesione ku górze dłonie nadal drżały. Chociaż starała się zgrywać nieporuszoną, było jasne, że opanowuje ją przerażenie. Ponownie zapadła cisza.

— Zgubiłam się w lesie.

  Raika uniosła jedną z brwi. Nie kupowała tej wymówki.

— Musiałaś się dość porządnie zgubić, jesteśmy pół dnia drogi od Hidegyi...

— Mam bardzo słabą orientację w terenie.

— To w takim razie chyba nie poszłaś do obcego lasu sama, prawda? Kto był z tobą?

  Usta dziewczyny znowu ścisnęły się w wąską linię. Widać było, że kłamała i nie za dobrze jej to szło.

— Byłam sama. Przeceniłam swoje zdolności.

  Raika parsknęła w odpowiedzi. Podeszła jeszcze bliżej.

— W to nie wątpię, zdecydowanie przeceniasz swoje zdolności wciskania kitu... A teraz na serio, kim jesteś i co tu robisz?

  Nadal milczała. Raika zaczęła tracić cierpliwość.

— Masz dokładnie minutę, żeby zacząć mówić. Nie mam czasu ani ochoty na użeranie się z tobą. Nie łudź się, że puszczę cię wolno...

  Ton Raiki przepełniony był jadem. Dziewczyna pod jej ostrzem zachwiała się, widocznie przestraszona tymi słowami. Wzięła głęboki wdech i drżącym głosem w końcu przemówiła:

— Jestem Hanna. Uciekałam i naprawdę się zgubiłam. To nie było kłamstwo.

  Raika zmrużyła oczy. Postura i mimika nadal wyrażały groźbę pod adresem Hani.

— Przed czym uciekałaś?

  Widać było, że na to pytanie dziewczyna bardzo nie chce odpowiedzieć, ale przyciśnięte do jej ciała i niosące groźbę odebrania życia ostrze okazało się być bardzo skutecznym argumentem za zmianą zdania.

— Gonili mnie mężczyźni. Wpadłam w zarośla i uciekałam, jak daleko tylko mogłam.

  Postura Raiki rozluźniła się mimowolnie i przejechała wzrokiem po ciele dziewczyny. Była trochę brudna, ale nadal bardzo ładna. Krótkie włosy musiały być ścięte w pośpiechu, czymś bardzo tępym. Miały nierówne końcówki. Piegi, które wcześniej Raika zauważyła tylko na twarzy rozlewały się także po szyi i obojczykach. Duże oczy nadawały jej łagodny wygląd sarenki.

  „W sumie niedziwne jest to, że ktoś chciałby ją w swoim burdelu. Może to dlatego Oleksy wczoraj za nią szedł..." — pomyślała. Zrobiło jej się nieco żal dziewczyny. Mimo to broń nadal pozostawała w nią wymierzona. To, że była prawdopodobnie ofiarą sutenerstwa, nie zmieniało faktu, że cała ta sytuacja wydawała się mocno podejrzana.

— Będą cię szukać?

  Hanna pokręciła głową. Raika nie do końca jej ufała, ale nie chciała jej zabijać. Nie była przecież uzbrojona, a gdyby władała energią, to już dawno by jej użyła. Nie stanowiła więc żadnego zagrożenia. Prawdopodobnie.

— Gdzie się udajesz?

— Na południe, jak najdalej się da.

  Raika rozważyła swoje opcje. Widziała dwie, z czego jedną już i tak wykluczyła. Nie zamierzała zabijać tej dziewczyny. A przynajmniej nie na razie.

— Co potrafisz robić?

  Hania zmarszczyła brwi i przekręciła lekko głowę.

— W sensie?

— W sensie, co sprawia, że jesteś pożyteczna? Znasz się na zielarstwie? Medycynie? Szczerze mówiąc, od biedy nawet umiejętność gotowania byłaby zadowalająca...

— Umiem gotować. Z zielarstwa... znam niektóre zioła rosnące w okolicy. Potrafię też łowić ryby i sterować małą łodzią.

  „Sterować łodzią? I co ja mam niby z tym zrobić" - pomyślała Raika. W jej mniemaniu Hania nie miała zbyt wiele do zaoferowania. Odetchnęła głośno i podrapała się po potylicy.

— No dobra... Jadę teraz do Marvich, to w Nizinach Hieronowych. Dwa dni drogi. Możesz jechać ze mną, w zamian będziesz gotować. Pozbierasz też te rośliny, które znasz i zajmiesz się koniem. Wystarczy, że ją wyszczotkujesz i sprawdzisz uprząż. 

  Raika przysunęła się bliżej. Gdyby nie znacząca różnica wzrostu, to zapewne mogłaby poczuć oddech niższej dziewczyny na policzkach. Jej mowa ciała ponownie przybrała zabarwiony groźbą wyraz.

— Jeden niewłaściwy ruch... Zobaczę, że kradniesz albo robisz coś dziwnego... Twoja głowa potoczy się po ziemi. Zrozumiano?

  Hania energicznie pokiwała głową. Raika rozluźniła się i w końcu przestała przykładać szablę do szyi drugiej dziewczyny. Nie schowała jej jednak z powrotem do pochwy i nie zamierzała tego robić w najbliższym czasie.

  Nakazała ruchem ręki, aby Hanna weszła na polankę i usiadła przy ognisku, na którym był już postawiony rondel. Wyciągnęła z torby w namiocie dwie miski i chochlą nabrała gotującej się mięsnej potrawki. Napełniła nią oba naczynia. Jedną z nich podała Hani. Dziewczyna wyglądała jakby była świadkiem dokonania się cudu.

— No jedz, przecież nie jest zatrute.

  Hania wzdrygnęła się i zaczęła siorbać potrawkę. Musiała być strasznie głodna, bo Raika dawno nie widziała, żeby ktoś tak łapczywie pochłaniał jedzenie. Sama włożyła sobie to ust łyżkę pełną potrawy i od razu cieplej pomyślała o towarzystwie drugiej dziewczyny. Jej gotowanie było potworne, co stanowiło kolejny dowód na to, jak głodna musiała być Hania. Dobrze będzie zjeść coś dobrego, a dziewczyna powiedziała przecież, że potrafi gotować. Lepiej dla niej, żeby była to prawda. 

***

   Następnego ranka okazało się, że bieganie jedynie w sukience po lesie w nocy, kiedy panowała niska temperatura, odcisnęło swoje piętno na zdrowiu Hani. Cały czas pokasływała i miała ogromne wypieki, co oczywiście starała się ukryć ze strachu, że może to sprowadzić na nią kłopoty. Kiedy Raika po raz któryś z kolei usłyszała stłumiony kaszel, odwróciła się gwałtownie i chwyciła dziewczynę za przedramię.

— Odpuść sobie gotowanie, po prostu zajmij się Esme. — Wręczyła jej szczotkę.

  Hania pokiwała jedynie głową i poszła przegotować klacz do podróży. Raika westchnęła i udała się do wagonu. W środku znalazła zioła potrzebne do zrobienia wywaru leczniczego dla swojej towarzyszki. Nie mogła przecież pozwolić jej gotować, kiedy była chora. Raika mogłaby się zarazić, a to na pewno okazałoby się bardzo uciążliwe.

  Dziewczyna zagotowała w czystym rondelku trochę wody, po czym wrzuciła do niej zioła. Po kilku minutach wywar był już gotowy. Lekarstwo miało przyjemny zapach i intensywny żółtawy kolor.

  Raika podeszła do Hani i podała jej kubek wypełniony wywarem.

— Wypij. Powinno pomóc.

  A przynajmniej taką miała nadzieję. Medycyna nie była jej mocną stroną.

  Hania wypiła wywar jednym haustem. Skrzywiła się, połykając lekarstwo. Raika zrobiła to samo. Trzeba było przyznać, że wywar smakował nad wyraz okropnie.

— Dziękuję — powiedziała zachrypniętym głosem Hania.

Raika kiwnęła tylko lekko głową. Dziewczyny spakowały rzeczy i zasypały ognisko. Zrezygnowały ze śniadania. Było bardzo wcześnie i nadal dość zimno. Raika kazała Hani jechać w środku wagonu, gdyż nie chciała, aby ta jeszcze bardziej się rozchorowała.

  Dziewczyna usiadła na koźle i pogoniła klacz do ruchu. Jechały teraz zarośniętą, zapomnianą drogą. Wagon co jakiś czas podskakiwał na wybojach, które uniemożliwiały szybszą jazdę. Irytowało ją to nieco, lecz nie mogła nic na to poradzić. Postanowiła więc nieco się rozluźnić i odpocząć. Wsłuchując się w stukot kopyt i szum drzew, popłynęła myślami w stronę południa. Przypomniała sobie, jak miłe było uczucie gorących promieni słońca opierających się na jej ciele i przyjemne przechadzki po rozgrzanych wydmach po zmroku. Dawno już nie zatopiła swoich gołych stóp w złotym piasku i naprawdę wiele by dała, żeby ponownie znaleźć się na pustyni. Wspomnienia te były słodko-gorzkie.

  Odpięła swój pas i przyjrzała się pochwie szabli. Było na niej widać resztki złotej farby, która została zdarta od intensywnego używania przedmiotu. Przejechała palcem po wygrawerowanych na niej literach.

A.K. RAIKA

  Przypatrywała się pochwie jeszcze przez chwilę, po czym ponownie założyła pas i skupiła się na jeździe. Nie miała czasu na rozdrapywanie dawnych ran, które i tak nie do końca zdążyły się zagoić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro