Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

  Hania wygładziła dłońmi koszulę nocną, którą dostała od Anastasii. Była biała i ciepła, idealna na zimne noce. Gruby koc, dobrze wypełniony siennik, piżama... Była naprawdę wdzięczna za te luksusy. W końcu będzie mogła wyspać się ogrzewanym domu, w bezpiecznych czterech ścianach. Była gotowa zignorować dobiegające z parteru dźwięki cielesnych uciech, jeśli dzięki temu mogła z tego wszystkiego korzystać.

  Skrzywiła się, słysząc wyjątkowo głośny jęk. Twarz oblała jej się szkarłatem. To było jej pierwsze bliższe spotkanie z tego typu rzeczami. Jej wiedza była powierzchowna. Ojciec zapoznał ją jedynie z ogólnym pojęciem seksu, gdy ta zapytała go w wieku dwunastu lat, czy w końcu powie jej, skąd właściwie biorą się dzieci. To wystarczało. Jej ciekawość została zaspokojona i więcej nie zastanawiała się nad tym tematem.

  Nie widziała siebie w takiej sytuacji. Myśl o tym, że mężczyzna mógłby ją dotykać w taki sposób, powodowała nieprzyjemne dreszcze, przechodzące jej po plecach. Absolutnie nie. Nigdy w życiu tego nie zrobi. Tym bardziej była pełna podziwu, że te dziewczyny oddają się swoim klientom każdej nocy.

  Aby odwrócić umysł od tego tematu, opłynęła myślami do przeszłości. Przywołała obraz ojca, który leżąc przy niej, opowiadał jej bajki na dobranoc, gdy była mała. Długo w ich chacie było tylko jedno łóżko, więc mogła skulić się blisko niego i słuchać jego historii. Antal nie był najbardziej kreatywnym człowiekiem. Zamiast wróżek i smoków, wolał opowiadać o rzeczach, które istniały naprawdę. Stawiał na praktyczność. Stąd też brała się dosyć rozległa wiedza Hani na temat Królestwa. Dzięki opowieściom ojca mogła pochwalić się dobrą znajomością swojego kraju.

  Jak bardzo chciałaby wrócić do tych wieczorów. Do życia we dwójkę, nie martwiąc się rozległym, niebezpiecznym światem, który znała jedynie pod względem luźnych faktów. Do niewiedzy o swoim niejasnym pochodzeniu.

  Nie podejrzewała, że jej własny tata może nie być jej biologicznym rodzicem. Chociaż teraz kiedy wiedziała, widziała dużo więcej. Rysy twarzy były zupełnie inne. Włosy Antala miały kolor ciemnego orzecha, a oczy były ciemne i opadały zewnętrznymi kącikami na dół. Nawet skóra była przynajmniej o ton ciemniejsza, niż jej. Właściwie nie mieli żadnej wspólnej cechy wyglądu.

  Pamiętała, że tylko raz zapytała o swoją matkę. Odpowiedź Antala była prosta: ty nie masz mamy. Nie rozwinął swojej wypowiedzi. Wszystko, co usłyszała, to tylko te cztery słowa.

  Dlaczego nigdy jej nie powiedział? Bał się jej reakcji? Obawiał się, że może go zostawić? Przecież to niedorzeczne! Nigdy by tak nie postąpiła. Krewni, czy nie, on był jej kochanym tatą. Ale mimo to chciałaby wiedzieć, skąd pochodziła. Jak znalazła się pod jego opieką? Czy wiedział, kim byli jej rodzice? Miała tyle pytań. Ale prawdopodobnie nigdy już nie usłyszy na nie odpowiedzi.

  Położyła się na sienniku i przykryła kocem. Miała już zamknąć oczy i spróbować zasnąć, kiedy drzwi do pokoju się otworzyły. Raika weszła do środka i zamknęła je za sobą. Spojrzała na Hanię i stanęła w miejscu.

— Jeszcze nie śpisz? — zapytała.

— Jak widać. — Hania uśmiechnęła się nerwowo. Nadal czuła napięcie, które między nimi panowało. Powietrze gęstniało, gdy tylko były razem w jednym pomieszczeniu. Nie wiedziała, jak ma do tego podejść, żeby zmienić tę sytuację. A bardzo chciała tej zmiany.

  Raika usiadła na drugim sienniku. Oparła plecy o ścianę i odetchnęła głęboko.

— Mama Anastasia przyszykowała dla ciebie koszulę nocną. — Hania wskazała na łóżko, gdzie poskładana w kostkę leżała piżama.

  Raika pokręciła głową.

— I tak muszę za kilka godzin wyjść. Nie ma sensu się przebierać. Raczej nawet nie zasnę.

— Ach tak... - Nastała krótka przerwa. — Jak idzie szukanie tej dziewczyny?

— Szczerze? — Westchnęła Raika. — Nijak. Nie wiem wiele. Jedynym tropem jest ten jeden klient. Nazwisko na L, ciemna broda i włosy, jest prawdopodobnie w straży, podarował jej naszyjnik... — Nagle ucięła. Oczy rozszerzyły się jej lekko, a całe ciało zastygło. Hania przyglądała jej się zaniepokojona.

— Słyszałam o tym. Dziewczyny mi opowiedziały.

  Raika spojrzała jej w oczy. Widać było, że nad czymś intensywnie myślała.

— Co dokładnie wiesz?

  Hania zawahała się na moment. Chciała ubrać wszystko dobrze w słowa. Streściła krótko, czego się dowiedziała. Raika zdawała się na bieżąco analizować każde jej słowo, słuchając uważnie.

— Czy możesz dowiedzieć się, jak wyglądał ten naszyjnik?

— No... mogę. Chyba.

— To by mi bardzo pomogło.

  To było to, co Hania chciała usłyszeć. Teraz musiała dowiedzieć się wszystkiego, co tylko mogłoby być przydatne dla Raiki. Wszystko, żeby tylko jej pomóc. Może wtedy ich relacja by się ociepliła. Taką przynajmniej miała nadzieję.

  Tak bardzo chciała, żeby Raika ją lubiła. Nie wiedziała, dlaczego dokładnie jej na tym zależało. Coś po prostu ciągnęło ją do tej dziewczyny. Coś, czego nie potrafiła wytłumaczyć. Cieszyła się z każdego wypowiadanego w jej kierunku przez Raikę słowa. Czuła jakby serce jej rosło i zapadało się w jednym momencie.

  Popatrzyła na spokojną twarz dziewczyny. Opierała się głową o ścianę, zapewne chcąc trochę odpocząć. Oczy miała zwrócone w stronę okna. No właśnie: te oczy. Pociągłe, w kształcie migdałów, były ciemne jak węgiel. Przykryte pod baldachimem długich rzęs, zdawały się być przymknięte przez większość czasu. Niesforne kosmyki czarnych włosów opadały na jej czoło, a pełne usta były lekko rozchylone. Hania zawiesiła na nich wzrok na moment.

— Nie idziesz spać?

  Wzdrygnęła się słysząc jej głos. Policzki zapaliły się czerwonym rumieńcem. Wymamrotała szybkie „dobranoc" i odwróciła się do dziewczyny plecami, zakrywając się kocem aż po nos. Co ona właściwie robiła? Zamknęła oczy i spróbowała zasnąć mimo kołatającego serca.

***

  Umysł Raiki pędził jak szalony.

  Nazwisko na L.

  Ciemna broda i włosy.

  Mundur straży.

  Wszystko składało jej się w jeden obraz. No i ten naszyjnik... To musiał być ON. Prawda? Innej opcji nie było, zbyt wiele rzeczy by się zgadzało.

  Dodatkowo ta historia z Bellą. Co jeśli skrzywdził Lilę, w odwecie za jej siostrę? Miała jednak nadzieję, że w tej kwestii się myli i dziewczyna przebywa gdzieś cała i zdrowa. Żywa.

  Spróbowała zwrócić myśli w innym kierunku, aby choć trochę odpocząć od tej sprawy. Popatrzyła na oddychającą miarowo Hanię. Przykrywający ją koc poruszał się pod wpływem każdego jej wdechu i wydechu. Ten spokojny obraz burzyły jedynie dźwięki typowe dla tego domu. Raika westchnęła lekko zażenowana.

  W Ethelu nie było tego typu przybytków. Co prawda, bogatsi urzędnicy i handlarze mogli pozwolić sobie na utrzymywanie nałożnic, ale to było coś zupełnie innego. Nie każda kobieta mogła nią zostać. Musiała być niezwykle piękna, mieć odpowiednie kształty i proporcje twarzy. Musiała również umieć śpiewać, tańczyć, recytować. Dodatkowo jeśli do dwóch lat nie urodziła mężczyźnie, który ją utrzymywał dziecka, była odsyłana. Ale za to po zostaniu matką była traktowana niemal jak żona.

  Posiadanie nałożnicy nie polegało więc jedynie na seksualnych uniesieniach. Było luskusem przeznaczonym tylko dla niewielu i zapewniało większą ilość potomków bogatym wezyrom. Co prawda niektórzy brali do siebie również męskich nałożników, ale była to osobna sprawa, która zawsze i wszędzie była uznawana za niemoralną i rządziła się swoimi prawami. Ethelańskie społeczeństwo nie było pozytywnie nastawione do homoseksualizmu. Mimo to odwracano od tego wzrok, jeśli w grę wchodziły upodobania bogaczy.

  Gorzej było pośród zwykłych ludzi. Zarówno homoseksualne, jak i przedmałżeńskie stosunki były surowo karane. Osoba, która się ich dopuściła, była uznawana za skazę na honorze rodziny. Za to mogło spotkać ją wydziedziczenie i wygnanie, a nawet śmierć. Prawo dawało przyzwolenie na wszystkie te rzeczy. Dlatego nie istniały domy publiczne. Zostałyby one zlinczowane, zanim na dobre by się otworzyły.

  Raika podciągnęła nogi pod brodę. Przypomniało jej się przyjemne ciepło drugiego ciała. Delikatny dotyk czułych dłoni. Mokre, wolne pocałunki. Potem chwila bólu, o której szybko zapomniała. Gdzieś z tyłu głowy strach przed nakryciem, zaćmiewany jednak przed pragnieniem o więcej.

  Zacisnęła mocno dłonie na ramionach. Czuła jak jej serce zapada się, tworząc ziejącą pustkę w piersi. Dlaczego znowu sobie o tym przypomniała?

Raz, dwa, trzy... Zapomnieć. Zostawić pogrzebane w ethelańskim piasku razem z innymi wspomnieniami.

  Nawet nie zorientowała się, kiedy jej powieki zaczęły kleić się do siebie. Oparta o ścianę zasnęła.

  Obudziła się gwałtownie jakiś czas później. Z lekko wzrastającą paniką podbiegła do okna i odchyliła zasłaniającą je tkaninę. Odetchnęła z ulgą. Było jeszcze ciemno. Nie zaspała.

  Powinna już iść. Poklepała mocno policzki, chcąc się całkiem obudzić i wziąć w garść. Miała robotę do zrobienia. Nie ma czasu na emocje. Wzięła głęboki wdech i opuściła pokój. Przechodząc przez parter starała się nie patrzeć na nagą Anastasię siedzącą okrakiem na jednym z klientów, podczas gdy drugi ich obserwował. Na szczęście byli tak zajęci sobą, że nawet nie zwrócili uwagi na jej obecność. Spojrzała na zegar. Piąta trzydzieści. Idealnie. Wyszła z budynku i wciągnęła nosem zimne powietrze. Szybko odpuściła podwórko i ruszyła ciemną uliczką w stronę wejścia do miasta.

  Po jakimś czasie w końcu dotarła. Wielka, dębowa brama stała przed nią, zamknięta na trzy spusty. Dwie, wysokie strażnice górowały nad nią, po lewej i prawej stronie. Zwróciła swój wzrok ku drzwiom znajdującym się na dole jednej z nich. Otworzyła je i weszła do środka ciasnej klatki schodowej. Powoli ruszyła do góry.

  Na pięterku stał strażnik z kuszą. Był odwrócony do niej tyłem. Przeczyściła gardło, chcąc subtelnie dać mu znać o swojej obecności. Mężczyzna podskoczył i odwrócił się gwałtownie, celując do niej z broni.

— Kurwa mać! — krzyknął.

— Co tam się dzieje, Edek? — odezwał strażnik z drugiej wartowni.

— Nic, nic... — Edek przetarł czoło ręką. — Co pani tu robi? Wie pani, która jest godzina?

— Otwórzcie mi bramę — odpowiedziała Raika.

  Mężczyzna zaśmiał się.

— Dobre.

— To nie żart. Mam się zająć waszym potworem.

  Strażnik popatrzył na nią z konsternacją.

— Pani?

— Jak powiedziałam.

— Sama?

— A widzi pan tu kogoś jeszcze?

  Mężczyzna zamilkł na moment. Zastygł w miejscu, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami.

— Życie pani niemiłe? Co to za pomysł, żeby kobieta na potwory polowała... A nawet jeśli, to nie mogę jeszcze otworzyć bramy.

— Mam pozwolenie komendanta - skłamała. Ale było to białe kłamstwo. W końcu to mu najbardziej zależało na pozbyciu się stwora. A przynajmniej powinno, jako komendantowi. Do tego przecież wiedział, że zgłosiła się do tego zadania.

  Edek zamyślił się na moment, po czym odwrócił się w stronę drugiej strażnicy.

— Waldek!

— Co?

— Baba tu jest, co mówi, że od komendanta ma pozwolenie na wyjście za mury! Ma na stwora polować! Puścić?

— Baba?! Co to za pomysł, żeby baba na potwory polowała...

— To samo powiedziałem!

  Raika odetchnęła głęboko, słysząc tę wymianę zdań. Gdzie by nie poszła, ludzie wszędzie byli tacy sami, jeśli chodziło o tą kwestię.

— No dobra, puścimy cię — powiedział w końcu niechętnie Edek. — Ale jak zginiesz, to nie biorę za to odpowiedzialności. Niech twój ojciec albo mąż potem nie przychodzi się wykłócać o odszkodowanie.

— Nie będzie takiego problemu — mruknęła, bardziej do siebie niż do mężczyzny.

  Zeszli na dół. Strażnik przekręcił klucz w kilku zamkach i popchnął wrota, które uchyliły się z piskiem. Gdy tylko przestąpiła próg, zostały ponownie szybko zamknięte.

  Spojrzała w górę. Niebo stawało się trochę jasne, ale daleko mu było do koloru, jaki przybierało o wschodzie słońca. Ruszyła pewnym krokiem przed siebie, nie śpiesząc się. Złota trawa powiewała na wietrze, który był w miarę ciepły, jak na tę porę roku. Okolica była niepokojąco spokojna.

  „Dziwne" — pomyślała. Tamtej nocy bez wątpienia potwór grasował po tych polach, a teraz nie było po nim ani śladu. Nie słyszała go. Tak jakby w ogóle go tu nie było.

  Dotarła do rozdroża. Wąska, długa ścieżka przecinała jedno z pól w poprzek i prowadziła do skupiska drzew. Nie mając wielu opcji, ruszyła nią w ich stronę. Źdźbła trawy łaskotały jej ramiona. Ich cichy szum wyśpiewywał senną melodię wiatru.

  Gdy minęła pierwsze drzewo, nagle to usłyszała. Przytłumiony jazgot przypominający krzyk kobiety i zarzynanego zwierzęcia dochodził z głębi gaju. „No i mamy zgubę" — pomyślała. Im dalej szła, tym głośniejszy się stawał. Przyśpieszyła kroku, podążając za tym dźwiękiem.

  W pewnym momencie stanęła. Przed nią znajdowały się strome stopnie znikające w dole, na którego dnie widać było drewniane, wysłużone drzwi. Krypta. Chyba ktoś wspominał, że to tam zagnieździł się potwór.

  Powoli zeszła po schodkach. Warczenie i krzyki stworzenia nabierały na sile. Wyciągnęła szablę i pstryknęła kilka razy, rozgrzewając swój układ energetyczny. Ręce drżały jej delikatnie. Odetchnęła głęboko. Musiała się uspokoić. To tylko następny potwór. Taki jak każdy inny. Da radę.

  Spróbowała otworzyć drzwi, ale ani nie ruszyły. Sprawdziła, czy mogły być zamknięte, ale nie wyglądało na to. Nie posiadały zamka. Pociągnęła za nie po raz drugi. Dopiero za trzecim razem puściły i otworzyły się z piskiem. Zajrzała bardzo ostrożnie do środka. Nic nie zobaczyła przez panującą absolutną ciemność. Rozejrzała się dookoła. „Jest!" — pomyślała i zdjęła przymocowaną do ściany pochodnię. Odpaliła ją energią i oświetliła drogę.

  Korytarz był długi i ciasny. Co jakiś czas odchodziły od niego wejścia do poszczególnych salek, ale Raika parła prosto przed siebie. Kierowała się coraz głośniejszymi dźwiękami potwora. Co jakiś czas nieprzyjemny dreszcz przechodził po jej plecach.

  W końcu trafiła na rozwidlenie. Do wyboru miała trzy wejścia do salek. Wsłuchała się w głośne już teraz powarkiwanie. Weszła powoli do salki na lewo.

  Rozejrzała się dookoła. Pomieszczenie było puste. Potwora nigdzie nie było. Ale przecież jego jazgot słychać było tu głośno i wyraźnie. Usłyszała dziwny stukot. Spojrzała w stronę jednej ze ścian, w której wgłębieniach znajdowały się drewniane, sądząc po ich stanie nowe, trumny. Wieko jednej z nich podskoczyło nagle, ale nie otworzyło się.

  Cicho stawiając kroki, podeszła bliżej. Wieko podskoczyło po raz kolejny. Towarzyszył temu wyjątkowo głośne warknięcie połączone z jękiem. Drżącą dłonią chwyciła za jego kraniec i odrzuciła je do tyłu.

  Jej serce na chwilę stanęło i zapadło się w piersi. Mimowolnie zrobiła krok do tyłu i wzięła krótki, urwany wdech. Rozległ się ryk. Trumna zadrżała pod wpływem miotania się jej zawartości. Raika przełknęła ślinę.

— No hej Lila... — wyszeptała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro