Rozdział 16
Raika usiadła w miękkim fotelu. Nucąca pod nosem Anastasia poprawiała włosy, przeglądając się w małym lusterku na nóżce. Próbowała różnych fryzur, zbierając ciemne pasma za pomocą rąk. W końcu zdecydowała się na upięcie części z tyłu głowy, pozwalając reszcie opadać jej na ramiona. Zdawała się być w wyśmienitym humorze. Zapewne narkotyk z fajki nadal działał.
— Czy wiesz skąd pochodziła Lila? Zanim tu trafiła? — zapytała po chwili Raika. Chciała dowiedzieć się o dziewczynie jak najwięcej. Kto wie, może nawet niepozorna, krótka informacja powie jej gdzie szukać.
Kobieta spojrzała na nią. Przez chwilę nic nie mówiła, jakby potrzebowała czasu na przetworzenie pytania.
— Była to biedniejsza dzielnica, sąsiednia do naszej. Ich matka była pokojówką. Wdała się w romans z panem domu, no i tak urodziły się Lila i Bella. Szkoda tylko, że przez to straciła pracę i nie dostała żadnych referencji. Nikt potem nie chciał jej zatrudnić.
— Ma siostrę? — Raika poprawiła się w fotelu.
— Ich matka? Skąd mam wiedzieć.
— Chodzi mi o Lilę.
— A... Tak, są bliźniaczkami. — Anastasia z zadowoleniem przejrzała się w lustrze, podziwiając swoją fryzurę.
Raika uniosła brew do góry. A więc była też siostra. Z nią także warto by było porozmawiać.
— Czy to ona zauważyła zniknięcie Lili jako pierwsza?
Anastasia pokiwała głową.
— Była roztrzęsiona. Cały czas mówiła, że nic nie widziała. Myślała, że Lila przyjdzie spać później, ale rano dalej jej nie było.
— O której godzinie kładziecie się spać?
— Hm... - zamyśliła się Anastasia. — Około trzeciej. Zazwyczaj.
„Dość wcześnie, jak na takie miejsce" — pomyślała Raika. Założyła nogę na nogę i położyła dłonie na kolanie.
— Czy mogę porozmawiać z Bellą? Chciałabym sama usłyszeć jej wersję wydarzeń.
Twarz kobiety przybrała skwaszony wyraz. Widocznie ten pomysł nie przypadł jej zbytnio do gustu, co trochę zirytowało Raikę. To przecież ona sama chciała, aby znaleziono Lilę, a teraz kręciła nosem.
— No dobrze — powiedziała w końcu. — Ale nie dziś. To wszystko jest dla niej trudne, chcę żeby się na to mentalnie przyszykowała.
Raika ledwo powstrzymała się od przewrócenia oczami. Nie miała jednak ochoty na kłótnię. Podniosła się z fotela.
— Czy Lila ma znajomych? Poza... Tym miejscem?
— Hm. - kobieta zamyśliła się. — Jest taki jeden, tylko jak on to się nazywał... Robert! Tak, Robert. Mieszka w byłym domu matki Lili.
— Rozumiem, że nie znasz nazwiska? — westchnęła Raika.
— Nie. Ale może znajdziesz ten dom, pytając o matkę? Nazywała się Alicia Lesno. Po jej skandalu wszyscy ją tu znali.
— Więc wszyscy ją tu znali, ale ty sama nie wiesz, gdzie szukać jej domu?
Dziewczyna założyła ręce na piersi. Kobieta wzruszyła ramionami.
— Rzadko wychodzę. Wszystkie plotki przynoszą dziewczyny, klienci i Dima.
— Hm — mruknęła Raika. — Czyli tamta ulica sąsiaduje z tą?
— Tak. Dima wskaże ci drogę.
Raika kiwnęła głową i opuściła pomieszczenie. Nie wiedziała, czy szuka informacji tam, gdzie powinna. Miała jednak dużo czasu do wieczora, a odwiedzenie starego znajomego dziewczyny nie mogło zaszkodzić.
***
Raika rozejrzała się po ulicy. Rzeczywiście wyglądała na biedną, ale nie brudną. Budynki były nieotynkowane, gołe cegły ziały aurą chłodu i surowości. Niektóre okna nie miały szyb i były zabite deskami. Ludzie nosili bardzo proste ubrania, niektórzy byli bez butów. Kobiety prały ubrania w wielkich baliach, siedząc na drewnianych taboretach. Kilku chłopców bawiło się skurzaną piłką. Jeden z nich wydawał się być dużo młodszy. Nie nadążał za kolegami.
— Tymon, Lukas! Nie podajecie mi! — powiedział w końcu z żalem.
— To nie nasza wina, że nigdy nie trafiasz w bramkę! — Jeden z chłopców westchnął. — Jesteś za mały na tę grę!
— Nie! Nieprawda! — Chłopczyk popłakał się i pobiegł w stronę jednej z piorących kobiet.
— Ile razy powtarzałam, żebyście byli mili dla brata?! — krzyknęła karcąco, wycierający mokrą buzię dziecka.
Tymon i Luka zaczęli się wykrętnie tłumaczyć, ale Raika już ich nie słuchała. Jej umysł wypełniały nagromadzające się strzępki wspomnień. W głuchych na otoczenie uszach dzwonił dziecięcy śmiech.
— Ahmed, to nie tak się robi!
— A właśnie, że tak!
— Sami powiedz mu, że nie tak się w to gra!
— To wy nie wiecie, jak w to się gra! Zapytajcie wujka!
Raika wzdrygnęła się, wracając świadomością do tego, co działo się wokół niej. Jej serce biło nieco szybciej. Czuła pochłaniającą ją od środka pustkę, od której bolała ją klatka piersiowa. Położyła sobie rękę na czole, aby się uspokoić.
Raz, dwa, trzy...
Wzięła głęboki wdech. Nie miała teraz czasu na wspominki. Nigdy nie powinna mieć na nie czasu. Nie przynosiły one niczego dobrego. Jedynie ból, z którym wiedziała, że sobie nie poradzi.
Musiała wziąć się do pracy. Podeszła do losowej kobiety, która aktualnie wychodziła z jednej z kamienic.
— Przepraszam, wie pani gdzie znajdę były dom Alicii Lesno?
Kobieta uniosła jedną z brwi do góry.
— Alicii Lesno? Hm, coś mi to mówi... — Zamyśliła się. — Ach tak! Ta puszczalska ruda, co na gorączkę umarła. Ona chyba pod trójką mieszkała, ale nie dam sobie ręki uciąć. A co?
— Nic ważnego — powiedziała Raika, ale po chwili namysłu dodała: — Wie coś pani o jej córkach?
— Tak, wszyscy tu je trochę kojarzą. W domu Mamy Anastasii pracują. Jedna ponoć zaginęła, ale na moje to pewnie uciekła. Każdy wie, że to narwana siksa jest. — Kobieta wzruszyła ramionami.
Raika podziękowała i ruszyła prosto ulicą. Kontrolowała numery mijanych domów. W końcu stanęła przed kamienicą z wielkim numerem trzy namalowanym na zielonej tabliczce. Budynek niczym nie różnił się od reszty. Wyglądał na względnie zadbany, nie brakowało mu żadnego okna, a puste, ceramiczne donice na parapetach nie miały ubytków. Drzwi do klatki schodowej były otwarte.
Powoli weszła do środka. Stanęła przed wejściem do pierwszego mieszkania na parterze. Zapukała. Gdy nie doczekała się odpowiedzi, ponownie poklepała rytmicznie pięścią drewniane drzwi. Nic. Weszła więc na piętro i spróbowała tego samego z drugim mieszkaniem. Już miała się poddać, kiedy drzwi otworzyły się z piskiem.
Stał w nich starszy mężczyzna. Był dość niski, a jego twarz była poszarzała. Niebieskie, opadnięte oczy wpatrywały się w nią pusto. Głowę zdobiły mu siwe włosy. Prosta koszula i workowate spodnie wisiały na jego chudym ciele.
— Pan Robert? — zagadnęła Raika. Mężczyzna kiwnął głową.
— Z kim mam przyjemność? — zapytał monotonnym głosem.
— Nazywam się Raika. Szukam Lili Lesno.
— No cóż, tu jej nie ma. — Robert zaczął zamykać drzwi. Dziewczyna powstrzymała go ruchem ręki.
— Proszę poczekać. Chciałabym z panem porozmawiać.
Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, po czym otworzył drzwi szerzej, wpuszczając ją do środka.
W mieszkaniu unosił się dziwny zapach kurzu i roztoczy. Nie było tu dużo mebli, a szare ściany świeciły pustkami. W kącie stały proste, dębowe deski. Pod oknem znajdował się stolik z trzema krzesłami. Robert wskazał na jedno z nich, zapraszając Raikę do zajęcia miejsca. Sam usiadł po drugiej stronie.
— W czym mogę w takim razie pomóc? — zapytał.
Raika oparła łokcie na stole.
— Pewnie pan wie, że dwa tygodnie temu Lila zaginęła?
Mężczyzna kiwnął głową.
— Dowiedziałem się tu jako pierwszy.
— Jak to? — zapytała lekko skonsternowana.
— Nie przyszła tamtego dnia. Zawsze przychodzi w piątki i soboty. A wtedy nie przyszła. Wiedziałem, że coś musiało się stać, zanim jeszcze poszła o tym fama.
— Jesteście więc blisko?
— Jest dla mnie jak córka. Ona i Bella. Są moją rodziną.
— Czy zauważył pan coś odbiegającego on normy? Przed jej zaginięciem.
Mężczyzna odchylił się do tyłu i pomyślał przez chwilę. Uderzał rytmicznie palcami o blat stołu. Jego dłonie wyglądały na spracowane i pełne były małych blizn.
— Nie. Zachowywała się tak jak zawsze. Za to Bella... Była jeszcze cichsza niż zazwyczaj. — westchnął.
— Może mi pan jednak opisać wasze ostatnie rozmowy? — zapytała Raika, próbując wydobyć z mężczyzny wszystko, co tylko mogła.
— Cóż... Nie pamiętam dokładnie. Chyba opowiadała mi o jednym z klientów. Często to robi. Lubi się z nich śmiać.
— Pamięta pan, co mówiła o tym kliencie?
— Chyba że był gruby. Nie pamiętam zbyt wiele. — Robert zamyślił się na moment. — Właściwie to jedna rzecz była lekko niecodzienna.
Raika pochyliła się do przodu, nieco poprawiając się na krześle. Mężczyzna odchrząknął i zrobił to samo.
— Miałem wrażenie, że Lila śmieje się z Belli. Nie otwarcie oczywiście. Ale było kilka docinek. Chociaż nie wiem... Lila zawsze traktowała siostrę z góry, ale tego dnia było to bardziej widoczne. Tak mi się wydaje.
— Ma pan jakiś pomysł, o co mogło chodzić?
Robert potrząsnął przecząco głową i westchnął.
— Nie mam pojęcia. — Zrobił krótką przerwę, po czym kontynuował cichym głosem. — Nie chce być złym prorokiem, ale... Myślę, że coś bardzo złego musiało się stać. Lila dzieli się ze mną wszystkim. Zawsze pyta mnie o zdanie. Nie uciekłaby bez słowa.
Raika patrzyła na niego przez chwilę. Jego twarz miała wyraz pełen smutku i żalu. Ta sytuacja musiała go bardzo martwić. Przetarł oczy tak, jakby wycierał je od łez, chociaż nie płakał.
— Mimo to mam nadzieję, że się mylę — kontynuował. — Będę dozgonnie wdzięczny, jeśli ją pani znajdzie.
Dziewczyna kiwnęła głową i wstała. Zasunęła za sobą krzesło.
— Zrobię co w mojej mocy. Obiecuję.
Opuściła mieszkanie Roberta i udała się z powrotem do domu Anastasii. Przed oczami stale miała obraz zmartwionej twarzy Roberta. Czuła, że musi zrobić wszystko, aby choć trochę uchylić rąbka tajemnicy zaginięcia Lili.
Po powrocie rozsypała trochę owsa dla Esme i oparta plecami o ściankę wozu, zaczęła spożywać jedną z pozostałych jej z Taszeny bułek. Pomyślała o Belli.
Lila zawsze traktowała siostrę z góry.
Jak na razie wydawało się, że relacja jej i Lili nie należała do najlepszych. To zdecydowanie zainteresowało Raikę. Nie z konkretnego powodu. Po prostu teraz jeszcze bardziej ciekawiła ją perspektywa dziewczyny. Miała nadzieję, że jutro uda się jej z nią porozmawiać.
***
— Jedzenie! — powiedziały dźwięcznie Rita i Tatiana, przynosząc dwie tace wypełnione pasztecikami i sosami.
Reszta dziewczyn z uśmiechem zabrała się do pałaszowania tych dobroci. Hania obserwowała je, przeżuwając powoli. Ponownie rzuciło się jej w oczy zachowanie rudowłosej dziewczyny. Bella wydawała się być zupełnie niezainteresowana jedzeniem. Pochłaniała swojego pasztecika w żółwim tempie, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń.
— Hej... Dlaczego ona jest taka... nieobecna? — zapytała szeptem Hania.
Rita westchnęła.
— Pewnie wiesz już, że jedna z nas zaginęła. To była jej siostra, Lila. — dziewczyna odpowiedziała, również szepcząc.
— Och... — Hania ponownie spojrzała w stronę Belli. — To musi być dla niej strasznie trudne.
Dziewczyny pokiwały głowami. Jedynie Nastia wyglądała na nieprzekonaną. Jej twarz przybrała dziwny wyraz. Wzrok skierowany miała w ziemię. Smukłymi palcami bawiła się krańcem poduszki.
— Nastia? — powiedziała lekko karcąco Tatiana. Dziewczyna westchnęła zdenerwowana.
— Nie wydaje wam się, że to dziwne? Przecież one się nienawidzą!
— No ale to jednak jej siostra! Oczywiście, że to przeżywa!
— Nie lubią się? — wtrąciła Hania.
Dziewczyny wymieniły wymowne spojrzenia.
— Tak naprawdę to żadna z nas nie do końca lubi Lilę — powiedziała cicho Pawlina.
— Powiedz to prosto: nie cierpimy jej. To wredna suka — mruknęła Nastia.
— Przestań! To brzmi, jakbyś się cieszyła, że zaginęła! — postrofowała ją Svieta.
— Wiecie dobrze, że nie o to mi chodzi! Ale ten numer, który wywinęła Belli? Przesada!
Hania popatrzyła na nią z ciekawością. Nie chciała o to pytać, ale widząc jej wzrok, Nastia sama zaczęła mówić.
— Przez tydzień Bella była chora, więc nie pracowała. W tym czasie Lila przyjmowała klienta, którego zazwyczaj obsługiwała Bella. Było to trochę dziwne, bo zwykle on przychodził specjalnie do Belli. Pewnej nocy usłyszałam... — Nastia przerwała, uciszona przez resztę dziewczyn, gdyż zaczynała być głośna. Kontynuowała już ciszej. — Usłyszałam, że on nazwał Lilę Bellą. Rozumiesz? Podała się za nią, żeby przejąć jej ulubionego klienta!
Hania wpatrywała się w nią bez słowa. Nie bardzo wiedziała, jak to skomentować. Z tonu głosu Nastii wywnioskowała, że była to rzecz wielkiej wagi. Widocznie nawet w takiej profesji podbieranie sobie klientów było obrazą.
— To trochę nasza wina. Wszystkie wiedziałyśmy, że Bella lubi go bardziej niż zwykłego klienta. Zawsze tak się cieszyła, kiedy przychodził. Mogłyśmy zareagować. — Westchnęła Rosa.
— Nie ma co się teraz obwiniać. Stało się. — pocieszyła ją Pawlina.
— I tak... Mogłyśmy temu zapobiec. Nigdy nie zapomnę jej wyrazu twarzy, kiedy zeszła na dół, żeby go przywitać, a on zapytał się, gdzie jest naszyjnik, który od niego dostała. W tym samym czasie Lila paradowała w nim, nawet się z tym nie kryjąc! Wszystkie dobrze wiemy, że była z siebie dumna! — powiedziała cicho Svieta.
— Dobrze, że tylko ty to widziałaś, bo przyrzekam na wszystko, co święte, wydłubałabym jej oczy! — piekliła się Nastia.
W tym samym momencie Bella poderwała się nagle i wybiegła z pomieszczenia. Dziewczyny odprowadziły ją wzrokiem. Na chwilę nastała cisza.
— Szlag... Byłyśmy za głośno — burknęła Rita. — Ktoś powinien za nią iść?
— Może jednak zostawmy ją samą. Jeszcze tylko pogorszymy sprawę. — Westchnęła Irina.
Hania obserwowała to wszystko, nadal żując swojego pasztecika. Było jej żal Belli. Dziewczyna musiała bardzo lubić tamtego mężczyznę, a rodzona siostra tak ją potraktowała. Nie umiała tego zrozumieć. Co mogło skłonić Lilę do takiego zachowania? Sama nie miała rodzeństwa, ale zawsze wydawało jej się, że to więź jedyna w swoim rodzaju. Widocznie nie zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro