4. - Energon.
Camaro po około dziesięciu minutach zadzwonił zaniepokojony do bazy i powiedział, że nigdzie nie ma Rafa i nie potrafi się z nim w żaden sposób skontaktować. To oświadczenie postawiło wszystkich na nogi i czym prędzej wszczęła się dyskusja, gdzie też on może być. Owszem, tajemnicza osoba była głownym podejrzanym, co jeszcze bardziej wszystkich niepokoiło. Optimus nakazał swojemu skautowi wracać do silosu. Wszyscy zastanawiali się nad jednym - gdzie może być Raf i czy nic mu nie jest. Napięcie oraz niepokój rosły z każdą chwilą. Im więcej sekund, im więcej minut mijało, tym bardziej w ich iskrach kiełkował lęk o młodego towarzysza.
Jakiś czas wcześniej
Raf wyszedł ze szkoły we wspaniałym nastroju. Dostał dzisiaj szóstkę za pracę, którą poprzedniego dnia zrobił z o wiele większym od niego, robotycznym przyjacielem. Od razu ruszył do żółtego Chevroleta, przez którego maskę oraz dach i klapę bagażnika przebiegały dwa, czarne pasy.
- Siema Bee! Za tę pracę, co robiliśmy wczoraj, dostałem szóstkę! Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Powiedziałem już Jackowi i Miko, jak spotkałem ich na przerwie.
- *Brawo!* - odbipczał pojazd, po czym ruszył przed siebie. - *Co powiesz na przejażdżkę?*
- Jasne! Jak w bazie?
- *Dobrze*
- Tylko tyle? Przecież zazwyczaj się nad wszystkim rozwodzisz. Co z tym Transformerem, którego złapaliście? Ratchet już wymyślił lekarstwo na jego rdzę?
- *Uciekł. Udało mu się nas zmusić do tego, żeby go wypuścić*
- Jak to? Przecież był nieprzytomny przez kilka dni.
- *Ugryzł Ratcheta, aż mu energon z dłoni leciał i zagroził, że mu odgryzie tę dłoń*
- I go wypuściliście?
- *Tak. I jeszcze jedno*
- Co?
- Nie jestem Bumblebee - samochód powiedział już damskim głosem i po chwili Raf znalazł się w dłoni tego, co nawiał Autobotom.
- C-co? Ale jak to? - biedny chłopak zaczął patrzyć po nim, a raczej po niej. Na jego twarzy widniało wielkie zaskoczenie i strach. - Co chcesz ze mną zrobic?
- Tylko wymienić cię za energon. Nie stanie ci się krzywda.
- Czemu mam ci wierzyć?
- Zapamiętaj proszę, że ja nigdy nie kłamię. Chodzi mi tylko o energon. Teraz mam problem z uzupełnieniem zapasów, a Autoboty na pewno mi go za ciebie dadzą.
- Myślałem, że jesteś Bumblebee...
- Wiem, o to mi chodziło. Jak masz na imię?
- Rafael. Inaczej Raf - odparł zaskoczony pytaniem. - A ty?
- Nie chcę, aby Autoboty je znały. Im mniej o mnie ktokolwiek wie, tym lepiej.
- Dlaczego?
- Nie pytaj.
- Ale dlaczego?
- Bo i tak ci nie odpowiem.
- To jak się mam do ciebie zwracać?
Postać na to już nic nie odpowiedziała, lecz dodała coś innego.
- Zamknij optyki.
- Oczy? Czemu mam je... - nie mógł nawet dokończyć zdania, ponieważ zostało mu ono przerwane.
- Po prostu zamknij.
Rafael nie mógł się z nią kłócić. Był całkowicie zdany na jej łaskę lub niełaskę i dobrze o tym wiedział. Jak na swój wiek był nadzwyczaj inteligentny. Zamknął je, jak mu kazała, potem został jakby zatrzaśnięty w jej dłoniach tak, że nawet światło nie dochodziło. Gdy ona przekonała się, że nastolatek jej słucha, obróciła się kilka razy wokół własnej osi, aby zmylić mu kierunek, jeśliby się miało okazać, że widział, gdzie jechała. Zaczęła gdzieś iść, a on w tym czasie wyciągnął komórkę, chcąc zadzwonić do prawdziwego Bumblebee. Niestety nie łapał nawet sygnału. Był uwięziony i zdezorientowany. Przecież wsiadał do swojego robotycznego przyjaciela, a teraz trzymał go ktoś zupełnie inny. Bujało nim z każdym kolejnym krokiem postaci, która w pewnym momencie się zatrzymała. Szczęście, że nie miał choroby lokomocyjnej.
Spod jej szczelnie zaciśniętych rąk nie dochodził praktycznie żaden odgłos. Jakieś niewyraźne dźwięki obijały się w głowie Rafa, ale za nic nie mógł ich sklasyfikować. Niestety cyrkulacji powietrza także w tej prowizorycznej klatce nie było. Stało się ono ciężkie, gęste. Trudniej było nim oddychać. Wystraszony zaczął stukać w palce istoty, chcąc wziąć wdech ze świeżym tlenem. Bał się uderzać, ale uduszenie wydawało mu sie gorsze.
- O co chodzi? - zapytała trochę bezbarwnie, robiąc minimalną szczelinę pomiędzy palcami, lecz o dziwno nie przeniknęło przez nie żadne światło. Czyżby była już noc? Nie, to niemożliwe. Byłaby chociaż minimalna poświata.
- Emm, no bo, no ten... - nie potrafił zebrać słów.
- Spokojnie, nie bój się mnie. Nie mam zamiatu cię krzywdzić. Po prostu potrzebuję energonu - rzekła już trochę łagodniej, co odrobinę uspokoiło chłopaka - Czemu stukałeś w moje palce?
- Bo ludzie do oddychania potrzebują świeżego powietrza, a jak mnie w rękach zamknęłaś, to tam nie dochodziło.
- Zamknij optyki, to otworzę na chwilę dłonie, potem jednak znowu cię w nich schowam.
Rafael nie zastanawiał się długo. Polecenie wykonał od razu, dodatkowo zasłonił je rękami. Wtedy wylądował na otwartej dłoni i mógł swobodnie oddychać. Było tu przyjemnie chłodno, nie jak na pustyni. Po chwili jednak cyrkulacja znowu stała się zerowa. Postać ponownie zamknęła go w klatce z własnych dłoni, po czym ruszyła przed siebie. Swoją kryjówkę odwiedziła jedynie w jednym celu. Przyszła po wózek z kopalni Decepticonów, który zażąda wypełnić energonem. Ręce miała zajęte, więc popychała go własnym ciałem. Gdy była znowu na pustyni, rozwarła palce na tyle, aby chłopak nic nie widział, ale aby świeży tlen dostawał się do dłoni. Szła powoli, temu też dopiero po połowie godziny doszła odpowiednio daleko. Wyłączyła zagłuszacz sygnału i otwarła rękę.
- Dzwoń do bazy Autobotów, ja będę mówić.
Rafael potaknął, wybierając odpowiedni kontakt. Połączenie od razu zostało odebrane.
~ *Raf? Co z tobą? Gdzie ty jesteś?!* - zabibczał mocno zmartwiony Bumblebee.
~ Jeśli chcecie go jeszcze zobaczyć, radzę wam przyjść na pertraktacje.
~ TY! Co z nim zrobiłaś?! - tutaj swoje dwa grosze wtrąciła Arcee.
~ Jeszcze nic. Jeszcze.
~ Optimusie, namierzyłem ją - szepnął do swego lidera Ratchet, sądząc, iż go nie słychać.
~ Otwórz most - zarządził Prime, porozumiewając się z takim samym natężeniem dźwięku.
Nieznajoma nie musiała długo czekać. Od razu wybiegli, mierząc w nią z broni i ją otaczając, lecz ona stała spokojnie, trzymając Rafaela od klatki piersiowej w dół. Wymierzyła mu w głowę z broni, na co dostała przerażone spojrzenia chłopaka oraz żółto-czarnego zwiadowcy, a także nienawistne od niebieskiej femobotki.
- Radzę się odsunąć i zachowywać spokojnie.
- Czego chcesz? - zapytał Prime, patrząc na tego małego, mięsistego, lecz także czasami bardzo cennego członka swojej załogi.
- Tylko energonu.
- Chyba śnisz! Optimusie, dlaczego mamy jej słuchać?!
- Bo pojmała Rafaela Arcee, nie możemy go zostawić. Ile energonu żądasz? - zapytał otoczoną.
- Pełny wózek - kopnęła go lekko w jego stronę.
- *Jeśli tyle damy, to nam nic nie zostanie* - skaut popatrzył zaniepokojony na granatowo-czerwonego mecha.
- Pół wózka - zaczął pertraktować.
- Pełny wózek a zdradzę wam położenie jednej z kopalni Decepticonów, jeśli co jakiś czas podzielicie się energonem. Jak potrzebujecie, macie kwadrans do namysłu. Będę tutaj, a jemu przez ten czas nic się nie stanie.
- Czemu mamy ci wierzyć? - spytała Arcee.
- A czemu ja mam wam? - podniosła lekko brew.
- Zgadzamy się na te warunki - zadecydował Prime, a na zdziwione zspojrzenie Autobotki chcące wszcząć kłótnię, powiedział - To już postanowione.
- Najpierw energon, później on i koordynaty kopalni, zaraz potem się wycofacie - ogłosiła.
- Także i ten warunek zostanie spełniony - wziął wózek i poprosił Ratcheta o most ziemny, przez który przeszedł. Medyk nie był zadowolony z wyniku pertraktacji, ale swojemu przyjacielowi ufał nad życie. Autoboty przez cały czas patrzyły to na porywaczkę, to na Rafa, który mimo wymierzonego w niego działa, uspokoił się. Nikt oprócz postaci nie był tak do końca zadowolony. Kiedy Optimus ponownie pojawił się na miejscu zdarzenia z wypełnionym wózkiem, wszyscy na niego patrzyli.
- Popchnij wózek w moją stronę i niech nikt się nie zbliża - odjęła broń od głowy chłopaka, tramsformując ją spowrotem w dłoń.
Kiedy mech wypełnił i to polecenie, femme uklęknęła, delikatnie odkładając dzieciaka na ziemię, po czym wstała i złapała towar. Podała koordynaty jedynej kopalni, którą była w stanie namierzyć, lecz z której nie dawała rady już nic wydobyć. W jej optykach nie dało odczytać się żadnych emocji. Raf czym prędzej podbiegł do Bumblebee, przytulając jego wyciągnięty ku ziemi palec.
- *Nic ci nie jest?* - zapytał zwiadowca, który był najbardziej zmartwiony ze wszystkich.
- Nie Bee, jest dobrze - lekko się do niego uśmiechnął.
Optimus popatrzył na nieznajomą.
- Dołącz do nas, aby chronić tę planetę i jej mieszkańców przed Decepticonami.
- Nie i nie pytaj, dlaczego. Mam swoje powody i nie mam zamiaru mówić, jakie. Wycofajcie się.
- Zdradzisz nam chociaż swoje imię?
- Nie.
- A więc dobrze. Autoboty, wracamy do bazy. Ratchet - połączył się z przyjacielem - Otwórz nam most ziemny.
A ona tylko stała i patrzyła. Inaczej go zapamiętała i zaczęła się zastanawiać nad tym wszystkim. Kiedy przeciwnicy zniknęli, włączyła zagłuszacz sygnału i ruszyła szybko do swojej kryjówki. Jednak nie zrobiła tego drogą lądową, a powietrzną, aby nie zostawiać śladów. Oczywiście zagłuszacz sygnału miała włączony. Jej umysł zaprzątało mnóstwo refleksji, na przykład na temat przywódcy wrogich jednostek. Obu przywódców i tego, co jest, co było prawdą, a co nie.
Po tym wszystkim ruszyła ostrożnie w stronę kopalni, aby zobaczyć czy Autobotom uda się ją zdobyć. Lub conajmniej kilka kryształów energonu. Owszem, byli jej wrogami, lecz nie chciała dopuścić do ich ewentualnej śmierci. Lot nad pustynią był nawet przyjemny. Podmuch rozpychanego przez nią powietrza przyjemnie chłodził nieco nagrzaną przez promienie słońca zbroję. Postać nie musiała się też, tak bardzo jak zwykle, martwić o swoją najbliższą przyszłość - nie zgaśnie z braku paliwa. Usłyszała strzały. Autoboty już musiały walczyć z Decepticonami. Ona natomiast podleciała tam i obserwowała wszystko znad chmur. Vehicony razem ze Starscreamem aż za skutecznie odpierały napaść. Optimus Prime, widząc, że miejsce to jest zbyt dobrze chronione, z bólem iskry nakazał odwrót. Tuż po tym kilka różnobarwnych aut jechało w przeciwną stronę od wejścia, unikając nieprzerwanego strzału cybertrońskich myśliwców. Nagle przed nimi otwarł się most ziemny, a gdy zniknęli, Decepticony odstąpiły od pościgu. Postać zamyśliła się i poleciała do swojej pieczary z całkiem nowym planem.
Autoboty
Po udanej, choć bardzo niepomyślnej dla nich transakcji wrócili do bazy. Rafael bezpiecznie siedział na ręce Bumblebee i tulił się do jego klatki piersiowej. Ratchet tylko na nich popatrzył, po czym zamknął most ziemny.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz Optimusie - powiedział.
- Ja też mam taką nadzieję przyjacielu. Niestety nie mieliśmy wyboru.
- Przepraszam - powiedział nastolatek - To przeze mnie go straciliście.
- *Właśnie, jak cię złapała? Czekałem na ciebie przed szkołą, ale cię nie było. I nie dało się do ciebie zadzwonić*
- No bo myślałem, że to ty, ale potem się przetransformowała i to już nie byłeś ty. Oj no nie wiem, jak ci to powiedzieć. I ja też nie mogłem zadzwonić. Nie miałem sygnału.
- Widocznie musi posiadać specjalny zagłuszacz. Później porozmawiamy. Teraz najważniejszym jest zdobycie energonu. Ratchet, otwórz most ziemny. Koordynaty słyszałeś w komunikatorze. Autoboty, transformacja i jazda!
Gdy Bumblebee odłożył swojego mięsistego przyjaciela na specjalne podwyższenie dla ludzi, cała czwórka wyruszyła wprost przed kopalnię. Natychmiast zaatakowali zdezorientowanych przeciwników, zmierzając do wnętrza. Wypadła z niego jednak cała chmara trepów, odcinająca Boty od kopalni. Starscream niczym cień pojawił się za nimi i wystrzelił jedną ze swoich rakiet prosto w plecy najbliżej stojącego Bulkheada, ten jednak zdołał się usunąć z trajektorii jej lotu. Walka była zażarta, lecz przeciwników wciąż przybywało, a drużyna Prime'a raz po raz obrywała. Optimus zarządził odwrót, nie chciał bowiem narażać swoich towarzyszy na nieuniknioną śmierć lub schwytanie.
Teraz zdobycie paliwa było dla wszystkich Autobotów priorytetem, tak więc w silosie został jedynie Ratchet obsługujący most ziemny. Cała reszta drużyny wyruszyła na niezbadane jeszcze ziemskie terytoria, poszukując życiodajnego kruszcu. Byli teraz niezwykle zdesperowani. Bez energonu nawet najmniejsze rany w końcu by ich wykończyły, jeśli nie zgasnęliby przez utracenie źródła zasilania. Groźba zgaśnięcia iskier była dla nich dostatecznym powodem, aby szukać bez ustanku i aż do odpadania kół. Tak więc jeździli, gdzie tylko mogli, szukając aktywności Decepticonów lub choćby najsłabszych sygnałów energonu. Niespodziewanie Ratchet usłyszał jakiś hałas dobiegający z wejścia do bazy.
- Optimus? - poszedł tam z pytaniem, bowiem to właśnie lider drużyny patrolował najbliższe kryjówce okolice.
Jednak nie odpowiedział mu nikt. Ruszył tam ostrożnie, transformując ręce w ostrza. Cicho stawiał każdy krok, będąc w gotowości do odparcia ewentualnego ataku. Wyszedł nagle zza zakrętu, zaglądając ku ukrytej w skale bramie. Na ten widok aż przystanął.
- Optimusie, mamy problem - zadzwonił do swojego przełożonego.
???
Ona chciała tylko móc normalnie żyć. Bez strachu, bólu, spokojnie. Lecz niestety trwała wojna. Femme nie musiała być w nią zamieszana, ale czy na pewno? Nie mogła żyć bez energonu, o który toczył się wielowiekowy spór. Nota bene zabrała jednej frakcji wszystko, co mieli. Poleciała więc czegoś poszukać nad ludzkie miasto. Jednej, konkretnej rzeczy. Uważała, by zostać niezauważona, by nikt jej nie wykrył. Zagłuszacz sygnału miała oczywiście włączony. Leciała nad budynkami, lecz widziała wszystko dokładnie. Niemal i mrówki chodzące po chodnikach, tak dobry miała wzrok. Nie problemem było dla niej ujrzeć kochające się rodziny czy czasami niestety skłócone. Tacy ludzie nawet nie wiedzieli, co tracą. Ona wiedziała i temu było jej ich żal, choć taki był ich wybór. Skłócenie, czyli brak pogodzenia. Nie znalezienie złotego środka w rozwiązywaniu problemów czy też kompaletny brak rozmowy bądź zainteresowania drugą stroną konfliktu. Źle się jej na to patrzyło, tak więc ruszyła mocniej skrzydłami i poleciała dalej, szukając potrzebnego jej przedmiotu.
Znajdowała jednak tylko jakieś pranie, sznury, wyrzucone na ziemię puszki czy reklamówki. Gdy miała zrezygnować, natrafiła na starą, zakurzoną płachtę. Była na tyle duża, że nawet przykrycie jej całego, opierzonego ciała w nocy nie byłoby problemem. Rozejrzała się i zapikowała w to miejsce, a potem odjechała z niego jako normalny samochód z dodatkową zawartością na siedzeniach oraz w bagażniku. Była zadowolona ze swojego nowego nabytku. Co prawda dostąpiła się kradzieży, lecz nowe przeznaczenie płachty było ważniejsze, niż zakurzenie i leżenie na ziemi na jakimś podwórku przy średnio zamożnym domu. A przeżycie było dla niej ważnieszcze, niż przestrzeganie prawa czy dobre maniery. Chciała nie musieć walczyć o energon, jednak nie była gotowa ponieść za niego cenę śmierci Autobotów. Nigdy by takiej nie poniosła, nie była taka. Nie przyjmowała taktyki ,,po trupach do celu". Wróciła więc z płachtą do swojej jaskini i rozłożyła ją na ziemi. Następnie zaczęła pakować na ten trwały materiał zdobyte przez porwanie Rafaela kostki.
Robiła to ze świadomością, że będzie jej trzeba znaleźć nowe źródło energonu, co proste nie będzie, wiedziała to. Już tyle go szukała, a znalazła tylko to jedno jego źródło. Źródło, ktore było już dla niej nie do zdobycia, nawet dla tylu Autobotów, które odeszły stamtąd z fiaskiem. Temu więc połowa zdobytych zapasów znalazła się na płachcie, a po chwili w powietrzu, zawieszona o szpony tajemniczej postaci, która bez wytchnienia leciała z nimi wprost do paszcy lwa, do bazy wroga. Wiedziała, że traci element zaskoczenia związany z posiadaniem wiedzy o ich punkcie stacjonowania, lecz nie umiała zostawić ich z niczym, bez środków do życia. Przeczekała więc jakieś pół godziny, latając nad masywną formacją skalną z silosem w środku, aby sprawdzić czy coś się tam stanie, czy ktoś stamtąd wyjedzie. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Temu więc zleciała na ziemię tuż przed zamaskowaną bramę. Ta otworzyła się przed nią. Weszła do środka, a następnie odłożyła energon na ziemię. Chciała zabrać płachtę. Coś, co mogłoby służyć jej za okrycie, jednak przeszkodził jej jak zwykle stojący na posterunku autobocki medyk Ratchet.
- Optimus? - zapytał, idąc tam, gdyż usłyszał jakiś dźwięk.
Postać musiała czym prędzej uciekać, aby nie zostać wykryta. Zrobiła to więc, wybiegając bezdźwięcznie poza wrogi teren i rozpoczęła ucieczkę już jako zwykłe, ziemskie auto. Nie miała jednak przyciemnianych szyb ani tym bardziej kierowcy, było więc widać, iż nie jest zwykłym samochodem, gdy tak jechała na razie poza miastowymi ulicami. Model, w który się w tym momencie transformowała, też nie był nowoczesny, więc samochód poruszający się dzięki sygnałowi GPS także nie wchodził w rachuby prawdopodobieństwa. Postać nie wjeżdżała więc do siedlisk ludzkich. Zainteresowanie nie było jej potrzebne. Miała już dość problemów z brakiem paliwa i dwiema chcącymi ją złapać armiami. Choć drużynę Autobotów znajdującą się na ziemi ciężko było nazwać armią, bardziej ekipą. Rodziną. Rodzina, nie miała jej. Już nie miała. I wiedziała, dlaczego. Kto jej ją odebrał, kto był w to zamieszany i jak to wyglądało. Ale koniec o rodzinie. Nie chciała o tym myśleć, choć jej celem nie było zapomnienie. Musiała po prostu nie dać po sobie nic poznać, nie poddawać się emocjom, które choć stłumione, nadal w niej tkwiły. Widok tryskającego i płynącego energonu. Temu nie chciała zabijać, lecz musiała. Robiła to jednak tylko po to, aby przeżyć. Nie sprawiało jej to ani grama przyjemności, choć było dobrym treningiem i zdobywała tak doświadczenie. Doświadczenie, które było jej potrzebne. Uciekła przeciwnikom, jednak to ona rozdawała tu karty, choć to nie było w obecnym momencie aż takie pewne. Jechała, szukając energonu lub Vehiconów, by je śledzić. Jednak napotykała na drogach jedynie pustkę, nie chcąc wjechać bez kierowcy do miasta. Zastanawiała się czy może tak zrobić, jednak postanowiła odpuścić i wrócić do swojej ukrytej w formacji leśnej kryjówki. Trening słuchowy jej się przyda. Musi nauczyć się dobrze korzystać ze wszystkich swoich zmysłów, na przykład właśnie poruszania się czy nawet walki bez pomocy wzroku. Do tego jednak potrzebowała idealnie wyodrębniać dźwięki, nawet ciche w głośnym otoczeniu. Nie wiedziała czy jest to możliwe. Postanowiła więc potrenować audioreceptory.
Wyłączyła bodźce wzrokowe, jadąc tam. Zwolniła, chcąc wczuć się w drogę. Jednak nie umiała określić jej biegu. Za to zaczęła bardziej wyczuwać pod kołami wszystkie nierówności na nawierzchni. Na szczęście nie było ich dużo, trasa bardzo długo nie była naprawiania, ale miała dobry stan i solidną budowę początkową. Dzięki temu mogła przetrwać dużo. Choć pewnie wystarczyłoby, aby Transformer na nią upadł, by nawierzchnia została roztrzaskana. I tak już była nagrzana przez nie przerywane niemal nigdy chmurami promienie słoneczne, które nagrzewały karoserię. Chłodziła ją na szczęście jazda, najlepiej szybka. Większy pęd sprzyjał szybszemu chłodzeniu. Gdyby jednak postać stała na tej drodze, prawdopodobnie opony, w które się wyposarzyła, skanując odpowiedni model trybu alternatywnego, uległyby roztopieniu, a co za tym idzie, nie mogłaby jechać. Także przez swąd spalonej gumy możnaby ją łatwo wyczuć, gdyż zapach ten jest silsny i nieprzyjemny. Silny jak jej wola przetrwania, a nieprzyjemny jak świadomość, że nie wie czy nie zginie następnego dnia. Jednak jej myśli były z dala od tego.
Liczyło się tu i teraz, choć myślała o racjonowaniu energonu czy jego zdobyciu na następne dni, miesiące a nawet, lata. Autobotom dała zdobyty przy uprowadzeniu ich ludzkiego sprzymierzeńca Rafa energon z jeszcze jednego powodu niż groźba ich zgaśnięcia. Gdyby nie antidotum na rdzawicę, zgasnęłaby w potwornych męczarniach. Choć i bólu ledwie po sobie nie okazywała, ajuż się tego aż za dobrze nauczyła. Miała na to zbyt wiele czasu spędzającego sen z powiek. Ból - świadczył przynajmniej, że żyje. Niepewność o jutro - utrzymywała ją w przeczuciu, że musi przetrwać. Wszystie związane z obecną sytuacją emocje - tłumiła je i nie dawała im wyjść na zewnątrz. To słabość, a wrogowie od razu by ją wykorzystali. Jazda samotnie w blasku zachodzącegi słońca, nie ma nic przyjemniejszego, prawda? Jednak postaci nie towarzyszyła ulga, iż jest to koniec męczącego dnia. Nie znała tego uczucia, jak i nie wiedziała co to zabawa czy odpoczynek, obijanie się. Jechała w jakimś konkretnym celu, tym razem był to trening. Uruchomiła receptory wzroku. Chciałaby odpocząć i wytchnąć, jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Zbyt dużo tu było zagrożeń, aby je zignorować. Zbyt dużo niepewności oraz strachu, choć i on był niemal całkiem stłumiony. Jedynie sporadycznie wydostający się na powierzchnię jej umysłu.
₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪
3136 słów! Nareszcie wena dała mi dopisać ten rozdział! Bardzo przepraszam, że nic tak długo nie wstawiałam, chciałam coś napisać, ale niestety jej nie było. A piszę to mając 1% baterii w , igranie z ogniem.
Mam nadzieję, że choć rozdział trochę nudny, nie jest taki zły. Zachęcam do komentowania oraz krytyki.
Macie jakieś teorie spiskowe? Bardzo chętnie takie poczytam.
Jeszcze raz przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam. Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia. Dziękuję, że nadal to czytacie, choć to dopiero czwarty rozdział, nie licząc prologu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro