24. - Zaufanie.
Wrongedspark zastanowiła się nad słowami Miko. Nad tym, że gdy zaufa innym, poczuje się lepiej. Podejrzewała, że może tak być. Widziała, iż oni, ufając sobie, czują się bezpieczni, czego jej nie dane było w życiu zbyt wiele razy w życiu doświadczyć. Zastanowiła się, jak to jest ufać komuś na tyle, żeby przestać się go obawiać. Pomyślała, że to musi być przyjemne. Jak lot - uwalniające od zmartwień.
- Może masz rację. Jednak mogę cię o coś prosić?
- Jasne, że tak - nastolatka odpowiedziała od razu, będąc rozentuzjazmowana tym, że ta zamknięta w sobie femme chce ją o coś prosić. I może kiedyś w rewanżu zgodziłaby się ją zabrać na lot myśliwcem... Nie żeby zjeżdżanie w opancerzonym wozie ze skarpy również nie było ekscytujące, ale to jednak zupełnie co innego.
- Nie naciskaj na mnie. Muszę to przemyśleć.
- Ahh, jasne - dziewczyna była nieco zawiedziona, bo myślała, że będzie musiała dla Wrongedspark coś zrobić, a wychodzi na to, że jest wręcz odwrotnie. Ma czegoś nie robić.
- Dziękuję - femme poczuła się nieco lepiej. Cicho odetchnęła. - Wrócę już - wstała.
- Ejjjjj! A weź mnie na ramię daj(!) - poprosiła dziewczyna, chcąc zobaczyć, jak się na niej siedzi.
- Na ramię? - spytała Wrongedspark.
- Bulk mnie czasami tak nosi, no weeeź! Proszę! - nastolatka użyła najbardziej błagalnego tonu, na jaki potrafiła się zdobyć przy próbie przekonania kogoś do swojego pomysłu. - Będę się ciebie trzymać!
Wszystkobotka zastanowiła się, ale podniosła ją delikatnie i dała przy swoje lewe ramię.
- Tak! Dzięki! - dziewczynie od razu pojawił się na ustach sporych rozmiarów uśmiech. Była rozradowana. Siadając, złapała się metalowych piór.
Wrongedspark weszła na windę i zaczęła zjeżdżać do wnętrza bazy Autobotów. Oczywiście miała gotowość do tego, by w razie czego złapać nastolatkę w wyniku zsunięcia się jej z barku swojego tymczasowego transportu. Wyszła z nią po zjechaniu na sam dół, zbierając na sobie wzrok Autobotów. Słyszała, jak odwrócili się w jej stronę.
- Jak widzę, Miko przekonała cię, żebyś ją ponosiła - zauważył Ratchet, nie wierząc w szybkość perswazji dziewczyny i tego, w jakim tempie zachęca tę fembotkę do interakcji.
- To prawda - potwierdziła WS - Wspomniała, że robiła to z Bulkheadem niejednokrotnie.
- Czasami ją tak noszę - potwierdził mech. - Dobrze się trzyma, czasami nawet na mnie stawała.
- Bo tak jest bardziej emocjonalnie!
- Chyba prędzej: ,,emocjonująco'' - poprawił ją medyk. Był ciekaw, jak dziewczyna zareaguje na poprawienie jej. Poprawił tym stwierdzeniem coś jeszcze, a konkretnie swój humor. Szczególnie jak zobaczył minę dziewczyny, która aż się nieco zapowietrzyła ze zdziwienia.
- No proszę, ktoś zagiął Miko. Niezła robota, Ratchet - Arcee nieco się na to uśmiechnęła. Usta medyka nieco drgnęły, odrobinę unosząc się przy kącikach. Jego optyki również nie były tak surowe jak zazwyczaj.
- Wcale mnie nie zagiął! - próbowała się bronić dziewczyna.
- Dobrze, dobrze, wierzymy ci - przyznała Arcee z nutką ironii.
- Hmpf! - obraziła się nastolatka. Jednak jej obraza nie trwała wiecznie, bo po niecałych trzech sekundach popatrzyła na głowę swojej taksówki. - Ejjj, a mogę na tobie stanąć? Będę ostrożna!
Pierwsze, o czym Wrongedspark pomyślała to to, że ona potrafi naprawdę głośno krzyknąć do audioreceptora. Drugim było czy jej opiekun nie miałby żadnych obiekcji w tej sprawie.
- Bulkhead się zgadza! Prawda Bulk? Prawda?? - dziewczyna domyśliła się, iż femme może nie chcieć robić czegoś wbrew woli jej opiekuna. Wykorzystała więc swój nalegający ton, wiedząc, że jego iskra jest na taką taktykę perswazji zbyt miękka, więc na pewno przegra ewentualny spór w tej kwestii. On najwidoczniej też doskonale zdawał sobie z tego sprawę, gdyż niemal od razu powiedział, że może to zrobić, jeśli tylko Wrongedspark nie będzie miała nic przeciwko.
- Ohh yeah! - krzyknęła dziewczyna triumfalnie. - Też się zgadzasz, nie? Prawda? Prawda, że tak? - nalegała Nakadai.
- Możesz, skoro będziesz uważała na to, by nie spaść.
- Dzięki! Będę, obiecuję - podekscytowana dziewczyna złapała za pióra na jej głowie i podciągając się na nich, podniosła się z tyłka na nogi.
Femme ruszyła do ściany, gdzie czuła się najlepiej. Sama też czuwała nad bezpieczeństwem Japonki. Stanęła tam, opierając się plecami. Przeszkadzało jej, iż nie może objąć pomieszczenia i obecnych tu botów wzrokiem, ale sobie mimo wszystko bez tego radziła ze swoim wyczulonym słuchem.
Nakadai po chwili znudzenia zaczęła się wspinać na jej głowę, ale została zdjęta przez fembotkę.
- No ejjj!
- Nie przypilnuję czy nie spadasz, kiedy będziesz mi szurać przy audioreceptorze. Tylko dzięki temu wiem, że się ze mnie nie zsuwasz, kiedy jestem oślepiona.
- Przecież nie szurałam.
- Szurałaś moimi piórami na głowie, kiedy próbowałaś się wspinać. To zaburza dźwięk.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, nie będąc zadowolona z tego obrotu sprawy. Femme Odstawiła ją na ziemię i zaczęła się wspinać na filar. Dziewczyna popatrzyła na nią i ruszyła do Bulkheada, rozumiejąc, że teraz nic już nie osiągnie, jeśli chodzi o jakiekolwiek interakcje z fembotką.
- Kto chce zagrać na konsoli? - spytała.
- *Zagram z tobą* - wybibczał Bumblebee, podchodząc za kanapę przed telewizorem, by dziewczyna znała jego intencje i wiedziała, że jest chętny. Dodatkowo podniósł też rękę, jakby się zgłaszał.
- Okay, może tym razem cię pokonam - Nakadai wzięła swojego ulubionego pada, po czym załączyła ścigankę.
- *Powodzenia* - żółto-czarny mech pokazał okejkę.
- No to zaczynamy - nastolatka załączyła grę, zaraz po jej starcie dając z siebie wszystko. Ale jako że mierzyła się z wyścigówką w pełnym tego słowa znaczeniu, była z góry na przegranej pozycji. Mimo tego, wygrała jeden z kilku meczy, wydzierając się w triumfalnym okrzyku pełnym radości.
- Tu się próbuje pracować - burknął Ratchet niby pod nosem, ale jednak na tyle głośno, by wszyscy w tym pomieszczeniu, a szczególnie dziewczyna, mogli go usłyszeć.
- Zrzęda - obraziła go, ale tonem nieco takim, jak gdyby się z kimś droczyła. Ta baza w końcu nie byłaby tym samym bez czepiającego się o każdy hałas medyka. To też nadawało jej ten niezwykły klimat.
Ratchet nic na to nie odpowiedział. Nie miał takiej potrzeby. Poza tym, spodziewał się tego typu reakcji dziewczyny. Przewidział, że skomentuje jego odezwanie się i się nie zawiódł w swej tezie.
- A ty nie masz jutro sprawdzianu z matematyki? - przypomniało się Bulkheadowi.
Dziewczyna jęknęła.
- A weź mi nie przypominaj.
- Powinnaś się uczyć, a nie grać na konsoli.
- Gadasz jak moja matka.
- Chodź, odprowadzę cię do domu - mech przetransformował się i otworzył jej drzwi.
- Nie chcę! Matma to zło! - krzyknęła dziewczyna.
- Naucz się. Zawsze lepiej coś umieć, niż nie - powiedziała Wrongedspark.
Miko (i nie tylko ona) zdziwiła się jej interwencją.
- No... dobrze. Pójdę - Miko ruszyła do swojego opiekuna nieco stropiona, po czym wsiadła do niego i się zapięła.
Bulkhead zamknął drzwi pasażera i ruszył, kiedy tylko ta się zapięła. Był zdziwiony jej nagłą, pasywną postawą. Zresztą tak samo jak inni.
- *Jak ty to zrobiłaś?* - spytał Bumblebee, gdy oni odjechali. - *Jej się nie da przekonać do niczego.*
- Zdaje mi się, że się słucha tego, co do niej mówię. Lubi mnie.
- To akurat prawda. Interesujesz ją - powiedziała Arcee.
Femme na to skinęła. Postanowiła zostać tu do nocy. Szczególnie bez wzroku, czuje się tu, na wysokości, najbezpieczniej. Gdy nastał zmrok i gdy poczuła zmęczenie, położyła się, a niedługo po tym zapadła w sen. Nie nacieszyła się nim jednak długo, bo przez przypomnienie sobie tego, co widziała po użyciu na niej łącza psychokorowego, dręczyły ją koszmary z przeszłości. Widziała śmierć i ból. Przeżywała znowu swoje najgorsze chwile. Wybudziła się nagle, siadając tak energicznie, że omal nie spadła ze stropu. Pióra przywarły jej do ciała. Chciało się jej płakać i choć próbowała znów zdusić te uczucia, było to ciężkie. Zbyt wiele ich się w niej nagromadziło. Wstała, podchodząc następnie bliżej ściany, po czym zeszła po filarze na posadzkę sojuszniczej bazy. Po stanięciu na niej, wyszła głównym wyjściem. Wiedząc, że nikt jej nie obserwuje, wyciągnęła skrzydła z pleców. Po zamachaniu nimi z odpowiednią siłą, wzniosła się. Poleciała na szczyt formacji skalnej, gdzie usiadła, opatulając się nimi. Mogła co prawda użyć windy tu prowadzącej, jednak nie chciała nikogo obudzić, a tym samym zwrócić jego uwagi zbędnym hałasem. Wrongedspark siadła tu - jednak nie prosto, a w postawie podkulonej - podciągając nogi pod siebie i obejmując je rękami. Było jej bardzo ciężko i bardzo chciałaby móc nigdy nie przeżywać tych wszystkich okropności, a żyć po prostu z mamą, szczęśliwa. W jej niewidzących optykach pojawiły się łzy. Żałowała, że nie potrafi się poczuć, jak najwidoczniej czują się Autoboty w tej bazie - kochana, wartościowa, nie musząca się bać wszystkich dokoła a wiedząca, iż ma od nich wsparcie. Ona po wszystkim tak nie potrafiła. Podkuliła się bardziej i skoro był środek nocy, pierwszy raz od dawna pozwoliła sobie na cichy płacz.
*Bumblebee*
Młody zwiadowca otworzył oczy. Przed sobą miał Vehicony, a jego noga leżała odstrzelona na podłodze. Do pomieszczenia wszedł Starscream.
- Warto było próbować nawiewać? - poraził go prądem, używając ościenia. Żółto-czarny mech krzyknął z bólu.
Starscream wbił mu szpony w dziurę po odpadniętej części nogi, a pomieszczenie znów przeszył krzyk. Jeszcze głośniejszy, kiedy Seeker pociągnął za kable wystające z nogi. Na przewody same nie byłoby aż tak głośnej reakcji, ale szarpnięte zostały i nerwy, a ból z nich promieniował przez całe ciało.
- A teraz gadaj, gdzie jest wasza baza?
- *Nic ci nie zdradzę!* - skaut nie miał zamiaru wystawiać towarzyszy. Ani dzieci, które też mogły pojawić się w bazie. Oberwał za to ponownie, na co jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
- Gadaj, ścierwo! - Starscream wbił mu w brzuch swoje szpony. - Albo urządzę cię tak, że już nigdy z nikim nie pogadasz! - wyrwał palce wraz ze znajdującymi się w nich kablami, po czym ponowił zabieg. Bumblebee rzucił się w kajdanach, wydając ze swojego przetwornika mowy krzyk.
- Mów! - Seeker przeorał mu klatę swymi szponiastymi palcami, zadrapując nimi następnie twarz jeńca będącego jego zabawką do wyżycia się i wyładowania stresu. Temu uwielbiał torturować Autoboty, zabijać bezbronne. Nie dość, że mógł się tak pozbyć swoich złych emocji czy stłumić je, to czuł się silny. Naprawdę silny i z namiastką prawdziwej władzy, która to objawia się panowaniem nad czyimś stanem i życiem. Uwielbiał słuchać błagań skierowanych w jego stronę. Tych wrzasków i jęków męczonych wrogów. Tak, to sprawiało że on sam odczuwał ulgę, gdy mógł się zmęczyć poprzez zadawanie bólu komuś innemu.
- Gdzie znajduje się wasza baza, ścierwa?! - wyrwał skrępowanemu zwiadowcy drzwi po zaoraniu szponami w miejsce, gdzie łączą się jego żółto-czarnym z ciałem. Bumblebee szarpnął się w okowach.
- Nic ci to nie da - Seeker uderzył go z całej siły z otwartej dłoni w twarz, a następnie z pięści w brzuch. Podobnie nieraz Megatron robił tak jemu samemu, dlatego wiedział, że to dość mocno boli (choć nie wpadł na fakt, iż z powodu znaczącej różnicy siły swojej a swojego przywódcy nie osiągnie takich samych efektów, jak lider Decepticonów). Jego więzień jednak nadal nie chciał puścić pary z ust. Był zbyt wytrwały i ta wewnętrzna siła wkurzała znęcającego się nad nim Decepticona.
- *Niczego się ode mnie nie dowiesz, Starscream* - oznajmił wiszący w magnetycznych obręczach Autobot.
- Jeszcze zobaczymy! - wkurzony lotnik przeorał mu wentylatory, po czym usłyszał tak rozkoszny dla jego audioreceptora krzyk. Uśmiechnął się złolsko i ponowił atak - Głośniej - powiedział zadowolony, kopiąc go w nogę ze swojej szpilki, która na codzień służy mu do chodzenia. Bumblebee stęknął cicho. Może to przesłuchanie nie trwało długo, ale Starscream znał się na rzeczy. Bezbronny bot czuł to całym sobą.
Na statku nagle zawył alarm. Jego przyjaciele musieli już się tu znaleźć. Starscream jednak nie wybiegł, a popatrzył na niego drapieżnie.
- Mówiłem, że urządzę cię tak, że już z nikim nie pogadasz, jak mi nic nie powiesz - Seeker wbił mu szpony w iskrę jak niegdyś Cliffjumperowi. Bumblebee jęknął głucho i... obudził się roztrzęsiony. Znów przeżywał te tortury, których doznał na Nemezis, jednak teraz tylko psychicznie i z finałem straszniejszym, niż ten, który faktycznie miał miejsce, kiedy znajdował się on w niewoli Conów. Odetchnął cicho.
Następnym co zrobił, było wstanie i wyjście z kwatery. Musiał odsapnąć i uspokoić się. Chciał zrobić to, patrząc w rozgwieżdżone niebo i na skryty w ciemności, jednak widoczny przez światło gwiazd, horyzont. Dlatego też wyjechał windą na szczyt bazy. Nie zauważył Wrongedspark, gdyż stał do niej tyłem. Nie wiedział też, że ona, słysząc tylko odgłos poruszającej się windy, zmieniła postawę, w której się znajdowała. Spuściła nogi w dół i już się tak nie podkulała. Skrzydła schowane miała w plecach - jak zawsze w ich obecności. On za to nie rozglądał się, będąc pewnym, iż jest tu sam. Popatrzył w niebo i cicho westchnął.
- *Czemu ta wojna nie może się skończyć* - wydał z siebie ciche odgłosy.
Fembotka, choć nie pozbierała się jeszcze wewnętrznie, zrobiła dłonią szmer, delikatnie trąc nią o ziemię. Mech popatrzył tam.
- *Też tu przyszłaś?* - zapytał. Ona skinęła. Dostrzegł, iż pióra przylegają do niej nieco bardziej, niż zazwyczaj. Zaskoczył się. Wyglądała trochę... żałośnie. Jakby się kuliła, a może była zdołowana. - *Wszystko dobrze?* - ponownie zadał pytanie. Ton jego bipnięć był zmartwiony.
Wrongedspark przemilczała je. Jej głowa minimalnie skierowała się bardziej w dół, a pióra nieco bardziej przyległy, choć femme zaraz je odrobinę postawiła, nie chcąc okazać słabości.
- *Wyglądasz na smutną* - rzekł zaniepokojony tym, co widział. Nie spodziewał się zobaczyć, iż na te słowa siedząca na krawędzi silosu postać, zadrży lekko, po czym cichutko załka, dając następnie dłoń na dziób, by go zamknąć.
Bumblebee w pierwszej chwili znieruchomiał. Nie miał pojęcia, co się dzieje i co powinien w tej sytuacji zrobić. Czy ta nigdy nie okazująca emocji oraz nigdy nie uzewnętrzniająca swego wnętrza osoba właśnie załkała? Czy ona właśnie próbuje stłumić płacz?
- *Czy ty... chcesz o tym porozmawiać?* - spytał, gdy minął mu pierwszy szok - *Nie musisz, jeśli nie chcesz. Wiem, że nie chcesz się dzielić tym, co cię trapi i tym, kim jesteś* - dodał zaraz. W jego modulacji słychać było zmartwienie, choć to z pozoru tylko pikanie o wysokiej częstotliwości.
Wrongedspark słyszała ten ton i rozpoznała go. Jej matka podobnym kazała jej uciekać, gdy mieszkańcy Cybertronu napadli niegdyś ich planetę. Pierwszy raz od dawna nie dała rady stłumić emocji i popłakała się, dając przednią część głowy w dłonie i skłaniając ją ku ziemi, jakby chciała ją ukryć. Podkuliła się ponownie, a jej pióra całkiem przyległy do jej ciała. Wydawała się teraz taka nieco mniejsza bez ich optycznego powiększenia ciała.
Mech niepewnie podszedł o krok.
- *Mogę podejść? Czy wolisz, żebym stąd poszedł?*
- Ja... już sama nie wiem, czego chcę - powiedziała, cicho płacząc. Płacz ten był przerywany próbami tłumienia go, ale fembotka nie próbowała tego zrobić z całej siły. Czuła, że potrzebuje się wypłakać, że jej gaszone cały czas emocje potrzebują ujścia. Chciała się też komuś wygadać ze swoich strachów i zmartwień, ale dotąd nie miała nikogo. A ten mech nieraz jej pokazał, że mimo iż się nie znali, troszczy się. Że nie próbuje siłą wbijać się w jej prywatne sprawy jak Ultramagnus. Że szanuje gatunki rodzime dla danej planety...
- *Może jak powiesz, co cię trapi, zrobi ci się lepiej? I może będę mógł ci jakoś pomóc? Lub my będziemy mogli* - mówiąc to, miał na myśli siebie i inne Autoboty.
- Gdyby nie wasz gatunek, w ogóle nie musiałabym tu być ani nie musiałabym niczego ukrywać - femme bardziej się podkuliła. Wie, że skoro już ukazała słabość, ukrycie jej nic by nie dało.
- *Co masz na myśli?*
- Że nie urodziłam się na Cybertronie. Planeta, gdzie to się stało, była niedaleko. Była dość podobna do tej. Spokojna. Pełna transformerów takich jak ja, z takim wyglądem.
Mech zdał sobie sprawę z tego, że siedząca przed nim postać zaczęła opowiadać o swojej przeszłości. Na język cisnęło mu się pytanie, dlaczego w takim wypadku nikt z nich by o takim gatunku nie wiedział, ale nie chciał jej przerywać, skoro już zaczęła o tym mówić. Widział, że musi tego potrzebować.
- Kiedy pierwszy raz otworzyłam oczy, miałam przed sobą matkę. Nie znam nawet jej imienia. Poznałam tylko swoje, gdy na orbicie pojawiły się wasze statki. Decepticonów i Autobotów. Strzelaliście w planetę i w tych, którzy próbowali się bronić - femme rozpłakała się bardziej. W jej głosie zaczęły pojawiać się ból i żal. - Obok nas upadło wysadzone drzewo. Mama kazała schować mi się w jego korzeniach. Z początku ze strachu nie byłam w stanie się ruszyć, ale potem to zrobiłam. Statki zaczęły lądować i wybiegali z nich Cybertrończycy. Decepticony i Autoboty. Wszyscy zaczęli mordować zarówno tych co walczyli, jak i tych co uciekali i błagali o oszczędzenie. Wiem, że byliście w stanie wojny w tym czasie i nie mam pojęcia, dlaczego walczyliście wtedy z moim gatuniem.
Bumblebee sam nie potrafił tego zrozumieć, ale gdy ona tak płakała i gdy jej głos brzmiał tak szczerze, nie był w stanie jej nie wierzyć, choć jej słowa brzmiały nieprawdopodobnie.
- Wiem tylko, że Megatron musi coś wiedzieć. Zna moje słabe punkty. Gdy pojmał mnie na Nemezis, pytał mnie, jak zwiałam z tej planety. Nazwał mnie Wszystkobotem. To pewnie nazwa mojego gatunku. Widziałam go tam. Jako jedyny stał u wyjścia ze statku i wszystkiemu się przyglądał. Wasz przywódca też tam był, ale on... on też zabijał. Zamordował moją błagającą go o życie matkę. Mam pewność, że to był Prime, ale sama się przekonałam, że jednocześnie on nie byłby w stanie tego zrobić. Że Autoboty i Decepticony w stanie wojny nie podróżowałyby razem na statkach, by wybić inny gatunek. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale Megatron musi coś o tym wiedzieć - zadrżała, płacząc już mocniej. - Sami widzieliście, że Prime'owi najbardziej nie ufam. To właśnie dlatego, że był tam wtedy i przebijał moję mamę swoim ostrzem, wyrywając jej części, gdy nie była w stanie uciec z jego uścisku. Nikt też ze sobą nie rozmawiał. Wszyscy z Cybertronu działali jakby byli zaprogramowani. Wybiec ze statków, wybić wszystkich i wrócić. Pobiegłam za nimi i ukryłam się w wentylacji. Rozkładali też coś po planecie. Gdy statki odleciały, zatrzęsło nimi i słychać było okropny huk. Oni chyba wysadzili całą planetę. Tak podejrzewam. To były ładunki wybuchowe.
- *Ja...* - mech nie był w stanie zebrać słów. - *To co mówisz, jest takie niemożliwe, ale wierzę ci. To znaczy, ciężko mi w to uwierzyć, ale czuję, że mówisz szczerze. I naprawdę zastanawialiśmy się, dlaczego wydaje się, jakbyś miała coś do Optimusa*
Wrongedspark usłyszała, że on nie kłamie. Był szczerze poruszony. Nie dowierzał z szoku, ale nie brzmiał, jakby kłamał, żeby tylko mówiła dalej. Zrobiła to więc.
- Wylądowano na Cybertronie. Uciekłam, gdy opuszczono statki i skryłam się w ruinach. Nie wiedziałam nawet o potrzebie uzupełniania energonu. Słabłam z dnia na dzień. Wokół mnie się mordowano. Torturowano. Musiałam zacząć okradać z energonu obie frakcje. Głównie Autoboty. Decepticony miały lepsze uzbrojenie i większą liczbę żołnierzy. Oraz Vehicony. Przerażały mnie, bo nie było widać ich twarzy i wszystkie były identyczne. Wtedy tego nie rozumiałam. Ledwo żyłam z dnia na dzień, ale dzięki temu, że byłam niewielka i lekka, chowałam się w miejscach, gdzie nikt nie zaglądał lub gdzie nikt inny nie mógł się dostać. Podglądając tych, co chodzili lub jeździli po ulicach albo zmieniali formę i lecieli w niebo, uczyłam się transformacji. Jednak w pewnym momencie trafiłam na teren zarządzany przez Ultramagnusa. Kradłam energon z jego placówek. Odciągałam strażników i ogłuszałam ich, kawałkami blahy. Nie nie umiałam wtedy korzystać z żadnego uzbrojenia. Byłam zbyt słaba i nie potrafiłam walczyć. Jakiś czas udawało mi się tak żyć, ale w końcu mnie złapano. Ultramagnus i dwie inne osoby przetrzymywali mnie w jakimś pomieszczeniu przypiętą do stołu. Przesłuchiwali mnie, obiecując, że jak powiem, kim jestem, gdzie się kryłam czy jak okradałam ich z energonu oraz wszystko, czego się dowiedziałam o placówkach Depticonów, wypuszczą mnie. Robiłam to. Rozkładali przesłuchania na wiele dni, cały czas mnie torturując, choć odpowiadałam im na wszystkie pytania. Kiedy dowiedzieli się już wszystkiego i nie miałam co więcej powiedzieć, zaczęli mnie torturować na zmianę, już bez żadnego powodu, nie pytając o nic. Z początku kilka razy dziennie. Potem zaczęłam im się nudzić. Widziałam to. Przychodzili rzadziej i byli mniej zadowoleni. Wiedziałam, że jeśli nie ucieknę, w końcu mnie zabiją. Przez cały ten czas Ultramagnus miażdżył mi części, kroił mnie, spalał spawarką i robił wiele innych rzeczy. Potem medyk mnie naprawiał bez żadnych leków - głos, podczas wyznawania tego, delikatnie drżał jej z emocji. - Nie wiem, jak długo to trwało, możliwe, że około miesiąca, może dłużej. Choć przez to później sama się byłam w stanie naprawiać. Udało mi się, niemal nie wyrywając sobie ręki, uciec ze stołu. Wiedziałam, kiedy Ultramagnus tam przyjdzie i ile mam czasu na ucieczkę, nim przyjdzie medyk. Schowałam się przy drzwiach i go ogłuszyłam, gdy tylko wszedł do pomieszczenia. Znalazłam wyjście z bazy. Zobaczyłam statek gotowy do lotu. Ukradłam go i odleciałam. Obserwując wasz gatunek, widziałam, co robicie w kabinach pilotów i próbowałam to powtarzać. Wybrałam pierwszą lokalizację z autopilota i była to ta planeta. Spałam, gdy obudził mnie alarm. Coś uderzało w statek i zaczął on spadać. Gdy się rozbił, znalazłam schronienie i przeniosłam tam wszystko, co cenne. Energon pozyskałam ze znalezionej kopalni Decepticonów. Zabrałam go, transformując się trepa. Wtedy spotkałam was pierwszy raz. Prime'a drugi. To Ultarmagnus, torturując przerażone, bezbronne i płaczące dziecko sprawił, że nie jestem w stanie zaufać słowom. Nadal nie mam pewności czy mogę wam ufać, bo zwyczajnie się boję. Nie jestem w stanie tego zrobić.
Bumblebee spontanicznie podszedł i ją przytulił.
- *Tak mi przykro, że musiałaś tyle przejść. Że przez nas straciłaś wszystko i nie możesz się poczuć bezpiecznie* - brzmiał, jakby sam się miał popłakać. Nie spodziewał się, że kogoś mogłoby spotkać ze strony Autobotów tyle zła. I to ze strony tych uważanych za najlepsze osoby.
Wrongedspark spięła się na dotyk, choć słyszała, iż mech się do niej zbliżał i wyjątkowo nie oponowała słownie ani przed odsunięcie się czy zablokowanie mu dostępu dłońmi. Popłakała się nieco bardziej. Ten dotyk był delikatny. Podobny do tego, jaki dawała jej mama - bo przecież ona ją po przyjściu na świat tuliła. Femme nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo brak jej było miłego dotyku. Jak bardzo potrzebowała komuś wszystko powiedzieć. Odczuła sporą ulgę.
- *Przepraszam(!)* - mech zaraz ją puścił, zdając sobie sprawę z tego, iż nie powinien był jej dotykać bez zgody. Od razu się odsunął.
- To.. tym razem nie szkodzi - powiedziała Wrongedspark po lekkim zawahaniu. Drżała lekko, jednak nie ze złości, a z innych emocji, zaliczanych do tych związanych ze smutkiem.
Żółto-czarny bot odczuł ulgę.
- *Dziękuję, że mi zaufałaś. To wiele dla mnie znaczy, że udało nam się sprawić, że chociaż po części potrafiłaś po tym, jak Ultramagnus tak cię potraktował. Postaram się z całych sił, byś nigdy się na mnie nie zawiodła, przyżekam* - zadeklarował pewnym tonem.
- Miałeś rację. Jest mi nieznacznie lżej. Choć chilowo nie mogę powstrzymać strachu i stresu, że znów zostanę tak samo zdradzona. Kiedy tylko myślę o uzewnętrznianiu się i zdradzaniu mojej przeszłości, dopada mnie panika. Panika, że ktoś wykorzysta moje słabe punkty przeciw mnie, jak on to wtedy zrobił.
- *Chcesz, żebym nic nie mówił innym? Obiecuję, że jeśli tak wolisz, nic nikomu nie powiem.*
Wrongedspark zdawała się zastygnąć. Iskra przyspieszyła jej w piersi. Nie wiedziała, jak inni mogli by na to wszystko zareagować. Bała się. Nieco mocniej zacisnęła ręce, które trzymała na nogach.
Bumblebee nic nie mówił. Wiedział, iż ona potrzebuje czasu do namysłu. Że przeżywa teraz bardzo trudny okres wewnątrz siebie. Słyszał, jak jej płacz cichnie. Znów go powstrzymywała.
- Ratchet pewnie jutro zdejmie mi te blaszki z optyk. Nie mam pewności czy chcę reszcie z was wszystko powiedzieć, ale mogę się na to po prostu nie odważyć. Wylecę z waszej bazy, jak będę znowu widzieć. Może mnie trochę nie być, bo ucieknę, bojąc się ich reakcji, jak im powiesz. Jeśli uważasz to za słuszne, zrób to. Ja nie wiem, co mam zdecydować.
- *Uzupełnij energon przed wylotem i postaraj się wrócić, żeby go uzupełnić* - Bee rzekł po chwili, deklarując tym samym, że powie innym to, czego się dowiedział, skoro ma na to jej zgodę. Nie potrafił znaleźć innych słów, by jej odpowiedzieć. - *I uważaj na Decepticony, skoro na ciebie polują, dobrze?* - martwił się. Pamiętał, co się z nią stało ostatnio, gdy opuściła w emocjach ich bazę.
- Pewnie nie wrócę w ciągu dnia. Nadal mam energon, który wam skradłam.
- *Ahh... jasne* - odrzekł Bee. Pamiętał, jak się wystraszyli, widząc pusty magazyn. Teraz już zrozumiał, że ona zwyczajnie musiała potrzebować paliwa w razie ucieczki. - To po prostu uważaj na siebie, zgoda? - nie wymagał, by zwróciła im kostki, bo rozumiał, że potrzebuje ich jako zabezpieczenie swojej sytuacji. Jako taka jej bezpieczna przystań, której w końcu każdy potrzebuje, by jego psychika była w dobrym stanie. Rozumiał już, dlaczego nie czuje się wśród nich bezpiecznie i z jakiego powodu potrzebuje mieć inne miejsce, gdzie może się schronić. Takie, o którym nikt inny nie wie i gdzie sama byłaby w stanie przeżyć przez co najmniej kilka dni.
- Tak, będę uważać - odpowiedziała, gasząc w sobie płacz i stawiając pióra, by nie były na niej tak oklapłe, ukazujące jej zły stan emocjonalny. Już czuła się lepiej. Miała wrażenie, że mimo stresu i strachu, o jaki ją przyprawiła, była to dobra decyzja.
- *Chciałabyś, żebym ciebie tu samą zostawił? Mogę wrócić do swojej kwatery* - zaproponował bot.
- Dlaczego tu przyszedłeś? - spytała go botka.
- *Cóż...* - jego głos nieco zastygł, jak w próżni - *We śnie ponownie byłem na torturach u Starscreama. Obudziłem się i chciałem popatrzyć w gwiazdy. To mnie uspokaja. Ale przejażdżką też potrafię się zrelaksować* - nie chciał, by femme czuła się stąd wygoniona. W tym wypadku wolał ustąpić i dać jej możliwość posiedzenia sobie na szczycie bazy wśród ciszy oraz lekkich powiewów wiatru.
Wrongedspark wstała. To był ich schron, nie jej. Mieli do niego większe prawa. Poza tym, ona umiała już zdusić w sobie emocje. Potrafiła też zasnąć w strachu i w sytuacji, kiedy zbiera jej się na płacz. Ruszyła w stronę windy.
- *Na pewno ty chcesz iść?* - bot rozumiał, co ona robi i że zostawia mu tu miejsce. W odpowiedzi otrzymał skinięcie. Na to nie rzekł już niczego. To była jej decyzja i skoro potwierdziła podjęcie jej, nie chciał się wtrącać. Został więc tu sam, gdy jego wieczorna towarzyszka ruszyła do środka, by odłączyć swoje podzespoły i zregenerować je podczas spoczynku.
////////////////////////////////////////
4277 słów. Przepraszam Was bardzo za tę długą przerwę. Wiązała się ona z brakiem weny i tym, iż nie wiedziałam, co zamieścić pomiędzy pewnymi wydarzeniami. Jednak dziś naszła mnie wena i słuchając utworu zamieszczonego w mediach, byłam w stanie napisać to, czego do tej pory mi brakowało. Dzisiejszy rozdział jest dłuższy niż 3000 słów i następny też będzie miał bliżej do 4000. Mam nadzieję, że dobrze Wam się to czytało. Następny rozdział pojawi się wkrótce i mogę to z całą pewnością obiecać. Dziękuję tym, którzy zostali.
Dziękuję też LorietRivaille za kopa w tyłek do pisania, choć dawno temu. Cały czas pamiętałam, iż mnie do tego zagrzewałaś. Mam nadzieję, że było warto <3
P.S. W następnym rozdziale więcej się podzieje, to również mogę Wam obiecać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro