Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. - Jak to w ogóle możliwe?

[Ten rozdział dedykuję @LamciaMc z okazji urodzin. Wniosłaś do mojego życia tyle dobrego, a Twoje rp pomogło mi, gdy miałam najtrudniejszy okres. Dziękuję, że jesteś i za Twoje zajebiste opowiadania, do których przeczytania zachęcam wszystkich, bo warto]

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Postać obudziła się. Procesor bolał ją bardziej, niż poprzedniego dnia, czuła też większe osłabienie. Najchętniej leżałaby dłużej, lecz wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. W jej grocie panował przyjemny półmrok, gdyś światło słoneczne było zasłonięte przez bluszcz i nie docierało do środka. Wstała, po czym rozciągnęła słowniki. Powtórzyła sobie w głowie to, o czym czytała poprzedniego dnia. Wyruszyła do kopalni, chcąc zgromadzić więcej życiodajnego paliwa, lecz chwilę po jej przylocie, pojawił się wśród Vehiconów szczupły mech. Jego głos nie był zbyt przyjemny dla audioreceptorów. Okazało się, że jest komandorem i przybył tu w sprawie ukradzionego przez nią wózka. Kiedy zagłębił swoje ostre jak brzytwy szpony w iskrze jednego z trepów, postać wycofała się ostrożnie, idąc cicho w stronę wyjścia. Rozglądnęła się potem uważnie, a następnie przetransformowała się w myśliwiec i odleciała. Nie miała pojęcia, że w czasie tego ruchu przyszedł na miejsce Seeker, więc od razu szybko odleciała, zaniepokojona tym, że jej wrogowie zorientowali się o skutkach jej małego przekrętu.

Gdy weszła do groty, zajęła się dalszym studiowaniem plików. Zajmowała się tym przez kilka kolejnych dni, cały czas szukana przez Autoboty czy Decepticony. Mogła czytać i uczyć się, przerywając to treningami, ponieważ miała dostateczny zapas energonu. Obie frakcje czuły przez to pewnego rodzaju niepewność, gdyż nie znały zamiarów owej istoty, jej pobudek czy możliwości. Temu też starały się ją znaleźć. A ona z każdym dniem czuła się coraz gorzej...

Kiedy nieznany nikomu Transformer przeczytał już wszystkie pliki, postanowił uzupełnić uszczuplone przez te kilka ostatnich dni zapasy energonu. Wyruszył więc do kopalni. Nie spodziewał się jednak, że przygotowana została na niego niego pułapka...

Wszedł on spokojnie do tunelu przetransformowany w Trepa. Patrzył uważnie czy nikt nie widzi nagłego pojawienia się nowego Vehicona, lecz nie zauważył nic niepokojącego. Jednak kroki innych nie były tak spokojne jak zwykle. Słychać w nich było lekkie poddenerwowanie, większą szybkość. Niektórzy lekko przebierali nimi w miejscu. To był dla niego znak, że coś tu jest nie w porządku. Popatrzył delikatnie po innych. Zdawali się być trochę spięci, jakby coś przeczuwali. Postanowił nie ryzykować bardziej i się wycofać ostrożnie. Udał, że usłyszał jakiś niepokojący dźwięk na zewnątrz, więc popatrzył w stronę wejścia, przerywając na chwilę pracę. Zauważył, iż kilku odwróciło szybko głowy, jakby na niego patrzyło. Coś zdecydowanie było nie tak. Ruszył do wyjścia i o dziwo nikt go nie zatrzymywał. Wyszedł i rozglądnął się. Popatrzył na wejście do kopalni i na skały nad nią, lecz nic nie dostrzegł. Nie chciał bardziej ryzykować, więc przetransformował się w myśliwiec i poleciał przed siebie. Nagle usłyszał za sobą cichy, ledwo dosłyszalny szum. Przyspieszył, kierując się w chmury, a dźwięk stał się intensywniejszy. Zorientował się, że ma ogon. Skręcił łukiem, aby zobaczyć, kto za nim leci. Był to srebrny myśliwiec z kilkoma fioletowymi za nim, na pewno nie ziemskimi. Transformer od razu pomyślał, że to Starscream i Vehicony. Tamci najwidoczniej zorientowali się, że zostali zauważeni, ponieważ czym prędzej rozpoczęli ostrzał. Tajemniczy osobnik, nie chcąć niespodziewanie zaryć w glebę z takiej wysokości, obniżył szybko lot, nadal unikając laserowych pocisków.

Gdy był przy ziemi, przetransformował się, aby po raz pierwszy wszcząć z nimi walkę. Zaczął w nich strzelać z wbudowanych blasterów, ale wyglądały przy nim trochę nienaturalnie. Jakby nie były jego, tylko kogoś innego. Zapożyczone. To jednak mogło być tylko złudzenie związane z nieco inną budową. Lub może bardzo inną, skoro ten Transformer mógł zeskanować więcej niż jedną formę alternatywną. Musiał się skupić, gdyż Decepticony właśnie same się przetransformowały, zaczynając ostrzał. Nieznajomy jednak nie stał w miejscu, jakby chcieli, lecz przypuścił atak, gdyż to on jest najlepszą obroną. Na szczęście wrogów nie było tak wielu, jedynie pięć Vehiconów i Starscream. Jego zostawił sobie na koniec, gdyż był najtrudniejszym przeciwnikiem ze wszystkich - najbardziej doświadczonym i mającym najmocniejszy pancerz. Nie mocniejszy jednak niż jego, osłonięty w dodatku metalowymi piórami. Po chwili używania blasterów przez Trepy, Starscream wystrzelił w stronę nieznanego rakietę, lecz ten sprawnie ją ominął, podbiegając z boku do fioletowych żołnierzy. Skoczył na nich z ostrzem wbudowanym w rękę, też jakby nie jego, zmuszony do bezwzględnego ataku. Nim Decepticony się zorientowały, zgasił pierwszą w swoim życiu iskrę, przebijając ją na wylot. Cały czas strzelał z działa na drugiej ręce. Jego uwaga była bardzo podzielona. Wykorzystywał do walki nie tylko wzrok, ale i inne zmysły, takie jak oczywiście dotyk czy też wyćwiczony nocami, i nie tylko, słuch. W tejże chwili komandor wystrzelił drugą rakietę. Myślał, że będzie ona nie do ominięcia, ale nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się mylił. On na pewno nie uniknąłby takiego pocisku, lecz postać wykonała szybkie salto w bok przez ramię, omijając tym samym rakietę, która wderzyła prosto w drugiego z Vehiconów, zabijając go na miejscu. Seeker wystraszył się konsekwencji, więc tym bardziej wziął się za atakowanie wyznaczonego przez Megatrona celu. Cel ten jednak szybko uporał się z trzecim z Vehiconów. Skoczył mu na barki i zanim ten zdołał go zrzucić czy ściągnąć, złamał mu kark. Następnie zeskoczył i podbiegł do kolejnego. Zrobił pod nim ślizg, przecinając mu kable na nogach, następnie dwykrotnie strzelił w plecy. Energon wypływał z Trepa bardzo szybko, tak więc postać miała pewność, że ten za chwilę zgaśnie. Musiała trafić ostrzem w główny przewód przypominający ludzką tętnicę. Ruszyła pędem do ostatniego, omijając jego pociski. W chwili gdy wbiła ostrze w jego iskrę, otworzył się ze dwa metry dalej seledynowo-niebieski portal, z którego czym prędzej wyjechało kilka automobili.

- Optimusie! Odbieram bardzo słaby sygnał energonu. Za słaby na kostkę czy jakieś złoże. Wygląda to tak, jakby ktoś został ranny - znad komputerów rozniósł się po bazie lekko zachrypnięty głos autobockiego medyka.

- Myślisz, że to może być on? - zapytała niebieska femobotka, nie czekając na odpowiedź swojego lidera odnośnie odkrycia Ratcheta.

- Uważam, iż jest to bardzo możliwe Arcee - wtrącił się Prime. - Nie wszczął z nami walki, tylko uciekał, nie miał też emblematu Decepticonów. Możliwe, że teraz z nimi walczy.

- *Albo to kolejna podpucha tych złomów* - zabibczał żółty zwiadowca z czarnymi elementami.

- Możliwe. Ale możliwe także, że zdobędziemy cennego sprzymierzeńca. Ratchet - zwrócił się do swojego przyjaciela - Odpal most ziemny. Autoboty, transformacja i jazda(!) - zarządził, zmieniając tryb i stojąc przed otwartym już portalem, czekając na innych. Wykonali szybko jego polecenie i prawie wszystkie Autoboty wyjechały ze swojej bazy wprost w tę małą bitwę, toczącą się względnie niedaleko. Przetransformowały się czym prędzej i wymierzyły w Starscreama, który przy takiej przewadze wroga zmuszony był odlecieć. Inaczej pewnym jest, że albo by został pojmany, albo po prostu by nie przeżył. Postać natomiast wyciągnęła ostrze z klatki piersiowej Vehicona i popatrzyła na nich czujnie.

- Kim jesteś? - zapytał Prime, lecz ona zamiast odpowiedzieć, przetransformowała się w myśliwiec i zaczęła uciekać.

- Gonić go! - krzyknął Optimus do swoich.

Autoboty bez chwili wahania wykonały rozkaz i po chwili za lecącym pojazdem jechały trzy samochody oraz motor. Bumblebee zaczął wyprzedzać innych, mając najszybszy ze wszystkich alt-mode i chcąc czym prędzej dowiedzieć się, z kim mają do czynienia. Nie zważał na słowa swojego lidera każące mu dołączyć do reszty, lecz znacznie ich wyprzedził, zaganiając nieznającą terenu postać wprost w pułapkę - jeden z parowów, których góra zasypana była przez skały w taki sposób, że nie dało się tamtędy wylecieć. Gdy reszta Autobotów dojechała na miejsce, przeżyła szok. Ujrzeli oni bowiem dwóch Bumblebee, bibczących do siebie i patrzących na siebie zdziwionych. Jeden był prawdziwy, drugi nie. Lecz obaj zachowywali się tak samo. Boty przetransformowały się, nie wiedząc, do kogo mierzyć.

- Bumblebee? - zapytał Prime.

- *Tak?* - odbibczały jednocześnie dwie postacie, następnie piorunując się wzrokiem.

- *To ja jestem Bumblebee!* - krzyknęły dokładnie w tym samym czasie.

- *Przestań mnie naśladować!* - dodały, po czym popatrzyły zrezygnowanym wzrokiem na Prime'a, oczekując, iż rozróżni on swojego zwiadowcę od pozoranta. Przynajmniej prawdziwy Bumblebee tego oczekiwał, bo postać wolała, aby nie domyślili się, iż to nie ona jest Autobotem.

- Emm - Optimus pierwszy raz od dawna nie wiedział, co odpowiedzieć.

- Chwila. A co on ma na ręce? - Arcee pokazała na pozoranta.

Wszyscy, on także, spojrzeli na wskazane miejsce. Znajdował się na niej burawy nalot. Była to rdza. W tej samej chwili Autoboty wymierzyły w tę postać. Wiedziała, że nie ma się już co bronić, więc przetransformowała się w alt-mode żółtego zwiadowcy, po czym pędziła wprost w stronę Optimusa, chcąc przejechać między jego szekoko wozstawionymi mogami. Ten przygotował się do zatrzymania samochodu, lecz zamiast niego, Prime'a wyminął niebieski, tak bardzo znajomy im motor. Kiedy postać nie była już osaczona, zmieniła się spowrotem w myśliwiec, po czym wleciała w chmury, chcąc zgubić pościg. Ale pościgu nie było. Wszyscy zostali zbyt mocno zaskoczeni, aby pomyśleć o gonieniu przeciwnika. Dopiero po chwili Optimus przerwał chwilę milczenia, kontaktując się ze swoim medykiem przez komunikator.

- Ratchet, otwórz nam most.

- Błagam panie, wybacz mi! - krzyknął srebrny komandor Megatrona, kolejny już raz obrywając od jego wielkich szponów oraz pięści.

- Kolejny raz mnie zawiodłeś. Miałeś go pojmać, a nie uciekać!

- Nie miałem szans z Autobotami!

- To mogłeś śledzić ich znad chmur. W końcu byś się czegoś dowiedział! - uderzył go ponownie, a w jego barku coś strzeliło. Seeker skrzywił się z bólu.

- Wybacz mi, błagam! Zrobię, co karzesz, tylko mnie oszczędź!

- Zejdź mi z oczu - warknął były gladiator i już po chwili Starscream zniknął z mostka, udając się wprost do ambulatorium.

- Knock Out, napraw mnie! - warknął na polerującego swoją klatkę piersiową czerwonego medyka.

- Czyżbyś znowu rozgniewał Megatrona? - zapytał lekko niedbale, odkładając urządzenie i polecając mu jeszcze usiąść na stole. Następnie ruszył po potrzebne mu do naprawy przedmioty.

- Zamilcz - rozkazał wyżej od niego postawiony mech, na co tamten lekko wzruszył optykami.

Podszedł do niego ze strzykawką wypełnioną znieczuleniem i wstrzyknął jego niewielkie dawki w miejsca tuż przy ranach. Nie musiał czekać długo, aż zacznie działać, po czym zabrał się za spawanie szram oraz wyklepywanie wgnieceń.

- Powiedz, o co tym razem poszło? - zapytał lekko znudzony medyk, chcąc ożywić sobie jakoś codzienną rutynę ciągłego naprawiania rannych.

- Nie interesuj się - warknął Seeker.

- Nie wściekaj się tak, bo będę zmuszony dać ci coś na uspokojenie - uśmiechnął się lekko wrednie w duchu.

Sterscream już chciał go poranić swoimi szponowatymi palcami, lecz ten bezproblemowo odparł atak, będąc na niego przygotowany. W tym momencie jednak niby przypadkiem wyszedł spawarką poza teraz znieczulenia.

- Uważaj złomie! - Seeker krzyknął na medyka, gdyż nie było to przyjemne odczucie.

- Gdybyś się tak nie rzucał, to nic by się nie stało - odparł spokojnie tamten. - Uspokój się i daj mi pracować, bo chyba nigdy cię nie naprawię - rzekł, wyolbrzymiając sprawę.

Reszta naprawy poszła bez problemu. Na koniec Knock Out nastawił Starscreamowi wybity bark.

- Nie przemęczaj ręki przez jeden dzień oraz nie wkurwiaj Megatrona, radzę jako lekarz - uśmiechnął się lekko wrednie.

- Skończ - rozkazał tamten, po czym wyszedł z zabiegówki, zostawiając usatysfakcjonowanego fana swojego wyglądu sam na sam z polerką.

- Jak myślisz przyjacielu, jak to możliwe? - zapytał nadal zdziwiony Prime swojego doktora.

- Nie mam pojęcia. Nigdy nie słyszałem o takim przypadku. Jeśli chcemy się dowiedzieć, musimy szukać u źródła.

- Czyli innymi słowy schwytać... tego kogoś? - spytał Bulkhead.

- Dokładnie - potwierdził dowódca, po czym zwrócił się do zwiadowcy. - Bumblebee, widziałeś go najdłużej. Wiesz może coś więcej?

- *Niestety nie Optimusie. Nic nie powiedział, jedynie jak już przyszliście i był zamieniony... we mnie* - dziwnie wypowiadało mu się te słowa.

- A ten nalot na ręce? Czy to nie wyglądało jak rdza? - femobotka wtrąciła swoje dwa grosze.

- Rdza? - zapytał Ratchet. - Jak to dokładnie wyglądało?

- Miał na ręce plamę lekkiego nalotu. Chociaż nie wyglądało to dokładnie jak rdza. Było mniej... nasycone? Nie wiem, jak to powiedzieć.

- Hmmm - zastanowił się medyk - Słyszałem kiedyś o osobie chorej na rdzawicę. Paskudne dziadostwo niemal nie do wyleczenia. Zaczyna się od osłabienia organizmu oraz bólu części, a kończy na całkowitym zardzewnieniu i śmierci. W dodatku trzeba częściej przyjmować energon, aby to tak szybko nie postępowało. W zaawansowanym stadium nawet trzy razy więcej, niż standardowo się powinno. Można się zarazić przez kontakt z rdzą, a objawy następują w naprawdę różnym odstępue czasowym. Od kilku dni do nawet kilku lat. Jeśli moje domysły są słuszne, za niedługo powinniśmy dać radę go złapać. Chyba że Decepticony zrobią to pierwsze.

- Czyli co, złapiemy go, a on nam zdechnie? - spytała bezuczuciowo Arcee, na co Ratchet zmarszczył brwi.

- Nie mów tak. Jeśli mam rację, to już mu współczuję, bo ból jaki towarzyszy rdzewieniu ważniejszych narządów jest niemal nie do zniesienia. Przynajmniej z tego, co czytałem.

- Czy jesteś w stanie wyprodukować na to lekarstwo? - spytał Prime.

- Wtedy można by było wykorzystać je do wyciągnięcia z niego informacji - zauważyła Arcee.

- To niehumanitarne - odpowiedział Optimus - Ale możemy nie mieć innego wyjścia.

- Nie jestem pewien czy temu podołam. Ta choroba jest niemal nieuleczalna. W dodatku nie wiadomo o niej wiele, bo jest tak rzadka, że niemal nie istnieje.

- Wierzę, że dasz radę przyjacielu - dowódca położył mu rękę na ramię w geście wsparcia.

- Postaram się - odrzekł medyk, patrząc liderowi w optyki.

W tym samym czasie postać patrzyła zaniepokojona na swoją rękę i starała się ostrzem zdrapać nalot, ale musiał on przesiąknąć przez metal, bo nie była w stanie tego zrobić. Jej sytuacja była patowa. Nie dość, że kończył jej się energon, to jeszcze nie mogła w stu procentach upodobnić się do tego, kogo chciała. W dodatku czuła się potwornie. Procesor ją bolał, miała wrażenie, że przyjmuje za mało energonu, choć każdego ranka brała jego dziennę dawkę. A nawet jakby chciała to uczęścić, nie miała takiej możliwości, ponieważ jej zapasy były zbyt ograniczone. Czuła ból w ordzewiałym miejscu, lecz na niego nie zważała. Zdołała się już nauczyć ignorowania złego samopoczucia czy właśnie bólu. Inaczej by nie uciekła, nie uprowadziła statku i nie pojawiła się na Ziemi. Postanowiła potrenować poruszanie się za pomocą słuchu, kiedy jeszcze był dzień, a w nocy polecieć pod kopalnię i czekać na dobrą okazję do zwinięcia energonu. Wzięła więc zagłuszacz sygnału ze statku, po czym wyszła przed grotę. Już kiedy przechodziła przez bluszcz, zamknęła optyki, tak więc nie musiała tego robić teraz. Uspokoiła myśli, wyciszyła się, zignorowała nieprzyjemne odczucia. Przynajmniej na tyle, na ile potrafiła. Z każdym dniem uczyła się słyszeć więcej i dokładniej. Rozróżniać nawet kształty drzew, krzaków czy gałęzi po szumie przechodzącego obok nich podmuchu powietrza. Jej audioreceptory były bardzo wyczulone, dużo bardziej niż przedstawicieli Cybertronu.

Zaczęła ćwiczyć, nadal z zamkniętymi optykami. Trenowała utrzymanie równowagi w niewygodnych pozycjach czy wspinaczkę na skały położne niedaleko, nadal na nic nie patrząc. Ostatnie z zadań nie było wcale proste, ponieważ nie umiała odróżnić płaskiej powierzchni czy wypustek w kamieniu za pomocą słuchu musiała posłużyć się dotykiem. Kilka razy prawie spadła, raz zawisła na trzech palcach, ale dała radę i po dłuższym czasie wspięła się na to niewielkie jak dla niej wzniesienie. Później skupiła się mocno. Starała się dosłyszeć, gdzie znajduje się jakieś grube drzwo, na które mogłaby spróbować wskoczyć, lecz przez jej rozgrzane od pracy wentylatory huczały zbyt głośno, aby dało się dosłyszeć cichy szelest liści czy uderzanie powiewu o korę. Otworzyła optyki i rozglądnęła się. Na każdym kroku dostrzegała piękno przyrody. Ukrztałtowanie terenu, jak choćby skały i ta niecka, w gtórej się znajdowała. Przepiękne drzewa zarówno iglaste, jak i liściaste, trawę, która po wgnieceniu jej, podnosiła się po jakimś czasie, wodę zasilającą małe jeziorko pośrodku tego wszystkiego, wszelakie żyjątka leśnego ekosystemu, zaczynając od drobnych owadów, poprzez ptaki, takie jak sowy czy dzięcioły, po niewielkie ssaki, jak kuny. Stojącą na wzniesieniu postać zachwycała ta niezwykła różnorodność. To ciche miejsce przypominało jej dom. Choć nie była pewna czy mogła nazwać go domem. Popatrzyła w niebo, gdzie chmury płynęły spokojnie, przysłaniając co jakiś czas ciepłe promienie letniego słońca. Nie nagrzewały one jednak podzespołów tej tajemniczej osoby, ponieważ zapobiegały temu pióra. Gdy było ciepło, ustawiały się tak, że zatrzymywały chłód a nie dopuszczały ciepła. Kiedy było zimno, działały odwrotnie. Postać spojrzała na tę najbliższą Ziemi gwiazdę. Była przepiękna. Optyki Transformera były bardzo dobrze rozwinięte, tak jak i inne jego zmysły, lecz mimo to mógł patrzyć w jasność i nie tracić ostrości wzroku. Był do tego przystosowany i też łatwo przystosowywał się do nowych warunków. Był kosmopolityczny - mógł żyć w niemal każdym środowisku. Nawet w zgoła nieprzystępnym. Liczyło się przetrwanie. Nie mógł jednak zajść, jak słońce, tylko musiał bezustannie trwać i brnąć przez życie, nie pozwalając sobie choć na chwilę odpoczynku. Ujrzał wyłaniający się na horyzoncie księżyc, niebo rozświetliło się przepiękną harmonią ciepłych barw - od żółci, przez pomarańcz, aż po czerwień czy nawet lekki róż, a także fiolet. Wszystkie kolory współgrały ze sobą, robiąc zapierający dech w piersiach efekt. On jednak nie mógł się na to patrzyć, tylko w formie myśliwca ruszył przed siebie, aby dowiedzieć się czegokolwiek o Autobotach, a potem ruszyć ponownie do kopalni, by choć trochę zasilić swoje zapasy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro