Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. - Przylot.

[NOTKA OD AUTORA] Zanim zaczniecie czytać opko, zachęcam do komentowania i jeśli pojawią się jakieś teorie spiskowe, to walcie nimi prosto z mostu. U mnie nie trzeba się z niczym hamować.

(*)(*)o!o(*)(*)o!o(*)(*) <--- Znicze i ozdoby choinkowe na mój mózg XD

Postać obudził alarm oraz liczne uderzenia w kadłub statku. Wleciała w asteroidy. Przełączyła statek na sterowanie ręczne i próbowała się z tego jakoś wykaraskać. Bezskutecznie. Jej środek transportu został poważnie uszkodzony. Musiała lądować awaryjnie. Na szczęście była już bardzo blisko swojego celu. Wleciała w ziemską atmosferę. Niestety wysiadł jej jeden z silników. Statek zaczął spadać. Włączyła mu maskowanie, złapała za stery i pociągnęła je z całej siły w górę. Udało jej się trochę wyrównać lot. Widziała przez szybę wszystko, lecz niewyraźnie. Mijała oceany, moża, pustynie, lasy, góry. Nawet wulkan się znalazł. Po chwili uderzyła w ziemię. Trochę nią zatrzęsło, ale nie było źle. Sprawdziła czy maskowanie nadal jest aktywne. Było. Szybko przeanalizowała swoją sytuację. Postanowiła poszukać jakiejś kryjówki w pobliżu, aby mogła się tam schować w wypadku namierzenia przez kogoś jej uszkodzonego środka transportu. Przeszukała statek w poszukiwaniu jakiegoś przydatnego ekwipunku. Bez trudu znalazła zestaw narzędzi oraz lekko uszkodzoną maszynę do skraplania energonu, a także kilka przydatnych przedmiotów jak nośniki danych i odpowiedni czytnik. Może uda jej się wyszukać tam parę pomocnych informacji, na przykład o medycynie, której znajomość w obecnej sytuacji może jej się bardzo przydać.

Postać wyszła na zewnątrz wraz z częścią sprzętu i rozejrzała się. Zobaczyła w pobliżu duże skupisko jakiegoś... dziwnego czegoś. Były to takie jakby brązowe słupy z zielonym na górze. Nie wyglądało to groźnie, więc tam poleciała. Na własnych, wystających z pleców skrzydłach, które mogła w każdej chwili do nich schować. Była pewna, że skoro ta planeta znajdowała się w katalogu i to na pierwszym miejscu, musiały być tu Autoboty i prawdopodobnie także Decepticony, więc znalezienie jakiegoś schronienia było dla niej priorytetem. Wleciała do tego dziwnego miejsca, które stało się jej tymczasowym celem. Ze zdziwieniem zauważyła, że wszystko miało budowę organiczną, a nie z metalu. Zachwycił ją ten fakt, bo było tu naprawdę pięknie. Słyszała różne dźwięki - od melodyjnego gwizdania, przez jakieś szybkie, lecz ciche stukanie, po szelesty wywołane prawdopodobnie przez mieszkające tu stworzenia. Nie miała jednak czasu na zachwycanie się ekosystemem tej planety. Musiała znaleźć kryjówkę.

Po chwili zatrzymała się przed ścianą skalną, w której ujrzała sporą grotę. To miejsce przypominało jej dom. Przeniosła do tej jaskini wszystko, co przetrwało małą katastrofę lotniczą. Zajęło jej to około godziny, bo trochę sprzętu oraz innych rzeczy ocalało. Na szczęście znalazł się tam też spory zapas energonu, zdolny zaspokoić potrzeby żywieniowe postaci przez miesiąc. Zaraz po tym zabrała się za maskowanie swojego tymczasowego schronienia. Zobaczyła, że skały dookoła oplata jakaś nieznana jej roślina. Dotknęła ją ostroźnie, po czym delikatnie odczepiła jej korzenie od dotychczasowego podłoża. Następnie zakryła nimi wejście do jaskini. Bluszcz - bo to była owa roślina - idealnie ukrył otwór w skale. Po upewnieniu się, że teren jest bezpieczny, usiadła w grocie i zamknęła optyki. Musiała odpocząć, szczególnie że na następny dzień miała zaplanowane szukanie większej ilości energonu.

Wstała niechętnie. Nie czuła się najlepiej, więc zaaplikowała sobie dzienną dawkę tego życiodajnego płynu. Rozruszała zawiasy, po czym wyleciała z jaskini. Unosiła się na swoich wspaniałych skrzydłach wysoko ponad chmurami, patrolując teren w poszukiwaniu jakiegoś magazynu czy kopalni. Nie mogła dopuścić do tego, by ktoś ją zauważył. Swój cel namierzyła po około dziesięciu minutach. Miała szczęście. Zeskanowała z powietrza jednego Vehicona, aby dostać się niezauważona do tunelu wydrążonego maszynami wiertniczymi. On na szczęście nie zorientował się, że jakaś wiązka ledwo widocznego światła przeszyła jego systemy na wylot. Kiedy nikt nie patrzył, wylądowała, przetranformowała się w Trepa i wkroczyła pewnym chodem do kopalni. Dla niepoznaki zajęła się pracą, tak jak inne Vehicony. Lecz gdy uzbierała pełny wózek, zamiast wywieźć go specjalną windą na górę, gdziekolwiek to prowadziło, zabrała go z jaskini wprost do swojej nowej kryjówki. Zrobiła to drogą powietrzną, już w swojej naturalnej formie. Nie zajęło jej to długo, bo po krótkiej chwili wylądowała przed tym dziwnym czymś, w którym znajduje się ukryte schronienie. Niestety nie przewidziała jednego...

- Optimusie, wykryłem sygnał szybko przemieszczającego się energonu. Nasze zapasy cały czas maleją. Musimy zareagować - powiedział biały robot z pomarańczowymi kreskami przypominającymi tętno ludzkiego serca zobrazowane na szpitalnym komputerze.

- Zgadzam się z tobą przyjacielu. Otwórz most ziemny - rozkazał zdecydowanie większy od niego mech przyodziany w granat i czerwień. - Autoboty! Transformacja i jazda! - przetransformował się i ruszył w stronę rozświetlonego portalu. Inni pojechali za nim.

Dotarli do jakiegoś tak rzadko spotykanego w Nevadzie lasu. Znajdował się on w sporej wielkości niecce, w której musiała w porach ulewnych deszczów zbierać się woda. Poszli w kierunku sygnału. Zobaczyli przed sobą dziwnego Transformera, przypominającego z wyglądu jakiegoś ziemskiego, drapieżnego ptaka. Miał ciemny, brązowy lakier, jego nogi przypominały bardziej szpony. Nie miał typowej twarzy, tylko znajdował się tam zaostrzony dziób, z pewnością bardzo silny. Cała postać była jakby opierzona, miała też ledwo zauważalny ogon, jak u drapieżnego ptaka. Pchała ona wózek z kopalni Decepticonów. Autoboty wymierzyły do nieznajomego z broni.

- Zostaw energon i poddaj się! - krzyknął Optimus Prime.

Tamten tylko popatrzył się na nich. Nie rzekł słowa, a na tego typu twarzy nie dało się odczytać emicji, optyki nie wtrażały nic lub było tp bardzo dobrze ukryte. Następnie ruszył on do ucieczki. Paliwo oczywiście zabrał ze sobą.

Rozpoczął się pościg. W pewnym momencie nieznajomy zniknął. Zawiedziona ekipa wróciła spowrotem do swojej bazy.

Całe szczęście, że Autoboty nie patrzyły ponad siebie, na drzewa, bo postać by im chyba nie uciekła. Zaparła się o nie szponami i jedną reką, drugą i dziobem podtrzymując wózek. Było to męczące, lecz skuteczne. Kiedy drużyna zniknęła, tajemnicza postać została jeszcze chwilę na miejscu, upewniając się, że ich naprawdę nie ma, po czym wróciła do jaskini. Dobrze, że skały znajdujące się tam zakłucają sygnał, bo przez to jest nie do namierzenia. Kiedy tylko zobaczyła tamtą zgraję, przeżyła szok. Na ich czele stał ktoś tak bardzo jej znajomy! Nienawidziła go z całej swojej iskry. Innych także nie darzyła sympatią, choć ich nie znała. Miała jednak przeczucie, wiedziała, że coś tu jest nie tak, że to nieprawda. Zastanawiała się czy to, co widziała, nie było jednak czymś zupełnie innym. Doskonale go pamiętała i nie miała żadnych wątpliwości, że to on. Musi od teraz jeszcze bardziej uważać. Przypomniałao jej się, co się wtedy stało. W optykach pojawiły jej się łzy. Nie pozwoliła im jednak płynąć. Musiała być silna, aby przetrwać. Nałożyła na twarz maskę obojętności. Tego nauczyła się podczas samotnych dni oraz tortur, które spotykały ją na Cybertronie ze strony pewnego Autobota. Nauczyły ją one również ignorowania bólu, a także opanowania. Porozciągała się trochę i potrenowała aktobatykę, która mogła jej się przydać przy nieuniknionych starciach z nieprzyjacielem. Po dwóch godzinach była zmęczona, więc skończyła trening. Nauczyła się przez ten robić salta oraz przerzuty w bok, czyli tzw. gwiazdy. Usiadła pod ścianą i zabrała się za studiowanie informacji z nośników danych, które zabrała ze statku. Na szczęście były to głównie notatki o medycynie, której znajomość tak bardzo mogła jej się przydać. Znalazła tam też kilka porad z działu mechaniki. Zagłębiła się w lekturze i nawet się nie zorientowała, kiedy zapadła w stan hibernacji.

Obudziła się wcześnie rano z bólem pleców oraz procesora. Spanie w siedzącej i w dodatku zgiętej do przodu pozycji, nie jest najzdrowsze. Poszła po dzienną dawkę energonu, a gdy ją już uzupełniła, rozruszała się i wyszła ostrożnie z jaskini. Kiedy upewniła się, że w pobliżu nikogo nie ma, rozwinęła skrzydła (wcześniej dla wygody schowane w plecach) i wzleciała w chmury. Utrzymywała się na takiej wysokości, aby nie było jej widać z ziemi, lecz żeby sama mogła objąć wszystko wzrokiem. Szukała trybu alternatywnego, bo ten który zeskanowała podczas przymusowego pobytu na Cybertronie, za bardzo rzucałby się w optyki. W pewnym momencie ujrzała miejsce pełne różnych machin wojennych. Nowoczesną bazę wojskową. Zainteresował ją jeden typ myśliwca. Zeskanowała go i się w niego czym prędzej przetransformowała, aby go jak najszybciej opanować. Z początku trochę chwiała się w locie, lecz na szczęście szybko to ogarnęła.

Postanowiła znaleźć jeszcze jakiś tryb naziemny, więc wylądowała w pobliżu szerokiej, drogi z obustronnym ruchem. Schowała się za pobliską skałą i czekała na odpowiedni moment. Nie trwało to jakoś specjalnie długo, bo już po około godzinie dostrzegła dość interesujący pojazd. Był to żółty, sportowy wóz. Uruchomiła skaner, lecz jej szczęście nie trwało długo. Przeraziła się, gdyż zamiast zwykłego samochodu zdobyła właśnie dane budowy Autobota! Szybko przetransformowała się w myśliwiec i zaczęłam uciekać. Niestety tamten ją zauważył i najpewniej wezwał wsparcie, ponieważ po chwili goniło za postacią już kilka pojazdów. Wleciała na ogromną, pionowo ułożoną skałę. Nie było prawa, żeby się tam dostali, chyba że tym ich postalem. Miała jednak nadzieję, że tak nie zrobią. Powróciła do swojej naturalnej formy i szybko przeskanowała pozostałe Autoboty. Mogło jej się to kiedyś przydać. Dzięki temu manewrowi uzyskała trzy nowe tryby, nie licząc tego wcześniejszego. Były to: motor, terenówka oraz tir. Znalazł się w jej procesorze także ten pechowy, sportowy samochód. Nie widząc sensu przesiadywania dłużej w tym miejscu, przetransformowała się spowrotem w myśliwiec i wzleciała pionowo w chmury, przez które nie było widać, w którą stronę się skierowała. Wróciła do swojej, kryjówki i zajęła się przetwarzaniem zdobytego wczoraj energonu. Cieszyła się, bo było tego naprawdę sporo i mogło wystarczyć jej na wiele czasu.

Bumblebee wracał właśnie z patrolu. Nie zauważył nawet pół Decepticona, więc postanowił wybrać się z Rafaelem, swoim młodym przyjacielem, na przejażdżkę. Jechał właśnie po niego autostradą, gdy zobaczył niedaleko podejrzany ruch. Przyjżał się temu i ze zgrozą zauważył, że rozpoznaje tę postać, która czym prędzej przetransformowała się w myśliwiec i zaczęła odlatywać. Zwiadowca zjechał na pierwszym zjeździe, po czym ruszył za nią w pościg, dzwoniąc jednocześnie do swojego dowódcy.

- Optimusie, zauważyłem właśnie tego Transformera, który umknął nam wtedy w lesie. Obserwował ludzi jadących na autostradzie. Gonię go, lecz nie znam jego zamiarów. Proszę o wsparcie - wypowiedział jednym tchem.

Chwilę po wezwaniu zjawiła się obok niego reszta ekipy. Jechali wszyscy na całej mocy swych silników, nie spuszczając myśliwca z pola widzenia. Nie mogli go jednak doścignąć. Pruli przez pustynię, docierając do skał, w których okolicy był ukryty silos. Czyżby nieznana postać wiedziała, gdzie znajduje się ich baza? Musieli ją za wszelką cenę doścignąć! Po pewnym czasie się zatrzymali, gdyż nieznajomy wylądował na niedostępnej dla nich z ziemi skale, patrząc na nich. W pewnym momencie poczuli się trochę dziwnie, lecz to przemilczeli. Nikt nie zwracał na to uwagi, choć właśnie zostali przeskanowani. Nieznajomy wiedział już wszystko o ich budowie i jeśli byłby dobrym strategiem z bagażem doświadczenia, mógłby wydedukować na tej podstawie ich słabe punkty oraz style walki. Tego jednak robot większy od Arcee, ale mniejszy od Bumblebee nie potrafił.

Kiedy Optimus miał już prosić o most ziemny na tę skałę, nieznajomy przetransformował się, po czym poleciał prosto w chmury. Był już nie do zlokalizowania, więc Prime zarządził powrót do bazy.

Obcy poleciał poszukać innych kopalni, bo wiedział, że gdy z jednej będzie ciągle coś znikać, jego wrogowie mogą się wtedy zorientować, że coś jest nie tak. Delektował się powiewem chłodnego wiatru, kojącego jego lekko nadszarpnięte nerwy. Gdyby mógł, najchętniej by nie walczył, lecz niestety było to niemożliwe. Nie chciał dołączyć do żadnej z frakcji. Uważał, że nie ważne, po której stronie ktoś jest, wszędzie są złe boty czy też femme. Nigdzie nie ma kogoś naprawdę dobrego, komu możnaby zaufać. Osobnik latał tak, szukając jakiś śladów działalności wydobywczej Decepticonów, lecz nie znalazł zupełnie nic. Jedyne, co osiągnął, to gorsze samopoczucie. Czuł się jakoś dziwnie wyczerpany, więc zaczął wracać do swojej kryjówki. Nie trwało to jednak kilka minut, bo szukał kopalni nawet o godzinę drogi od niej. Był nistety zmuszony korzystać tylko z tej, którą znalazł na początku. Transformer wrócił do siebie, lecz nie po to, aby odpoczywać.

Zabrał się za naukę podstaw medycyny z nośników. Nie było to dla niego łatwe, bo musiał zapamiętać naprawdę wiele rzeczy. Między innymi jak łączyć zerwane przewody, jak spawać lub naprawiać rany kłute lub cięte, ale także to, jaka jest optymalna temperatura, co należy robić w przypadku utraty przytomności, ile energonu należy przyjmować w standardowych, a ile w krytycznych warunkach. Na nośnikach znajdowała się także wiedza, jak postępować z rannymi, czasami agresywnymi pacjentami, znajdowały się tam także podstawy psychologii, od których aż w procesorze huczało. Widocznie statek, którym Transformer przyleciał na Ziemię musiał być transportowcem medycznym. Było to dla niego nadwyraz korzystne, bo zebrał nie tylko odpowiednią wiedzę, ale i także potrzebne do napraw narzędzia, kroplówki, oraz środki zarówno odkażające, jak i znieczulające czy nawet narkozy. Wątpił czy je kiedykolwiek wykorzysta na sobie, lecz mogły mu się przydać do usypiania wrogów. Wiedzę przyswajał kilka godzin, ale nie przeszedł jeszcze w stan hibernacji, a wyszedł poćwiczyć.

Zaczynało robić się już ciemno, lecz to mu nie przeszkadzało. Zamknął optyki i zaczął wsłuchiwać się w las. W każdy, choćby najmniejszy dźwięk. Słyszał popiskiwanie zwierząt, świetgot ptaków czy nawet cichy szum wiatru. Dosłyszał także, jak pracują jego wentylatory, nawet iskra. Było to ciche, miarowe bicie. Jednak na tym obcy nie skończył. Wyciszył się bardziej, aż do jego audioreceptorów dochodził szelest poruszającej się pod wpływem lekkiego powiewu trawy, liści na drzewie. Zaczynał odróżniać wiatr idący wprost na niego, a ten przechodzący przez różne przeszkody, jak na przykład drzewa. Zrobił krok do przodu. Słyszał, jak trawa pod nim się ugniata, a ta, na której stał, powoli podnosi. Słyszał, jak powietrze przemieściło się w przestrzeni po jego powolnym ruchu. Słyszał, jak jego części pod wpływem tego lekko się ruszają, ocierając o siebie delikatnie. Nie widział z zamnkiętymi optykami nic, lecz jednocześnie widział wszystko, przez słuch. Ogarnęły go radość i lekkie podniecenie, lecz zdusił je w sobie. Nie mógł uzewnętrzniać żadnych emocji. Bo właśnie to one ukazują słabość lub czułe punkty. Ich brak gwarantował wolność od uciskania w nie. Ale czymże jest ta wolność, gdy każdego dnia trzeba walczyć o przetrwanie? Z pewnej strony ciężarem, z pewnej ułatwieniem.

Niespodziewanie do audioreceptorów Transformera doszedł narastający trzepot skrzydeł. To sowa usiadła na jego nieruchomym ramieniu, patrząc na niego swoimi wielkimi oczami. Nie spoglądał tam, mając nadal optyki zamknięte, lecz słuchał uważnie. Już po dźwięku odpychanego powietrza zorientował się o wielkości i kształcie ptaka. Gdy ten opadł, a wiatr zaczął go lekko owiewać, usłyszał szelest ruszających się piór, ich długości i kształtu, a także umiejscowienia. Otworzył wreszcie optyki, powoli odwracając głowę do zwierzęcia. Ich spojrzenia się spotkały, a ptak zachuczał tylko, po czym odleciał. Postać lekko, na kilka sekund się uśmiechnęła, po czym przybrała obojętną minę i wróciła do swojej kryjówki, aby odpocząć.

- Co mam rozumieć przez to, że z kopalni zniknął jeden wózek?! - krzyknął wściekle wielki, szary mech uderzając w twarz swojego podwładnego. Starscream złapał się za policzek, a następnie udpowiedział lekko drżącym głosem.

- Nie wiem, Lordzie Megatronie! Vehicony musiały go gdzieś zgubić. To naprawdę nie moja wina! Błagam, uwierz mi! - Seeker uklęknął przez swoim liderem i złożył ręce w proszącym geście.

Megatron popatrzył na niego ostro, lecz nie dostrzegł lekkiego drgania lotek, które następowało, gdy Starscream go okłamywał. Nie dał jednak po sobie poznać, że zna ten sposób na rozróżnianie prawdomówności swojego komandora.

- Wróć do swoich obowiązków. Jeśli jeszcze raz nastąpi taka lub podobna sytuacja, odpowiesz za to osobiście. Zrozumiano?(!) - zapytał nie znoszącym sprzeciwu tonem, spoglądając na niego zdenerwowany i zastanawiając się, co w takim razie stało się z tym wózkiem.

- Dziękuję, dziękuję ci panie. Obiecuję, że cię nie zawiodę - pokłonił się jeszcze raz, po czym wstał.

- Skoro twierdzisz, że to nie ty, dowiedz się, kto za tym stoi - rozkazał, mówiąc to tak, jakby nadal go obwiniał, ale dał mu drugą szansę.

- Jak sobie życzysz mój panie - srebrny mech na obcasach złożył swemu dowódcy ostatni, głęboki pokłon, po czym wyszedł z pomieszczenia. Zmierzał wprost do tej kopalni, która, jak sądził, przyprawiła go niemal o stratę głowy. Bo myślał, że Megatron naprawdę chce go już zabić.

- Słuchać mnie złomy! - krzyknął, gdy już się tam znalazł.

Vehicony zostawiły wszystko, co robiły, po czym podeszły do niego.

- Wczoraj zniknął stąd jeden z wózków. Czy ktoś wie, co się z nim stało? I lepiej dla was, aby ktoś mi to powiedział! - powiedział groźnie, rozczapierzając szpony.

Trepy lekko odsunęły się, patrząc na siebie niespokojnie. Nic nie widziały, bo cały czas zajmowały się swoją pracą. Oświadczenie Starscreama było dla nich niezwykłym zaskoczeniem.

- Kto jest waszym dowódcą?!

Na to wezwanie podszedł do niego jeden z Vehiconów.

- Ja - powiedział.

- A więc? Masz mi powiedzieć, co się tu stało, albo zapłacisz za to głową - warknął.

Vehicon wystraszył się, lekko się odsuwając, ale mech złapał go mocno za ramię.

- Powiedz. Teraz - odsunął lekko rozczapierzoną dłoń w tył, szykując się do uderzenia.

- Nie wiem, byliśmy zajęci wykonywaniem swoich obowiązków, jak komandor kazał! - starał się odsunąć, wystraszony, lecz Seeker trzymał go zbyt pewnie i zbyt mocno.

- Zła odpowiedź - warknął, po czym wbił szpony wprost w jego iskrę, z której wypłynęło trochę energonu.

Vehicon jęknął, po czym się zachwiał. Starscream wyciągnął swoje długie palce z jego klatki piersiowej, a ten złapał się za ranę, po czym upadł na ziemię. Jego wizjer zaczął migać, po czym światło ustało.

- Jeśli do jutra nie poznam odpowiedzi na moje pytanie, kolejny z was skończy, jak ten. Zrozumiano?! - zapytał groźnie innych Vehiconów, zbyt zastraszonych, aby przeciwdziałać.

- Tak jest! - krzyknęły chórem.

- A teraz wracać do swoich obowiązków - rozkazał.

Trepy przytaknęły, po czym wróciły do pracy. Seeker odwrócił się z zamiarem wlecenia na statek rurą transportową, lecz kątem optyki ujrzał wymykającą się z kopalni postać. Poszedł tam, aby ukarać niepracującego śmiałka, lecz zobaczył coś, na co zatrzymał się w miejscu. Oto Vehicon przetransformował się w wojskowy myśliwiec, który na pewno nie mógł być jego formą alternatywną, po czym odleciał. Starscream był tak zaskoczony, że nie rzekł ni słowa, nie zdradzając tym samym swojej obecności niczego nie podejrzewającemu Transformerowi. Zaraz po tym wrócił na statek, kierując swe kroki na mostek. Zanim wszedł, zatrząsł się w duchu, po czym otworzył drzwi oddzielające pomieszczenie od korytarza. Skierował się w stronę tronu swego władcy, obrzucającego go lekko gniewnym spojrzeniem. Następnie uklęknął przed nim.

- Panie... - powiedział z szacunkiem.

- Kazałem ci wrócić do swoich obowiązków - warknął groźnie lider.

- Myślę, że wiem, jak ten wózek zniknął z kopalni - nie podnosił głowy, cały czas będąc w pokłonie.

- Kontynuuj - rzucił Megatron już mniej groźnie.

- Otóż byłem w kopalni, badać sprawę zniknięcia, a gdy miałem zamiar wlecieć na statek, zobaczyłem, jak jeden z Vehiconów wychodzi. Poszedłem więc za nim, lecz gdy tylko zobaczyłem go ponownie, on przetransformował się w myśliwiec. To nie mógł być jego alt-mode. Nie zauważył mnie i odleciał. Zaraz potem przyszedłem tu, by cię o tym powiadomić.

- Wiesz, gdzie poleciał?

- Nie.

- Dleczego go nie śledziłeś?

- Zanim się przetransformowałem, wleciał w chmury, gdzie zmienił kierunek. Nie byłem w stanie go zlokalizować. Wybacz mi proszę - skłamał, bo nie chciał przyznać się do tego, że po prostu był zbyt zaskoczony.

Megatron zauważył to, lecz nic nie powiedział odnośnie fałszu swojego komandora.

- Dobrze więc. Jeśli zobaczysz go znowu, śledź go i dowiedz się, gdzie leci. Jeśli cię zauważy, masz go zestrzelić i przyprowadzić do mnie. Mam już pewne podejrzenia odnośnie tego, kim może być.

- Jak każesz.

- Wstań i wyjdź. Nie zawiedź mnie.

- Nie zawiodę - powiedział, po czym wykonał jego polecenie.

- Soundwave - zwrócił się do swojego asa wywiadu, pracującego jak zwykle przy głównym komputerze. - Postaraj się go zlokalizować. Jeśli moje przypuszczenia okażą się słuszne, będzie trzeba zwiększyć ostrożność.

Szczupły, niemal czarny mech przytaknął tylko, poczym wrócił do pracy, starając się jednocześnie namierzyć tego, który zaniepokoił jego pana i władcę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro