Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wrócisz?

Czeeeeeść!

Ogólnie zapas shotów mi się kończy XDDD Znaczy mam jeden w zanadrzu niby dokończony, ale jednak chciałabym coś dopisać. Jest to collab. Piszę na boku shota o śmierci labo i szczerze boli mnie serduszko, ale nie wiem kiedy skończę. Mam kilka shotów, które się piszą, ale no, możecie spodziewać się przerwy, ale jeszcze będę was informować!

Shot z tekstu piosenki! 

Ilość słów - 914

Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania, bo to motywuje mnie do dalszej pracy!

Dziękuję za wysłuchanie mojego pierdolenia i miłego czytania <33

----------------------------------

Rozpadam się. Dosłownie czuję ból, który rozchodzi się po moim ciele z coraz większą siłą. Boli mnie to, co czuję. Zostawiłaś mnie.

Niektóre relacje budowane wiele lat trzymają się solidnie i nie chcą się rozpaść za wszelką cenę. Osoby, które mają taką relację, trzymają to wszystko zaufaniem. Bezgranicznym. Co jeśli jednak jedna z osób się z tego wypiszę? Przestanie ufać, zacznie się odsuwać? Wszystko zacznie podupadać. Druga osoba stara się walczyć, jednak to na nic, aż w końcu się poddaję.

Ja byłem tą osobą. Niestety pewne relacje są spisane na straty już dawno, po prostu my nie chcemy dopuszczać się takich myśli i staramy się żyć z takimi więzami.

Bałem się. Naprawdę się bałem. Zawsze gdy nazywałem nasz związek miłością, odczuwałem przerażenie. Nie ulgę, strach. Że to nieprawda, że to przestanie istnieć, że to ty mnie nie kochasz. Wszystko, co było nasze, nagle zmieniło się w twoje lub moje. Powiedz mi dlaczego? Może byłem zbyt samolubny, chcąc twej miłości, jednak jej nie uzyskałem. Bawiłaś się mną i to, że mam uczucia, cię nie obchodzi.

Okropny ból głowy miażdżył mi czaszkę. Kolejny raz budzę się z kacem, jednak mimo to wstaję z łóżka. Zamiast wody, wyjmuję butelkę whisky i piję duszkiem z gwinta. Zamiast tabletki na koszmarny ból, który rządzi moją głową, sięgam po narkotyki. Metamfetamina, kokaina, wszystko, byleby znów być w odlocie. By nie czuć, tego czego nie chcę. A to wszystko przez ciebie, bo nie jesteś tu ze mną. Bo się mną nie opiekujesz tak jak kiedyś.

Drżącą ręką sięgnąłem po paczkę papierosów, która leżała na stole. Wziąłem zapalniczkę, by zbyt długo patrzeć na unoszący się nad nią płomień. Zapaliłem powód raka, który mógł właśnie rozwijać się w moich płucach i zamknąłem oczy. Znowu widzę twoją roześmianą twarz. Dlaczego przy mnie się tak nie śmiałaś? Dlaczego to wszystko, co biorę, z każdym dniem przestaje działać? Czemu się uodparniam? Ja chcę się niszczyć. Błagam, pozwólcie mi.

Chcę umrzeć.

Co by się stało gdyby ten dzień byłby tym ostatnim? Co jeżeli wsiadłbym za kierownicę i stracił nad nią kontrolę? Co jeżeli wjechałbym w drzewo? Co jeżeli ta zapalniczka, którą trzymałem nagle, by podpaliła mój dom, a ja nie mógłbym się ruszyć? Albo nie chciał? Co gdybym właśnie tego dnia przedawkował albo zbyt dużo zmieszał ze sobą? Tęskniłabyś? Pomyślałabyś o mnie? Albo co najważniejsze...

Przyszłabyś na pogrzeb? Załamałabyś się, czy byś puściła tę informację koło uszu?

- Czy ja w ogóle cię obchodzę?! - krzyknąłem sfrustrowany. Kolejny gorzki łyk. Przełknąłem łzy goryczy i zaśmiałem się smutno. Pewnie, że nic nie znaczę. W końcu dlatego mnie opuściłaś.

Co jeżeli bym teraz poszedł do ciebie albo zadzwonił? Otworzyłabyś mi drzwi? Odebrałabyś telefon? Nie wiem czemu, nawet o tym myślę, ale chyba chcę wiedzieć, czy jeżeli zdobyłbym się na taką odwagę... Nie wiem, co miałbym wtedy powiedzieć, najpewniej zacząłbym się nad sobą użalać, a ty byś mnie wyśmiała, ale usłyszałbym twój głos. To jedyna dobra rzecz.

Uciekam od wspomnień i uczuć do alkoholu, a jednak one wracają jak bumerang. Gdybym dostał wszystko, czego chcę. Pieniędzy, wielkiego domu, ogródka, psa biegającego po nim, małżeństwa i dzieci, czy nawet willi z basenem, nic nie byłoby warte czegokolwiek, bo to wszystko nie ma znaczenia. Nie bez ciebie.

Te rzeczy nie mają sensu, gdy nie ma cię obok.

Mogę mieć wielki dom, ale z tobą na kanapie, oglądającą różne seriale puszczane w telewizji. Mogę mieć ogród, ale z tobą, stojącą przy grillu. Mogę mieć basen w willi, ale tylko wtedy, gdy ty będziesz w nim pływać. Mogę mieć piękne małżeństwo, ale tylko wtedy, gdy ty będziesz moją żoną. Mogę mieć dzieci, ale tylko wtedy kiedy będą nasze. Wszystko, co będzie z tobą, będzie najlepszym, co mnie spotkało.

Czuję się zbyt samotny, błagam, pomóż mi. Nienawidzę samego siebie. Potrzebuję cię przy sobie, przybądź do mnie i pozostań przy mym boku skarbie. Jesteś zbyt ważna dla mnie. Chcę, tylko żebyś wiedziała, że cię kocham. To najważniejsza wiadomość do ciebie.

Wstałem i otworzyłem drzwi, które otrzymywały kilka uderzeń na sekundę. Spojrzałem w twoje oczy, widząc zdezorientowanie.

- Co ty ze sobą zrobiłeś?

- Za bardzo tęskniłem - wypowiedziałem, jednak można było odczytać to tylko jako bełkot.

- Ile wypiłeś?

- Tylko trochę - Uniosłem dłoń i pokazałem małą odległość pomiędzy swoim kciukiem a palcem wskazującym.

- Właśnie widzę. - mruknęłaś, wchodząc do środka. - Wypiłeś to wszystko? - Wskazałaś na kilka opróżnionych butelek whisky. Pokiwałem głową, po chwili spuszczając ją w dół skruszony. - Nie było mnie trzy dni Nicollo. Dalej do łóżka, nie mam siły do ciebie - westchnęłaś, wskazując na schody. Lekko się zataczając, zacząłem po nich wchodzić, by po chwili przekroczyć próg sypialni. Opadłem na łóżko, zatapiając twarz w poduszkę. Cały czas szłaś za mną, by po chwili przykryć mnie kołdrą, która zdążyła przez te dni spaść na podłogę.

- Nie chcesz mnie - mruknąłem w poduszkę, jednak wszystko doskonale usłyszałaś przez panującą ciszę.

- Co ty pleciesz tłumoku? Jestem z tobą w małżeństwie i w drodze mamy dziecko. Mam mieszkanie z pięknym widokiem, a najbardziej interesujesz mnie ty, twój stan zdrowia. O ciebie martwię się całymi dniami, gdy nie ma mnie przy tobie. - Uniosłem się na przedramionach i spojrzałem na twoją twarz.

- Kocham cię Kylie - powiedziałem, patrząc ci w oczy. W moich zagościły łzy, tak samo jak w twoich po dłuższej chwili.

- Też cię kocham głupku - Przyciągnęłaś mnie do siebie i złożyłaś na moich ustach pocałunek. Uśmiechnąłem się lekko, co odwzajemniłaś. - A teraz spać. - Przeczesałaś moje włosy, a ja z powrotem opadłem twarzą na poduszkę, zapadając w głęboki sen. Nim jednak morfeusz objął mnie swoimi ramionami do końca, usłyszałem ciche słowa: - Nigdy więcej nie dostaniesz alkoholu, bo ci odbija.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro