44 {You? Here? Fuck}
– Chodź, idziemy po niego. Będzie podekscytowany, że tu jesteś! – nie był do końca przekonamy – Nie rób takiej kwaśnej miny.
– Będzie zły. Myślę, że ja też byłbym zły, gdyby były chłopak mojej dziewczyny, pojawił się na ich wspólnym wyjeździe, bo nie spełniam obowiązku chłopaka i sprawiam, że jest samotna.
– Dzięki za podsumowanie, Mike.
– Ups? – mówi już z uśmiechem – Nie poczuje się z tym dobrze.
– Musi to zrozumieć... on cały dzień jest z ludźmi i robi coś, co kocha, a ktoś kogo ja kocham.. No właśnie..
– Powinnaś z nim o tym porozmawiać – mówi.
– Teraz nie będę miała wyjścia, prawda? – przewracam oczami, co go rozbawia.
– Jestem tylko dodatkiem. Nie będę zajmował wam czasu, gdy on go znajdzie.
– To takie skomplikowane i niesprawiedliwe..
– To mi wygląda na trójkąt, proszę pani.
Krzywię się. Kręcę głową. Fuj.
– Gdybyś tu nie przyjechał...
– Płakałabyś mi do słuchawki, a teraz przynajmniej się uśmiechasz – przyciąga mnie do swojego boku.
– Nie ma właściwego wyjęcia i właściwych słów.
– Takie jest życie – tulę się do mojego przyjaciela, biorąc od niego siłę i otuchę, przed prawdopodobnie pierwszą kłótnią z Luke'm. Jej nie było w moim wyobrażeniu, ale też nie było nieustającego trójkąta.
No to dochodzimy na stadion. Mike musiał mnie, w niektórych miejscach poganiać, bo zatrzymywałam się, żeby to opóźnić. Przed stadionem pyta mnie jeszcze, czy ma nas zostawić samych, ale on przyjechał tu dla mnie i nie chcę, żeby był sam, bo ja lepiej ni ktokolwiek wiem, co to samotność w Paryżu o zdecydowanie nikomu jej niw życzę.
– Luke! – krzyczę, gdy tylko go zauważam.
– Nie było cię dzisiaj... Mike? – jest naprawdę mocno zaskoczony – Co ty tu, kurwa, robisz? – w jakby obronnym geście przyciąga mnie do siebie. Moje plecy zderzają się z jego piersią – O czymś nie wiem?
– Peggy miała dużo czasu wolnego, postanowiłem dotrzymać jej towarzystwa.
– Poprosiłaś go o to? – jest wściekły.
– Zrobił mi niespodziankę! Czy to nie super?
– Zostawię was samych..
– Nie – mówię.
– Tak – mówi Luke.
– Zrobiłem to dla niej, żeby nie czuła się samotna. Nie bądź na mnie zły, stary, też się o nią troszczę.
– To nie ty jesteś jej facetem! Kiedy w końcu to zrozumiesz? – nie sądziłam, że to powie.
– Luke! – krzyczę.
– No co? Taka prawda! On nie jest tu jako przyjaciel, on tu jest, bo cię kocha, Peggy! A ty jesteś moja.
– Wiem, że Peggy jest twoja i nigdy nie zrobiłbym nic, co mogłoby narazić wasz związek – mówi spokojnie – Przyleciałem tu, bo Peggy sobie nie radziła, a chciała sobie radzić dla ciebie. Przepraszam, Peggy, że mu to mówię, ale nie może na mnie drzeć ryja, za to, że tu jestem.
– Wykorzystujesz to! Robisz coś, czego ja nie mogę! Mi o tym nie powiedziała!
– Bo robisz to, co kochasz! I chcę cię w tym wspierać! Ale potrzebuję, żeby ktoś wspierał mnie! – No i proszę, powiedziałam mu to, a właściwie wykrzyczałam.
– Peggy..
– Proszę, nie karz czuć nam się źle z tym, że cię wspieramy. Jesteśmy tu dla ciebie.
– On jest tu dla ciebie – warczy.
– Jest też twoim przyjacielem, Luke – dotykam jego policzka – Proszę, zrozum.
– Co mam zrozumieć? Że potrzebujesz za mnie zastępstwa? – zrzuca moją dłoń – Go nie powinno tu być.
– Więc mnie też nie powinno tu być – może za bardzo zaszalałam – To twój wyjazd, a my pojedziemy razem na wakacje, a nie.. do pracy.
– Peggy.. chciałaś tu być.
– Wiem i dziękuję ci za to, starałam się, ale za dużo czasu jestem sama. Potrzebuję ludzi.
– Co ty próbujesz mi powiedzieć? Że to koniec?
– Nie! – krzyczę – Jak w ogóle możesz tak mówisz?! Kocham cię! Boże! Co jest z tobą nie tak?
– Nic nie rozumiem, kurwa! – krzyczy – Nie rozumiem.. co tu się dzieje? Co Mike tu robi?
– Mówiłem ci...
– To brzmi jak słaba wymówka do zdrady! Nie widzicie tego?! To chore, co tu się dzieje!
Prawdopodobnie ma racje.
– Ty jesteś moja – teraz brzmi to okropnie – A nie jego! Wybrałaś mnie, takiego! – macha na siebie dłońmi – Takiego! – wygląda, jakby miał się rozpłakać – Tess to rozumie! Dlaczego ty tego nie rozumiesz?!
– Coś ty powiedział? Porównujesz mnie do Tess?!
– Tak jak ty mnie do Mike'a! Boli, co?
– Jesteś okropny!
– To ty to zaczęłaś! Byłaś taka samotna, że wolałaś mnie zranić?
– Uspokój się – próbuje przekonać go Mike.
– Nie! Bo, kurwa, nie rozumiem! Wracam na trening, a wy róbcie, co tam robiliście. Jesteście do siebie tacy dopasowani!
– Luke..
– Ja tylko chciałem mieć cię przy sobie! – to nie jest takie proste – Wypruwam sobie żyły, żeby złączyć te dwa światy! Dlaczego to za mało?!
– To nieprawda!
– Myślę, że przerasta cię rzeczywistość, Peggy – te słowa bolą i są ostatnimi, jakie do mnie wypowiada, zanim odchodzi.
**
Zapraszam na nowe opowiadanie o zdradzie:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro