Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40 {Fucking underground}

Dzisiejszy dzień miał być czymś w rodzaju naszego wspólnego dnia. Wszyscy dostali wolne ze względu na ciężką prace, jaką wykonali. Z tej okazji postanowił zabrać mnie na randkę. Mieliśmy dwa punkty wieża Eiffla i przepłyniecie gondolą przez Sekwanę. Byłam taka podekscytowana, że niemal złamałam mu rękę, tak mocno ją ściskałem. Był najlepszym chłopakiem, jakiego mogłam sobie wymarzyć!

To miała być też nasza pierwsza podróż metrem. Luke się do wszystkiego przygotował i twierdził, że nie jest to trudne, bo robił to kilka razy w Londynie i że on już wszystko wie.

– Jesteś pewien?

– Oszczędzimy trochę pieniędzy, Peggy – skoro tak twierdzi to postanowiłam mu zaufać.

Nie zgubiliśmy się, ale zdecydowanie jechaliśmy ściśnięci, jak sardynki w puszczę. Muszę przyznać, że nie specjalnie mi to przeszkadzało, gdy mogłam stać przyklejona do mojego chłopaka i macać jego tyłek. Nie wiem, czy już o tym mówiłam, ale mój sprinter ma bardzo ładną pupę i jestem jej wielką fanką, w szczególności w spodenkach do biegania, chociaż nago też wygląda rewelacyjnie, ale o tym wiem tylko ja i pewnie jego koledzy, ale mam nadzieje, że oni mają gdzieś jego tyłek.. w każdym razie wystarczy tego, a może nie? Cholera, to jest naprawdę bardzo ładny tyłek.

Wsuwam dłoń do jego tylnej kieszeni, a on podskakuje, jak wariat.

Chichoczę w jego pierś.

– Ty potworze, myślałem, że ktoś obcy maca mi tyłek – szepcze mi na ucho.

– Och, jak dobrze, że to tylko twoja ukochana dziewczyna – wkładam drugą dłoń w drugą kieszeń i odchylam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy – Ma, pan, bardzo ładny tyłek.

– Wariatka – pochyla się, żeby pocałować mnie w czoło.

Jest chyba jedynym facetem na świecie, który kocha to, że jestem taką wariatką i ma gdzieś moje dziwactwa. To kolejny plus dla niego.

– Och, chyba ktoś dotknął mój tyłek – szepczę.

– Co? – Luke rozgląda się dookoła, żeby zobaczyć, kto to mógł być. Muszę się powstrzymać, przed wybuchnięciem śmiechem.

— To była taka sugestia, kochanie.

– Peggy – pochyla się do mnie – Nie chcę tego robić tutaj, okej?

Od razu sama wyjmuję ręce z kieszeni na jego tyłku i oplatam go nimi w pasie. Może jestem bezwstydnicą, a może po prostu lubię jego tyłek. Chyba nic nie wygląda jednak dobrze.

– Chodź, to nasza stacja – to było proste, pytanie tylko, czy wysiądziemy w dobrym miejscu.

Gdy wychodzimy już na powierzchnie, widzę wieże Eiffla. To się naprawdę dzieje! Wejdę na tego metalowego potwora z moim chłopakiem! Ciągnę go za rękę, żeby przyśpieszyć.

Gdy dochodzimy na miejsce, okazuje się, że to nie będzie takie proste. Trzeba postać w naprawdę sporej kolejce, zanim przeżyje się swój romantyczny moment. Nie potrafię długo stać w miejscu, więc szybko zaczynam się wiercić. Luke biegnie po pączki i kawę, a ja zjadam to w ekspresowym tempie. Przytulam się do niego. On przytula mnie do siebie. Rozmawiamy o jego karierze i marzeniach, ale tak naprawdę oboje chcemy być już na górze.

Wtedy dzwoni jego telefon.

To nie może być nic dobrego. Wszyscy do nas piszą, a skoro ktoś dzwoni.

Podglądam numer na ekranie.

Trener.

Nawet nie chcę słuchać, nie chcę, żeby to było prawdziwe. On odchodzi, jakby też nie chciał, żebym to słyszała. Wraca po chwili, a ja zdążyłam przesunąć się nieco do przodu.

– Peggy – ton jego głosu.. obracam głowę w drugą stronę – Pamiętasz opowiadałem ci o tamtym trenerze, przyjechał, żeby zdobić mi trening i mnie sprawdzić.. Muszę wrócić, Peggy.

– Jasne – przyciąga mnie do siebie.

Nie będę płakać. Nie zrobię tego. Nie, nie, nie.

– Przepraszam, Peggy.

– To tylko wieża Eiffla, a to twoja kariera – całuję go w pierś.

– Zrób to, Peggy. Zobacz Paryż z góry.

Już nie chcę, bo bez niego to nie ma znaczenia. To miał być nasz dzień.  Jednak zrobię to. Nawet jeśli sądzę, że zrobię mu to na złość.

– Powinnam iść z tobą.

– Podwójny stres, Peggy – nawet się na zawaha mnie tu zostawić — Kocham
Cię, Peggy, nigdy o tym nie zapominaj, dobrze?

– Kocham cię, sprinterze – właściwie to w tej chwili nienawidzę tego słowa.

Całuje mnie przez krótką chwile, a potem niemal biegnie.

Życie jest takie piękne.

Czuję się jak Carrie Bradshaw w dwóch ostatnich odcinkach Seksu w Wielkim Mieście.

Mam w dupie tą kupę metalu.

Rezygnuję z kolejki, ale nie gonie Luke'a. Idę znaleźć coś innego, cokolwiek.

Kurwa.

To niesprawiedliwe, wiecie? Dlaczego jedno marzenie, musi być ważniejsze od drugiego? Kocham go takiego, ale potrzebuje... nie, to samolubne, a ja nie chcę taka być. Jestem w jego życiu chwile, a sport przez całe życie. Rozumiem to. Takiego go pokochałam.

Po bezsensownej wycieczce po Paryżu, postanawiam wrócić metrem do miejsca, gdzie on trenuje. Nie wejdę do środka, ale chcę być blisko.

Metro.

Było proste z nim, teraz nagle okazało się wyzwaniem.

Wybieram pociąg, ale w końcu nie wytrzymuję i płaczę. Nie mam pojęcia, gdzie powinnam wysiąść, ani czy wsiadłam w dobry pociąg.
Wychodzę z pociągu i to nie jest miejsce, gdzie wsiadaliśmy. Podjeżdża kolejny pociąg.. Wysiadam na czymś, co brzmi podobnie, ale to znowu nie to miejsce.

Zaczynam płakać.

Pośrodku cholernych podziemi wybucham bezsilnym płaczem.

Nie wiem, gdzie iść, jak ram iść, ani gdzie jestem. Nie mogę zadzwonić do Luke'a, a i tak trzymam telefon i wybieram numer.

– Mike – szlocham mu w słuchawkę.

– Co się stało, Peggy?  – często mnie o to pyta.

– Pomyślisz, że jestem idiotką.

– Nigdy nie mógłbym tak o tobie pomyśleć – potrzebowałam jego spokoju, bo zaczęłam się aż trząść.

– Zgubiłam się w metrze – wybucham płaczem do słuchawki – Nie wiem, co robić, Mike! Nie wiem, gdzie jestem! Jak...

– Co ty robisz w metrze, niezdaro?

– Miało być taniej – ryczę dalej.

– Cii, co widzisz?

– Ściany!

– Peggy, jesteś dalej pod ziemią? – pyta spokojnie.

– Tak, muszę dotrzeć do domu!

– Kochanie, wyjdź do góry, zobacz słoneczko i wezwij taksówkę, dobrze? – potrzebowałam tego spokoju – Jeśli brakuje ci pieniędzy, mogę ci je wysłać.

– Nie, Mike o Boże nie!

– W porządku, a teraz mów do mnie i rozłączysz się dopiero, gdy dotrzesz na miejsce, dobrze?

– Dziękuję, Mike – jeszcze nie do końca przestałam płakać.

– Nie dziękuj mi, tylko wyjdź z tych podziemi, bo robi się strasznie z tym echo.

Czuję cień uśmiechu na twarzy.

Pewnie nie powinnam do niego dzwonić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro