4 {Friendzone}
– Nie pijesz w sezonie?
– Właściwie to w ogóle, nie lubię przez trzy miesiące spokoju psuć sobie kondycji na następne dziewięć, tak jest prościej – upija łyk swojej wody – Ale oni tak wyciągają mnie, żebym przychodził tu z nimi – wskazuje na Caluma i Ashtona, którzy siedzą, co raz bliżej siebie.
– Duże poświęcenie, co?
– Kocham to, nie masz pojęcia jak cholernie mocno kocham bieganie – widzę to za każdym razem na zawodach – Ale pasja sprawia, że w jakiś sposób tracisz kontakt z rzeczywistością.
– Będziesz to robił na skale międzynarodową? – uśmiecha się.
– Jeśli ktoś się mną zainteresuje to tak – bawi się swoim kolczykiem w wardze. Jezu, nie mogę się tak na niego gapić, a jednocześnie nie mogę przestać.
– Shoty! Czas na shoty! – krzyczy Ashton – Tequila to nasz najlepszy przyjaciel!
– No i się zaczyna – mówi Luke pod nosem.
– Kocham tequile! – Violet od czasu jego śmierci zdecydowanie za bardzo kocha alkohol.
Mike wraca chwilę później z całą tacką shotów. Jeśli będę wystarczająco pijana.. Mike zarzuca za mnie swoje ramię.
– Pamiętasz jaką masz słabą głowę?
– Och, a ty nie jesteś lepszy! – szturcham go palcem w brzuch.
– Ile się znacie?
– Całe życie – odpowiada Mike i podaje mi kieliszek z kolorowym alkoholem.
– Jesteście parą? – przechodzą mnie ciarki gdy słyszę ten głos przy uchu.
– Starzy przyjaciele – on dalej bawi się kolczykiem w wardze.
– Och, jakoś nie widzę na was pajęczyny – uśmiecham się do niego.
– Pajęczyna świadczy, co najwyżej o zaniedbaniu – szturcham jego nogę moją nogą – Zachęciłabym cię do picia, ale w ten sposób jest więcej dla mnie – teraz to on się uśmiecha, cholera, czy można zakochać się w czyimś uśmiechu? – Jesteś z Australii, prawda?
– Wychowałem się tam – kiwam głową – Lubię mój australijsko - irlandzki akcent.
– Powiedz coś mocno z akcentem – wypijam kolejnego shota i przygryzam go limonką.
– Dobvyobu
– Co? – parskam śmiechem.
– Powiedziałem jesteś pewna?
– Och! – patrzę na ręce poruszające się pod stołem i zauważam...
– Też to widzisz, co? – szepcze do mnie – Są parą, ale się ukrywają, czekamy aż nie wytrzymają...
– Calum i Ashton? – kiwa głową.
– Dokładnie, Peggy – stuka palcem w moją nogę, ale wtedy czuję coś sypanego na moją szyje.
– Hej ty!
– Zamierzam zlizać z ciebie sól, Peggy – wypija drinka, a potem robi dokładnie to, co zapowiedział. Trwa to o wiele dłużej niż powinno, a potem cmoka mnie w policzek.
Robię to samo, obsypuję jego biceps solą i zamiast to zlizać gryzę go w rękę.
– Nie rób tego więcej! – Mike daje mi pstryczka w nos.
Gdy obracam się do Luke'a, on trzyma w ręce kieliszek.
– A co mi tam – stukam go palcem w udo – Raz się żyje.
– Juhu! – on stuka palcem w moje udo.
– Upij się ze mną, Peggy – myślę, że nie odmówiłabym mu niczego.
– Okej.
Niedługi później pierwsza taca shotów, zamienia się w drugą. Violet w końcu rozumie, że Calum i Ashton są zainteresowani sobą, więc rusza na parkiet w poszukiwaniu innej ofiary, Mike chce mnie wyciągnąć na parkiet, ale w ostateczności idzie sam. Teraz gdy Luke siedzi obok..
– Zliżę to z twojej klaty – ręka Caluma wędruje pod koszulkę Ashtona.
– Widziałem to zbyt dużo razy, czy możemy przenieść się do baru? – przystaję na jego propozycję.
Stoi przed nami pełna tacka kieliszków wypełnionych kolorowym alkoholem.
– Nie powinienem.. – ale trzyma drinka w ręce – Ale jebie mnie to dzisiaj.
– Hej, a może, zamiast tego pójdziemy na lody? – unosi na mnie jedną brew – Nie muszę już pić, chcesz iść na lody? – trzyma kieliszek, najpierw zbliża go do ust, ale potem odstawia na tace.
– Chodźmy na lody – uśmiecham się do niego.
– Drinki na nasz koszt! – ludzie dopadają naszą tacę, a ja ciągnę go za nadgarstek i wyciągam z tamtego miejsca – A chciałam wyssać ci sól z dołka w policzku.
– Co? – wybucha śmiechem, a ja się rumienię – Oryginalny sposób na podryw, Peggy.
– Nie podrywam cię! – dopiero teraz puszczam jego nadgarstek – Sprawiam, że nie będziesz jutro żałował.
– Może chcesz zostać moim trenerem? – obracam głowę do niego.
– Dopiero zaczęłam ćwiczyć z Mike'm – mówię krótko – Nie znam się na tym, możesz jeść lody?
– Będą lepsze od alkoholu – chwieję się lekko na nogach – Mmm, lubię mango.
– Gdzie dostaniemy o tej godzinie lody?
– Hej! Ty to powinnaś wiedzieć!
– Chodź – łapię go znowu za nadgarstek i ciągnę przez liczne alejki.
A co jeśli zaciągnęłabym go do jednej z nich? Och, może jakaś gorąca sesja obściskiwania?
Puszczam jego nadgarstek, bo nagle zaczął palić, ale on łapie mnie za rękę.
Łapie
Mnie
Za
Rękę
Patrzę na nasze złączone dłonie, ale nie splecione palce. Myślicie, że gdybym użyła wystarczającej siły udałoby mi się wepchnąć pomiędzy jego palce, moje palce?
Wchodzimy do sklepu, który dzięki kobiecym przypadłością wiem, że jest otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę. Otwieram zamrażarkę i każdy z nas wybiera karton lodów. Nie loda na patyku, karton lodów, cóż raczej to nie wróży nic dobrego dla mojej siłowni.
Siadamy na ławce w parku.
– Jesteś taki normalny – mówię gdy on wpycha sobie pełną łyżeczkę lodów do buzi – Siedzisz tu ze mną i jesz lody.
– Zaraz sobie pójdę, bo robisz oczy fanki – trzęsę głową, żeby pozbyć się tego wyrazu twarzy – Jesteś urocza.
– Jestem fanką – kiwa głową. Lody interesują go bardziej ode mnie – Mogę zrobić zdjęcie?
– Czekaj, zdejmuję koszulkę – cholera, nie mogę zacząć się ślinić gdy...
– Mmmm, dobre lody – widzę jak uśmiecha się pod nosem – Zaraz weźmiesz mnie za grubasa.
– Doceniam ludzi, którzy doceniają dobre jedzenie – och, to ja! To ja!
– Ja doceniam ludzi, którzy doceniają sport.
– Wiesz, że można jeść dobre jedzenie, które będzie zdrowe? Zdrowe dżemy... zdrowe pączki – z jakiegoś powodu się krzywię, a on wybucha śmiechem – Mogę ci pokazać.
– To brzmi jak randka, Luke – kręci głową, och, ale się wygłupiłam... stuka palcami w moje udo, więc w ślimaczym tempie podnoszę głowę.
– Mogę ci zaoferować tylko przyjaźń, chciałbym ci zaoferować przyjaźń.
– Och, tak, ja tylko żartowałam i tak... – teraz to on patrzy na mnie zaciekawiony.
– Mike, co? – wtedy coś mi wibruje w kieszeni.
– O wilku mowa – odbieram, może dzięki temu pozbędę się chwilowej niezręczności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro