Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35 {Lots of fish in the pond}

– Przecież tu nic nie ma! – krzyczy Luke, gdy dojeżdżamy na miejsce. Całą drogę przez las miał przerażoną minę i niemal boleśnie ściskał moje udo. Naprawdę musi mieć mnie za wariatkę.

– Kochanie! Patrz, jest tutaj domek i jezioro – domek znajduje się jakieś dwieście metrów od jeziora, a może nawet mniej, nigdy nie byłam dobra z matematyki..

Nie mam czasu się nad tym zastanawiać, bo Luke wychodzi z samochodu, wyciąga mnie z niego także i sadza na masce.

– Ała! Ała! Ała! Gorące! Gorące! – Luke patrzy na mnie dziwnie – Maska jest gorąca!

– Kurwa, a chciałem zrobić coś gorącego – podnosi mnie z maski i ściska mój tyłek.

– Szok, silnik pracuje – wybucham śmiechem, a Luke robi dokładnie to samo.

– Był aż taki gorący?

– Bardziej gorący od ciebie? – dotykam jego twarzy – Rozwija się nawet do większej prędkości, niż ty.

– To gdzie mam przelecieć moją dziewczynę?

– Dziewczynę, która nie ma bielizny – całuję go, a on zamiast zanieść mnie do domku, otwiera tylne drzwi samochodu i kładzie mnie na fotelach – Robiłeś to kiedyś w samochodzie? Albo na Łodzi?

– Dwa razy nie.

– Mam nadzieję, że swojej dziewczynie mówisz trzy razy tak – zdejmuję z niego kurtkę i sięgam do jego koszulki – Sześciopak zmienił się w ośmiopak – dotykam go palcami, a potem osuwam się na siedzeniu, żeby go polizać. Nie zapominam o użyciu paznokci. Luke jęczy, robi to w zduszony sposób, jakby chciał się powstrzymać, ale nie może.

– Kocham cię, Peggy – szepcze w przestrzeń pomiędzy nami.

Przesuwam się wyżej i wyżej, aż nasze nosy się nie stykają.

– Kocham cię, mój sprinterze.

Jakiś czas później patrzę na niego, jak śpi. Lot i cały miesiąc treningów zmęczył go. Mam nadzieję, że nie będzie spał cały dzień. Zdążyłam już pojąć po drewno na ognisko i ponacinać kiełbaski, a teraz po prostu się na niego gapię.

Jest piękny, ale przede wszystkim jest w nim coś delikatnego. Jest dla mnie dobry, ale miłość do mnie nie przyćmiewa mu jego celów. A ja staram się nie cechować hipokryzją. Układam się na jego piersi i obejmuję jego ramieniem. To moje wymarzone i ulubione miejsce na całym świecie.

Czasem marzenia się spełniają, u mnie wystarczyło, żebym była sobą.

Zasypiam w końcu w jego ramionach i jest to tak samo satysfakcjonujące, jak rozmowy, czy seks.

Gdy się budzę jest poranek, a Luke całuje mnie po brzuchu, próbując zdjąć mi majtki i swoją koszulkę.

– Ktoś tu jest napalonym ogierem.

– Nie wierzę, że to powiedziałaś – wybucha śmiechem, jego głowa opada na mój brzuch – Ogier, jestem ogierem?

– Cicho – warczę.

– Ogier Luke do usług – całuje mnie w brzuch — Myślisz, że jako ogier mam jakieś specjalne sztuczki?

– Myślę, że jako ogier możesz kochać się ze mną cały dzień.

– Przekonajmy się kto pierwszy będzie miał dosyć – rzuca mi wyzwanie.

– Hej! Ja nigdy nie mogłabym mieć dosyć seksu z tobą!

Zdejmuje ze mnie koszulkę i od razu zamyka usta na moim sutku. Miesiąc bez niego, za chwile spędzę kolejny czas bez niego. Nienawidzę tego. Może polecę z nim do Paryża, żeby po prostu móc być przy nim. Mam czas, żeby się zastanowić.

Kilka godzin później oboje mamy dosyć. Na chwiejnych nogach bierzemy już osobne prysznice, a potem ubieramy się ciepło, żeby wypłynąć na jezioro.

– Umiesz wiosłować?

– Przekonajmy się – całuje mnie w skroń.

Trzymam w rękach wędki, wchodzę na pomost, a Luke idzie za mną. Wskakuję do łódki, Luke odczepia linę, a po chwili zabiera się za wiosłowanie.

– To nie jest trudne – mówi – Patrz, jak dobrze mi idzie!

Patrzę na niego, jak zahipnotyzowania. Jest dobry we wszystkim, co robi i na dodatek jest taki zadowolony z siebie. Zapominam o wędkach, odkładam je ba bok i siadam okrakiem na moim mężczyźnie.

– Jesteś taki zdolny.

– Dobrze mi idzie? – żałuję, że nie może położyć na mnie swoich dłoni.

– Wypłyńmy na środek, zarzućmy wędki, a potem kochajmy się na tej łodzi.

– Myślałem, że masz dosyć – tracą nosem mój nos.

– To poleżymy i pogapimy się na niebo – pstrykam go w nos – A może nawet coś złowimy?

– Jestem takim szczęściarzem, że cię mam – nie spuszcza ze mnie oczu – Sprawiasz, że mam sile dalej biec.

– Na dodatek jesteś poetą. To było piękne, Luke – złączam nasze usta w czułym pocałunku – Jesteś też rybakiem? Potrafisz zakładać przynętę?

– Zaraz się przekonamy, Peggy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro