Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10 |Only me|

Dzisiaj musiałam zrezygnować z siłowni, bo wyniknął niezapowiedziany trening. Rozciągamy się z dziewczynami na hali, bo na dworze jest już za zimno. Futboliści ćwiczą na zewnątrz, bo sala jest dla nich za mała. Wolałabym być z nimi na dworze, bo podczas meczu i tak będziemy musiały być w tym zimnie. Przy okazji można pogapić się na gorących futbolistów. Ostatnio bardzo często gapię się na facetów, szukając mojej nowej obsesji. Luke jest dla mnie niedostępny, a ja bardzo powoli zaczynam cieszyć się samą przyjaźnią.

Jestem już w drodze do mojego samochodu gdy ktoś krzyczy mi do ucha.

– Aaaa! – rzucam się na tego kogoś z moją torbą – Porywacz! Porywacz!

– Peggy! – porywacz, który mnie zna! Krzyczę głośniej – Peggy to ja! – łapie mnie za biodra, a ja w końcu na niego patrzę.

– Luke – kiwa głową — O Boże, przepraszam – zaplatam ręce wokół jego szyi i przytulam się do niego – Nie jesteś porywaczem.

– No co ty? – szepcze mi do ucha – Nie jestem?

– Co tu robisz?

– Jedziemy do portu, wskakuj do samochodu.

– Muszę zrobić rzeczy na zajęcia i... – patrzę na niego. On tu jest dla mnie, tylko dla mnie, to mnie chce zabrać do portu – Jedźmy do portu.

– Możesz wziąć rzeczy z pokoju i zrobisz to tam, w sumie dobry pomysł.

– Skoro ci tak zależy, Hemmings – szturcham go ramieniem.

Godzinę później jesteśmy znowu w porcie. Tym razem jest tu dosyć pusto, a my jesteśmy ciepło ubrani.

– Myślisz, że twoje ciało sportowca mogłoby na tym wietrze nieść mnie na barana murkiem aż na koniec cyplu? – rozwiewa mi włosy, które staram się schować.

– Wskakuj – klepie swoje barki.

– Luke! To niebezpieczne! Możemy wpaść do wody! – on tylko się uśmiecha.

– Ufasz mi? – pochyla się do mnie i bierze moją twarz w dłonie – Wskakuj, a może żadna fala nas nie przewróci – kuca, żeby mi to ułatwić, a właściwie w ogóle umożliwić.

– Nie chcę zginąć – a i tak siadam na jego barkach – Proszę, spraw, żebyśmy nie zginęli.

– To nie zakrywaj mi oczu – ups?

Luke wchodzi na murek, a ja jeszcze mocniej czuję wiatr. Trzymam się go kurczowo, a on mocno trzyma mnie za nogi.

– Lubię spędzać z tobą czas – Luke celowo idzie top topami, a teraz stoi na jednej nodze – Luke! – nawet się nie chwieje. Puszczam jego głowę i rozkładam ręce pod kątem trzystu sześćdziesięciu stopni. Nie boję się, naprawdę się nie boję, ale wtedy wiatr zawiewa mocniej. Luke od razu staje na dwie nogi.

– Masz w pokoju gitarę, grasz?

– Gram i śpiewam – mówię cichutko – Jestem wszechstronnie uzdolniona.

– Och, tak? Zaśpiewaj coś.

Nie zastanawiam się dwa razy, ta piosenka dobrze pasuje do sytuacji, ale mam nadzieję, że on nie zda sobie z tego sprawy.

We used to say
That we would always stick together
But who's to say
That we could never last forever
Girl, got a question
Could you see yourself with somebody else?
Cause I'm on a mission
I don't wanna share I want you all to myself right now
And I just wanna scream it out

– Wow, Peggy – brzmi jakby mu się podobało – To było...

– Zawsze marzyłam, żeby być w zespole.

— Może będę mógł na to coś zaradzić – pieści kciukiem moją kostkę – Moi przyjaciele to całkiem utalentowane skurczybyki.

– Czasem śpiewaliśmy z Mike'm — no i po co o nim wspominam?

– No tak, przecież to niemal twój chłopak – czy słyszę irytację w jego głosie?

– Właściwie to były chłopak, ale tak lubię go – nawet nie wiem kiedy, dochodzimy na koniec cypla – Och, jak mam zejść? – pomaga mi to zrobić i w niezręcznej ciszy siadamy obok siebie – Nie wiem czy chciałabym wrócić do tego, co było.

– Dlaczego? – pyta cicho.

– Nie chcę go zwodzić – bo jestem zainteresowana tobą – Ale Mike nie odpuszcza.

– Myślisz, że jak nisko mogę cię pochylić bez stracenia równowagi? – patrzę na niego dziwnie – Wskakuj na moje kolana, Peggy – gdyby jakiś czas temu powiedziałby mi to zdanie, zrobiłabym to bez zawahania. Teraz on musi ciągnąć mnie za rękę, żeby na siebie wsunąć – Obejmij mnie nogami w pasie, mocno – nieco mi w tym pomaga – Ręce na szyję – jesteśmy cholernie blisko, za blisko – A teraz...

– Aaaa! – gwałtownie pochyla się do wody, a potem z powrotem do pionu i znowu i znowu. Śmieje się, ja denerwuję. W końcu zaczynam śpiewać, a on gapi się na mnie. Moje końce włosów dotykają wody – Przegrany! – szybko wciąga mnie do góry.

– Kto tu jest przegrany? – znowu opuszcza mnie w dół.

– Luke! – puszczam jego szyję, bo wiem, że on mnie nie puści. Robię pół mostek z nogami owiniętymi wokół niego, a palcami w wodzie.

– Jesteś niesamowita – opiera czoło o mój brzuch. To połączenie, ta chwila....

Wciąga mnie z powrotem. Przez chwile patrzymy sobie w oczy. Moja dłoń znika w jego włosach, jego dłonie chyba pieszczą moje uda.

– Wiesz jak słonie adorują słonice? – kręcę głową, nie jestem w stanie, w tej chwili nic innego zrobić –  Obejmują trąbami ich ich głowę i delikatnie muskają uszy, a gdy słonica odrzuci ich zaloty oddalają się i są przez resztę życia samotne – to powoduje, że wybucham płaczem – Hej.. – głaszcze mnie po włosach.

– Rozczuliłeś mnie tymi słoniami i ich samotnością – opiera brodę o moją głowę. Całuje mnie za uchem, to bardzo intymne.

– Mamy lekcje do zrobienia – wybucham śmiechem.

– Słonie, a potem lekcje, mistrz psucia klimatu – schodzę z jego kolan i otwieram mój zeszyt z zadaniem.

Stuka mnie palcem w udo, przechodzą mnie ciarki, bo to takie.. nasze?

– Jesteś przepiękna, wiesz? – moje policzki płoną.

– Czuję się jak w piosence Carly Rea Jepsen – krzywi się, ja się krzywię, chowam nos w zeszycie.

****
Ci co nie widzieli, a by chcieli pojawiła się druga cześć hockeya z Calumem 😊😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro