Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXVIII

Jego wargi musnęły moje, a ja siedziałam oszołomiona nie wiedząc co się dzieje. Odwzajemniłam pocałunek. Był leniwy, ale jego wargi były tak miękkie, że chciałam więcej.

- Fuuuu... - usłyszałam obok jakiś pisk dziecka. - Mamo oni się całują. - powiedziała jakaś dziewczynka, przez co się otrząsnęłam.

- Dzieciaki to miejsce publiczne. - powiedziała chyba jej matka.

Oddaliłam się od blondyna, a on zabrał dłoń z mojego policzka. Usiadłam prosto, patrząc przed siebie na ścianę.

Co właśnie się wydarzyło?

- Pani Williams? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos lekarza, wiec spojrzałam w jego kierunku. - Mam wyniki pani badań. - oznajmił. - Zapraszam do gabinetu.

Wstałam z krzesła, a chłopak zrobił to samo. Weszłam do gabinetu, a on za mną. Czułam się dziwnie z tym coś idę wydarzyło. Zajęliśmy wcześniejsze miejsca, a lekarz zaczął mówić.

- Z badań wynika, że nic pani nie jest. Jest pani w stu procentach zdrowa, jednak te omdlenia mogą być spowodowane przemęczeniem, stresem. Przepisałem pani leki, które prosiłbym, żeby zażywać w najbliższym czasie.

Lekarz wszystko tłumaczył, ale ja nie umiałam myśleć przez to co się wydarzyło.

To tylko pocałunek, które nie mogłam tak po prosty zapomnieć.

To było straszne.

- Dziękujemy. Na pewno dopilnuje jej. - powiedział nagle Black i wstał z krzesła.

- Tu wyniki, a ty recepta. - mężczyzna podał chłopakowi papiery, a ja wstałam z krzesła. - Mam nadzieje, że nic nie będzie się działo i proszę przyjść do kontroli za miesiąc. Wstrząśnienie mózgu to poważna sprawa. - lekarz popatrzył na mnie.

Chciałam coś powiedzieć, ale on mnie wyprzedził.

- Na pewno przyjdziemy. - powiedział.

***

Wszystko minęło tak szybko. Wyszliśmy ze szpitala w kompletnej ciszy. Chłopak pojechał prosto do apteki, gdzie zostawiajac mnie samą w samochodzie poszedł wykupić lek. Gdy postać chłopaka zniknęła z mojego pola widzenia za szklanymi drzwiami apteki, wyszłam z samochodu. Poszłam w kierunku mojego domu. Chce pobyć chwile sama. Z kieszeni wyciągnęłam telefon, który wyłączyłam.

Black:

Dziewczyna od mojego posunięcia nie odezwała się do mnie słowem. Nie wiem co mnie poniosło. Miałem ochotę ją pocałować i to zrobiłem. Odwzajemniła ten gest, więc o co jej chodzi?

- Dzień dobry. - powiedziałem wchodząc do apteki.

- Dzień dobry w czym mogę pomóc. - powiedziała starsza kobieta w białym kitlu.

- Poproszę to. - podałem jej receptę, którą zaczęła rozszyfrowywać.

No tak. Pismo lekarzy. Wszystko wiadomo.

Kobieta znalazła odpowiedni lek i mi go podała.

- I jeszcze paczkę prezerwatyw. - dodałem.

Zapłaciłem i opuściłem budynek, gdy znajdowałem się na parkingu zauważyłem, że w samochodzie na ma żywej duszy.

Gdzie ona kurwa jest?

Rozejrzałem się po parkingu, ale nigdzie jej nie było. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon odjechałem w stronę domu. Gdy światła zmieniły się na czerwone wyjąłem telefon z kieszenie i zacząłem do niej dzwonić.

Poczta głosowa.

- Kurwa! - walnąłem ręka w kierownice.

Lili:

Spacerowałam po mieście, aż stwierdziłam, że to czas by znaleźć się w domu, gdzie po piętnastominutowym marszu się znalazłam. Nie miałam kluczy, wiec w duchu modliłam się by był w domu. I na moje szczęście tak tez było. Światło paliło się w kuchni, jak i w jego pokoju. Otworzyłam drzwi i weszłam do domu najciszej jak mogłam, jednak w domu nie było cicho. Na wejściu po salonie leżały walające się po podłodze ciuchy z bielizną.

Tak się kurwa bawisz?

Od razu weszłam schodami na górę, gdzie było słychać jęki.

- Black! - darła się Rachel. - Mocniej.

Drzwi do jego pokoju były otwarte, a ja by dostać się do mnie musiałam przejść obok nich.

Kurwa jaki ten architekt był mądry.

- Dochodzę! - znów usłyszałam jej głos.

Było mi nie dobrze. Zeszłam schodami na dół, a następnie wyszłam na taras. Nawet w własnym domu nie czuje się dobrze. Wyciągnęłam telefon z tylniej kieszeni spodni i załączyła go. Na ekranie pojawiło się logo marki, a następnie zaczął wibrować.

Miałam trzydzieści nieodebranych połączeń i siedem wiadomości.

Przecież nie było mnie zaledwie cztery godziny.

Trzy razu dzwonił tato.
Dwa Iza.
Raz Betty.
Cztery Amanda.
Pięć Nikol.
Trzy Mike.
A reszta to dwanaście od Blacka.

Od Black:
Gdzie ty jesteś?

Od Black:
Odbierz kurwa ten telefon

Od Black:
Żarty sobie robisz?

Od Black:
Martwię się

Od Black:
Musimy porozmawiać

Od Black:
Odbierz w końcu

Od Black:
Zachowujesz się jak dziecko

Czytając wiadomości sama nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro