Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXVII

- Nigdy panu tego nie zapomnę. - mężczyzna ze zdziwieniem odwzajemnił mój gest. - Ale śmierć mamy nie jest pana winą. Tak po prostu musiało być. Taki jest ludzki los. Kiedyś trzeba odejść, a to był jej czas. Bóg tak chciał.

- Cieszę się, że tam myślisz, ale wiem swoje. Chodź odwiozę Cię już.

- Czy ja.... czy ja mogę wziąć te zdjęcia? - zapytałam niepewnie.

- Oczywiście. - odpowiedział z uśmiechem. - Jesteś głodna?

- Troszkę. - odpowiedziałam i zgarnęła zdjęcia ze stolika.

- Chciałabyś potowarzyszyć mi w maku?

- Tak. - kiwnęłam głową.

Znaleźliśmy się przed domem. Był wielki, ale nie, aż taki jak mój. Wieki ogród. Mężczyzna otworzył mi drzwi od strony pasażera, a sam zajął miejsce za kierownicą. Teraz jedzie się o wiele przyjemniej.

Odwiózł mnie później do domu, ale trauma została.

Teraźniejszości:

Po moich policzkach zaczęły płynąc łzy. Nie odzywałam się Bałam się. Bałam się tego człowieka.

- Nienawidzę Cię! - wrzasnęłam przez szloch.

Chłopak spojrzał na mnie i nic nie powiedział, zupełnie się nie odezwał.

Przecież nie jest taki, nie wywiezie mnie.

- Uspokój się jedziemy do lekarza. - powiedział po chwili.

- Dlaczego? Po co? - zapytałam i przetarłam twarz rękawem.

- Bo zemdlałaś ostatnio? - zapytał bardziej niż stwierdził.

- Ale ja się dobrze czuje. - wyjaśniłam i pociągnęłam nosem.

- Cieszę się. - powiedział i zjechał na ulice prowadzącą do szpitala.

- Nie umówiłam się na wizytę. Oni nie przyjmują bez tego.

- Wszystko załatwiłem.

- Kiedy?

- Dziś.

To by wszystko wyjaśniało. Nie był w szkole. Maks nie chciał mi powiedzieć czemu Black pojechał do lekarza.

- Dlaczego to robisz? - zapytałam, gdy znalazł miejsce parkingowe i zgasił silnik.

- Bo to moja wina. - odwrócił się w moją stronę.

Wymieniliśmy kontakt wzrokowy, a jego spadł na moje usta, które z stresu przed wizytą u lekarza lekko przegryzłam dolną wargę.

- Chodźmy. - powiedział i zniknął z pojazdu.

Siedziałam jeszcze chwile, aż moje drzwi się otworzyły.

- Czekasz na zaproszenie?

- Nawet na dwa. - odpowiedziałam i wysiadłam.

- Mam iść z Tobą czy sobie poradzisz?

Nie lubię wizyty u lekarza, a tym bardziej, że nie wiem co się ze mną dzieje.

- Chodź ze mną. - odpowiedziałam i spojrzałam na chłopaka idącego obok.

- Okey. - odparł, a po wejściu do budynku poszedł do rejestracji, gdzie kobieta zaczęła mu coś tłumaczyć.

- Coś się stało? - zapytałam, gdy jego sylwetka pojawił się obok mnie.

- Nie. - odpowiedział oschle. - Chodź. - złapał mnie za ramie i pociągnął w jakimś kierunku, aż znaleźliśmy się w jakimś gabinecie.

- Pani Lili Williams? - lekarz za biurkiem zapytał.

- Tak. - odpowiedziałam z kiwnięciem głowy.

- Zapraszam. - pokazał ręką na dwa krzesła przed biurkiem.

Blondyn zajął jedno z krzeseł, a ja nie pewnie drugie.

Bałam się.

A co jeśli wykryje jakąś poważną chorobę?

- Więc co pani dolega? - zapytał i spojrzał na mnie.

- Miała lekki wypadek spadając ze schodów, gdy uderzyła głową o podłogę. Od tego czasu zdarzają się omdlenia. - wtrącił Black.

- Nie potrzebuje adwokata. - szepnęłam do niego. - Kilka tygodni temu miałam wstrząśnienie mózgu. - dodałam.

***

Nie mam pojęcia ile już tu jestem, ale mam dość. Byłam już w trzech salach, gdzie przeprowadzali mi badania, a teraz siedzę na korytarzu z głową na ramieniu Blacka.

- Nienawidzę Cię. - powiedziałam zmęczona. - Chce stać.

- Zaraz będą wyniki. - odpowiedział.

- Jak to zaraz? Nie powinny być jutro czy tam po jutrze? Jak to możliwe, że tak szybko? - otrząsnęłam się i usiadłam prosto przyglądając się chłopakowi.

- Zapłaciłem za wszystko.

- Serio wydajesz kasę na taką gówniarę jak ja? - zapytałam.

- Nie mówi tak o sobie.

- Ale taka prawda. Wiesz jak ja się czuje? - zapytałam, a po moich policzkach zaczęły spływać zły. - Raz jesteś miły, a później znów robisz wszystko, żeby doprowadzić mnie do smutku. Nienawidzę tego. Chciałbym żebyśmy w jakimś stopniu było jak rodzeństwo, którym niedługo pewnie zostaniemy. - wyjaśniłam, a Black przetarł moje mokre od łez policzka.

Spojrzałam w jego oczy, a on w moje. Wymieniliśmy kontakt wzrokowy, a jego wzrok znów poleciał na moje wargi. Zamknęłam oczy by kolejny potok łez z nich wypłynął, a gdy je otworzyłam poczułam miękkie wargi na swoich.

***

Black z Lili? Hm... Co o tym sądzicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro