Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXI

Lili:

Obudziłam się.

Otworzyłam oczy.

Był półmrok.

Słońce wschodziło.

Promyki słońca przeciekały się przez firankę.

Spojrzałam w sufit. Przyglądałam się mu uważnie. Nie wiem ile, ale w pewnym monecie podniosłam się do pozycji siedzącej. Na fotelu siedział Black, a raczej spał.

Kurwa zostaw mnie

Przestań.

Nie chce być śmieciem.

Chce być kochana. Nie koniecznie przez niego. Jak patrzę na Amandę i widzę ją szczęśliwą. Leo ją zmienił z dziewczyny w kobietę. W uroczą i szczęśliwą kobietę, którą ja nigdy nie będę. Na samą myśl łzy spłynęły po moich policzkach. Opadłam na poduszkę. Zasnęłam.

***

Obudził mnie trzask, a następnie płacz Mai. Otworzyłam oczu, a słońce już zachodziło. Cudownie cały dzień przespałam. Wstałam z łóżka. Byłam cały czas w sukience. Podeszłam do szafy i wybrałam czarne legginsy i białą bluzę. Poszłam pod prysznic. Chciałam oczyścić się z brudu, który spoczywał na moim ciele. Zapach malinowego płynu pobudził moje nozdrza i po chwili stała już ubrana przed lustrem. Wyglądałam jak wtedy w szpitalu. No trudno i tak nigdzie nie idę. I wyszłam z pokoju idąc do salonu. Schodząc po schodach do moich uszu dotarł dźwięk bajki i śmiech dziewczynki. Oparłam się o ścianę i przyglądałam dwójce osób będących w pomieszczeniu. Chłopak układał wieże z drewnianych klocków, a dziewczynka je rozwalała.

- No ey! - w pewnym momencie udawał obrażonego.

- Przepraszam, ale to nudne. - odpowiedziała słodko się do niego uśmiechając.

- Może pójdziemy sprawdzić co u Lili? - usłyszałam Blacka.

Co on powiedział?

Czy on chciał sprawdzić co u mnie?

Czy jeszcze żyje?

- Tak! - zapiszczała dziewczynka i zaczęła go ciągnąć w stronę wyjścia z salonu.

- Lili? - zauważył mnie.

- Lili żyje! - powiedziała radośnie i przytuliła się do mojej nogi.

- Żyje, żyje. - zaśmiałam się.

- Dobrze się czujesz?

- Tak. - odpowiedziałam nie patrząc na niego. - W co się bawicie? - spojrzałam na dziewczynkę pod nogami.

- Nudne zabawy. Wymyślisz coś fajniejszego od klocków? - zapytała, a na mojej twarzy zagościł uśmiech.

- Co ty na zrobienie pysznych naleśników?

- Tak!! - jej głos rozniósł się po salonie.

- To chodź do kuchni.

Znalazłyśmy się w kuchni, a blondyneczkę posadziłam na blacie. Wyciągnęłam wszystkie składniki i miskę.

- Ja chce miksować.

- Tylko uważaj.

Po chwili masa na naleśniki była gotowa, a z patelni zaczęła unosić się para. W jednej chwili zrobili mi się duszno.

- Maja zawołasz Blacka? - zapytałam dziewczynkę, a w jej oczach było można odczytać smutek, widziała, że co się dzieje.

Pokiwała twierdząco głowa, a ja pomogłam jej zejść z blatu. Nie minęła sekunda jej już nie było. Dzieci trzeba uważnie pilnować. Będę pamiętać.

- Co jest? - do kuchni wszedł on z dzieckiem na rękach, które postawił obok i podszedł do mnie.

- Duszno mi. - odpowiedziałam czując, że zaraz znów odpłynę.

Chłopak zakręcił gaz, podniósł mnie i wyniósł na taras, kładąc na huśtawce.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Idź do Mai zaraz do was przyjdę. - oznajmiłam, ale on nie reagował.

- Powinnaś iść do lekarza.

- Black nie teraz idź do małej. - odpowiedziałam, a chłopak niepewnie opuścił taras, zostawiajac mnie samą.

Co się ze mną dzieje?

Czy ja jestem chora?

Dlaczego takie rzeczy zawsze mi się przydarzają?

Siedziałam tak wpatrując się w niebo i wszystko dookoła. Jednak nie mogłam tak długo leżeć. Gdy stwierdziłam, że jest wszystko okey wróciłam do środka, gdy w kuchni Black smażył naleśniki, a Maja oglądała bajkę. Zrezygnowałam z wejścia do kuchni, więc wybrałam się do dziewczynki. Blondynka tylko na mnie spojrzała i wróciła wzrokiem do ekranu telewizora, a ja zajęłam miejsce obok mnie.

- Jesteś chora? - zapytała po chwili ciszy, a ja nie chcąc za dużo mówić tylko pokiwałam twierdząco głową. - Jak ja jestem chora mamusia mi każe brać syropki. - powiedziała i po chwili gdzieś zniknęła.

Obejrzałam się po salonie, ale dziewczynki nie było, jednak po chwili w progu wejścia ujrzałam ją z Blackiem, który miał w ręce jakąś buteleczkę i łyżkę.

No to będzie kabaret

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro