Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XX

Maraton 1/6

Black:

- Czyli mam oddać Ci Rufiego w zamian? - zapytałem upewniając się.

- No tak. - zrobiła słodkie oczka, które na mnie podziałały.

- Jaką mam pewność, że będzie mojego psa dobrze traktować? - burknąłem ze skrzyżowanymi rękami na piersi.

- Na pewno będę go lepiej traktować niż ty.

- Znów zaczynasz.

- To ty zaczynać chcąc ukryć prawdę.

- Dobra, dobra niech Ci będzie.

Zapadła między nami chwila ciszy, którą przerwała brunetka.

- A tak właściwie to, gdzie jest Rufi?

- U mojej siostry.

Dziewczyna znów chciała coś powiedzieć, ale przerwał nam dźwięk telefonu. Zmarszczyłem brwi widząc na wyswietlaczu imię narzeczonego mojej siostry.

- No co jest? - zapytałem wstając z krzesła.

- Gdzie wy do chuja jesteście?! - zapytał lekko podniesionym głosem.

- No w domu. - skłamałem patrząc na brunetkę, a jej zadziwiony wzrok był skupiony na mojej twarzy.

- Chłopie jestem od dziesięciu minut pod waszym domem i się dobijam do drzwi. - wytłumaczył.

No to wpadliśmy.

- W szpitalu.

- Jak to w szpitalu? - zapytał niedowierzając.

- Aleks nie bądź jak moja matka i nie rób afery. - odpowiedziałem przewracając oczami.

- Lili jest tam z Tobą?

- Tak. - odpowiedziałem krótko.

- W którym szpitalu jesteście?

- Miejskim.

- Jadę tam. - oznajmił i się rozłączył.

- Kto dzwonił? - zapytałam cicho dziewczyna.

- Aleks.

- Narzeczony twojej siostry? - zapytała by się upewnić.

- Tak. - odparłem. - Wyjdę po niego i zaraz wracam. - dodałem kierując się do drzwi.

- Co mu powiemy? - odwróciłem się słysząc jej głos.

- Coś wymyślę, a ty tylko przytakuj. - powiedziałem na co zmroziła mnie wzrokiem.

- Jeszcze się zemszczę za to wszystko. - warknęła i opadła na łóżko.

- Liczę na to. - zaśmiałem się i wyszedłem.

Idąc w stronę wyjścia ze szpitala obmyślałem w głowie plan.

Stojąc przed wejście do szpitala zauważyłem podążającego w moim kierunku blondyna.

- Co dojebaliście? - zapytał na przywiązanie.

- Tak Ciebie też miło widzieć szwagier. - odpowiedziałem, gdy byliśmy już w środku.

- No to teraz słucham. - powiedział, gdy szliśmy w stronę sali brunetki.

- Lili miała wstrząśnienie mózgu. - wyjaśniłem.

- Ale jak to się stało? - dopytywał dalej.

- No więc wyszedłem spod prysznica w ręczniku na biodrach, bo Leon dzwonił. Chodziłem sobie po salonie rozmawiając z nim przez telefon, gdy nagle na schodach spostrzegłem Lili. Zlustrowała mnie wzrokiem po czym zemdlała i spadła ze schodów. - opowiedziałem zabawną historie, która na pewno nie spodobała by się dziewczynie.

- No nieźle. - odparł.

- Tak to już działam na dziewczyny. - powiedziałem z dumą.

I weszliśmy do sali dziewczyny.

- No mała, ale mnie wystraszyłaś. - powiedział na wejściu Aleks i podszedł do łóżka brunetki opierając się rękami o barierkę.

- Nic takiego się nie stało. - odpowiedziała.

- Rodzice wiedzą? - zapytał mierząc mnie i dziewczynę wzrokiem.

Lili spojrzała na mnie jakby szukała pomocy.

- Nie. - odpowiedziałem za nas oboje.

- Macie zamiar mówić?

- Nie. - odpowiedziałem ponownie.

- I co ja mam powiedzieć Betty?

- Że u nas wszystko w porządku i sobie radzimy. - odpowiedziała Lili nie pozwalając mi dojść do słowa.

- Oj dzieciaki. - pokręcił rozbawiony głową. - Cieszcie się, że to ja przyjechałem, a nie Betty.

***

Lili:

Minęły dwa tygodnie.

Jebane dwa tygodnie.

Leżę na szpitalnym łóżku czekając na ostateczne wyniki badań. Przez cały ten czas odwiedzały mnie Amanda i Nikol. Czasem zdążało się, że Amanda przyprowadzała Leona, a nawet czasem wpadał i również Black.

Tak Black po tym jak wszystko pięknie pozałatwiał by nikt się nie dowiedział o prawdziwej historii, która wydarzy się w domu, nie pojawiał się już tak często, a jak przychodził to tylko na kilka minut.

- Cześć siostra. - przywitał się David i mnie przytulił.

- Czemu nie przychodziłeś? - zapytałam smutno, gdy zajął miejsce obok na krześle.

- Pracowałem. Miałem wyjazd służbowy. - odpowiedział na co zmarszczyłam brwi. - Mój ojczym ma firmę i jak zawsze miałem czas to pomagałem w papierach, a ostatnio zostałem wysłany na wyjazd służbowy. - wyjaśnił.

- Rozumiem. - uśmiechnęłam się lekko.

- Jak głowa? - zapytał.

- Dobrze. Tak naprawdę po dwóch dniach już się czułam dobrze. Nie rozumiem po co mnie tu tyle trzymają.

- Dla twojego dobra. A co jakbyś zemdlała będąc sama w domu? - zapytał, a ja wzruszyłam tylko ramionami.

- Dołączyłabym do mamy.

- Nawet tak nie mów.

- Mam wyniki. - do środka wpadł lekarz.

- A więc? - zapytałam.

- A więc jest wszystko dobrze.

- Czyli mogę już wyjść?

- Tak za kilka minut pielęgniarka przyniesie wypis, ale za jakiś czas proszę przyjść na kontrole.

Jeszcze chwile lekarz mówił jakie leki powinnam brać w najbliższym czasie po czym opuścił pomieszczenie, życząc więcej szczęścia przy upadku.

- Chyba w samą porę wróciłem. Akurat odwiozę Cię do domu.

- Całe szczęście. Już myślałam, że będę się musiała prosić o to Blacka.

- Właśnie słyszałem, że się nie dogadujecie.

- Z nim nie można się dogadać.

- Oj tam przesadzasz. Ale dziś zaczyna się wasz zakład.

- Skąd wiesz o zakładzie? - spojrzałam na niego.

- Leon coś wspominał jak do niego dzwoniłem.

- Co Ci jeszcze powiedział? - zapytałam zaciekawiona.

- W sumie to nic co mogłoby Cię zaciekawić.

- Dzień dobry. - do pomieszczenia weszła starsza kobieta. - Mam pański wypis. - powiedziała i podała mi kartkę, którą podpisałam.

- Mam nadzieje, żenię wróci pani do mas tak szybko.

- Też mam taką nadzieje. - uśmiechnęłam się do niej, a ona opuściła sale.

- To jak? Jedziemy? - zapytał brunet.

- Jak najszybciej. - wstałam z łóżka i zabrałam swoją torbę.

- Daj to. - powiedział i zabrał ją ode mnie.

***

Jadąc do domu, David wjechał do sklepu po szampana i kilka piw. Stwierdziła, że trzeba zrobić mi imprezę powitalną. Oczywiście się wkurzyłam na ten pomysł, ale on nie dawał za wygraną.

- Kupić Ci coś? - zaproponował, gdy szliśmy do kasy.

- W sumie znając Blacka pewnie jest pusta lodówka. - odpowiedziałam i poszłam na dział słodyczy.

Wzięłam czekoladę mleczną, ciastka i kilka kiśli do kubka, a następnie skierowałam się do lodówek po dwa jogurty.

- Kasę oddam w domu. - powiedziałam odkładając moje zakupy koło alkoholu na taśmie.

- No co ty Lili. - zaśmiał się. - Jesteśmy rodzeństwem, a rodzeństwo powinno sobie pomagać.

Po pięciu minutach znaleźliśmy się z zakupami w samochodzie, a po dwudziestu pod moim domem.

- No to witaj Lili w domu. - brunet otworzył drzwi wpuszczając mnie pierwszą do środka.

Zdjęłam buty i poszłam prosto do salonu, gdzie zastałam siedzącego Blacka z jakąś blondynkom na kolanach pożerających się wzajemnie. Za plecami usłyszałam gwizdanie i śmiech Davida. W jednym monecie oboje oderwali się od siebie, spoglądając na mnie i bruneta za mną.

- Dzięki za miłe powitanie Black. - uśmiechnęłam się wrogo i poszłam do swojego pokoju.

Nienawidzę Cię Black.

Nawet taki moment musiałeś mi spieprzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro