Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI

- Nienawidzę Cię! Zniknij! - powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Po co mnie tu przywiozłeś? Trzeba było pozwolić tej dziwce by mnie dobiła do końca. Uwierz mi, że czekam dnia, w którym zginę. Najlepiej gdybyś to ty mnie zabił. Nie wiem zastrzelił? Spalił? Utopił? Co wolisz? Chyba, że chciałbyś zobaczyć mnie z podciętymi żyłami i zobaczyć jak się wykrwawiam! - gdy to mówiłam z oczu płynęły mi słone łzy smutku.

Nie wiem co kierowało mną gdy przemawiały przeze mnie te słowa. Może ja po prostu chce umrzeć? Zniknąć z tego świata? Dołączyć do mamy?

Black:

Znów doprowadziłem ją do płaczu, ale może o to w tym wszystkim chodzi. Może ja po prostu nasycam się jej smutkiem?

Szybko opuściłem sale, a następnie budynek szpitalny. Co ja powiem jej ojcu? Sorry ziomuś, ale twój córka leży w szpitalu, bo zaatakowała ją moja dziewczyna do łóżka.

Zatrzymałem się przed samochodem i zastanawiałem co mam teraz zrobić? Może to czas bym zrobił jej przyjemność i coś kupił?

Wsiadłem do samochodu i odjechałem do pobliskiej galerii. Odjechałem z parkingu z piskiem opon, a następnie wybrałem numer do Davida.

- No co tam chcesz? - usłyszałem jego głos.

- Ale ona Cię wkręciła. - zaśmiałem się i zacisnąłem ręce na kierownicy.

- O czym ty gadasz?

- Ona wszystko pamięta co się wydarzyło.

- Jesteś z nią?

- Wkurwiła mnie. Wyszedłem.

***

W ciągu godziny chodziłem po galerii i szukałem specjalnego prezentu dla niej. Kupić zwykły prezent czy ją wkurwić jak z prezentem urodzinowym? Postanowiłem jednak wybrać pierwszą opcje. Wróciłem na parking w poszukiwaniu samochodu z kwiatami, dużą czekoladę i jednym z większych pluszowych misiów. Zapakowałem prezenty do bagażnika i pojechałem pod szpital, gdzie byłem już po dziesięciu minutach.

Idąc z tym wielkim pluszakiem ludzie dziwnie się patrzyli. Jedna kobieta uśmiechnęła się do mnie jakby to ona miała dostać tego misia i jest bardzo wdzięczna.

- Gdzie pan idzie z tymi kwiatami? - zapytała mnie przechodząca obok pielęgniarka.

- Do kobiety mojego życia. - powiedziałem i nie mogłem powstrzymać śmiechu.

Jak to w ogóle brzmi. Ja i Lili razem. To nie możliwe.

- Tylko proszę je później wynieść. - odpowiedziała i poszła dalej.

Idąc korytarzem spotkałem dziewczynę, a w sumie to bardziej dziewczynkę, która wyglądała na max piętnaście lat. Czy ona się dobrze czyje? Ciąża w tym wieku? Uśmiechnęła się do mnie co z trudem odwzajemniłem.

W końcu znalazłem się pod odpowiednimi drzwiami i wszedłem do środka bez pukania. Widok, który zastałem doprowadził mnie do szału. Czy ja jestem o nią zazdrosny? Absolutnie to nie zazdrość, a po prostu czysta nienawiść.

Lili:

Po wyjściu Blacka i naszej wymianie słów czułam się nie potrzebna na tym świecie. Naprawdę miałam wszystkiego serdecznie dość. Chciałam zniknąć i nigdy już nie wrócić. Było mi zimno, ponieważ byłam w mojej letniej piżamie. Przykryłam się kołdrą po samą szuje i leżałam... Leżałam znudzona. Nie miałam telefonu. Nie miałam do kogo zadzwonić, ponieważ nie pamietam żadnego numeru do moich znajomych, którymi są tylko Nikol i Amanda.

Nagle ktoś zapukał do drzwi, a ja z przerażenia, aż podskoczyłam ma łóżku.

- Proszę. - powiedziałam lekko słyszalnie, a drzwi otworzyły się.

Wszedł przez nie Leon, ale co on tu robi?

- Cześć Lili. - powiedział i niepewnie wszedł wewnątrz sali.

- Hej. - odpowiedziałam nieco zaskoczona. - Co tu robisz?

- Przyszedłem Cię odwiedzić. Pamiętasz mnie? - zapytał, a ja pokręciłam twierdząco głową. - Przeraził mnie twój widok tam w domu na podłodze. Wiedziałem, że Rachel ma coś z głową, ale nie sądziłem, że jest z nią tak źle.

- Nie mówmy o niej. - uśmiechnęłam się smutno. - Masz może numer do Amandy? - zapytałam znając odpowiedz, ale chciałam to usłyszeć od niego.

- Black Ci nie przywiózł telefonu? - zapytał na co ja lekko kiwnęłam głową w odpowiedzi.

Wyjął telefon z tylnej pieszemu spodni i podał mi go.

- Mam wyjść? - zapytał chodź dobrze wiedział jaka będzie odpowiedz.

- Jeśli byś mógł.

- Oczywiście. - posłał mi uśmiech i opuścił pomieszczenie.

Wybrałam numer do Amandy i czekałam, aż dziewczyna odbierze. Pewnie myśli, że to Leon do niej dzwoni. Zawiedzie się kiedy dowie się, że to jednak ja.

- Co tam misiu? - słyszę głos blondynki.

- Tu Lili. - mówię śmiejąc się.

- O Lili! Dlaczego się nie odzywasz? Czczeni dzwonisz z telefonu..

- Twojego misia. - dokończyłam za nią i wybuchnęłam śmiechem. - Dlaczego nic nie mówiłaś?

- Bo się nie odzywałaś, ale zostawmy to na później. Co się dzieje?

- Jestem w szpitalu.

- Jak to!? Co się stało?

- Miałam mały wypadek.

- Kiedy? Gdzie? Jak to się stało?

- Możesz do mnie przyjechać? - pytam niepewnie.

- Oczywiście! Już jadę z Nikol do Ciebie. Potrzebujesz czegoś?

- Waszego towarzystwa.

- Okey już jedziemy. - mówi po czym się pożegnała.

Padłam plecami na materac, a mój wzrok utkwił w białym suficie. Nagle telefon zawibrował, a na ekranie pojawiła się wiadomość. Chciałam zobaczyć kto napisał, ale chłopak miał włączone ukrywanie powiadomień.

- Już? - drzwi się uchyliły.

- Jasne wchodź. - odpowiadam. - Wiadomość Ci przyszła. - podaje mu telefon, a on zajmuje miejsce ma krześle obok mnie.

Zainteresowany odebrał urządzenie i zaczął czytać wiadomość. Jego wyraz twarzy nagle się zmienił.

- Coś się stało? - zapytałam.

- Nie to na tą chwile nie jest, aż takie ważne. - spojrzał na mnie i schował telefon. - Jak się czujesz?

- Trochę boli mnie głowa, ale jest okey.

- Wstrząśnienie mózgu. - powiedział i się skrzywił. - Mam nadzieje, że będzie z Tobą dobrze.

- Odpowiesz mi na pytanie? - spojrzałam mu prosto w oczy.

- Jasne. Pytaj.

- Co jest między Tobą, a Amandą? - uśmiechnął się na wspomnienie o dziewczynie.

- Nie powiedział Ci? - był lekko zdziwiony, a ja zaprzeczyłam kiwając głową. - Myślałam, że mówicie sobie wszystko.

- Byłam cały wczorajszy dzień nie przytomna nie miałam jak się dowiedzieć. - powiedziałam smutno.

- Przepraszam.

- Nie masz za co to nie twoja wina, że tu jestem.

- Właściwie to ka Cię tu przywiozłem.

- Naprawdę? - zdziwiłam się. - Myślałam, że to Black mnie tu przywiózł. - mówię i spuszczam wzrok.

Jestem zawiedziona? Nie przejął się w ogóle tym co się wtedy wydarzyło? A myślałam... za dużo myśle.

- Był za bardzo przejęty tym co się stało i zaczął się wydzierać na Rachel.

I tu się zdziwiłam. Czyli jednak się przejął moim stanem.

- Fajnie, że ma chociaż jakieś uczucia jeszcze. - mówię szeptem.

- Black jest bardziej wrażliwy niż myślisz Lili. - powiedział, a spojrzałam na niego niedowierzając.

- Chciałabym kiedyś to zobaczyć. - lekki uśmiech pojawił się ma mojej twarzy.

- Czas pokaże jakie jego oblicze jeszcze zobaczysz.

- Mam się bać? - zaśmiałam się.

- Ja na twoim miejscu bym uciekał jak najdalej od niego.

***

Jeśli będzie duża aktywność do końca tego roku postaram się skończyć to opowiadanie, ale to zależy tylko od was.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro