Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLV

Nadchodzą święta i sylwester. Tata z Izabellą dzwonili do nas, że wrócą na dwa tygodnie, a od razu po nowym roku będą musieli wrócić do stanów. Rozumiem, że praca jest dla nich ważna, ale cieszę się, że mają jeszcze czas dla rodziny.

Relacje z Blackiem mam cudowną. Świetnie się dogadujemy co zaczęło przeszkadzać Rachel, ale w sumie nie dziwie się jej.

W końcu mam przyjaciela.

Dziś mam wigilię klasową, ale jakoś się tym nie przejmuje. Nie jestem związana jakoś z tą klasą. Jestem tam bo muszę. Nie mam innego wyjścia. Obiecałam, że upiekę na tą okazje ciasto i tak tez zrobiłam. Wczoraj wieczorem się za to wzięłam, ale Black musiał wtrącić swoje trzy grosze, a Mike mówił jaką to jestem złą siostrą, która własnemu bratu nie da ciasta, a obcym zanosi. Cała kuchnia pływała w mące, ale na moje szczęście Black wykazał się swoimi umiejętnościami i posprzątał wszystko na błysk.

Czyli przyjaźń damsko-męska istnieje?

Oczywiście, że tak.

Z Blackiem od naszych zwierzeń nad jeziorem nie mieliśmy już takiego bliskiego kontaktu. Jedynie był to przytulas na pocieszenie.

- Lila! - i o wilku mowa. - Robiłaś może pranie? - blondyn znalazł się w kuchni w samych bokserkach i białej koszuli w ręce.

- Nie myślałam, że teraz twoja kolej.

- Nie mam spodni na dziś. - oznajmił i założył koszule, którą zaczął zapinać.

- Ja to nie masz?

- Same dresy mi zostały.

- To chyba nie masz wyjścia i musisz iść w dresach. - parsknęłam śmiechem.

- Lili zrób coś proszę. - popatrzył na mnie robiąc słodkie oczka. - To moja ostatnia wigilia w tej szkole.

- Zapamietają Cię na zawsze. - ponownie się zaśmiałam.

- Zaraz wpadniesz i będziesz na nogach zapierdalać do tej szkoły.

- Nie zrobisz tego. - zaprzeczyłam kiwnięciem głowy.

- Coś za coś. - powiedział poprawiając kołnierzyk od koszuli.

- Gdzie masz jakieś spodnie? - zapytałam i pokierowałam się w stronę jego pokoju.

Na wejściu nie zaskoczyło mnie nic. Wszędzie leżały ubrania.

- Może zrobiłbyś tu porządek. - odwróciłam się w jego stronę.

- Nie mamy teraz czasu na twoje kazania. Zaraz powinniśmy wychodzić.

- Gdzie Ci się tak spieszy? - zdziwiłam się.

- Trzeba jeszcze po Rachel jechać.

- Oh... Zapomniałam, że ona jeszcze żyje. - westchnęłam i spod sterty czarnych ciuchów wygrzebałem czarne rurki. - To może być? - zapytałam i rzuciłam w jego stronę.

- Mogą być. Ruszaj się, bo znów zrobi awanturę.

- Od kiedy ty jej się tak słuchasz? Podobno nie jest twoją dziewczyna.

- To jest przysługa.

- Oh rozumiem. - odpowiedziałam i opuściłam pomieszczenie idąc do swojego królestwa.

Szybko przebrałem się z szlafroka w czarną dopasowaną prostą sukienkę, a do tego czarna małą torebkę, w której miałam kilka drobiazgów. Przejrzałam się w lustrze i gdy stwierdziłam, że wszystko ok, a mój lekki makijaż się nie rozmazał zeszłam schodami na dół. Z kuchni zabrałam pudełko z ciastem i opuściłam dom, a tuż po mnie zrobił to Black zamykając na klucz.

- Mike dziś wraca? - zapytał mnie blondyn, gdy odjechaliśmy spod domu.

- Tak. Już wyczerpał mu się limit przebywania poza domem. Miał być pod moją opieką, a cały czas przebywa poza domem.

- Twoje dzieci to będą mieć prawdziwe piekli z Tobą. - zaśmiał się.

- Nie chce odbierać go z komisariatu za jakieś głupoty.

- Już spokojnie.

- Jestem spokojna.

- Nie widać tego po Tobie.

- Black proszę wytrzymaliśmy prawie dwa tygodnie w spokoju nie psuj tego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro