Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLIV

- Co ty odpierdalasz znów?!

- Chyba mieliśmy plany na dziś. - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

- Myślałam, że to głupi żart.

- Ja nigdy nie żartuje z takich rzeczy.

Reszta drogi minęła w ciszy. Chłopak po pewnym czasie skręcił w jakąś drogę prowadząca przez las, a na jej końcu był parking. Miejsce wydawało się dość dziwne. Nie było tak żywej duszy. Bałabym się być tu sama, a tym bardziej sama w nocy. Black wysiadł, a następnie otworzył mi drzwi.

- Zapraszam. - zaśmiał się.

- Co to za miejsce? - zapytałam, gdy drzwi za mną zostały zamknięte.

- Przyjeżdżam tu, gdy pokłócę się z mamą lub gdy mam zły dzień.

- Taka twoja izolatka? - spojrzałam w jego kierunku.

- Można tak powiedzieć. - posłałam mi swój uśmiech.

On naprawdę potrafi być miły i sympatyczny.

Czy to tak wiele dla niego?

- Chodź. - podał mi rękę, a ja nie pewnie odwzajemniłam ten gest.

Szliśmy w ciszy leśną ścieżką. Nie wiedziałam dokąd prowadzi, ani co chce mi pokazać. Ciagle szliśmy w ciszy, aż moje oczy ujrzały wielkie jezioro i złocisty piasek.

- Jak ty pięknie. - powiedziałam, gdy tylko się zatrzymaliśmy.

Chłopak nadal trzymał moją rękę, a ja nie byłam pewna co powinnam zrobić.

- Podoba Ci się? - zapytał i puścił moją dłoń, która opadła wzdłuż mojego ciała.

- Bardzo. - powiedziałam podekscytowana.

- Chodź tam. - wskazał dłonią na pomost.

- Często tu bywasz?

- Odkąd pojawiła się na świecie Maja raczej staram się pomagać i nie sprzeciwiać matkę. Kiedyś byłem jej oczkiem w głowie, teraz tym oczkiem stała się Maja. Nie mam już powodów do kłótni.

- A ty masz jakieś miejsce, gdzie uciekasz? - spojrzał na mnie i usiadł na drewnianym pomoście.

- Nie. Raczej staram się nie wszczynać kłótni. Wiem, że tacie było ciężko po śmierci mamy. Nie miałam serca kłócić się o jakieś pierdoły. - odparłam i zajęłam miejsce obok niego.

- Rozumiem. Opowiedz coś o sobie.

- Nie ma czego opowiadać. Jestem raczej osobom, która siedzi w domu. Sam widzisz. Nie mam za dużo znajomych, ale raczej mi to nie przeszkadza.

- Nigdy nie ciągło Cię do zrobienia czegoś złego?

- Zależy co masz na myśli mówiąc zrobienie coś złego. Zdarzało mi się wypić na imprezie, wziąć jakieś prochy, a doczynienia z policją raczej omijam. A ty? Zrobiłeś kiedyś coś złego?

- No dużo tego było. - lekko się uśmiechnął na to wspomnienie. - Mama nie jednokrotnie odbierała mnie z komisariatu, a czasami i nawet Betty z swoim wielkim brzuchem, gdy była w ciąży.

- Tak właściwie dlaczego mnie tu przywiozłeś?

- Tylko ty potrafię się nie wkurzać na drugiego człowieka. Chce Cię poznać, a każde inne miejsce prosi mnie tylko o to by Ci dopiec.

- Dlaczego taki jesteś?

- Jaki? - spojrzał na mnie.

- Teraz starasz się być miły, albo udajesz, a w każdej innej sytuacji jesteś nie miły i arogancki.

- Taki już jestem po tatusiu. - prychnął.

I nastała chwila ciszy. Spojrzałam na niego, ale jego wzrok był wpatrzony w oddali.

- Um... Powiesz mi coś o nim? - zapytałam niepewnie.

- Nie ma co o nim mówić. Damski bokser i tyle. Bił i poniżał mamę. Zawsze próbowałem pomoc, gdy tylko podnosił na nią rękę i wtedy to ja obrywałem. Nie lubiłem patrzyć jak cierpi.

- Dlatego się tu przeprowadziliście?

- Tak. To był jeden z powodów. A twoja mama jaka była? - teraz skierował wzrok na mnie.

- Była cudowną kobietą. Brakuje mi jej. - powiedziałam smutno próbując na twarzy zatrzymać uśmiech. - Jak się urodziłam tata nie był z nami. Nie poddała się i wychowała mnie.

- Musiała być silna.

- Była.

Siedzieliśmy tak dość długo i atmosfera była naprawdę bardzo fajna. Miło jest spędzać z nim czas. Opowiedział mi coś o sobie, a ja jemu. Jednak pogoda nam nie sprzyjała. Nadchodziła już zima i zaczął padać śnieg.

- Głodna jestem. - powiedziałam, gdy jechaliśmy już główną drogą.

- Może pizzeria? - zapytał na co się zgodziłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro