XIX
Black:
Zdziwił mnie widok brunetki na korytarzu. Stawiała małe kroki, zmierzają w kierunku swojej sali. Wyglądałam pociągająco w tym ubraniu. Miała na sobie satynową piżamę zakończoną koronką, która podkreślała jej kształty i do tego te cudowne czarne zakolanówki.
- Lili?
Dziewczyna w jednym monecie odwróciła się w moją stronę. Nagle się zachwiała i poleciała do tyłu. Upuściłem jej torbę i biegiem podbiegłem do niej. Nie zderzyłem do końca, ale tym razem nie uderzyła głową o podłogę.
- Black? - zapytała, ale jej oczy były zamknięte.
- Pomocy! - wydarłem się na cały korytarz, ale niestety nikogo nie było.
Spojrzałem na jej twarz. Miała napuchnięte oczy.
Znów ryczała?
Jedną ręką podtrzymałem jej plecy, a drugą złapałem nogi pod kolanem. Wstałem na wyprostowane nogi. Natychmiast zaniosłem ją do sali i położyłem na łóżku. Odnalazłem potrzebny przycisk, a pi chwili w sali pojawiła się pielęgniarka.
- Co się dzieje? - zapytała i podeszła do dziewczyny.
- Przewróciła się i zemdlała. - powiedziałem lekko spanikowany tym co się wydarzyło.
- Co tu się dzieje? - nagle do sali wpadł lekarz.
- Przewróciła się i zemdlała. - powtórzyłem to samo co pielęgniarce.
- Podłączyć kroplówkę, pobrać krew do badań.. - lekarz zaczął wymieniać pielęgniarce, ale ja nie wiedziałem co robić.
A co jeśli to coś poważniejszego?
Poinformować mamę o tym co się wydarzyło?
Może ona jakoś to spokojniej przekaże jej ojcu?
Wszystko działo się tak szybko.
- To chyba należy do was. - pielęgniarka podała mi torbę, którą zostawiłem na korytarzu.
- Dziękuję. - odpowiedziałem wstając z krzesła, na którym sam nie wiem kiedy usiadłem. - Proszę mi powiedzieć co z nią?
- Zaraz zawołam lekarza, który panu wszystko powie. - wyjaśniła podłączając coś do dziewczyny.
- Dziękuję. - zająłem swoje miejsce na krześle i czekałem.
Przyglądałem się tym wszystkim pukającym urządzenia i kropli po kropli spadającej w kroplówce.
Gdyby na to wszystko patrzeć to moja wina. Ja rzuciłem ją wtedy na sofę i to ja nie obroniłem jej przed Rachel. A teraz? Gdybym się nie odezwał nie odwróciła by się i spokojnie znalazła by się w sali.
- Rozumiem, że pan jest chłopakiem? - zapytał, a ja pokiwałem twierdząco głową, wstając z krzesła.
Dlaczego to zrobiłem?
Tylko bliskim mówią informacje dotyczące pacjenta.
- Pacjentka wykonała zbyt gwałtowny ruch po takim upadku przez co cała ta utrata przytomności, jednak dobrze, że nie uderzyła ponownie głową o podłogę.
- Jak długo będzie musiała tu zostać
- Przetrzymamy ją tu jeszcze z dwa tygodnie może więcej.
- Czy ja mogę dzisiaj tu z nią zostać? - zapytałem.
- Rozumiem pańskie zaniepokojenie, jednak mamy zasady.
- Co pan by zrobił na moim miejscu?
- Dokładnie to samo co pan.
- Czyli mogę zostać?
- Tak, ale proszę o ciszę.
- Oczywiście, dziękuje.
- Dobranoc. - powiedział lekarz i wyszedł z sali.
- Dobranoc.
Czy chce tu siedzieć?
Oczywiście, że nie.
Dlaczego tu jestem?
Wiem, że gdy się obudzi posłuszna córeczka zadzwoni do tatusia.
Muszę z nią poważnie porozmawiać.
Lili:
Czułam, że mam coś na ręce. Podniosłam rękę, na której ujrzałam wenflon. Następną rzeczą było pikanie. Pikanie tych wszystkich urządzeń. Czy jest ze mną, aż tak źle? Chciałam się podnieść, ale poczułam ból z tyłu głowy. Przekręciłam głowę w bok i dostrzegłam śpiącego na krześle Blacka. Co on tu robi? Dlaczego został? Czy on się naprawdę o mnie martwi?
Spojrzałam za okno, ale na zewnątrz było ciemno.
Przyglądałam się uważnie chłopakowi. Black wcale nie wygląd na takiego złego, a wręcz przeciwnie. Jego nieco dłuższe blond włosy opadają na czoło. Wyglada słodko jak śpi. Nagle wciągnął więcej powietrza do płuc i otworzył oczy. Gdy zobaczył, że ja również nie śpię, poprawił się na krześle.
- Lepiej się czujesz? - pyta.
- Tak. Dziękuję, że mi pomogłeś. - lekko się uśmiechnęłam.
- Nie masz za co dziękować. To w sumie prze zemnie tu jesteś. - powiedział, a między nami zapadła cisza.
I tu miał racja, bo gdyby nie rzucił mnie na tą cholerną sofę nie było mnie by tu gdzie teraz jestem.
- Przyniosłem Ci rzeczy. - mówiąc to podał mi moją torbę przeznaczoną ma basen.
- Dzięki. - odpowiedziałam i wbiłam wzrok w sufit.
- Dlaczego zostałeś?
- Chciałem Ci troszkę po wkurzać jak się obudzisz, bo gdy wyjdziesz już nie będę miał tego zaszczytu. - zaśmiał się.
Zasmuciła mnie to odpowiedz. Czego ja się spodziewałam? Przyszedłem tu byś nie była sama? Śmieszna jestem skoro tak myślałam.
- Mów czego tak naprawdę chcesz? - zapytałam spokojnie.
- Masz zamiar powiedzieć ojcu co Ci się stało? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się strach?
- Oczywiście.
- Lili obiecuje, że proszę pierwszy i ostatni raz. Nie mów, że przyprowadziłem ich na chatę.
- Boisz się?
- A co jeśli tak?
- Mam dla Ciebie biznes. - wypadliśmy bez namysłu.
Izabella:
- Kochanie nie denerwuj się tak z nimi jest wszystko w porządku. - oznajmiłam Alanowi, który właśnie wyszedł spod prysznica.
- Iza ja czuje, że coś się stało. Lili zawsze odbiera telefon, gdy do niej dzwonię. Nie mam z nią kontaktu od ponad dwóch dni.
- Alan nie przesadzaj. A ty co robiłeś, gdy byłeś w ich wieku?
- Ja byłem chłopcem umiałem sobie poradzić, a ona jest bezbronną dziewczynką. Moją małą córeczką.
- Jeśli będziesz ją tak traktować nigdy nie będzie czuła się dorosła. Ma już swoje siedemnaście lat pozwól jej żyć.
- A może i masz racje.
- Oczywiście, że mam. Chodź tu do mnie.
- Dzwoniła Betty? - zapytał idąc w moim kierunku.
- Powiedziała, że nie mogła odwiedzić dzieciaków, ale dzwoniła do Blacka o wszystko jest pod kontrolą. Lili podobno już zdobiła zakupy szkolne.
Betty:
- Maja zasnęła. - powiedział Aleks wychodząc z pokoju małej.
- Myślałam, że nie doczekam się tej chwili. - zaśmiałam się.
- Byłaś u młodych? - zapytał i położył się na sofie z głową na moich udach.
- Nie chciało mi się jechać pół miasta. Są już prawie dorośli.
- Tylko, żeby dziecka nie zrobili.
- Aleks! - walnęłam go w ramię.
- No co? Widziałem kilka razy tą małą. Całkiem niezła jest, a wątpię, żeby Black nie skorzystał.
- Czy ty wszystko musisz psuć?! - warknęłam na niego i wstałam z sofy.
- Gdzie idziesz? - pyta.
- Jadę zobaczyć czy przypadkiem mój brat nie robi dzieci z córką partnera mojej mamy. - odpowiedziałam zakładając buty.
- W środku nocy? - wstał w szybkim tępie z sofy.
- A mam inny wybór?
- Ja to zrobię.
***
Naprawdę nie mam wenty na to opowiadanie. Te wszystkie wydarzenia są takie nie możliwe, a jednocześnie śmieszne xD Komentujcie czasem jeśli macie jakieś zdanie na temat któregoś z wątków też się pośmieje
Do zobaczenia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro