Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

Black:

- Ey mała, ale to nie moja wina, że rolety były odsłonięte, a ty w samej bieliźnie, jeśli to w ogóle można nazwać bielizną.

- Trzeba było się nie patrzeć. Masz swoją rudą ździrę! Wynoś się stąd! - zaczęła się na mnie drzeć.

Spojrzałem na nią ostatni raz i opuściłem jej terytorium zwane pokojem. Schodziłem po schodach, gdy do moich uszu dotarł cichy szloch. Wróciłem w stronę drzwi Lily, które były uchylone i spojrzałem do środka. Brunetka siedziała z zdjęciem w ręku. Po jej policzkach płynęły słone łzy.

- Potrzebuje Cię. - zawyła.

Nie mogłem patrzeć na to w jakim stanie teraz jest. Wole widzieć jak się śmieje, albo wkurza, ale nie gdy płacze. Rozważałem wejście do pokoju, ale zrozumiałem, że to tylko mogłoby pogorszyć całą tą sytuacje. Mój telefon zawibrował w kieszeni, a ja jak naszybciej znalazłem się przy drzwiach i opłaciłem dom Williams.

- Co chcesz? - pytam, gdy odbieram telefon.

- Black przyjedź do klubu. - słyszę szloch Rachel.

Ona płacze?

- Po co?

- Nie zadawaj pytań tylko przyjedź. - mówi i się rozłącza.

Chowam telefon do kieszeni i wracam na taras. Ku mojemu zdziwieniu jest tam Lily, która z uśmiechem żegna się z gośćmi. Aż tak szybko zamieniają jej się nastroje? Po długotrwałym pożegnaniu rodzina Lily odjeżdża.

- My tez będziemy się zbierać. - mówi moja mama po chwili i wstaje z krzesła.

- Posiedźcie jeszcze. - zatrzymuje ją pan Alan.

- Muszę iść, bo jak Maja się obudzi to będzie głodna, a nie mam już kaszki dla niej. - tłumaczy.

- W takim razie odprowadzę was. - informuje i zabiera wózek.

- Bardzo dziękuje, że pani przyszła i za ten prezent. - mówi Lily przytulając moją rodzicielkę.

- To ja dziękuję za zaproszenie. - odpowiada.

Moja mama schodzi z tarasu i idzie chodnikiem, gdzie przed chwilą za wielką tują zniknął brunet.

- A mi nie podziękujemy? - pytam udając smutnego.

- Dziękuje. - odpowiada wymuszonym tonem dla grzeczności i znika za szklanymi drzwiami.

- Lily, a nie chciałem Cię urazić. - biegnę za nią i nie rozumiem dlaczego się tłumacze.

- Spoko już do tego przywykłam. - próbuje się uśmiechnąć, ale jej to nie wychodzi.

- Chciałabyś jutro wieczorem gdzieś wyskoczyć? - pytam, a ona nie rozumie o co mi chodzi. - Do klubu, albo na pizzę.

- Black to, że nasi rodzice będą razem mieszkać nie robi z nas szczęśliwego rodzeństwa. - opowiada i wchodzi schodami na górę.

Nie odpowiadam, a sam również opuszczam jej domu i zmierzam do swojego samochodu.

- Gdzie jedziesz? - pyta mnie mama.

- Do klubu za godzinę wrócę. - odpowiadam i odjeżdżam.

Po dziesięciu minutach jestem na miejscu. Głośna muzyka, aż huczy. Parkuje samochód nie daleko budynku i idę poszukać Rachel.

- Siema Black! - krzyczy znajomy głos za mną.

- Siema stary! - odpowiadam.

- Co ty dziś tak późno? - pyta zdziwiony.

- Lepiej późno niż wcale.

- Coś ostatnio mało Cię tu widzę. - mówi zdziwiony. - Rachel była ostatnio bardzo wkurzona twoją nieobecnością. Masz kogoś? - pyta.

- Mam inne rzeczy na głowie i to nie oznacza, że muszę kogoś mieć.

- Przede mną nic nie ukryjesz.

- Dzieckiem się opiekuje okey? - odpowiadam lekko wkurzony i wchodzę do klubu zostawiając Daniela samego.

W powietrzu klubu unosi się zapach alkoholu, seksu i tytoniu. W oczy od razu rzuca mi się Rachel. Jest na parkiecie i ociera się o jakiegoś bruneta. Podchodzę do nich i szarpię za jej ramie by na mnie spojrzała.

- Oh Blacki się zjawił.

- Nie nazywaj mnie tak! - warczę na nią. - Czego chciałaś?

- Po czekaj na mnie chwile musimy dokończyć taniec. - mówi i odwraca się do tego lalusia.

Co ona ma w głowie? Myśli, że będę za nią jeździł i czekał jak jakiś palant?

- Rachel idziesz albo wychodzę. - informuje ją i wychodzę na taras.

Przez moją głowę przebiega tysiąc myśli. Czego ona chce? Przecież z nią skończyłem? Czego jeszcze nie zrozumiała?

- Czekaj kociaku! - słyszę jej głos.

- Czego chcesz? Przez telefon wydawałaś się... - zaczynam, ale niewiem jak to skończyć.

- Na jaką? - pyta próbując to ze mną wyciągnąć, ale zapada między nami cisza, a ja wpatruje się w pare za nią, która próbuje wejść sobie do gardła.

Dziewczyna odwraca się w kierunku, gdzie się patrzę i z zadziornym uśmieszkiem patrzy na mnie.

- To moglibyśmy być teraz my. - mówi szeptem i zbliża się do mnie. - Proszę pocałuj mnie.

Jej wargi dzieli mała przestrzeń, która zaraz się skończy, a nasze wargi się zetkną.

Czy tego chce?

Nie wiem

- Rachel ja już nie mogę. - odwracam się przodem do barierki.

- Powiedz mi kto to jest. - syczy.

- Nie mogę.

- Mów!

- Zniszczysz jej życie.

- No chyba to oczywiste. - prycha. -Spaliście już ze sobą? A może mnie zdradziłeś! - podnosi głos.

- My nie byliśmy razem! - tym razem to ja podnoszę swój ton.

- Czyli to co było między nami nic dla Ciebie nie znaczyło? - dopytuje.

- Nie. - odpowiadam.

- Pierdol się! - krzyczy i podnosi ręce, która po chwili zostawia ślad na moim policzku. - Jeszcze pożałujesz! - odchodzi, ale po chwili się odwraca. - I ta głupia suka też.

- Tylko spróbuj jej dotknąć, a Cię zniszczę!

- To ja zniszczę Ciebie Thomas!

Odchodzi, a ja opieram się o barierkę i patrzę w dół, gdzie widnieje ogród. Wyciągam z kieszeni fajkę i zapalniczkę rozkoszując się smakiem tytoniu. Wypuszczam dym, a osoba obok zaczyna kaszleć. Odwracam się, a moje oczy się poszerzają.

- Co tu robisz? - pytam.

- Musiałam wyjść z domu. - tłumaczy patrząc w przestrzeń przed nami. - A ty? - patrzy mi prosto w oczy, a ja w jej.

- To nie jest miejsce dla Ciebie. - mówię zaciągając się tytoniem.

- Zabijasz się.

- Jakoś umrzeć trzeba. - uśmiecham się wypuszczając dym prosto w jej kierunku.

- No ey! - warczy przez kaszel.

- Zapaliłaś kiedyś? - pytam nie spoglądając na nią.

- Nie. - odpowiada cicho.

- To dobrze. Nie powinnaś.

- Wszystko nie powinna robić, nie powinnam tu być. Weź się chłopie ogarnij! - krzyczy wkurzona.

- Spokojnie Lily. Odwieźć Cię do domu? - pytam gasząc papierosa.

- Już jedziesz?

- Tak.

- To jadę.

Wychodzę z tarasu idąc przez huczące pomieszczenie, aż znajduje się na parkingu. Wsiadam do samochodu, a brunetka idzie wolnym krokiem.

- Kobieto szybciej. - kiwam głową z rozbawienia.

- Zamknij się. - warczy.

- Zaraz będziesz wracać sama do domu. - mówię i wyjeżdżam z parkingu. - Jak tu przyszłaś? Tata Cię wypuścił z domu? - spoglądam na nią.

- Autobusem. Tata jest u twojej mamy. Chyba zastanie na noc.

- Okey. - odpowiadam i skręcam w naszą ulice.

Parkuje mój samochód na stałym miejscu i wysiadamy oboje z niego.

- Dzięki za podwózkę. - mówi.

- Spoko. - odpowiadam.

Brunetka odwraca się idąc w stronę do domu, a ja za nią.

- Co ty robisz? - pyta u marszczy brwi.

- Idę do twojego domu.

- Po co?

- Nie mam zamiaru słuchać dziwnych dźwięków wydawanych przez naszych rodziców.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro