VII
- Nie trzeba. - odpowiedziałam i szlam dalej.
Usłyszałam za sobą pisk opon, a samochód po chwili jechał obok mnie. Myślałam, że sobie pojedzie, ale był krok w krok za mną. Odwróciłam głowie w jego kierunku, a naszej wzrok się spotkał.
- Wsiadaj. - powiedział jakby był to rozkaz. - Też jadę do sklepu. - dodał, a moje oczy pewnie wyglądały jakby miał wypaść z orbity.
- Skąd wiesz gdzie idę?
- Nie gadaj tylko wsiadaj. - parsknął śmiechem, a ja niepewnie podeszłam do samochodu i otworzyłam drzwi. - Szybciej, bo mi się spieszy.
- O piętnastej sklepu Ci nie zamkną. - posłałam mu gniewne spojrzenie na co znów się uśmiechnął.
Zapięłam pas, a chłopak odjechał. Jedliśmy w ciszy, a ja nie wiedziałam co robić. Czy się odezwać, czy jechać cicho.
- Po co jedziesz do sklepu? - pytam śmiejąc się w myślach z tego co powiedziałam.
- A ty? - zapytał i zatrzymał się na skrzyżowaniu.
- Po zakupy.
- Masz odpowiedź. - oświadczył.
Znów zapadła cisza, więc postanowiłam zadać kolejne pytanie.
- Idziesz gdzieś dzisiaj? - zapytałam.
- Dlaczego pytasz? - spojrzał na mnie.
- Jesteś ubrany inaczej niż zwykle.
- Mama dostała zaproszenie i poprosiła mi, żebym jej towarzyszyły.
- Okey. - odpowiedziałam, a moja torebka zawibrowała.
Wyciągnęłam z niej telefon i odczytałam wiadomość od Nicol.
Od Nicol❤️🙈: Amandzie odbiło przez Leona...
Na samą myśl co teraz Amanda wyrabia u blondynki na moich ustach pojawił się uśmiech, który kierowca samochodu, w którym jestem obecnie pasażerem to zauważył.
- Czemu się tak szczerzysz? - zapytał, a ja podniosłam wzrok z nad telefonu.
Zatrzymał samochód na czerwonym świetle. Patrzał prosto w moje oczy, a ja w niego. Czarne jak węgiel oczy przeszywały mnie wzrokiem. Black ma cudowny kolor oczu. Jego wzrok zszedł na moje wargi. Między nami panowała cisza. Byliśmy w transie obserwując się nawzajem.
Twarz blondyna niebezpiecznie znalazła się w moim kierunku. Dzieliło nas kilka centymetrów od siebie, gdy rozbrzmiał dźwięk trąbienia z samochodu za nami.
Oboje wróciliśmy do rzeczywistości. Black ruszył szybciej niż dotychczas jechaliśmy i w ciszy dotarliśmy na parking supermarketu.
- Dzięki. - powiedziałam i opuściłam samochód.
Schowałem telefon do torebki, idąc w pośpiechu do budynku nazywanym supermarketem.
Co się przed chwilą wydarzyło? Czy Black chciał mnie pocałować? Dlaczego? Te pytania zostaną w mojej głowie przez najbliższy czas.
Wzięłam koszyk i zaczęłam od pierwszego produktu, który był na liście, a po dwudziestu minutach miałam już wszystko. Podeszłam do kasy i wypakowałam wszystko na taśmę, która zaczęła się przesuwać, aż była moja kolej. Odwróciłam się w kierunku drugiej kasy, gdzie Black wpisywał pin.
- 68,54 - usłyszałam sprzedawczynie.
Podałam jej banknot, a po chwili otrzymałam resztę. Kobieta podziękowała i zaprosiła ponownie, a ja odeszłam biorąc dwie siatki zakupów. Szłam przed siebie, a drzwi automatycznie się otworzyły.
- Daj to. - usłyszałam za sobą, a ciężar z moich rak zniknął.
- Poradzę sobie. - zaprotestowałam i odwróciłam się do niego przodem.
- Daj spokój. - powiedział idąc w stronę swojego samochodu z trzema siatkami.
Prawda była taka, że nie chciałam iść z tymi ciężkimi siatkami sama do domu, ale też nie chciałam przebywać w towarzystwie Blacka.
Podążyłam szybkim krokiem za nim. Chłopak zamknął bagażnik i otworzył drzwi od strony pasażera.
- Wsiadaj. - powiedział nie patrząc na mnie, a ja wykonałam polecenie po czym zamknął za mną drzwi.
Obszedł samochód do około i wsiadł za kierownice. Zapieliśmy w tym samym czasie pas przez co nasze ręce się o siebie otarły, a moje ciało przeszedł dreszcz co blondyn zauważył i uśmiechnął się pod nosem.
Przez całą drogę powrotną się nie odzywałam. Panowała między nami niezręczna cisza, aż na wyświetlaczu radia pojawiło się połączenie od Rachel. Chłopak wygrzebał telefon z kieszenie w spodniach i odebrał połączenie odłączając obce głośnomówiącą.
- Coś ważnego, bo nie mogę teraz gadać? - zapytał, zatrzymując się na światłach. - Dziś nie mam czasu. Znajdź sobie kogoś innego na te gierki. - powiedział i ruszył, gdy światło zmieniło się na zielone. - Powiedziałem Ci już co dziś robię i nie będę zmieniał planów specjalnie dla Ciebie. - warknął, a mnie, aż przeszły ciarki po plecach przez jego ton.
Rozłączył się i odłożył telefon do kieszeni. Zacisnął mocno ręce na kierownicy, a ja nie wiedziałam co się dzieje.
- Wszystko ok? - pytam niepewnie.
- Tak. - odpowiedział bardziej kierując to słowo w powietrze niż odpowiadając mi na pytanie.
Po chwili jesteśmy pod jego domem. Opuszczam samochód i czekam, aż odzyskam swoje zakupy.
- Pomogę Ci to zanieść. - mówi i otwiera bagażnik.
- To tylko kilka kroków, poradzę sobie. - informuje i próbuje odebrać od niego zakupy, ale jest uparty i odsuwa je ode mnie.
Omija mnie i idzie w stronę mojego domu, a ja za nim. Zatrzymuje się przed drzwiami i czeka, aż je otworze.
- Nie musisz dziękować. - mówi, gdy podchodzę i otwieram drzwi.
Wchodzi szybko pierwszy, a ja ściągam buty, a następnie chowam je do szafki. Odkładam torebkę na komodę i wchodzę do środka.
- Tato już jestem! - krzyczę, ale nikt mi nie odpowiada.
Idę do kuchni, gdzie poszedł Black, ale go tam nie widzę. Zakupy zostawił na blacie o wyparował.
- Black? - pytam. - Mike? Gdzie wy wszyscy jesteście?! - krzyczę już lekko zdenerwowana całą tą sytuacją.
Wchodzę do salonu, ale tam tez nikogo nie ma, a drzwi tarasowe są otwarte. Firanka pod wpływem wiatru się kołysze. Czuje się jak w horrorze. Idę powoli w stronę tarasu.
- Stój! - ktoś krzyczy za mną, a ja ze strachu, aż podskakuje i odwracam się w stronę głosu.
- Tato! - niemal piszczę. - Wystraszyłeś mnie! - mówię wkurzona.
- Chodź do kuchni pomożesz mi przygotować wszystko. - informuje, a ja kiwam głową i idę za nim. - Kupiłaś wszystko? - pyta i wyciąga wszystko z jednej siatki.
- Wszystko co było na liście. - odpowiadam, a tata podnosi na mnie zmrożony wzrok. - Coś nie tak? - pytam.
- Po co kupiłaś pampersy? - pyta zdziwiony.
- Nie kupiłam. - protestuje i sięgam do siatki.
Spoglądam do środka, gdzie znajdują się pampersy, kaszka w proszku dla dzieci, dwa wina i prezerwatywy.
- To nie moje. Black się musiał pomyśleć. - odpowiadam, a tata marszczy brwi. - Zaraz wrócę. - informuje i wybiega z domu.
Wchodzę na sąsiednie podwórko i dzwonię dzwonkiem. Drzwi po chwili się otwierają, a w nich staje pani Izabella z małą Mają na rękach.
- Dzień dobry. - mówię na przywitanie zdyszany głosem.
- Dzień dobry Lily coś się stało? - pyta.
- Black pomylił siatki z zakupami i tak się stało, ze ja mam jego, a on wziął moją. - odpowiadam.
- Oh.. - wzdycha. - Przepraszam Cię z niego ma za dużo na głowie. - informuje, a ja kiwam głową ze zrozumieniem. - Wejdź.
***
Jeśli będzie 30 gwiazdek jeszcze dziś pojawi się kolejny rozdział ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro