Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

- Nie trzeba. - odpowiedziałam i szlam dalej.

Usłyszałam za sobą pisk opon, a samochód po chwili jechał obok mnie. Myślałam, że sobie pojedzie, ale był krok w krok za mną. Odwróciłam głowie w jego kierunku, a naszej wzrok się spotkał.

- Wsiadaj. - powiedział jakby był to rozkaz. - Też jadę do sklepu. - dodał, a moje oczy pewnie wyglądały jakby miał wypaść z orbity.

- Skąd wiesz gdzie idę?

- Nie gadaj tylko wsiadaj. - parsknął śmiechem, a ja niepewnie podeszłam do samochodu i otworzyłam drzwi. - Szybciej, bo mi się spieszy.

- O piętnastej sklepu Ci nie zamkną. - posłałam mu gniewne spojrzenie na co znów się uśmiechnął.

Zapięłam pas, a chłopak odjechał. Jedliśmy w ciszy, a ja nie wiedziałam co robić. Czy się odezwać, czy jechać cicho.

- Po co jedziesz do sklepu? - pytam śmiejąc się w myślach z tego co powiedziałam.

- A ty? - zapytał i zatrzymał się na skrzyżowaniu.

- Po zakupy.

- Masz odpowiedź. - oświadczył.

Znów zapadła cisza, więc postanowiłam zadać kolejne pytanie.

- Idziesz gdzieś dzisiaj? - zapytałam.

- Dlaczego pytasz? - spojrzał na mnie.

- Jesteś ubrany inaczej niż zwykle.

- Mama dostała zaproszenie i poprosiła mi, żebym jej towarzyszyły.

- Okey. - odpowiedziałam, a moja torebka zawibrowała.

Wyciągnęłam z niej telefon i odczytałam wiadomość od Nicol.

Od Nicol❤️🙈: Amandzie odbiło przez Leona...

Na samą myśl co teraz Amanda wyrabia u blondynki na moich ustach pojawił się uśmiech, który kierowca samochodu, w którym jestem obecnie pasażerem to zauważył.

- Czemu się tak szczerzysz? - zapytał, a ja podniosłam wzrok z nad telefonu.

Zatrzymał samochód na czerwonym świetle. Patrzał prosto w moje oczy, a ja w niego. Czarne jak węgiel oczy przeszywały mnie wzrokiem. Black ma cudowny kolor oczu. Jego wzrok zszedł na moje wargi. Między nami panowała cisza. Byliśmy w transie obserwując się nawzajem.

Twarz blondyna niebezpiecznie znalazła się w moim kierunku. Dzieliło nas kilka centymetrów od siebie, gdy rozbrzmiał dźwięk trąbienia z samochodu za nami.

Oboje wróciliśmy do rzeczywistości. Black ruszył szybciej niż dotychczas jechaliśmy i w ciszy dotarliśmy na parking supermarketu.

- Dzięki. - powiedziałam i opuściłam samochód.

Schowałem telefon do torebki, idąc w pośpiechu do budynku nazywanym supermarketem.

Co się przed chwilą wydarzyło? Czy Black chciał mnie pocałować? Dlaczego? Te pytania zostaną w mojej głowie przez najbliższy czas.

Wzięłam koszyk i zaczęłam od pierwszego produktu, który był na liście, a po dwudziestu minutach miałam już wszystko. Podeszłam do kasy i wypakowałam wszystko na taśmę, która zaczęła się przesuwać, aż była moja kolej. Odwróciłam się w kierunku drugiej kasy, gdzie Black wpisywał pin.

- 68,54 - usłyszałam sprzedawczynie.

Podałam jej banknot, a po chwili otrzymałam resztę. Kobieta podziękowała i zaprosiła ponownie, a ja odeszłam biorąc dwie siatki zakupów. Szłam przed siebie, a drzwi automatycznie się otworzyły.

- Daj to. - usłyszałam za sobą, a ciężar z moich rak zniknął.

- Poradzę sobie. - zaprotestowałam i odwróciłam się do niego przodem.

- Daj spokój. - powiedział idąc w stronę swojego samochodu z trzema siatkami.

Prawda była taka, że nie chciałam iść z tymi ciężkimi siatkami sama do domu, ale też nie chciałam przebywać w towarzystwie Blacka.

Podążyłam szybkim krokiem za nim. Chłopak zamknął bagażnik i otworzył drzwi od strony pasażera.

- Wsiadaj. - powiedział nie patrząc na mnie, a ja wykonałam polecenie po czym zamknął za mną drzwi.

Obszedł samochód do około i wsiadł za kierownice. Zapieliśmy w tym samym czasie pas przez co nasze ręce się o siebie otarły, a moje ciało przeszedł dreszcz co blondyn zauważył i uśmiechnął się pod nosem.

Przez całą drogę powrotną się nie odzywałam. Panowała między nami niezręczna cisza, aż na wyświetlaczu radia pojawiło się połączenie od Rachel. Chłopak wygrzebał telefon z kieszenie w spodniach i odebrał połączenie odłączając obce głośnomówiącą.

- Coś ważnego, bo nie mogę teraz gadać? - zapytał, zatrzymując się na światłach. - Dziś nie mam czasu. Znajdź sobie kogoś innego na te gierki. - powiedział i ruszył, gdy światło zmieniło się na zielone. - Powiedziałem Ci już co dziś robię i nie będę zmieniał planów specjalnie dla Ciebie. - warknął, a mnie, aż przeszły ciarki po plecach przez jego ton.

Rozłączył się i odłożył telefon do kieszeni. Zacisnął mocno ręce na kierownicy, a ja nie wiedziałam co się dzieje.

- Wszystko ok? - pytam niepewnie.

- Tak. - odpowiedział bardziej kierując to słowo w powietrze niż odpowiadając mi na pytanie.

Po chwili jesteśmy pod jego domem. Opuszczam samochód i czekam, aż odzyskam swoje zakupy.

- Pomogę Ci to zanieść. - mówi i otwiera bagażnik.

- To tylko kilka kroków, poradzę sobie. - informuje i próbuje odebrać od niego zakupy, ale jest uparty i odsuwa je ode mnie.

Omija mnie i idzie w stronę mojego domu, a ja za nim.  Zatrzymuje się przed drzwiami i czeka, aż je otworze.

- Nie musisz dziękować. - mówi, gdy podchodzę i otwieram drzwi.

Wchodzi szybko pierwszy, a ja ściągam buty, a następnie chowam je do szafki. Odkładam torebkę na komodę i wchodzę do środka.

- Tato już jestem! - krzyczę, ale nikt mi nie odpowiada.

Idę do kuchni, gdzie poszedł Black, ale go tam nie widzę. Zakupy zostawił na blacie o wyparował.

- Black? - pytam. - Mike? Gdzie wy wszyscy jesteście?! - krzyczę już lekko zdenerwowana całą tą sytuacją.

Wchodzę do salonu, ale tam tez nikogo nie ma, a drzwi tarasowe są otwarte. Firanka pod wpływem wiatru się kołysze. Czuje się jak w horrorze. Idę powoli w stronę tarasu.

- Stój! - ktoś krzyczy za mną, a ja ze strachu, aż podskakuje i odwracam się w stronę głosu.

- Tato! - niemal piszczę. - Wystraszyłeś mnie! - mówię wkurzona.

- Chodź do kuchni pomożesz mi przygotować wszystko. - informuje, a ja kiwam głową i idę za nim. - Kupiłaś wszystko? - pyta i wyciąga wszystko z jednej siatki.

- Wszystko co było na liście. - odpowiadam, a tata podnosi na mnie zmrożony wzrok. - Coś nie tak? - pytam.

- Po co kupiłaś pampersy? - pyta zdziwiony.

- Nie kupiłam. - protestuje i sięgam do siatki.

Spoglądam do środka, gdzie znajdują się pampersy, kaszka w proszku dla dzieci, dwa wina i prezerwatywy.

- To nie moje. Black się musiał pomyśleć. - odpowiadam, a tata marszczy brwi. - Zaraz wrócę. - informuje i wybiega z domu.

Wchodzę na sąsiednie podwórko i dzwonię dzwonkiem. Drzwi po chwili się otwierają, a w nich staje pani Izabella z małą Mają na rękach.

- Dzień dobry. - mówię na przywitanie zdyszany głosem.

- Dzień dobry Lily coś się stało? - pyta.

- Black pomylił siatki z zakupami i tak się stało, ze ja mam jego, a on wziął moją. - odpowiadam.

- Oh.. - wzdycha. - Przepraszam Cię z niego ma za dużo na głowie. - informuje, a ja kiwam głową ze zrozumieniem. - Wejdź.

***

Jeśli będzie 30 gwiazdek jeszcze dziś pojawi się kolejny rozdział ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro