VI
Dochodzi już trzecia w nocy, a ja dalej nie śpię. Myślę nad tym co powiedział mi Mike i David. Dlaczego nic nie wiedziałam, że miałam mieć rodzeństwo? Czy tata wiedział? Czy tata wie, że ma starszego syna? Czy zapytać go o Davida?
Wstałam z łóżka przebrałam się w dresy i wyszłam z domu na spacer. Muszę się przewietrzyć. To wszystko to za dużo na mnie w tak krótkim czasie. Chłopak, który mi się podobał jest moim bratem. Dlaczego akurat ja? Dlaczego to wszystko spotyka moją rodzinę?
Mijałam dom, za domem, ulice za ulicą, aż znalazłam się w parku. Zajęłam jedną z bliższych ławek i podziwiałam park w blasku latarni. Podwinęłam nogi i się skuliłam. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Zamknęłam oczy, pozwalając łzą swobodnie spływać z mojej twarzy.
Nie mam pojęcia ile tam siedziałam, aż w końcu poczułam coś mokrego przesuwającego się po moim nadgarstku. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Rufiego. Psa pani Thomas. Otarłam szybko mokre od łez policzka i szukałam właścicielki małej białej kulki, ale nie znalazłam.
- Z kim ty tu jesteś? - zadałam sobie pytanie i poklepałam miejsce obok, a maltańczyk od razu wskoczył i położył mi głowę na udzie.
- Lily? - usłyszałam dobrze znajomy mi głos za sobą.
- Black? - zapytałam zdziwiona, bo chłopak nigdy nie lubił tego psa i nienawidził z nim wychodzić na spacery.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Siedzę, a ty? - spojrzałam mu prosto w oczy i żałowałam tego, bo od razu wyczuł, że jest coś nie tak.
- Dlaczego płaczesz? - zmienia temat.
- Nie ważne. - odpowiadam i przenoszę wzrok na mojego białego przyjaciela.
- Masz. - powiedział i podał mi swoją skórzaną kurtkę. - Zimno jest. - dodał.
- Nie potrzebuje. - upieram się i zaprzeczam głową.
- Mogę się dosiąść? - pyta blondyn i zakłada na moje ramiona swoją skórzaną kurtkę.
- Jasne. - odpowiadam wpatrując się w psa.
Siedzimy w niezręcznej ciszy. Nie wiem czy się odezwać i jaki zacząć temat.
- Dlaczego tu przyszłaś?
- Nie mogłam spać. A ty?
- Tak samo. - spoglądam na niego.
- Myślałam, że nie opuszczasz żadnej imprezy.
- Kiedyś trzeba sobie zrobić przerwę.
Znów zapada cisza, a ja czekam, aż w końcu sobie pójdzie. Nie lubię jego towarzystwa. Odkąd się tu przeprowadziliśmy nienawidziłam go. Nie lubił swojego psa, a ja go kochałam. Miał wszystko co ja chciałam, a nie mogłam mieć.
- Chodź odprowadzę Cię do domu. - powiedział i wstał.
- Nie dziękuję. Sama zaraz pójdę. - oznajmiłam.
- Muszę się Tobą zająć. - dodał, a ja zdziwienia podniosłam na niego wzrok.
- Sama umiem się sobą zająć. Poza tym bała bym się, że mnie możesz zgwałcić. - powiedziałam na co on parsknął śmiechem.
- Gdybym chciał już dawno bym to zrobił. Poza tym wolę jak kobiety się same oddawają w moje ręce. A teraz chodź i już nic nie gadaj. - wytłumaczył.
- Spadaj stąd! - warknęłam w jego kierunku i polowanie skuliłam się na ławce oddając, a tak właściwie rzucając w jego kierunku kurtką.
- Nie rycz już. Wstawaj i wracaj do domu póki go jeszcze masz. - dodał wstając z ławki.
- Co sugerujesz? - zmarszczkami brwi, spoglądając na niego.
- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz wstawaj.
Jego telefon zawibrował i wydał z siebie dźwięk. Black spojrzał ma wyświetlacz następnie na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- O co chodzi? - zapytałam.
Chłopak odszedł dalej i odebrał telefon nie odzywając się do mnie. Obserwowałam każdy jego ruch nie wiedząc o co chodzi i czemu się tak na mnie patrzał. Zaczął wymachiwać ręką podnosząc głos z czego i tak nic nie usłyszałam, ponieważ był za daleko.
Wstałam z ławki i wolnym krokiem zaczęłam maszerować w stronę domu. To było dziwne.
***
Obudziłam się rano przez dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym pojawiło się zdjęcie Amandy. Zrobiłam jej to zdjęcie jak na szkolnej stołówce śliniła się na widok Leona z 3a. Przesunęłam palcem po wyswietlaczu i odebrałam połączenie.
- Tak? - zapytałam.
- Nie uwierzysz co się stało! - zapiszczała.
- Oświeć mnie. - odpowiedziałam zasypanym głosem.
- Leon do mnie napisał! - powiedziała piskliwie.
Przez godzinę rozmawiałyśmy, a blondynka zachwycała się rozmową z starszym chłopakiem ze szkoły. Chyba trzy razy w ciągu tego czasu przeczytała mi co do niej napisał.
- Ja już będę kończyć, bo muszę się przygotować na spotkanie rodzinne.
- Okey to ja zadzwonię do Nicol opowiedzieć jej co sie wydarzyło. Może już wstała.
Pogadaliśmy jeszcze chwile i się rozliczyliśmy. Podłączyłem telefon to ładowania, zostawiajac go na szafce nocnej. Wstałam z łóżka zaczynajac swój dzisiejszy dzień. Moja rodzinna impreza urodzinowa. Brzmi niezłe. Prawda?
***
W ciągu godziny zrobiłam poranna rutynę, zjadłam śniadanie i posprzątałam w całym domu. Dziś sobotnie lipcowe popołudnie. Mój brat jest obecnie na zajęciach z piłki nożnej, a tata w firmie.
Po odejściu mamy w firmie były duże kłopoty, bo to jednak kobieta zawsze dobrze wszystko planuje. Przez pierwsze dwa miesiące tata był sam z tym wszystkim, aż zatrudnił kobietę. Wysoka blondynka. Jest o trzy lata młodsza od taty i za nic nie zastąpi mamy na tym stanowisku, ale jak to tata powiedział radzi sobie całkiem nieźle.
- Jestem! - usłyszałam głos brata i trzaśnięcie drzwi głównych.
- Jestem w kuchni. - odpowiadam i wyjmuje naczynia ze zmywarki. - Jak tam na treningu? - zapytałam, gdy zauważyłam go w progu wejścia do pomieszczenia.
- Tragicznie. - powiedział ze skwaszoną miną.
- Dlaczego? Co się stało?
- Mieliśmy trening z dziewczynami. - powiedział wściekły.
- No wiesz dziewczyny też lubią grać w piłkę nożną.
- One nie umieją grać. A tym bardziej Ania.
- To może byś udzielił jej korepetycji. - zaśmiałem się na co ten rzucił we mnie jabłkiem z blatu, które przeleciało tuż obok mojej głowy i wyładowało na blacie za mną.
- Ona to by mogła zacząć chodzić do klubu nocnego i tak wypinać ten swój wielki tyłek, a nie ja boisku. - warknął i opuścił pomieszczenie.
***
O czternastej zjawił się w domu mój tata, który dał mi pieniądze i listę zakupów, które mam zrobić w supermarkecie. Byłam wkurzona tym, że nie zrobił tego wcześniej przez co nie będę mogła przygotować się na przyjęcie. Poszłam do swojego pokoju przebrać się w czarna rozkloszowana spódniczkę do połowy idą i białą bluzkę na ramiączkach. W pośpiechu chwyciłam torebkę, do której wrzuciłam telefon, listę zakupów i portfel.
Wyszłam z domu zakładając na nogi czarne vansy i wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę najbliższego sklepu. Wychodząc z podwórka do moich uszu dotarło trzaśnięcie drzwi w domu obok. Spojrzałam w tamtym kierunku, gdzie dostrzegłam Blacka. Był ubrany w koszule i czarne poszarpane spodnie do kolan. Pierwszy raz go widzę w koszuli. Drzwi za nim ponownie się odtworzyły, a w progu stała jego mama i zaczęła krzyczeć w jego kierunku.
- Zapomniałeś pieniędzy!
- Zapłacę kartka! - krzyknął i wsiadł do swojego czarnego bmw.
Drzwi się za nim zatrzasnęły, a następnie usłyszałam dźwięk silnika. Przeszłam obok pojazdu, a okno od strony pasażera się otworzyło.
- Podwiozę Cię.
***
Przepraszam, że od miesiąca nie było rozdziałów, ale nie miałam czasu pisać rozdziałów. Od dziś postaram się dodawać rozdziały częściej. Mam nadzieje, że się podobało i zostawicie gwiazdkę 🤕❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro