Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI

Dochodzi już trzecia w nocy, a ja dalej nie śpię. Myślę nad tym co powiedział mi Mike i David. Dlaczego nic nie wiedziałam, że miałam mieć rodzeństwo? Czy tata wiedział? Czy tata wie, że ma starszego syna? Czy zapytać go o Davida?

Wstałam z łóżka przebrałam się w dresy i wyszłam z domu na spacer. Muszę się przewietrzyć. To wszystko to za dużo na mnie w tak krótkim czasie. Chłopak, który mi się podobał jest moim bratem. Dlaczego akurat ja? Dlaczego to wszystko spotyka moją rodzinę?

Mijałam dom, za domem, ulice za ulicą, aż znalazłam się w parku. Zajęłam jedną z bliższych ławek i podziwiałam park w blasku latarni. Podwinęłam nogi i się skuliłam. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Zamknęłam oczy, pozwalając łzą swobodnie spływać z mojej twarzy.

Nie mam pojęcia ile tam siedziałam, aż w końcu poczułam coś mokrego przesuwającego się po moim nadgarstku. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Rufiego. Psa pani Thomas. Otarłam szybko mokre od łez policzka i szukałam właścicielki małej białej kulki, ale nie znalazłam.

- Z kim ty tu jesteś? - zadałam sobie pytanie i poklepałam miejsce obok, a maltańczyk od razu wskoczył i położył mi głowę na udzie.

- Lily? - usłyszałam dobrze znajomy mi głos za sobą.

- Black? - zapytałam zdziwiona, bo chłopak nigdy nie lubił tego psa i nienawidził z nim wychodzić na spacery.

- Co ty tu robisz? - zapytał.

- Siedzę, a ty? - spojrzałam mu prosto w oczy i żałowałam tego, bo od razu wyczuł, że jest coś nie tak.

- Dlaczego płaczesz? - zmienia temat.

- Nie ważne. - odpowiadam i przenoszę wzrok na mojego białego przyjaciela.

- Masz. - powiedział i podał mi swoją skórzaną kurtkę. - Zimno jest. - dodał.

- Nie potrzebuje. - upieram się i zaprzeczam głową.

- Mogę się dosiąść? - pyta blondyn i zakłada na moje ramiona swoją skórzaną kurtkę.

- Jasne. - odpowiadam wpatrując się w psa.

Siedzimy w niezręcznej ciszy. Nie wiem czy się odezwać i jaki zacząć temat.

- Dlaczego tu przyszłaś?

- Nie mogłam spać. A ty?

- Tak samo. - spoglądam na niego.

- Myślałam, że nie opuszczasz żadnej imprezy.

- Kiedyś trzeba sobie zrobić przerwę.

Znów zapada cisza, a ja czekam, aż w końcu sobie pójdzie. Nie lubię jego towarzystwa. Odkąd się tu przeprowadziliśmy nienawidziłam go. Nie lubił swojego psa, a ja go kochałam. Miał wszystko co ja chciałam, a nie mogłam mieć.

- Chodź odprowadzę Cię do domu. - powiedział i wstał.

- Nie dziękuję. Sama zaraz pójdę. - oznajmiłam.

- Muszę się Tobą zająć. - dodał, a ja zdziwienia podniosłam na niego wzrok.

- Sama umiem się sobą zająć. Poza tym bała bym się, że mnie możesz zgwałcić. - powiedziałam na co on parsknął śmiechem.

- Gdybym chciał już dawno bym to zrobił. Poza tym wolę jak kobiety się same oddawają w moje ręce. A teraz chodź i już nic nie gadaj. - wytłumaczył.

- Spadaj stąd! - warknęłam w jego kierunku i polowanie skuliłam się na ławce oddając, a tak właściwie rzucając w jego kierunku kurtką.

- Nie rycz już. Wstawaj i wracaj do domu póki go jeszcze masz. - dodał wstając z ławki.

- Co sugerujesz? - zmarszczkami brwi, spoglądając na niego.

- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz wstawaj.

Jego telefon zawibrował i wydał z siebie dźwięk. Black spojrzał ma wyświetlacz następnie na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

- O co chodzi? - zapytałam.

Chłopak odszedł dalej i odebrał telefon nie odzywając się do mnie. Obserwowałam każdy jego ruch nie wiedząc o co chodzi i czemu się tak na mnie patrzał. Zaczął wymachiwać ręką podnosząc głos z czego i tak nic nie usłyszałam, ponieważ był za daleko.

Wstałam z ławki i wolnym krokiem zaczęłam maszerować w stronę domu. To było dziwne.

***

Obudziłam się rano przez dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym pojawiło się zdjęcie Amandy. Zrobiłam jej to zdjęcie jak na szkolnej stołówce śliniła się na widok Leona z 3a. Przesunęłam palcem po wyswietlaczu i odebrałam połączenie.

- Tak? - zapytałam.

- Nie uwierzysz co się stało! - zapiszczała.

- Oświeć mnie. - odpowiedziałam zasypanym głosem.

- Leon do mnie napisał! - powiedziała piskliwie.

Przez godzinę rozmawiałyśmy, a blondynka zachwycała się rozmową z starszym chłopakiem ze szkoły. Chyba trzy razy w ciągu tego czasu przeczytała mi co do niej napisał.

- Ja już będę kończyć, bo muszę się przygotować na spotkanie rodzinne.

- Okey to ja zadzwonię do Nicol opowiedzieć jej co sie wydarzyło. Może już wstała.

Pogadaliśmy jeszcze chwile i się rozliczyliśmy. Podłączyłem telefon to ładowania, zostawiajac go na szafce nocnej. Wstałam z łóżka zaczynajac swój dzisiejszy dzień. Moja rodzinna impreza urodzinowa. Brzmi niezłe. Prawda?

***

W ciągu godziny zrobiłam poranna rutynę, zjadłam śniadanie i posprzątałam w całym domu. Dziś sobotnie lipcowe popołudnie. Mój brat jest obecnie na zajęciach z piłki nożnej, a tata w firmie.

Po odejściu mamy w firmie były duże kłopoty, bo to jednak kobieta zawsze dobrze wszystko planuje. Przez pierwsze dwa miesiące tata był sam z tym wszystkim, aż zatrudnił kobietę. Wysoka blondynka. Jest o trzy lata młodsza od taty i za nic nie zastąpi mamy na tym stanowisku, ale jak to tata powiedział radzi sobie całkiem nieźle.

- Jestem! - usłyszałam głos brata i trzaśnięcie drzwi głównych.

- Jestem w kuchni. - odpowiadam i wyjmuje naczynia ze zmywarki. - Jak tam na treningu? - zapytałam, gdy zauważyłam go w progu wejścia do pomieszczenia.

- Tragicznie. - powiedział ze skwaszoną miną.

- Dlaczego? Co się stało?

- Mieliśmy trening z dziewczynami. - powiedział wściekły.

- No wiesz dziewczyny też lubią grać w piłkę nożną.

- One nie umieją grać. A tym bardziej Ania.

- To może byś udzielił jej korepetycji. - zaśmiałem się na co ten rzucił we mnie jabłkiem z blatu, które przeleciało tuż obok mojej głowy i wyładowało na blacie za mną.

- Ona to by mogła zacząć chodzić do klubu nocnego i tak wypinać ten swój wielki tyłek, a nie ja boisku. - warknął i opuścił pomieszczenie.

***

O czternastej zjawił się w domu mój tata, który dał mi pieniądze i listę zakupów, które mam zrobić w supermarkecie. Byłam wkurzona tym, że nie zrobił tego wcześniej przez co nie będę mogła przygotować się na przyjęcie. Poszłam do swojego pokoju przebrać się w czarna rozkloszowana spódniczkę do połowy idą i białą bluzkę na ramiączkach. W pośpiechu chwyciłam torebkę, do której wrzuciłam telefon, listę zakupów i portfel.

Wyszłam z domu zakładając na nogi czarne vansy i wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę najbliższego sklepu. Wychodząc z podwórka do moich uszu dotarło trzaśnięcie drzwi w domu obok. Spojrzałam w tamtym kierunku, gdzie dostrzegłam Blacka. Był ubrany w koszule i czarne poszarpane spodnie do kolan. Pierwszy raz go widzę w koszuli. Drzwi za nim ponownie się odtworzyły, a w progu stała jego mama i zaczęła krzyczeć w jego kierunku.

- Zapomniałeś pieniędzy!

- Zapłacę kartka! - krzyknął i wsiadł do swojego czarnego bmw.

Drzwi się za nim zatrzasnęły, a następnie usłyszałam dźwięk silnika. Przeszłam obok pojazdu, a okno od strony pasażera się otworzyło.

- Podwiozę Cię.

***

Przepraszam, że od miesiąca nie było rozdziałów, ale nie miałam czasu pisać rozdziałów. Od dziś postaram się dodawać rozdziały częściej. Mam nadzieje, że się podobało i zostawicie gwiazdkę 🤕❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro