Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Siedem lat później:

Kate:

- Mamusiu ja nie pójdę tam! - wykrzyczał Mike.

- Zamknij się debilu! - walnęła go w głowę Lili.

- Sama się zamknij idiotko! - odpowiedział.

- Mikuś błagam Cię dziś ostatni dzień. - powiedziałam błagalnym tonem zatrzymując się na czerwonym świetle.

- Mówiłaś to wczoraj, przedwczoraj i przedprzedwczoraj! - zaczął wyliczać na palcach.

- Dziś jest piątek. - wyjaśniłam. - Jutro jedziesz na weekend do dziadków.

- I znów będę musiał słuchać kazań dziadka Darka, że nie umiem czytać.

- Każdy normalny człowiek umie czytać, a co za tym idzie, że jesteś nienormalnym debilem na ziemi. - zaśmiała się dziewczynka.

- Zamknij się ty niedorozwoju! - odpowiedział.

To ja Kate Williams. Żona Alana Williamsa oraz matka dziewięcioletniej Lili i siedmioletniego Mike. Czasem dziwię się skąd moje dzieci biorą te wszystkie słowa. Mówię wszystko co im do głowy przyjdzie i nie myślą o konsekwencjach. Jeszcze nigdy nie było miesiąca, w którym nie byłam wzywana do szkoły za kolejną głupotę jaką popełniają. Mam obecnie trzydzieści lat i jestem wspólnikiem w firmie męża. Często wyjeżdżamy na konferencję i wyjazdy służbowe przez co nasze dzieci są wychowywane przez rodziców Alana. Kiedy pracowała u nas pani Gabriela jako opiekunka była to naprawdę fajna dziewczyna. Miała dwadzieścia pięć lat, ale dzieci nie chciały obcej osoby w domu i wykurzyły ja tak szybko jak tu przyszła. Nie było nas zaledwie dwie godziny, a one urządziły sobie z domu tor przeszkód, w którym opiekunka była zawodnikiem. Wpadła w poślizg na płytkach, na których był rozlany olej i złamała nogę.

Leon od ślubu nie pojawił się w moim życiu i z tego co mi wiadomo wyprowadził się za granicę. Zaczął brać jakieś prochy przez co był jaki był, ale tego już się nie zmieni. Jeśli mam czegoś żałować to tego, że nie odeszłam od niego wcześniej.

- Jesteśmy. - zaparkowałam pod dużym pomarańczowym budynkiem nazywanym szkołą.

- Kończę o późno nie musisz po mnie przyjeżdżać. - powiedziała Lili i wysiadła z samochodu biegnąc do budynku.

- Ja nie chce. - zaczął marudzić chłopiec. - Zawieź mnie dziś do dziadków. Zacznę weekend wcześniej, a pani powiesz, że jestem chory. - posłał mi słodkie oczka.

- Powiedz mi dlaczego Lili leci biegiem do szkoły, a ty nie? - zapytałam.

- Bo ma chłopaka. - powiedział cicho, żeby nie usłyszałam, ale mu się nie udało.

- Naprawdę? Kogo? - zapytałam zaciekawiona.

- Powiem jak zawieziesz mnie do dziadków. - uśmiechnął się chytrze.

- No dobrze. - przewróciłam oczami.

- Harry z 5a ten wnuczek naszej sąsiadki. - zaczął tłumaczyć. - To co do dziadków? - zapytał, a ja odpaliłem silnik i odjechałam.

- Będziesz musiał jechać ze mną do lekarza. - poinformowałam go.

- Okey. - odpowiedział krótko.

***

Po chwili byliśmy pod budynkiem, gdzie zaparkowałam samochód na pierwszym lepszym miejscu, a następnie znaleźliśmy się w poczekalni czekając na swoją kolej.

- Poczekasz tu czy pójdziesz ze mną do środka? - zapytałam zajmując wolne miejsce.

- Poczekam tu. - odpowiedział i usiadł obok.

- Na pewno? - zapytałam.

- Mamo jestem już duży. - powiedział.

- To samo mówiłeś w wakacje, gdy pojechałeś na kolonie szkolną z Lili. - przypomniałam mu.

- To było kiedyś i nie prawda. - machnął ręką.

- Kate Williams. - usłyszałam swoje imię i nazwisko.

- Ja idę, a ty masz tu siedzieć. - zagroziłam mu palcem.

- Jasne. - kiwnął głową. - Mamo, a sam mi swój telefon? - zapytał, gdy się odwróciłam, a ja wyciągnęłam urządzenie z torebki i mu podałam.

Mike:

Mijała sekunda za sekundą. Minuta za minutą, a mi telefon mamy się już znudził. Nie mam pojęcia ile już tam była, ale chciałem już stąd iść. Popatrzałem na drzwi, do których weszła i zacząłem składać litery z plakietki na nich. Spojrzałem na starszą babę obok i szturchnąłem ręką, jak każdego kolegę, z którym siedzę na lekcji.

- Pani po co chodzi się do gnekoloka? - zapytałem.

- Chyba chodzi Ci o ginekologa. - powiedziała.

- O tam. - pokazałem palcem na drzwi.

- Pewnie twoja mamusia jest w ciąży. - odpowiedziała.

- Co to ciąża? Moja mam jest chora? - zapytałem spanikowany.

- Ciąża to nie choroba. Będziesz mieć pewnie braciszka albo siostrzyczkę. - posłała mi uśmiech.

- Mam już głupia siostrę. - zmarszczyłam brwi.

- Mike! - usłyszałem głos mamy, a następnie ujrzałem ją przed sobą. - Przepraszam panią bardzo. - powiedziała do tej pani.

- Za co ty przepraszasz ją? - zdziwiłem się. - Przecież jej nic nie zrobiłaś.

- Mike. - posłała mi wrogie spojrzenie.

- Już nic nie mówię.

- Jeszcze raz panią przepraszam.

- Nie ma za co. - odpowiedziała.

Kate:

- Mike nie można się tak odzywać do innych. - upomniałam go w drodze do moich teściów.

- A co ja niby zrobiłem? - wzruszył ramionami.

- Nie można mówić do obcej osoby, że masz głupia siostrę i ... - nie dokończyłam, bo mi przerwał.

- Ale przecież to prawda.

- Mike!

- Dobrze rozumie. Mam być miły dla nieznajomych.

***

- A ty znów nie poszła do szkoły? - zapytał mężczyzna.

- Ty będziesz mnie dziś uczyć czytać. - powiedział chłopiec i wbiegł do willi.

- Ja przepraszam za kłopot, ale nie dawał mi spokoju. - wytłumaczyłam.

- Rozumiem. Wszystkie cechy odziedziczył po Alanie. - zaśmiał się.

- Ja już muszę jechać. - poinformowałam.

- Jasne do zobaczenia. - odpowiedział.

Mike:

- To co tu pisze? - zapytał dziadek.

- K u t. - przeczytałem.

- To jest o. - pokazał.

- Mikuś przyjechał?

- Babcia!! - zacząłem krzyczeć i pobiegłem do drzwi wejściowych.

- A czemu ty nie w szkole? - zapytała.

- Zaczynam dziś weekend. - posłałem jej uśmiech.

- Oj ty mały chuliganie. - zagroziła mi palcem. - Co chcesz na śniadanie? - zapytała.

- Płatki z mlekiem!

- To ja idę zrobić, a ty leć do dziadka.

***

Siedziałem przy stole w jadalni z i jadłem płatki. Dziadek siedział obok z gazetą i popijał herbaty, a babcia zajęła miejsce naprzeciwko mnie z jajecznicą.

- A wiecie, że będę miał siostrzyczkę, albo braciszka? - zapytałem, a dziadek zaczął kaszleć i odstawił kubek z napojem na stolik.

- Kto Ci tak powiedział? - zapytała kobieta.

- Taka stara baba.

- Mike nie wolno tak mówić.

- No, ale byłem z mamą u lekarza i tam zapytałem pani po co chodzi się do gnekoloka, a ona powiedziała, że mama jest w cięży. - odpowiedziałem.

Kate:

Jechałam do biura, gdy zadzwonił Alan. Spojrzałam na wyświetlacz radia i odebrałam.

- Tak kochanie?

- Gdzie jesteś? - zapytał zniecierpliwiony.

- Zaraz będę. - odpowiedziałam.

- Idź od razu do sali konferencyjnej. - poinformował.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i się rozłączyłam. Znów na moje nieszczęście zapaliło się czerwone światło, a ja ledwo co wychamowałam, gdy poczułam uderzenie. Usłyszałam tłuczącą się szybę, dźwięk klaksonu i zrobili mi się ciemno przed oczami. Czułam się dziwnie. Jakby to był już koniec...

***

Witamy was w 2 części ,,Mała księżniczka"
Jeśli nie czytaliście pierwszej części
to oczywiście nie musicie, bo to jest
całkiem inny rozdział życia rodziny
Williams, ale jeśli chcecie wiedzieć
wszystko w szczegółach to zapraszam
do przeczytania poprzedniej części.
Dziękuję, że jesteście ze mną i za
tak wiele miłych słów. Gdy zaczęłam tu
pisać nie wiedziałam, że są na świecie
tacy wspaniali ludzie jak wy.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam
i jeszcze raz dziękuję za wszystko❤️
Rozdziały będą się pojawiać co jakiś
czas i będą miały po około 1000 słów,
ponieważ niestety jestem leniem🙁
Zapraszam do czytania😘
Do osób, które są ze mną od początku.
Przepraszam, ale musiałam uśmiercić Kate...😭

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro